Ostatnie dmuchawce jesieni. Puchaty cud listopada, który musisz zobaczyć.

Kiedy planuję dzisiejszą wyprawę, postanawiam, że ani trochę nie będę na niej pracować, robić zdjęć, nagrywać, pisać wierszy itd. Grubo z tydzień nie byłem w lesie, i dziś ciągnie mnie… naprawdę daleko. Gdzieś za Stawy Objezierza. Za oknem swego pokoju zdziwiony słyszę dzierlatkę – co ten ptaszek robi na osiedlu? Rzadko już bardzo je słychać. Myślę sobie jednak wtedy, że ptak oto potwierdza mi kierunek dzisiejszego wypadu, czyli łąki i pastwiska w rolniczej okolicy, swoją drogą naturalny habitat dzierlatek.

Ptaka słyszę jeszcze potem kolejne 3 razy – przy wjezdzie na Jesionowy Szlak, na przystanku pod Klonem Kosturem, i na wyjściu ze szlaku. Cały czas mnie prowadzi, a ja uśmiecham się, bo wiem, że coś tu się kroi. Dziś wzywa mnie daleki Jesion, który dał mi się poznać latem jako Drzewo Bardów, i miał dla mnie ogrom wszelakich znaków. Teraz znakiem jest świergot ptaka. Jak okruszki, pozostawiane na ścieżce w lesie… Ja zbieram uchem, i podążam…

Na szarym, lekko gasnącym horyzoncie szybko osiada słońce. Bezlistne drzewa październikowego ostatka, jakby próbowały nagimi gałęziami jeszcze pochwycić jego promienie. Na dłużej. Zdążyłem idealnie aby… Zrobić zdjęcia ^^ Szkoda przepuścić takie chwile. To dopiero moja druga wizyta tutaj. Z traw podnoszą się nagle trzy sarny i umykają lekko ku mgłom. Mgłom! Rozglądam się zdumiony – delikatne kożuszki pełzną nisko nad ziemią.A przecież od paru dni próbuję i wyczekuję nocy kiedy się zamgli, aby spotkać się z białym oparem na samotnej wędrówce… I od paru dni, nic. Od tej chwili wiem, że tą wyprawę prowadzi moja Dusza, i to wszystko co się dzieje, to jakby przygotowane specjalnie dla mnie. A częstuj się, człowieku. Ptak, sarna, drzewo, mgła? Czym tylko chcesz.

Mgły są żywe, baśniowe i nienasycone. Pełzają, podnoszą się, suną. Łąka oddycha. Życie żyje. Woda wędruje. Żywioł pracuje. Smugi, pasma, zasłony, firanki. Skrywają tajemnice. Szeptają chłodne baśnie. Bo właśnie taki rodzaj mgieł, jest tym z tych najzimniejszych. Maszerując przez ich królestwo, trzeba naprawdę dobrze się ubrać. Odkąd pamiętam, mogłem godzinami wpatrywać się jedynie w same mgły, spoglądać na ich pląsy, tańce i ruchy. Są hipnotyzujące. Nierzeczywiste. Jak nie z tego świata, a przecież jego esencją, wyrazem istnienia. I wtedy je zauważam… Ostatnie jesienne dmuchawce, które zdążyły jeszcze przyoblec się w puch. Bieleją na tle szarzejącej zieleni, jak śnieżynki. Eteryczne kuleczki. Za nimi dogasają ostatnie kolory wieczoru. Wystarczy się nachylić, położyć, aby całym istnieniem zanurzyć w czarodziejski spektakl przemian. Maleńkie ‘’bałwanki’’ wnet pokrywają się rosą, pochłaniając maksimum wilgoci mgielnej, do swych puchatych wnętrz. Wnet stają się zmierzwione, poszarpane i nasiąknięte. Dzielne zmarzluchy. Mgła sunie ponad nimi, równie biała i delikatna jak one. Może to dmuchawcowe sny? A może tak wyglądają właśnie, spełnione marzenia Wędrowców 🙂 Tam, gdzie zaprowadziły dzierlatki.

PS. To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego puchatego!

PERŁY DENDROFLORY. Ogromne głogi z Wielkopolski!

To co widzicie na zdjęciach, to nie drzewa rosnące na skraju lasu, a ‘’zwyczajne’’ polne głogi, które zwykle spotykamy jako niewielkie krzewy, gdzieś na poboczach dróg, w rowach czy nieużytkach. Tym jednak, udało się urosnąć do wyjątkowo wybujałej formy drzewiastej. Prawda, jakie są wielkie! Niespotykanie.

Mogę śmiało powiedzieć, że to największe głogi jakie widziałem w życiu. Musiałem podejść kilka razy i dokonać oględzin, aby się upewnić że to na pewno ten gatunek. Pierwsze zdjęcie dla porównania ze mną, aby zobaczyć jakie są wielkie.

Spoglądam na poorane bliznami życia pnie, których dotyka już oddech nieuniknionego. Odchodzą z godnością, w pokoju, i tak jak bym życzył wszystkim drzewom na świecie – ze starości. Ciekawe, ile mogą mieć lat? Głóg to krzew długowieczny. Dożywają nawet ponad 300 lat. W tym momencie uświadamiam sobie, że one mogły być świadkami jak wzrastał i powstał ten las, mogły być pierwszymi ‘’drzewami’’ jakie osiadły na zapuszczonym ugorze, aby zacząć pracę przekształcania terenu pod przygotowanie dla kolejnych gatunków…Coś mi mówi, że mogą być nawet starsze od wielkiego Dęba Radosława, który rośnie niedaleko i dotąd był głównym druhem, którego odwiedzaliśmy tam na warsztatach dendroterapii. Głogi natomiast to konkretne drzewa pracujące mocno na Przestrzeni Serca, otwierają, wskrzeszają i czyszczą do pełni odczuwania.

Sędziwe, siwe staruszki. Srodzy dziadkowie. Obłamane wichrem konary, niektóre uschnięte do cna. Wiele musiały przejść. W koronach rozgościły się na dobre jemioły, które dopełniają cyklu. Gdy tak patrzę na tych dziaduszków, uruchamia mi się ogromna czułość. Chciałbym ją jakoś okazać, ale czuję tu pewien szorstki respekt. Z charakteru przypominają krasnoludów, co to najpierw zapoznać się dobrze muszą, zanim otworzą na oścież swoje ramiona. A może, nie zadzieje się to nigdy. W którymś momencie dostrzegam, że wysoko na gałęziach, przebijają się pojedyncze, zielone listki. Oni jeszcze żyją! Wciąż tli się tam iskierka. Oznacza to, że drzewo ma jeszcze energię życiową, próbuje, nie poddaje się, i można by z nimi nawiązać kontakt… Ale to jest majestat. Taki trochę królewski, godny, i nieco niedostępny. Nie śmiałbym ich pytać o cokolwiek. Może innym razem, gdy będę miał więcej czasu? A może…

Ten zobaczy, kto wybaczył
Ten zrozumie, co w zadumie
Kroczy cicho,
I w rozumie

Też pokłada zaufanie
Cicho… Ledwo tli przesłanie

Boć jemioła ćmę przynosi
Trudno jest nam słowa głosić

My tu w kniei, wobec dziei
Żyli prosto, w myśl idei

Ten usłyszy, kto spróbował
Z życiem zmierzył, nie żałował

Ten otrzyma, który prosił
Ciosy dzielnie, długo znosił

Ten dostąpi, kto nie zwątpił

Ten poczuje, co swą duszę
W świat wypuścił, obok wzruszeń

Za tym obietnica czeka
A to wszystko, dla Człowieka
Który sięgnie głębiej dłonią
Jemu prawdy się odsłonią

I ten się odnajdzie tutaj
Kto wciąż pyta, sprawdza, szuka

Ten poradzi, co w spokoju
Przetrwał okres trudów, znoju
Niech wybierze,
Z serca szczerze

Niech się wsłucha, w jego brzmienie
Niech przygarnie jego tchnienie

Tam już znajdzie, odkupienie

Słowa gasną, choć całe jestestwo krzyczy o więcej. Przez łuk sklepienia w gałęziach, przebija wrześniowe słońce. Głogi jakby bramę na skraju lasu tworzą, w której celebrują osnute, jesienne zachody. Dopóty na gałązkach zielenią się ostatnie listki, będą szeptać swe prawdy nabyte przez życie. Szkoda, że możemy odbierać tak mało.. W dawnych gawędach ludu, głóg uważa się za drzewo ostrożności i nadziei. Wzrasta powoli, roztropnie, długo i z ufnością, wiedząc doskonale jaka jego rola i zadanie mu przeznaczone .Głóg jest bardzo odpornym krzewem zarówno na mróz, suszę, wiatry, jałowość siedliska. On ufa i zna swoje możliwości. Głóg to lekarz, polny doktor serca…Przypominają o tym jego czerwone owoce. Działa rozkurczowo, ratując nawet po zawale. Łagodzi nerwice i rozkołatanie zmysłów. Działa bardzo łagodnie i nie wykazuje efektów ubocznych. Troskliwy głóg przyciąga do swej zagrody liczne zastępy zwierzęcych biesiadników. Schronieniem jest dla polnego ptactwa wijącego ufnie gniazda pod osłoną kolczastego powiernika ich sekretów. Rubinowymi owocami posilają się drozdy, rudziki, i polne gryzonie. Sam głóg dwuszyjkowy, podczas kwitnienia pachnie tak aromatycznie, że zmysłami wiruje…

Patrzę na ten prześwit i wiem. To ta chwila. A to prawdziwe PERŁY DENROFLORY. Rzadko spotyka się takie okazy. Ile drzew ma możliwość rosnąć od nasiona aż po kres? Niewiele. W ich gasnących głogowych duszach szepcze cała epoka historii tych ziem, i mądrość leśnego ludu. One przekazują ją w głąb, potomnym. Do ostatniego kawałka próchna. I dlatego trzeba o nich opowiedzieć.

Świat przyrody, nie przestaje mnie zadziwiać. To wciąż motywuje do wędrówek, i nieustannie uczy, że nie trzeba szukać daleko…

Zostawiam dziś z Wami. Światło gasnących Głogów 🌤️

🍒 Kochani! Równie z serca i serdecznie zapraszam na jesienne zajęcia dendroterapii do swojej krainy, po relaks, wypoczynek, i leśną naukę. Będziemy wędrować, spotykać się z Drzewami Mocy, pracować z ich subtelnymi energiami, a ja podzielę się z Tobą wiedzą odnośnie komunikacji z drzewami i przekażę swoje praktyki. Odpowiem na Twoje pytania. Wskażę Drzewa do osobistej pracy, kompatybilne z energią Twojej Duszy na dany moment. Nauczę, na ile potrafię jak odbierać drzewną mowę i spisywać własne przekazy. Za dnia będziemy też obserwować dzikie zwierzęta, odwiedzać tajenka i siedliska, maszerować za śladami po szlakach, a nocami, obserwować gwiazdy i konstelacje lornetkami. Można wybrać się samemu, w parze lub z rodziną. Indywidualne wprawy są dostosowane pod wiek i kondycję uczestnika, a więc również dla seniorów. Można otrzymać u mnie voucher na wyprawę, w prezencie dla kogoś.



WAŻNE INFORMACJE:

Czy słyszałeś już o naszej grupie PRZYJACIELE KNIEI. ? Obecnie wszystkie swoje nowe teksty i drzewne przesłania  zamieszczam WYŁĄCZNIE TAM. Publikuję najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!



Polskie wybrzeże. Magiczna kraina stworzona z piękna.

Z pozoru jałowe wybrzeże, kryje w sobie bogactwo pierwotni gatunków. Tu znajdują dogodne siedlisko do niełatwego życia. Przez Pra – Wieki, Przyroda – Matka, zatroszczyła się, i cierpliwie nauczyła rośliny jak żyć na wydmach i plaży, we wciąż sypiącym i osuwającym się piasku. Momentami można się poczuć jak na pustyni. Nadszarpnięte żywiołami zbocza, odsłaniają plątaniny wysuszonych korzeni, i kępy skąpej skądinąd zieleni. Te są opanowane przez żarnowce. Wydaje się, że w taki wystawionym na skrajne warunki miejscu powinna być próżnia, ale przyroda pustki nie znosi. Zasiała ubogie trawy, żółte plamy kocanek, fioletowe koraliki łubinu, szorstkie i srebrne liście… Osypujące ziarenka piasku, jak w klepsydrze, odmierzają roślinom okruchy danego czasu. Obdarte zbocze odsłania mozaikę z utkanych warstw gruntu, wprost niewiarygodny przekrój. Gdzieniegdzie napotykam wilgotne plamy, rozwlekłe hen na kawał zapadliska. Sączy się z nich woda, pozostawiając na suchych piaskach, nierzeczywiste kałuże. Skąd wzięły się tutaj? Sączące przez jałowiznę stróżki, cieki, i strumyki. Co w tym dziwnego. Właśnie do Bałtyku spływa ostatecznie woda z niemal całej Polski. Różne obiera drogi, niekoniecznie koryta rzek. Wokół tych ‘’rozlewisk’’ napotykam roje much i ślady ‘’plażowania’’ dzików. Na urwiskach polatują motyle i wygrzewają zielone grzbiety, jaszczurki zwinki. Przyroda wita wędrowca. Chodz, chodz, jeszcze kawałek, kawałeczek, mamy dla Ciebie tyle opowieści…





A słyszałeś już o grupie PRZYJACIELE KNIEI? To tam obecnie zamieszczam wszystkie moje fotografie, opowiadania, historie i przygody. Ten wpis jest z 2022 roku. Jeśli nie chcesz stracić kontaktu z moimi najnowszymi tekstami, to tam Cię Czytelniku zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wymiany energetycznej, podziękowania za moją pisarską i wędrowną pracę. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!

Dlaczego drzewa przy drogach są potrzebne? O alejach.

Aleje przydrożne. Zapomniane, pachnące, i ciche. Pełne dostojnych drzew. Podziwiamy, wędrujemy i chłoniemy ich spokój. Nasz mądry przodek sadził drzewa przy drogach z wielu różnych powodów – no właśnie, po co i dlaczego? Pokolenia wstecz jakoś intuicyjnie mądre były. Drzewa wyznaczały szlaki, ciągnęły się traktami, wspierały wędrowców w drodze dając wytchnienie, chrust na opał, osłonę, pomagały nie zbłądzić.

Dziś wiemy, że pełnią znacznie więcej cennych dla człowieka i środowiska ról, wspierając przylegające do nich uprawy, pastwiska i pola, pełnią zadania ochronne, są ostojami bioróżnorodności, w których piechur z lornetką nieraz zadziwi się jako obserwator, ich nietuzinkowym bogactwem.

Niestety, bezlitośnie rugujemy je z naszej przestrzeni. Zieleń, zdrowe powietrze, bioróżnorodność, wielowymiarowe korzyści przegrywają z piłami, w imię betonu.

Uważam też, że na spokojnych wiejskich szosach, i przy drogach krajowych, nadal powinno być dla nich miejsce.

Zaś aleje takie jak Jesionowy Szlak, powinny cieszyć się statusami pomników przyrody, podlegać ochronie jakie nasze dziedzictwo kulturowe, historycznie i przyrodnicze. A nawet być traktowane jak osobne rezerwaty, bo dla żyjącego tu ptactwa i owadów, domem jedynym są. Dlatego drogi takie jak ta, nigdy nie powinny zetknąć się z piętnem cywilizacji, nigdy nie powinny być poszerzane, modernizowane, asfaltowane. Poniżej video z gawędy, z wędrówki na Jesionowym Szlaku.

Wrażliwość jest naszą siłą. Męskie warsztaty w lesie.

~ ‘’ Z całego serca polecam wyprawy z Sebastianem. Jako że na tym turnusie jestem mężczyzną, polecam je szczególnie moim braciom. Kobiet nie trzeba namawiać na tego typu wydarzenia. One czują więcej i widzą że nadchodzą zmiany. Chłopy, jeśli chcemy dotrzymać im kroku, pogłębianie kontaktu z Matką Ziemią jest najlepszą metodą. A Sebastian jest doskonałym do tego pomostem. ‘’

To kilka słów zamieszczonych na facebooku Szepty Kniei od Kamila, który gościł u mnie jeszcze w kwietniu. Nie wiem co to ma znaczyć, ale zawsze gdy odwiedzają mnie mężczyzni, pogoda szaleje. Z Kamilem kryliśmy się na ambonie przed burzą gradową, i to niejedną. Gdy jechał do mnie Rafał, mocno padało, a gdyśmy zaczęli wędrówkę, wnet trzeba się było chować przed wichurą i deszczem w polnej kępie. Dla mnie znaczy to tylko tyle, że wyprawę prowadzą żywioły, a my podążąmy spójnie za tym, co się wydarza. I to lubię w tych naszych męskich wyprawach. Pada? To ch…. 😃 Poczekamy. Nikt nie marudzi. Każdy wyciąga kapotę, pelerynę czy co tam ma, i albo brniemy przez pole smagani bezlitośnie, albo zaszywamy się gdzieś w krzakach na godzinkę milczenia lub kwitnącej gawędy.

Zawsze mocno mnie porusza, kiedy na warsztaty dendroterapii przyjeżdżają mężczyzni. Którzy chcą nauczyć się rozmawiać z drzewami, lepiej je czuć i rozumieć. Ktoś zapyta, a po co im to? Chłop to ma drzewo rąbać, a nie tulić…Pomyśleć można. Owszem, to i czasem też 😉 To, że więcej czujesz, postrzegasz, potrafisz sobie zaufać, odebrać emocje drzewa, pomaga następnie w codzienności – utrzymać higienę energetyczną, zadbać o swoje granice, ale najbardziej otworzyć na emocje ludzi z którymi się komunikujesz, lepiej ich zrozumieć. Po prostu, to czego nauczysz się z drzewem, przekłada się także na relacje międzyludzkie. Stajesz się wtedy tym, kim tak naprawdę jest każdy z nas – Empatą, którego z jednej strony niełatwo zwieść, jednocześnie otwartym na cichy puls informacji, wirujących wokół Ciebie, czy bliskich. W ten sposób Drzewa uczą nas komunikacji przez przestrzeń Serca. Dla mnie to męskość właśnie, jaka się najpiękniej przejawia. Następnie te jakości możemy przenieść na grunt relacji partnerskich, przyjazni, rodzinnych…

Wierzba poza światem, ukrywająca w polnej kępie wśród olch pyta na wstępie dosadnie – po co tu przyszliście, Wędrowcy?

– Po więcej siebie wierzbulu, odpowiadam Drzewu.

Wyprawę przygotowałem jak zawsze: Lornetki, druma na koncert relaksacyjny, szlaki i ciekawostki. Rafał na początku mówi, że interesują go tylko Drzewa. Oho myślę, konkret chłop. Chodzmy zatem. On po szamańsku zaczarował pogodę, która od popołudnia towarzyszyła nam już bez deszczu. Zaczęło lać dopiero, gdyśmy zajechali z powrotem pod mój dom… Człowiek potrafi zdziałać wiele. Pamiętam jak samemu wywoływałem podobne zjawiska, pragnąć ulżyć w suszy moim kochanym drzewom. I działo się. Przyroda lubi współpracować z ludzmi, to jej pierwotna natura, której rolą jest dawać obfitość. Współpracować, ale na jej zasadach. Z cierpliwością, pokorą, i przede wszystkim – czystością intencji. Rafał opowiada, jak na jednym festiwalu w którym uczestniczył, połączeni dłońmi ludzie wywoływali rozpraszali chmury w ledwie kilka minut.


No i poszli. Przez pola, lasy, aleje, uprawy i poletka. Do kęp, zarośli, w chaszcze, i olszyny. Do klonów, dębów, wierzby, brzozy i świerków. Podziwiam jak Rafał dobrze czuje drzewa, niemal błyskawicznie nawiązuje z nimi połączenie, a nasze odczucia pokrywają się. Klon Kostur wita wylewnie i cieszy się od razu, pod nim spędzamy najwięcej czasu. Pod brzozą, gdzieśmy schronili się od deszczu, gość widzi opiekuńcze dłonie wyciągające się ku niemu. U dęba Wojciecha, Opiekuna Miedzy, natomiast przepada mi na długo pochłonięty, ‘’przyklejony’’ do pnia, gdzieś daleko świadomością pogrążony… Wiem, że dąb pracuje w jego polu energetycznym, przekazując wprost do Duszy swoje uniwersalne prawdy, pramądre jakości, uzupełniając o nie ciała subtelne Człowieka, który przyjechał spotkać się z drzewem, z tak daleka. Wiem, że mam nie przeszkadzać, i mogę zająć sobą. Popijam wtedy świeżo wyciśnięty sok z pomarańczy, który zabrałem na wędrówkę. I u mnie spore zmiany. Kto by pomyślał, albo czy sam bym uwierzył w to jeszcze rok temu, że będę w stanie prowadzić wyprawy na samym soku?

Kiedy mój Wędrowiec powraca z drzewnej krainy niebytu, pytam o to, co się zadziało.

– Serce, czułem serce, cały czas tam – mówi przejęty, z nieco nieobecnym wzrokiem. Ja się uśmiecham ‘’pod wąsem’’, bowiem wszystko to, pokrywa się z przesłaniem, jakie otrzymałem od tego dęba prawie 2 lata temu. Niebawem je odczytam, a potem zagram relaksacyjny koncert, który lekko uśpi mego towarzysza. Podczas gry, Dusza się cieszy. Ugładza, splata i harmonizuje to, co pobudziła ognista energia dębu. Nowe jakości spaja w powszedniość.

Drzewa tworzą swoje społeczności, cywilizacje, nawet rzekłbym – miasta. Spójrz na topolę czy świerka podziurawionego zawziętą pracą dzięcioła – czy nie przypomina Ci to piętrowego blokowiska? Trudno znaleźć niezamieszkałą szczelinę. Każde z gatunków drzew, inną bierze na siebie rolę, w tym procesie tworzenia. Oto smukła brzózka, co życie swe składa w ofierze na terenach jałowych i suchych, aby swym próchnem przygotować glebę dla innych, bardziej wymagających gatunków: Klonów, dębów, lip. Dęby na barki swoje biorą wojowanie z żywiołem, chroniąc słabsze drzewa przed potęgą wichru, dopóki te się nie wzmocnią. Lipy wabią dobre owady, i leczą pieśniami. Olchy strzegą wód i bobrom się kłaniają. To stadia, etapy, a każdy gatunek drzewa ma tu swój okres świetności, epokę w której on ‘’dominował’’ będzie.

Oto wiatr – selekcjoner, niczym wilk dla jeleni, dba aby tylko najsilniejsi w korzeniach, stworzyli dom dostatni dla wszystkich gatunków pod zielonym dachem. Człowiek te procesy nieustannie zaburza, próbuje poprawiać, przyspieszyć lub stłamsić. Zagarnął nie tylko pola, i nie zadowolił się tym co wyciął. Również lasy traktować próbuje jak swych kartofli uprawy, wyganiając zeń jego mieszkańców, hałasując, pryskając, ścinając, wywożąc nawet martwe drewno, które zatrzymuje wilgoć i chroni przed pożarem. Kawałek takiej kory oglądany z mchem pod lupą – jak rafa koralowa tętni. Las dąży do doskonałości, zdrowia i siły. Jej trzon stanowi różnorodność gatunkowa. To co my widzimy na dany moment, lamentując nad choćby gradacją owadów, to zaledwie wycinek w dziejach jego zmian. Dla lasu to drobnostka, ot jeden z jego mechanizmów leczniczych. Gradacja jest błogosławieństwem. To ongiś prastare cykle. Wypiera / koryguje błąd człowieka, który nasadził gdzieś powiedzmy samych świerków sobie na deski, w miejsce wyciętych lip, grabów, leszczyny. Na gradacjach korzystają drapieżniki: sowy, kuny, lisy, łasice, dzienne ptaki drapieżne, kiedy np w dużych ilościach pojawiają się myszy. Podobnie drzewa, owocując obficie w latach nasiennych, a zwierzęta żerujące na tych owocach potrafią wykarmić znacznie więcej potomstwa, lepiej poradzić sobie z zimą. Knieja przemienia się przez setki lat, tysiące, a wciąż trwa. Niemal nic nie jest w stanie jej trwale zniszczyć. My dziś patrzymy na te procesy, i uczymy się od nowa, tej współpracy, próbujemy zrozumieć ‘’zawiłe’’ zależności sieci życia. Tych pierwotnych Puszcz, gdzie jeszcze możemy to obserwować już coraz mniej. Tam, gdzie jeszcze pierwociny dawnych sił próbują coś tworzyć, tłamsimy przemiany, urządzając lasy pod dyktando naszych wyobrażeń. To agresywne, dominujące podejście przenosimy i na pola uprawne, ogródki przydomowe, czy nawet nasze ciała, wymagając, rozkazując, próbując na nich wymusić.

Momentami wyrzucam z siebie ciągi zdań jednym tchem…

(…….)

Z kolei Kamil przyjechał z niedalekiego Złotkowa. Miejscowość blisko mnie, choć nigdy tam nie byłem. Odnalazł mnie poprzez inicjatywę ‘’Las na Zawsze’’, którą opisywałem w swojej książce. Jej celem był wykup lasu – ziemi, aby stworzyć tam miejsce bezpieczne dla zwierząt, i przyjazne ludziom dla edukacji i obserwacji. Ostatnio jakiś wysyp osób, które ‘’czytają bloga od lat’’, a mieszkają w mojej okolicy. I odzywają się, przyjeżdżają. Razem odkrywamy Krainę Szeptów, a Goście uczą się patrzeć na znane latami miejsca, w sposób wrażliwy i świadomy. Taki czas. Wnet okazuje się, ile polne zarośla, rowy czy miedze kryją sobie opowieści. Gdy podążasz na nich z duszą / żyłką tropiciela, wnet wiele odczytasz.


Spoglądam za siebie, a tam czysty granat. Wyłania się z nad lasu. Sunie przez pole.Wznosi się, gęstnieje, i pędzi w naszym kierunku. Potężnieje w sekundach. Momentami nawet się błyska. To burza – nawet nie wiadomo jaka. Zaczyna lecieć deszcz, grad, płatki śniegu.

Mordor – rzecze z uśmiechem Kamil, mój dzisiejszy towarzysz wędrówki. Wiatr przybiera na sile.

I nici z postoju pod drzewem, a właśnie miałem czytać wiersz od Dęba Wojciecha. No nic. Pędzimy do najbliższej ambony, aby tam przeczekać cały sztorm. Bije gradzina i sypie bielą. Pamiętam, że jakoś ‘’ufając’’ nie zabrałem tym razem z sobą niczego przeciwdeszczowego. Za to Kamil wziął dwie kapoty. Co za synchronizacja ❤ Wędrowcy zawsze działają z duchem intuicji.

Mimo, że delikatnie przemarzam, podoba mi się. To już druga ‘’nasza’’ burza dziś. Nikt nie narzeka. Nikt nie chce wracać. Wyprawa. Jej przebieg reżyseruje przyroda. Prowadzą ją ptaki, drzewa, i żywioły. Widoczność ledwie szarawa. Siedzimy tedy w czatowni gawędząc, jedząc, i okrywając się płachtami. Typowa kwietniowa pogoda, jak dawniej bywało często. Niektórzy już odwykli. Ja pamiętam. I dlatego mnie nie dziwi.

A po wszystkim… Nadciągnęły one. Wspaniałe mammatusy. Płyną dostojnie, dumne i eteryczne, pośród burego morza kłębiastego pospólstwa. Widywałem wcześniej takie chmury na zdjęciach, ale nigdy na żywo. Coś niebywałego. Przypominają trochę bąbelki. Suną tak prędko. Ulotny czar kwietniowej pogody. Zadymka przetoczyła się, pożeglowała nieść impet i przerażenie ponad kolejne wsie. Tu rozbłysnęło słońce. Wnet rozśpiewały się ptaki. Granat sprzęgł koloryty z bujną zielenią sponiewieranej oziminy…

🌳 PUENTA: Drzewa nie zawsze dają nam przesłania. Nie napierają na rolę mentorów czy nauczycieli. Same nie szukają wiedzy na zewnątrz, choć cenią sobie kontakt z ludzmi, gdyż to je rozwija, i przypomina uśpione umiejętności. Po prostu, tworzą energetyczną przestrzeń, cichą i sprzyjającą, gdzie możesz usłyszeć głos własnej Duszy, czy Podświadomości, stamtąd otrzymując dla siebie wskazówki. Obnażają zasłony i docierają do prawdy, konfrontując nas z nią. Są tylko jakby szamanem, który tylko stwarza sprzyjające miejsce do odkrywania naszych prawd i potrzeb.

Dużo burzliwych dyskusji jak same żywioły, nieco wzruszeń jeszcze skrywanych przed sobą, pętle spokojnych rozmów, przypowieści, ciekawostki, ciepłe i wyrozumiałe spojrzenia, zaskakujące zwroty akcji i moc leśnych ciekawostek, podsycanych esencją wzajemnej serdeczności. Takie to były nasze męskie warsztaty pracy z Drzewami Mocy.

🧝‍♀️ Kochane Kobiety! Bo do Waszych wyrozumiałych Serc kieruję taki apel. Możecie przysyłać do mnie swoich mężów, partnerów, braci, synów, kuzynów, ojców i Waszych męskich bliskich. Bo wiemy, że z chęcią u nas różnie bywa, sam potrzebuję niekiedy za uszy być pociągnięty, aby coś dla siebie dobrego zrobić 😉 Taka to już chyba specyfika naszej energetyki. W każdym razie, zaopiekuję się nimi najlepiej jak umiem podczas Dnia Wędrownego, pełnego w odkrywaniu pierwiastka męskiej twórczej i opiekuńczej wrażliwości, z nauką troski, współodczuwania, bliskości z życiem, tudzież pielęgnacji wartości ducha w sobie. Nie wiem co się z nimi stanie, ani ile podejmą do siebie z drzewnych nauk. Ale obiecać mogę że powrócą do Was nieco inni, bogatsi o nowe jakości w Duszach i energii, którą odczujecie w codziennych relacjach. Można nawet zamówić u mnie na prezent urodzinowy taką wyprawę!

Zapraszam do kontaktu. Napisz, zapytaj o wolny termin.

czeremcha27@wp.pl

792 566 426



Pierwiośnie w olchowym gaiku. Gdy gasną ostatnie przymrozki.

Przedwiośnie ogłosiły szpaki. Wygwizdały je długo oczekiwaną, tęskną i pamiętaną nutą. Po prostu, z początkiem lutego nagle zacząłem je tu i ówdzie słyszeć. Choć świat Szeptów Kniei to głównie małe zalesione fragmenty zakrzaczeń śródpolnych, niepozorne kępy zarośli, kryją w sobie iście biebrzańskie widoki. Woda błyszczy się w prześwitach. Rozlewa wstęgi, tworzy kałuże, sączące strumyki i niedostępne moczary. Poległe drzewa zwieszają się jak szlabany szlabany, formy, mosty, wymuszają na wędrowcach głębokie ukłony podziwu, aby się pod nimi przedostać. Efekt pracy bobrów i wichur. Ścięte sztywno zwierciadła wodne, przenikają się ze strużkami płynnych cieków, odbijających ciepłe promienie w milionach tańczących migotów. Jakby duch pierwiośnia i zima zasnęły razem pod jedną kołdrą.


Ilekroć zaglądam w takie zagubione miejsca, nie mogę wyjść z podziwu. Jak niewiele trzeba przestrzeni, aby przyroda rozgościła się w panowaniu z całą mocą swoich twórczych procesów. Znam ten fragment od dawna. Odwiedzałem go niegdyś niemal co drugi dzień, poznając jego najskrytsze tajemnice, spędzając księżycowe nocki, odkrywając rzadkie gatunki ptasich wędrowców – bekasiki. Tu właśnie uczyłem się przyrody, obserwacji, doskonaliłem w tropieniu, sztuce podchodu i zasiadki. Ogrom wspomnień dojrzewa z każdym krokiem…

Obecnie rzadko tu zaglądam, choć chciałbym często. Zwierzęta przyniosły na swych grzbietach kleszcze, lub nastąpił jakiś cykl – jest ich tu naprawdę dużo, i trzeba bardzo uważać. Mimo, że przez kilkanaście lat nie widziałem ani nie złapałem na ubranie żadnego. Miejsce jakby broniło się i mówiło: ‘’Teraz tutaj nikogo. Potrzebuję czasu, i aby nikt nie zaglądał. Dajcie mi spokój…’’ – Zaś kleszcze stoją na straży tej prośby. Tak odczytuję przesłanie tej przestrzeni.

Przez lata, na niewielkim kawałku wielkości może dwóch boisk piłkarskich działo się dużo. Dla cichego tropiciela i wytrawnego obserwatora to świątynia ostoi. Tylko mało kto o tym wie. Ot, kępa krzaków w polu. A w niej – rodzina bobrów i dzików osiedlona. Saren stada i gęsi przelotne. Jastrząb, myszołów, bażant, zając, nory borsucze i lisie, kuna, a nawet jelenie się trafiają przychodzące z odległego lasu. Żurawie i sowy. Pod wodą ślimaki zatoczki, a i ryb gatunki ktoś mi wspomniał miejscowy z dawnych opowieści, z czasów gdy poziom wody utrzymywał się stale. Ale to już lat temu, 40…



Tylko wierzby próchniejące, rosochate w rozrostach uwalniają jeszcze pokłady obrazów żywych – ginących, wnikających do duszy wędrowca. W nich małe kuropatwy wciąż śpią na miedzy, a sędziwe odyńce starzeją skryte, w podmokłych bagniskach.

Zanurzona w sercach pól enklawa, jest ich arterią niosącą pokłady żyznych nawozów, wilgoci, pożytecznych mieszkańców, osłoną przed żywiołami unoszącymi w dal życiodajną glebę. Jest pamiętnikiem niebywałego sojuszu, odkąd człowiek przybył tu z zadaniami produkcji żywności / zaopatrzenia w dostatek swego dobytku. Zespoleni w tworzeniu, każdy dla siebie. Połamane drzewa, wylewy pozimowe, plątaniny konarów i tarninowe gąszcze są jak wskazówka pracującego zegara. Jesteśmy w nim ułamkiem sekundy…















WSPARCIE i POMOC dla rozwoju bloga lub podziękowanie za chwile spędzone z czytaniem i fotografią, można przekazać poniżej. Nie tylko piszę i wędruję, ale prowadzę również działania edukacyjne i uświadamiające, spotykam z mieszkańcami, odwiedzam szkoły, placówki, biorę udział w konwentach i festiwalach, na których opowiadam o magii przyrody, jej bieżących potrzebach oraz jak ją najlepiej chronić. Możesz wesprzeć moją pracę, i sprawić, że będę mógł zdziałać więcej:

JEDNORAZOWO:

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei


Listy z arktyki. Zima na polach

Jest coś magicznego… w tych zaśnieżonych bezkresach, pośród zagubionych połaci bielutkich pól. Coś nieziemskiego, w oszronionych drzewach przy szosie, przez które prześwitują czerwone promienie zachodzącego słońca. Coś tęskniącego, w suchych, szorstkich badylach wynurzających ostre grzebienie sponad puchatych zasp. Coś eterycznego… w chłodnawych mgiełkach po zmroku, z których budzą się duchy płatków śniegu. Złudnego…w milionach świetlików zalewających oczy, kiedy ponad tym wszystkim, zalśni srebrzysty księżyc. Maleńkie skrzaty iskrzą swoje błyszczydełka. Coś co nie pozwala siedzieć wtedy w domu z nogami przy grzejniku, z termoforem z a pazuchą i w ciepłych skarpetach. Co ‘’zmusza’’, aby jednak wyciągnąć z szafy lornetkę, przywdziać strój ‘’bałwana’’, nałożyć ze siedem warstw i powędrować polami.




Słońce wisi już nisko. Czerwieni się, jakby rumienił je mróz. ‘’Dusza fotografka’’ budzi się znów. Przykucamy, kładziemy, suniemy przez zaspy i łapiemy chwile. Jest artyzm i sztuka w tym przypadkowym ułożeniu patyków, refleksach światła, tysiącach drobnych szczegółów i małostek, które zadecydują o zdjęciu. Powoli się tego uczę. Wszystko to finalnie składa się na dzieło, tym cenniejsze, im bardziej ulotne i niepowtarzalne zaistniało i dostrzeżone zostało, przez zmysł fotografa.

Szosa szarzy się w przeplotach siwych pasm. Za nią słońce rozświetla swoje pożegnanie. Przenika nagie konary drzew. Zostawia złote chochliki dobra na badylach. Z troską zagląda do kokonów zimujących owadów. Refleksy stają się coraz bardziej chwiejne, nabierają koloru, kontrastu. Pole. Tu zrób krok, a podążysz w nieznane szlakiem zajęczej historii, co zapiski swoje zostawił na śniegu. Krótki marsz jego tropem pozwala się rozgrzać na tyle, aby jeszcze zajrzeć do drzew.




Pod brzozami przypływają obrazy. Odnawiam stare znajomości. Jedne z drzew nich są senne, inne gotowe na kontakt. Wspominam tutejsze przygody. Przytulam się. Widoki stają się wyraźniejsze. Te, za zamkniętymi oczami. Bezkresne połacie mglistej bieli, nierzeczywiste jak sen. Szaleje zamieć. Grupa ludzi w łachmanach, kożuchach i z psami, brnie z uporem przez to piekło. I wiem. To jedne z mych dawnych wcieleń. Od dawna podejrzewałem. Musiałem brać udział w jakiejś ekspedycji, wyprawie na biegun. Nie wróciłem… Ale i tam się zachwycałem. To wiele wyjaśnia. A potem widzę coś w rodzaju igloo i małych mieszkańców białych pustkowi, ubranych w brązowo – szare skóry, z puchatymi kołnierzami. Sanie zrobione z kości / żeber jakiegoś zwierzęcia, ciągnący tłum z dobytkiem. Są mi bliscy. To też jakiś okres mojego dawnego żywota. Netsilikowie. Nieznana nazwa kołacze w zakamarkach pamięci i uderza po trzykroć. Pokazuje się wiele szczegółów. Brązowo bure świece z jakiegoś łoju i rodzina siedząca wokół. Stare kobiety szyją ubrania ze skór, mierzący dzieci za pomocą jakichś łachmaniastych miarek. Ja się głowię. Jak oni byli w stanie tam przetrwać. Brzozy nie wyświetlają mi tych obrazów ‘’same z siebie’’. Po prostu, na ten moment stały się rodzajem anteny, i nastroiły odbiornik duszy.



Kiedy otwieram oczy, wokół panuje baśń. Przez brzozy prześwietla ostatnia czerwień echa słońca, a przez korony mizdrzy połówka dojrzewającego do pełni księżyca. Milkną odgłosy kruków. W oddali podążają chyłkie sylwetki ciemnych saren. Są trzy. Suną w bezgłosie, co jakiś czas przystając, badając kopytkami twardzinę zmarzniętej ziemi. Zwierzęta wyszły na żer. Tu się nie zatrzymują. Doskonale wiedzą gdzie iść. Tam dalej są oziminy, rzepak. Tam sytość. Tam siostry pod krzakiem bzu, już czekają razną grupą. Pierwotną siłą wspólnoty rozryły skute bryły podmarzlin i pancerz lodu. Spóźnione trojaczki zaraz dołączą. Uczta zaparuje oddechami zasilonego ciepła wygłodniałych trzewi.

Zmierzcha już. Czerwona godzina. Mróz tężeje i sprawdza gotowość do przeprawy. Osady i domostwa nikną spowite siwym pasmem mglistych kołtunów. Na wsie opadają zasłony. Te dwa światy, ludzki i zwierzęcy jakby oddzielały się od siebie. Nieziemsko. Tu na dole szaro i ‘’widok szwankuje’’, ponad lśni czyste srebro włóczebnego księżyca, pana chłodów i powiernika życzeń ludzkich.

– Niebo skrzy się – będzie mróz. Tak powiadali dawniej wędrowcy.

Uwielbiam być autorem takich zdjęć ❤
_________________________________________
_________________________________________

WAŻNE WIEŚCI:

PS. To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.



Zimowe wędrówki z duszą. Na ośnieżonych miedzach.

Nocą sypnęło. Znów pola spowił aż po horyzonty, bielutki dywan miękkiego puchu. Temperatura idealna. 0, +1/ -1 i tak sobie balansuje. Doskonale do wędrówki, zasiadki. Śnieg jest mokry i cichy. Nie chrzęści zdradliwie pod oponą roweru ani stopą. Pogoda szara, z małymi prześwitami błękitu i pasteli rozproszonego światła. Powietrze tchnie świeżością i wilgocią. Kręci w zatokach. Ostudza wysiłek.





Padała krupa śnieżna. Główki badyli i chwastów, przywdziały srebrzyste, puchate czapeczki. Tajało. Nocą wzory wyczarowało. Na gałązkach zawisły zimowe ozdoby. Przystrajają je okruchy lodu i krystaliczne opaski topniejących szalików. Koniuszki chwytają krople. Te wiszą jakby w niepewności. Krzak dzikiej róży sroży się w oporze, wystawiając na spotkanie chłodów, twardziel swych niepokornych kolców. Puchate kopce śniegu, przygniatają subtelność dawnych traw letnich. Ich owalne kopuły przypominają domki skrzatów.

Drogę przekraczają na wszerz, wstęgi wydeptanych tropów. Zwierzęta podążają swoimi ścieżkami, na przełaj, ku lasom. Niespodziana zadymka wygoniła jelenie i dziki z pól. Czytam ich zapiski. Tęgie chmary, zdrowe rodziny. Szlak ich pamiętnika kończy się w niewiadomej. Odciskam swoją nagą dłoń obok śladu. Odświeżam przymierze z Ziemią.



Aleja bieli się, jeszcze delikatnie. Nie napadało tak sporo. Gdy zbliżam się do Klona Kostura, posiaduje na nim dużo ptaków. Żerują na okolicznych polach. Jest trznadel, sikorki, i gromada mazurków. Na głogu kręci się rudzik. Dalsze miedze obsiadły stada przelotnych drozdów. Ich terkoczące ogłosy – jak biadolenia poirytowanych ciotek. Zimno, szaro, strawy mało! – Zdają się narzekać napuszone ptaki. Dusza podnosi wnet, i zdjęcia prosi robić. Zjawiska z pozoru zwyczajne postrzega przez pryzmat swojego światła, i do podziwu budzi. Kamienie wyglądające spod śniegu, a lekką odwilżą obmyte, uśmiechem rozpieszcza. Ciało kłania się po kolana, kucając do fotografii. Wnet cały oblepiony jestem śniegiem.

Zmierzch wzywają kruki. Ich ochrypłe wołania wrzynają się w puch, gdy one same wzlatują znad padlin ku noclegowiskom. To nie czas mrozów i chrzęstów ściskanych zimnem źdźbeł, ciszy sącząnej srebrzystym szmerem przez podmarzlinę. Ogryzione gigulce krzewiastych pędów żółcieją na poboczach, pachnąc jeszcze apetytem. Biesiadne wizytówki. Sarny koczują daleko, zebrane w ogromne, siostrzane grupy. Ziąb budzi braterstwo. Zachęca do pomocy. Przetrwajmy do wiosny. Już dzień dłuższy bawi, i oziminy przebijają spod śniegu. Gdy wracam, buty łaskocze ślizgawica. Nogi tężeją w wyczulonym balansie, starając się bez psikusa doprowadzić mnie polami do domu.

________________________________
________________________________

WAŻNE WIEŚCI: To starsze opowiadanie z 2022 roku. Obecnie wszystkie moje nowe teksty, opowieści i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Z serca dziękuję, że każdego dnia budujemy zaangażowaną społeczność wrażliwych, leśnych Dusz, co pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, zaopiekować zwierzakami na wędrówkach i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤









Tu żerował jakiś zwierz.

Pieśni lodu i słońca. Szepty Kniei w Wielkopolskim Parku Narodowym

Świt nad jeziorem wieszczą złociste smugi wypływające promieniami z ponad koron drzew i nawoływania rozbudzonych sikorek. Iskry wżynają się klinem w taflę. Rozsypują milionami snopów jak brokat. Pieczętują świetliste wzory poranka. Na moment. Zda się próbują przeniknąć do głębin toni, stopić lodowy pancerz. To jeszcze nie ten czas. Lód jest szary, pełen miękko ulanych wygłębień. Taką postać przybiera, kiedy przychodzi nagła odwilż, którą wspierają obfite opady śniegu z deszczem. Potem mróz dojrzewał, potężniał, rósł w siłę i czary czynił. Jego ozdoby przeniknęły poza horyzont wyobrażeń. Z tafli patrzą na nas zdumione oczy, nijak niewiadomo stworzone, gdzie indziej rozlewają pozawijane ramiona ‘’pajączków’’. Przypominają komórki neuronów. Może podczas tej nocy zawieruch, tańczyły tutaj duchy dawnych topielców? Te oczy…Dziwadła ze snów. Jakież energie pracowały i siliły się tutaj, tworząc te cudaczne zbiorowiska?





Maleńki jesienny liść, jakąż łagodą zwykle znany, leży teraz pokryty igłami wzorzystych szpil. I jego mróz przemienił. Wyciągnął resztki wilgoci z cienkiej jak papier treści, i w zimowy diament zaklął. Czar będzie trzymał, dopóty i on (ziąb) władał krainą będzie.

Przy brzegu szuwary szeleszczą w tańce, wtórując szalejącej zimnicy. Gdzieniegdzie lód jest cienki, widać prostokątną obróbkę. Podobno dzielni śmiałkowie przychodzą tutaj zanurzyć się pod wodą, nurkując w zdrowiu i krzepie. Ślady bosych stóp na śniegu, opowiadają wspomnienia tych zdarzeń.

Mróz podążał za tropami nieuchwytnych zwierząt. Szedł uparcie i tropił, rozpaćkane ślady skuwając w twardziel zimowej pamiątki. Podczas wigilijnej odwilży, zwierzęta wchodziły na jezioro. Wędrowały po brzegach. Może szukały dostępu do wody. Żadne nie odważyło się iść na przełaj.





Puchate ogony białych lisów. Leżą i wyłaniają się. Napikowany igłami szron, pokrył wystające z wody konary, gałęzie i pnie. Te oddały mu daninę wilgoci, pokrywając się gęstniejącym kożuchem. Na jednym siedzi jakieś ptaszysko. Dostrzegam z niewielkiej odległości. Tkwił nieruchomo. Ptak podlatuje ociężale i osiada z trudem na trzcinowej wysepce. Nie ucieka dalej. To myszołów. Nie ma zdobyczy. Nie siedział na padlinie. Obserwuje nas. I ja wiem. To była trudna dla niego noc. Prawdopodobnie poprzedniego dnia, nie udało mu się upolować niczego. Kolejna będzie ostatnią, a może nawet nie dotrwa. Taki już los drapieżców. Każde nieudane polowanie, może być w tym trudnym okresie, ostatnim. Ptaki zdążyły też ‘’odwyknąć’’ od zimowych warunków. Znajdywałem kiedyś takie w całości zamrożone krogulce i kanie, na swoich ostatnich posterunkach. Tu śmierć przychodzi jak sen. Jest nierzeczywista równie jak bajkowe wzory wyszklone spod dłuta Dziada Mroza. Dotyka swym chłodem wszystkich przez czas jej panowania.



W krokach pokory i szacunku dla odwiecznych Praw Kniei… omijamy zmęczonego ptaka szerokim łukiem, odbijając daleko na lód. Każdy kolejny zryw do lotu, to dla niego utrata resztek cennego ciepła. Ktoś inny się nim pożywi, a może chwyci ‘’kęs ratujący życie’’. Lis, sroka, kuna, leśny gryzoń o ironio? Za parę dni odwilż. Może dotrwasz, Myszołowie?

Pochyła wierzba nad taflą lodu, gnie się wytrwale już dziesięciolecia. Jest olbrzymia. Pra – Matka wierzbowego rodu, pamięta chyba wielką wędrówkę głazów i początki jeziora. Przybyła tu z wodą i wiatrem. Jezioro nieubłagalnie wysycha. Drzewo jakby próbowało swym cielskiem, powstrzymać nieunikniony proces, ochronić ostoję życia. O szarym świcie i wieczorami, odwiedzają ją ludzie – kapturnicy. Powierzają wierzbie sekrety i opowieści. Ona w zamian zabiera ich ból. Daleko pod pniem, dostrzegam jedną z ciemnych sylwetek. Nie podchodzę bliżej.



~ Pieśni Słońca i Lodu. Wielkopolski Park Narodowy. Jezioro Jarosławieckie



🙏 WAŻNE WIEŚCI: Wciąż można wspierać moją pracę przez portal PATRONITE oraz POMAGAM, i swobodnie korzystać z dostępnych tam nagród: wygrać całodniowy warsztat przyrodniczy dla rodziny, skorzystać z leśnej konsultacji, otrzymać osobiste przesłanie od Drzew Mocy i wiele innych. Aby taka opowieść jak ta mogła powstać, potrzeba mi spędzić zwykle kilka godzin w terenie na mrozie, a potem drugie pół dnia przy komputerze, aby zdjęcia poddać obróbce i coś napisać. Blog Szepty Kniei i wszystkie moje działania (pisanie, wyjazdy w Polskę, odwiedziny w szkołach, projekty literackie,) utrzymywane i rozwijane są jedynie z darowizn, do których kiedy mogę, dokładam to co sam zarobię na swoich warsztatach. Wszystkie zawarte na blogu informacje o drzewach, energiach, i relaksujące historie które wspierają swoim przekazem, są dostępne darmowo dla każdego z Was. Tak było i pozostanie, gdyż z serca dzielę się tym, co swobodnie przez mnie przepływa.

Abym jednak sam mógł to wszystko robić, proszę o regularne wsparcie dla spraw bloga. Nie wołam o wiele. Żeby móc płynnie działać, wystarczy te 3 – 5zł miesięcznie przekazywane na PATRONITE przez większą liczbę osób, choć oczywiście można wspomóc i za więcej. Dla Ciebie to pewnie nieodczuwalny w skali miesiąca grosz, dla mnie ogromna pomoc. Twojej uważności, opiece i wrażliwości pozostawiam poniżej sposoby, gdzie możesz przekazać jakieś podziękowanie za czas spędzony z tą historią, lub zapoznasz się z projektami i tym co zamierzam za ofiarowane środki zrobić co od lat robię:

✅ JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ REGULARNIE (co miesiąc):
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ BEZPOŚREDNIO na konto:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

✅ PAYPALL ( dla tych co zza granicy)
czeremcha27@wp.pl

Z serca dziękuję za każdy dar, który pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤

Zjawy listopada. W śnie okruchów życia

Słońce wskrzesza mary. Budzi okruchy zgasłego życia. U progu listopada chmary wirujących much, roje owadów i przemykające ważki wyglądają nierzeczywiście – jak widziadła ze snów. Polne aleje, dróżki, drożynki. Czym byłyby bez rosnących tam drzew? Ich piękno odbija się w zachodach słońca. Ospałe liście, którym lada podmuch dodaje wigoru, gonią się w powietrzu jak dokazujące motyle. Jesienne motyle. Wystarczy kilkanaście kroków w pole, aby zanurzyć się w kawałku innego świata. Czas upływa. Przypomina o tym chłód przekłuwający przez puch rękawiczek. Wieczorne spektakle, choć żywe czerwienią, nie trwają długo. Purpura syci się doskonałością, i odbija barwy przemian – rubin dojrzałych jabłoni, dzikiej róży i głogowych koralików.



Cisza gęstnieje razem z narastającym zimnem. Wnikają w nią okrzyki lecących gęsi. Rozdzierają ciszę na strzępki. Tam w górze, para bucha z rozwartych dziobów, a mięśnie pracują w rozgrzewce. Są ich setki. Łańcuchy skrzydeł, sznury ornamentów i klucze, płyną na południe. Otulają obecnością. To prawdziwi wędrowcy. Ich przenikające głosy nie milkną do pózna.

Zmierzch syci się strachem. Pochłania kolory. Zamyka na życie. ‘’Nie jesteś tu sam’’ – zda się przypomnieć mijany kruk na rozdrożu. Ostatnie promienie czerwieni, złocą prządze pajęczych nici, ścielących się nisko nad ziemią. Jak dywan utkany z kołyszącej energii. Po polach snują się sarny – płowi pielgrzymi pustki. Ich dalekie sylwetki majaczą na połaciach rzepaku. I choć oczy Twoje chłoną bezmiar przestrzeni – nigdy nie jesteś tu sam…

______________________________________
______________________________________

WAŻNE WIEŚCI:

Praca Wędrowca – Czatownika pochłania ogrom czasu. Chwile, które nasycają Duszę i umożliwiają spisanie tych słów, to niekiedy cały dzień wędrownych włóczęg, a potem równie długo przy komputerze, aby opowieść napisać. Umieszczenie ich na blogu (najpierw lądują na FB), to kolejny czas ofiarowany Czytelnikowi. A nie jestem jedynie wirtualnym bytem, potrzebuję na co dzień zatroszczyć się o swoje zdrowie, wygospodarować środki na dojazdy w Polskę by móc opowiadać o przyrodzie w szkołach, ogarnąć żywieniową codzienność, podjąć druk kolejnych książek, rozwijać działania i przesłanie bloga w materii. Działania związane z blogiem, nie zawsze przynoszą owocne efekty w finansach. Mówiąc prosto, jest on całkowicie darmowy, a ja nie pobieram pensji za jego prowadzenie, wędrowanie, pisanie. Twoje niewielkie wsparcie, może być jednorazowym podziękowaniem za dobre chwile spędzone przy tym wpisie, lub przyjąć formę strategicznej, długofalowej i wydajnej pomocy dzięki którym możemy zrobić dla lasu, natury, ludzi, zwierząt, więcej! Poniżej kilka sposobów jak to zrobić:

REGULARNIE:
https://patronite.pl/szeptykniei


JEDNORAZOWO:

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

PRZEZ PAYPALL (dla tych co zza granicy)
czeremcha27@wp.pl

BEZPOŚREDNIO na konto:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej, utrzymać to miejsce w sieci i dzielić słowami tych opowieści.