Pierwiośnie w olchowym gaiku. Gdy gasną ostatnie przymrozki.

Przedwiośnie ogłosiły szpaki. Wygwizdały je długo oczekiwaną, tęskną i pamiętaną nutą. Po prostu, z początkiem lutego nagle zacząłem je tu i ówdzie słyszeć. Choć świat Szeptów Kniei to głównie małe zalesione fragmenty zakrzaczeń śródpolnych, niepozorne kępy zarośli, kryją w sobie iście biebrzańskie widoki. Woda błyszczy się w prześwitach. Rozlewa wstęgi, tworzy kałuże, sączące strumyki i niedostępne moczary. Poległe drzewa zwieszają się jak szlabany szlabany, formy, mosty, wymuszają na wędrowcach głębokie ukłony podziwu, aby się pod nimi przedostać. Efekt pracy bobrów i wichur. Ścięte sztywno zwierciadła wodne, przenikają się ze strużkami płynnych cieków, odbijających ciepłe promienie w milionach tańczących migotów. Jakby duch pierwiośnia i zima zasnęły razem pod jedną kołdrą.


Ilekroć zaglądam w takie zagubione miejsca, nie mogę wyjść z podziwu. Jak niewiele trzeba przestrzeni, aby przyroda rozgościła się w panowaniu z całą mocą swoich twórczych procesów. Znam ten fragment od dawna. Odwiedzałem go niegdyś niemal co drugi dzień, poznając jego najskrytsze tajemnice, spędzając księżycowe nocki, odkrywając rzadkie gatunki ptasich wędrowców – bekasiki. Tu właśnie uczyłem się przyrody, obserwacji, doskonaliłem w tropieniu, sztuce podchodu i zasiadki. Ogrom wspomnień dojrzewa z każdym krokiem…

Obecnie rzadko tu zaglądam, choć chciałbym często. Zwierzęta przyniosły na swych grzbietach kleszcze, lub nastąpił jakiś cykl – jest ich tu naprawdę dużo, i trzeba bardzo uważać. Mimo, że przez kilkanaście lat nie widziałem ani nie złapałem na ubranie żadnego. Miejsce jakby broniło się i mówiło: ‘’Teraz tutaj nikogo. Potrzebuję czasu, i aby nikt nie zaglądał. Dajcie mi spokój…’’ – Zaś kleszcze stoją na straży tej prośby. Tak odczytuję przesłanie tej przestrzeni.

Przez lata, na niewielkim kawałku wielkości może dwóch boisk piłkarskich działo się dużo. Dla cichego tropiciela i wytrawnego obserwatora to świątynia ostoi. Tylko mało kto o tym wie. Ot, kępa krzaków w polu. A w niej – rodzina bobrów i dzików osiedlona. Saren stada i gęsi przelotne. Jastrząb, myszołów, bażant, zając, nory borsucze i lisie, kuna, a nawet jelenie się trafiają przychodzące z odległego lasu. Żurawie i sowy. Pod wodą ślimaki zatoczki, a i ryb gatunki ktoś mi wspomniał miejscowy z dawnych opowieści, z czasów gdy poziom wody utrzymywał się stale. Ale to już lat temu, 40…



Tylko wierzby próchniejące, rosochate w rozrostach uwalniają jeszcze pokłady obrazów żywych – ginących, wnikających do duszy wędrowca. W nich małe kuropatwy wciąż śpią na miedzy, a sędziwe odyńce starzeją skryte, w podmokłych bagniskach.

Zanurzona w sercach pól enklawa, jest ich arterią niosącą pokłady żyznych nawozów, wilgoci, pożytecznych mieszkańców, osłoną przed żywiołami unoszącymi w dal życiodajną glebę. Jest pamiętnikiem niebywałego sojuszu, odkąd człowiek przybył tu z zadaniami produkcji żywności / zaopatrzenia w dostatek swego dobytku. Zespoleni w tworzeniu, każdy dla siebie. Połamane drzewa, wylewy pozimowe, plątaniny konarów i tarninowe gąszcze są jak wskazówka pracującego zegara. Jesteśmy w nim ułamkiem sekundy…















WSPARCIE i POMOC dla rozwoju bloga lub podziękowanie za chwile spędzone z czytaniem i fotografią, można przekazać poniżej. Nie tylko piszę i wędruję, ale prowadzę również działania edukacyjne i uświadamiające, spotykam z mieszkańcami, odwiedzam szkoły, placówki, biorę udział w konwentach i festiwalach, na których opowiadam o magii przyrody, jej bieżących potrzebach oraz jak ją najlepiej chronić. Możesz wesprzeć moją pracę, i sprawić, że będę mógł zdziałać więcej:

JEDNORAZOWO:

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei


Dobroci jesiennego słońca

Uwielbiam te momenty, kiedy słońce rozlewa się po polach oceanem złota, chwilę przed tym za nim ‘’jejmość – życie’’ pogrąży się w zapomnieniu, za ścianą ciemnozielonego lasu. To krótki moment, kiedy można siedząc na skraju pola, wystawić twarz ku błogosławieństwom jesiennych promieni. Tak też robię. Pogodny, błękitny dzień, dotyka już chłodem dojrzewającego października. Kiedy słońce z widoku, ziąb potężnieje lawiną, wypłaszając do nieudanych szturmów otumanione komary. Nic z tego. Wędrowiec ubrany już jesiennie w grubą kurtę i rękawiczki, trudno znaleźć skrawek aby się wkłuć. Wasz czas przemija, karmiciele letnich istnień…

Kiedy pojawiają się pierwsze oznaki zmierzchu, przestrzeń wokół jakby ożywa na nowo. Ze zdumieniem słucham śpiewu pełzacza, który nagle rozegrał się w koronach jesionów. Zapachniało młodą wiosną. Co ten leśny ptaszek robi w polnej alei, z dala od ulubionych lasów? A on, śpiewa…Potem zlatują się raniuszki. Ostre, terkoczące zawołania aż rozedrgują powietrze, pozdrowieniami od ptaszka – kulki. I jeszcze te mazurki, napuszone w kłębuszkach, które ćwierkotają w krzaku pełnej korali dzikiej róży. Jakby zleciały się specjalnie dla mnie. Myślę wtedy – jak pokazać taką scenę, jak opisać, opowiedzieć, aby czytelnik poczuł to co ja? Czy to w ogóle możliwe, nie będąc obok, nie doświadczając tej palety zachwycających z minuty na minutę, przemian?



Wieczór nadchodzi szybko. Wypełza z zakamarków gęstniejącej ciemności. Syci się czerwienią nieba. Na nim, to młody sierp cienkiego księżyca, spotyka się z jakąś planetą. Lśnią jak iskry, czysto i wyraziście. Na tle powleczonego purpurą nieba. Co za spektakl.

Ostatnie zjawiają się kosy. Ich żółte nosy… Pobłyskują na krzewach tarnin, razem z przenikliwym harmidrem, jaki te ptaki cienia czynią, przed ostatecznym pogrążeniem się w spoczynku. Jakieś gonitwy, trzepoty, szelesty piór, okrzyki. Kosie sprawy. Są tuż nad moją głową. Jakiś ptak drapieżny nagle opada na łan buraków. Po chwili startuje znów. Ostatnie polowanie, w ostatnim brzasku gasnącego dnia. Czy mu się udało? To jeszcze nie ten czas, ale lada dni od takich wyczynów będzie zależało jego przetrwanie mroznej nocy.

Po polach snują się Październikowe Dziady – Ojcowie Szelestów. W szarych torbach niosą mrozy przemian, i złudy zapomnienia. Czasami odziewają się we mgły. Bywa, że przysiadają na polnych kamieniach i tkają dla świata powłóczyste kubraki, z nici uperlonych kroplami rosy pajęczyn. Niekiedy chwieją się pod chłostami wiatru, lub grzęzną w błotnistej mazi ociekających ulewą pól. Wtedy z bagażów gubią litery opowieści. Za nimi ciągną skrycie wędrowcy. Podążają cicho, starając się dziadów nie rozgniewać. Skwapliwie zbierają porozrzucane literki i oziębłe słowa. Dodają je do herbaty z termosu. Ładują w sakwy, i wiozą rowerem do domu…

Hej! Dziękuję za Twój pobyt na blogu. Zanim odejdziesz, mam tylko prośbę, abyś zwrócił uważką na te parę dodatkowych literek. Nie wiem czy wiesz, że jestem również na PATRONITE oraz POMAGAM, gdzie możesz wspomóc moją wędrowno – pisarsko działalność i wszystkie wymienione tam projekty na rzecz Matki Ziemi. Finanse są potrzebne nie tylko po to aby móc działać dość regularnie i oddawać się pisarskiej twórczości, ale też aby zrobić kilka pięknych rzeczy dla świata. W opisach zrzutek jest wyszczególnione na co dysponowane są zgromadzone środki. Pomóc można na dwa sposoby, regularnie lub jednorazowo, a Patroni i wspierający mogą skorzystać z wielu leśnych nagród, dla każdego gwarantowanych ❤

✅ 
JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ 
REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

Z serca dziękuję za każdy dar, dzięki któremu pomagasz mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić swobodnie z Wami ciepłem leśnego Słowa 🌤


Wiosna pełna niespodzianek. Idą trudne czasy dla ludzi wrażliwych…W jakim świecie chcemy żyć?

Do lasu wchodzimy, gdy panuje już słoneczne południe. Na taką pogodę czekało się. Jak wiele od niej zależy. Bo dziś jakby wszędzie, zewsząd zmysły dotykane były przesłaniami wiosny. Śpiewają ptaki: rudzik, szpak, pełzacz leśny, pierwiosnek, sikory. Lornetki przeczesują i wychwytują zachwyty. Odzywają się kowaliki i pokrzykuje bażant. O każdym z ptaków opowiadam ciekawostki. Nie dla każdego są oczywiste. A wiesz, że kowalik zamurowuje błotkiem i gliną wnętrza dziupli, tak aby dopasować otwór do swojego rozmiaru? Przebudziły się motyle. Rusałki i Cytrynki polatują w słońcu, siadają na włosach… Napotykamy też pierwsze kwitnąc kwiaty – podbiał i złoć żółtą. W kniei zewsząd dobiega dziś delikatne ‘’cykanie’’. Las stał się jakby jednym wielkim zegarem, odmierzającym czas do puszczenia pąków i zieleni. Cyt, cyt, stuk, niesie się sponad koron drzew. Nie sposób namierzyć gdzie. Trochę jakby buszowały małe zwierzęta. A to tylko krążenie soków i wody, rozszerzanie się naczyń pod korą, nabrzmiewanie gałęzi, gotowych lada moment do wystrzału ku życiu. Cyt, tykk… Jakie to magiczne!

Dąb Krzesimir nie jest dziś zainteresowany rozmową. Trudno go wyczuć. Z taką sugestią samego drzewa zostawiamy go, i wędrujemy dalej. ‘’W tygodniu’’ w lesie, jakże jest przyjemnie. Przede wszystkim nikogo – brak szaleńców na quadach, ludzi ze spuszczonymi psami. Jednak oboje czujemy, że ten rok i kolejne lata będą trudne dla osób wrażliwych, ceniących sobie ciszę i spokój tam gdzie powinni ją znaleźć. Ludzi przybywa, a wraz z nimi, nieprzemyślanych, trudnych dla przyrody aktywności. Wielu nie widzi w tym nic niestosownego, a nawet uważa że ‘’należy się’’ a las jest miejscem dedykowanym hałasowaniu.

bgbdd

Rzeka pluszcze niezmiennie. W trakcie wędrówki otrzymuję mnóstwo pytań. Tak, tegoroczni goście mają bardzo dużo pytań. I cieszy mnie to. Mogę wtedy lepiej przekazać wiedzę. A jesion, a topola, a dąb? Na co pomagają, czym się wyróżniają w energii? Jak najlepiej z nimi wejść w kontakt? A jakie są moje Drzewa Mocy? To pytanie zaskakuje i osadza w miejscu. Już już chciałbym powiedzieć, że nie potrafię tak, ale jedno spojrzenie w oczy Alicji i widzę:

Jesion, Olcha, Orzech, z domieszką sosny. Tak. Niemal każdy kto przyjeżdża na warsztaty, dowiaduje się czegoś o swoich osobistych drzewach. A jemioły? – kolejne pytanie.
I zwykle mogłem powiedzieć tylko tyle, że nie postrzegam ich energetycznie jako pasożyty dla drzew. Że to nie jest tak, że one je wykańczają. Gdy się przyjrzeć, Znamię Jemioły otrzymuje głównie ród topolowy, ewentualnie wierzby. Inne drzewa posiadają je rzadko, trudno spotkać np. jemioła na dębie. I nawet gdy jakieś inne gatunki drzew rosną w pobliżu topól, zwykle nie przejmują jemiolich pasażerów. Co tam się tak naprawdę dzieje, między drzewem a jego ‘’gościem’’, jakie substancje chemiczne są wymieniane, nie wiemy. Widać natomiast, że topole radzą sobie z tym towarzystwem całkiem dobrze.
W wierzeniach dawnych Słowian, jemioła była krzewem świętym, mistycznym, atrybutem magów i druidów. Przez rok próbując rozwikłać zagadkę popełniałem jeden błąd – pytałem samych jemioł, zamiast drzew. Aż pewnego dnia, stojąc pod moimi zaprzyjaźnionymi, szamańskimi topolami, usłyszałem:

– One nas odurzają.

‘’Stan ten mógłbyś porównać do ludzkiego używania narkotyków, ale tutaj nie ma zatrucia. Jemioły pomagają nam widzieć głęboko i daleko. Wizje, wglądy. Dostrzegać, aby pomagać. My, Topole, jesteśmy jasnowidzące.” 

I pokazały obraz wielkiej ‘’baby’’ która idzie przez pola, oczy jej lśnią, pokryte bielmem – zupełnie jak biel jemiołowych owoców. Topolowa druidka. Dziecko jemioły.

Zatrzymujemy się spontanicznie pod jednym Jaworem, gdy mijany klon zrzuca pod nogi nasionko. Alicja zabiera je i obiecuje zasadzić. To Dzień Jaworów. Czuję bardzo jego dobroczynne działanie i nie mam ochoty stąd ruszyć. Rozkładamy się z posiadówką. Drzewo Błogosławieństw. Najbardziej tajemnicze i skryte, ‘’trudne’’ i nieufne. Opowiadam legendy – historię jaworowego rodu, które dawniej czczone i oszczędzane przez przodków, musiały zmierzyć się z przeznaczeniem ludzkiego topora. Wiarę i szacunek do drzew, zastąpiono porzekadłem o ‘’cennym drewnie’’ i tak nietykalne dotąd Jawory zostały zdziesiątkowane. Od tamtej pory wycofały się i rzadko dziś nawiązują kontakt z człowiekiem. Tenże Jawor dziwi się naszym rozmowom, przysłuchuje i bada. Jest nam obojgu bardzo dobrze.
Tak kochany, ludzie toczą gawędy. W pewnym momencie podskakuję niemal przestraszony, bo zdaje mi się, że coś chwyta mnie za nogę. A to tylko energia drzewa i jego psikusy. Bo chcemy już iść, a on przypomina o swojej prośbie. Chciał aby dla niego zagrać. Wyciągam z plecaka Kalimbę, ofiarując gościnnemu drzewu kilka łagodnych nut. Skąd wiedziałeś, że mam przy sobie instrumenty?

W lornetkach obserwujemy strzyżyka, który co i raz znika w kępach chrustu. Ptaszek ledwie brązowy, maleńki, a żywy jak iskra. Obdarowuje nas śpiewem.

Tego roku jest zatrzęsienie kleszczy. Siadamy w miejscu ‘’gdzie zawsze’’ wypoczywaliśmy w słońcu nad bagnem, i tam dopadają nas pierwsze. Mnie nie – wolą mojego gościa. Jestem zdumiony skalą, bo gdzieś od 1,5 miesiąca można napotkać je wszędzie, nawet w polnych kępach i małych zaroślach. Bezpieczne do wędrowania stały się już tylko pola. To jakaś gradacja. Przykry rok. Z jednej strony lubię pobuszować po krzakach. Z drugiej przyszedłem na świat w krainie pól. To na polu były najpierw zwierzęta: Zające, skowronki, sarny, czajki, lisy, dziki. Tam obserwowałem jako dziecko. I tak jestem nauczony, że przyroda jest na polach, a w lesie jeszcze większe tajemnice, jak jeleń lub wilk. A może to lasy bronią się w ten sposób, przed agresywnym, bezmyślnym wchodzeniem ludzi? Mówią: Zostawcie nas w spokoju? Rozważamy, jak to na wędrówce.

Do szamańskich Topól już dzisiaj nie idziemy. Choć planowałem. Ale czuję, że nie powinniśmy mieszać aż tak drzewnej energii na jeden raz. Zwłaszcza, kiedy to moje pierwsze wyjście z domu po 12 dniach. Chłonę siły wzmacniające – od brzóz, jesionów, jaworów i dębów. Opowiadam o Drzewach ‘’Biorcach’’ i ‘’dawcach’’ z podziałem na gatunki. Alicja wszystkiego jest ciekawa, czuć że chce wynieść z tej wyprawy jak najwięcej.

Gdy wychodzimy z lasu, nad polami krąży para bielików. Wielkich ptaków nie sposób pomylić z niczym. Podziwiamy w lornetkach, ale i zastanawiam się czy to ich ostatnie tu loty. Bo pod lasem gdzie miały gniazdo, na dawnych polach zaczynają z obu stron budować domy – jakieś 3 metry od lasu. Trudno aby tak duży i ostrożny ptak drapieżny zdecydował się na lęgi mimo hałasu, obecności koparek, dźwigów, ciężarówek, hałasu. Alicja mówi, że to ptak chroniony i przecież wyznacza się strefy ochronne wokół gniazda. Ja wybucham gorzkim śmiechem. I, co myślisz, ludzie zrezygnują z domku po lasem ‘’bo jakiś bielik’’? Zostawią pola, przywrócą grunty przyrodzie? Chcielibyśmy, wszyscy jej miłośnicy. Przez drogę przechodzi nam bażant. Kogut zatrzymuje się lśniąc w pełnej krasie, a jego zielona głowa mizdrzy się niczym dojrzały klejnot. Jest wspaniały. Przechodzi z jednego zapuszczonego sadu, do innego, równie dzikiego. I to przez sam środek wsi. Wspaniałe pożegnanie.

Lubię zabierać w miejsca, z opowieści w mojej książce. Wędrowanie i siadanie. Drzewa mają tyle do pokazania… Teraz jesteśmy na skraju oświetlonego lasu pod brzozami. Każdy przystanek to jakieś wspomnienie. Tu opowiadam o brzozowych snach i wizjach, jakie pokazywały mi przy pełni księżyca. Recytuję ich wiersz. Brzozy cieszą się z gości. Jest chwila aby zagrać na drumie, co spotyka się z odzewem ciekawskich ptaków. Potem ruszamy do olsu. Miejsce pradawne, święte i dzikie wprowadza nieopisany klimat. Podobno żyją tu wilki. Wspominam jak wyglądało dawniej, kiedy wiosenne podtopy zalewały aż do drogi, a sam ols niedostępną był krainą bez łodzi.

MISTRZ – DĄB Z POLNEJ KĘPY

Do śródpolnej kępy zajeżdżamy po raz drugi, niemal na sam wieczór. Wcześniej zrezygnowaliśmy z powodu warczącego ciągnika. Idziemy polem. Cieszę się bardzo, bo miejsce to wołało mnie od paru dni. Nad nami śpiewają skowronki. W miarę jak zbliżamy się do kępy ogarnia mnie ‘’nieswój’’ niepokój. Bo powoli nie poznaję tego miejsca. Co tu się stało? Brak krzewów. Przejrzyście na przestrzał. Wszystko wybebeszone, zduszone, rozjechane. W miejscu gdzie było trochę wody – goła ziemia. Duże drzewa oszczędzono, ale wszystkie rośliny krzewiaste dosłownie wydarto stąd, traktorami. Po co, dlaczego? Komu przeszkadzały gnieżdżące się ptaki i śpiące tu sarny? Gdy po raz pierwszy zwróciłem uwagę na to miejsce, przyciągnęły mnie sarny wychodzące stąd z wieczora. Pomyślałem: ‘’Skoro sarny zachowują się tak swojsko, musi być tam ładnie’’. I było. Pamiętam jak kluczyłem tajemniczymi ścieżkami przez zarośla, aby dobrnąć do drzew, których rozłożyste korony prześwitywały ponad. Jak było magicznie, pełno legowisk, tajenek, gniazd, sekretów. Teraz goły, ponury plac. Głowa pełna gorączkowych pytań – A rodzina borsuków? Mieszkały tutaj. Możliwe, że tkwiły jeszcze w zimowym śnie, gdy wdarły się tutaj traktory. Co będzie ze słowikami, krukami? I jasnym stało się, dlaczego ostoja Mistrza wzywała żeby się do niej udać. Drzewa wołały pomocy… Nie zdążyliśmy. Na jednym z ocalałych drzew, kołysze się duże gniazdo. Tej wiosny nikt się w nim nie zagnieździ. O człowieku. Jakbyś się czuł, gdyby ktoś wpadł do twojego domu, porąbał meble, wywalił sprzęty, zerwał podłogę do betonu i sobie poszedł?

P10331-183927

Atmosfera jakże inna od lasu w którym byliśmy wcześniej. Tam drzewa nas zaczepiały i wołały zewsząd. Tutaj jakby się ‘’zamroziły’’, zahibernowały w emocjach. Nie potrafię odczuć niczego od nich. Żadne nawet nie robi wiosennego cytt – cytt. Jest ponurość i groza, jej wspomnienie. Wyobrażam sobie jak musiały się bać – nie wiedziały czy i one nie zostaną wycięte. Ludzie przycięli niektórym trochę gałęzi. Zupełnie bez sensu – komu przeszkadzają tutaj konary? Drzewa nie chcą z nikim rozmawiać. Jedynie mistrz – tutejszy stróż. Wokół niego zostawiono trochę trawy i krzewów. On nas powitał, zaszeleścił. Ta zarośnięta połać wokół niego, dużo mówi. Jakby ochronił swój kawałek. Zapytani dewastatorzy pewnie nie potrafiliby odpowiedzieć, dlaczego oszczędzili akurat ten kawałek. Przecież nie z uwagi na norę borsuczą. Próbujemy zrozumieć. O co chodzi? Dlaczego? Komu się chce, przywlec tutaj, daleko w pole, wjechać traktorami i dokonać takiego zniszczenia? Przecież kępa polna to ma być bioróżnorodność, ochrona upraw dzięki ptakom? Tak mnie uczono. A może chodziło o te trochę drewna? Sam ‘’przejrzysty’’ wygląd? Bo teraz faktycznie przypomina to ”wypielęgnowany” park.  Pozbawienie większych zwierząt osłony / miejsca na nocleg, żeby nie robiły szkód w uprawach? Taka kępa jest już bezużyteczna dla większych zwierząt jako kryjówka. Zatrzymają się może tutaj na chwilę wędrując przez pola, ale już nie zostaną na nocleg, gdyby zaskoczył je ranek. Jaki cel przyświecał niszczycielom? Co przygnało ich tutaj… Te krzewy nie przeszkadzały niczemu, a zwiększały wartość ochronną dla pól, poprzez gnieżdżące się w podszycie małe ptaki. Trzymały wilgoć. Zmniejszały parowanie wody. Oh jak trudno będzie tu teraz, nawet tym dużym drzewom.

Pod dębem ze łzami w oczach odczytuję jego przesłanie. Bardzo trudno zachować spokój.

… W polnej kępie na skraju,
Do raju otwierają się wrota:

Zięby, szczygły, trznadle, szpaki
Koncert robią jemu taki

Że odpłynąć w zasłuchaniu
I pogrążyć czas w czuwaniu

Można

Tak było, kiedy miejsce zaczarowało mnie rok temu. Cały wiersz można przeczytać TUTAJ.

Tuż przed zachodem słońca, na polną dróżkę wjeżdża ‘’typ’’ na warczącym motocrossie. Jesteśmy zdumieni. Przecież to pora, kiedy w takich miejscach przeróżne zwierzęta zaczynają swoją aktywność. Pora, na którą czekają cały dzień! Wychodzą borsuki, lisy, jenoty, sarny, lądują gęsi i żurawie. Wie o tym każdy wędrowiec i przyrodnik. Co robić w takich sytuacjach? Jak reagować. Zrezygnowani, pokazujemy ‘’typowi’’ aby popukał się w głowę, gdy mija nas w pędzie. Nie widzi, gna.

Chwilę potem na jabłonce przysiada poddenerwowany potrzeszcz. Ptaszek kręci się niespokojnie, wabi. Pogrążamy go w lornetce, a ja opowiadam niecoś o skromnym potrzeszczu. Wreszcie zaczyna śpiewać. Jego dzwoniące tony, przypominają pęk brzęczących kluczy. Ptak pasuje tutaj. I do polnej pustki, i do zachodu słońca, i gwaru kończącego się dnia.

Cytt, tyk, tytt – żegna nas nawet i tutaj wiosenna modlitwa krzewów, kłaniających się słonecznej purpurze. Ah, żeby każdy choć raz mógł to usłyszeć…

Dziękuję dziś Alicji za wędrowno – rozmowne towarzystwo i wspólne kroki. I zapraszam też na kolejne, wiosenne WARSZTATY DENDROTERAPII oraz wspólne, odkrywcze i lekkie wędrówki. Dla gości z daleka wciąż jest opcja noclegu, pokoje z łazienkami i kuchenkami, parking, możliwość zamówienia posiłków. Wędrówki są lekkie i przyjemne, zawsze dostosowane pod wiek i kondycję uczestnika. Na zajęciach pogłębisz swoją sztukę komunikacji z drzewami, nauczysz pracować z ich energiami, odczytywać wskazówki i przesłania, aby stosować je w życiu osobistym. Będzie też relaksujący koncert na drumie / kalimbach w zaciszu polanki leśnej, nauka tropienia, rozpoznawania śladów i ptasich głosów, słowem pełen edukacyjny warsztat przyrodniczy. Kalendarz wolnych terminów znajdziesz z boku na pasku strony, ale można też umówić się na wyprawę w tygodniu, dowolnego dnia.
Zapraszam również rodziny z dziećmi.

167565703_2852119515046718_4147879025600847975_n