Pełnia księżyca wydr. Pewnej grudniowej nocy nad jeziorem.

Ta historia zaczyna się mrozem. Takim niby niedużym, do zniesienia jeszcze, ale zasilanym podmuchami gasnącego wiatru po ubiegłonocnej wichurze. Dobrze, że wyczerpał swoje porywy szaleństwa. Choć nadal kąsa. Leśna droga którą podążam w ciemnościach, podrzuca rower wyboinami twardych korzeni. Spycha w zarośla. Czy ten las mnie dziś tu nie chce? A może jestem za mało uważny, na coś… ?

Rybacki pomost, zanurzony w odmętach kołysanych wiatrem fal, to moja dzisiejsza przystań. Dobrze przyjść tu nocą. Wolne od zabaw ludzkich jezioro, na momenty krótkie staje się tym, czym było ongiś, kiedy królowały tu tylko drzewa i swawole zwierzęcych istnień. Pamiętam jeszcze… Błotniste szlaki na brzegu, wydeptane i uczęszczane jedynie przez dziki. Białe wzory i ryty na korze krzewów, wyszlifowane głodem i zimą przez zęby rudych nornic. Teraz większość czasu panuje tu człowiek, pogrążony w wędkarskich rozrywkach. Pierwotni mieszkańcy jeziora odsuwają się w cień, i pokazują już tylko niekiedy nocą… W hołdzie dla nich tu jestem.



W taką noc jak ta, cisza stąd pierzcha. Przeganiają ją odgłosy szeleszczących szuwarów i jękliwe skrzypnięcia obolałych drzew. Pomarszczone zwierciadło szarej wody faluje pod dotykiem zrywów wiatru. Woda jakby zbierała się w sobie. Rytm i synchronika. Fale dobijają brzegu. Lekko pluszcze. Momentami ucho wychwytuje dobrotliwe piski. Odpowiadają sennymi mamrotami na smagnięcia powietrza. To tylko kurki wodne i łyski śpiące gdzieś w trzcinach. Jezioro opowiada swe pierwsze sekrety.

Na niebie oglądam spektakl. Przenikające tabuny chmur pod tarczą księżyca, powodują pulsowanie bladego światła. Ledwo widoczny w poświacie las, ukrywa się pod mrokiem, to znów mami refleksami przesączających spod konarów wstęg. Chmury otacza fioletowy pierścień. I on migota rytmicznie, siląc się złudzeniami pasm chmur i srebrnej tarczy. Zmienia barwy, mieniąc się odcieniami tęczy. Owal rozlewa się i powiększa w oczach, a chwilami zmniejsza do postaci delikatnej otoczki. Feria barw. Fiolet przenika się z różą, by za chwilę stać eozyną. Amarant dojrzewa na moment. Odcienie. Festiwal subtelności. Zjawisko żyje, i dokazuje na moich oczach. Jak to możliwe? Widziałem już ‘’księżycowe halo’’, wieszczące zmianę pogody, zwykle na gorszą. Ale nigdy takie. Tyle lat oglądania księżyca, i znów jestem zaskoczony. Oh Czarodzieju. Warto było tu przyjechać dla takich widoków.

Gdy pasma sunących chmur przeistaczają się w ławicę poszarpanych ‘’baranków’’, widowisko zanika. Kolory ustępują mocy srebrzystego blasku. Pełnia. W niebie jakby otworzyło się okno. Na horyzontach wiszą jeszcze białe zasłony, sprawiając wrażenie jakbym był w oku. Gwiazdy lśnią pierwotną czystością. Iskrzą, a ich blask zasila ciemna głębia kosmosu. Tylko zima daje takie widoki. Niekiedy wędrowałem wyłącznie dla takiego nieba nad głową. Na deskach drewnianego pomostu osadził się szron. Jak śliska zbroja, dotyka drzew, ściółki, badyli i mchów. Jest majakiem odrętwienia. Syci dzwięki i pielęgnuje szelesty. Spróbujcie kiedyś iść po oszronionej łące. I on błyszczy, milionami maleńkich światełek. Odbija echo księżyca.

Smukłe, podłużne sylwetki sunące cichutko przez taflę, wywołują uśmiech i czujność.

– Oho, są i bobry, myślę. Mimo grubej czapki, słyszę świsty oddechów i posapywania zwierzątek. Nie biorę lornetki aby im się przyjrzeć – za mocno bym zaszeleścił. Czekam co zrobią. Sylwetki skręcają w pas trzcin, i tam powodują dodatkowe dzwięki. Słyszę jak gramolą się do brzegu. W takich chwilach moje ciało automatycznie staje się jakby głazem, oddech się wypłyca zwalniając do minimum, a całość łapie jakby takie ‘’odrętwienie’’, sztywność, która powoduje że nie wykonam najmniejszego ruchu. Falowanie klatki piersiowej zmniejsza się do takiego stopnia, że i gruba zimowa kurta, nie wyda z siebie zdradliwego szelestu. Nigdy tego szczególnie nie ćwiczyłem, robiło mi się tak od zawsze przy spotkaniach ze zwierzętami. Może to jakaś naturalna umiejętność.

Nie widzę zwierząt, ale wiem, że są blisko. Słyszę człapania, podłamywania trzcin i jakieś nieokreślone jęki, ni to dziecięce śmiechy – nie mogę przypisać do niczego co znam. Przypominają trochę marcującego kota, choć ciszej. Posapywania, mlaskania. Gubię się. A może od strony lasu podeszły jednocześnie dziki i to one dokazują tak na brzegu? Spokojnie, na pomost nie wejdą. Słuchowisko staje się zdumiewające. Delikatne zawodzenia, gaworzenia, nieartykułowane dzwięki. No co te bobry? Co one tam robią? Wzięło je na Amor? Może to jakaś pora bobrzych godów, o której mi się zapomniało? Gorączkowo szukam wyjaśnienia. Choć odgłosy przypominają bardziej uciechy bagiennych skrzatów, niż rzeczywiste sonaty jakiegoś zwierzęcia. Gdyby jednak rozbrzmiały tak nagle, a nie widziałbym przybyszów, miałbym spore wątpliwości co do duchowej obecności jakichś istot spoza naszego świata.

Na mój szeleszczący ruch ręki – reakcja i szamotanina, z jakimś nieokreślonym ‘’wyzywaniem’’, znów w tonach śmiechu połączonego z piszczeniem dmuchanej zabawki. O wy demony z szuwarów. Czekajcie no tam. Po głowie coś mi już jednak świta.

‘’Nauczony doświadczeniem’’, pozwalam sobie na coraz głośniejsze dzwięki swojej obecności, dając zwierzakom oswoić się z sytuacją i tym, że ‘’coś’’ tu jest. Las i tak huczy skrzypnięciami kołysanych drzew. Mi pora się zbierać. Zimno puka zdecydowanie. Zabieram koc, poduchę, plecak i lornetkę, przekraczając w ciemnościach powyłamywane szczeble dziurawego pomostu. Przy rowerze coś mi szepta, aby włączyć jednak uczepioną głowy czołówkę. W snopie światła dostrzegam. Dwójka iskrzących oczek, wpatrzona zdumieniem w źródło jasności. Jest we wodzie, przy brzegu. Jakieś małe zwierzątko. Sprawca zamieszania. Co to takiego? Robię delikatne kroki w jego kierunku. Im bliżej jestem, tym widzę że wcale nie patrzy na moje światło, tylko ze smakiem coś zajada. To piżmak? Może nutria? Na pewno nie bóbr. Co ono tam ma? Te skrobania, które brałem za szurania bobrowych zębów, to w istocie chrupanie trzymanego w łapkach kąska. Jeszcze bliżej. I jeszcze. Krok. Jestem prawie na samym brzegu. Niezdarnie nadeptuję z trzaskiem gałązki. Tyle ich, że nie da się inaczej. Zwierzątko jakoś nie ucieka. I nie jestem wcale zdumiony. Mało to razy tak było?

Czuję, jak właśnie dzieje się magia. Zwierzak jest mały, smukły i pocieszny. Cześć skrzacie! Teraz Cię poznaję. Ty jesteś wydra!

Jestem może 4 metry od niej. Boże. Nigdy nie byłem tak blisko. Co za błogosławieństwo. Nie mogłem wiedzieć, że coś takiego wydarzy się dzisiaj. Raz widziałem wydrę z daleka, kiedy indziej słyszałem jej pisk, innym razem martwą. Jest tak pochłonięta zdobyczą, którą okazuje się być średnia ryba – po paskach poznaję że to okoń. Zeżarła już pół, mlaska, sapie i mruczy z zadowoleniem. To były te odgłosy. Ogólnie uważa się, że wydra potrafi tylko ‘’świstać’’, a to pewnie dlatego że jest to głos ostrzegawczy, i za pewne jedyny słyszany najczęściej przez ludzi. Tymczasem szorstkowłose szkraby dysponują całą paletą pogłosów, i mało w pole nie wywiodły wędrowca. Dlaczego nie uciekasz? Jaka szkoda, że nie zabrałem smartfonu w ten podchód. Plecak przy rowerze. Byłaby piękna pamiątka i świadectwo. Od wydry bije jakaś przekorna i wesoła energia, zwierzak jakby nie rejestrował mojej obecności mimo światła i dość głośnego podejścia. To raczej młode osobniki. Po chwili z okonia zostaje już tylko ogon. Całe zajście trwa kilka minut, i mogę przypatrywać się z bliska, niemal na wyciągnięcie ręki. Maluchy przypłynęły aż tutaj same. Nie powinienem być zdziwiony. Przecież właśnie nad bagnem, które wpada do tego jeziora, widziałem kiedyś ślady wydr. Znalazłem wybebeszone skorupki małż, jak tylko wydra to zgrabnie zrobić potrafi. Zdumiewa jednak, że harcują tutaj i utrzymują swoją obecność w niejakiej niewiadomej. Jezioro zaufało. Odkryło jedną ze swoich największych tajemnic. Zna mnie. Przyjeżdżałem tutaj w dzieciństwie, a latem kąpałem się w nim jeszcze jako mały chłopczyk. Kto z nas by pomyślał, że będę zakradał się tu nocą, czając na ‘’jakieś bobry, wydry i kaczki’’.

Lekko wykonuję jeszcze jeden krok, i ten okazuje się być o jednym za daleko – zwierzak sztywnieje i wydaje nieokreślony dzwięk. Pluska w wodę, choć nie nurkuje. Od razu się wycofuję przepraszająco, gdybym tkwił w bezruchu byłoby to jeszcze bardziej stresujące. Gdy jestem już dalej, oglądam się z czołówką. Wydry nie uciekają. Z brzegu obserwują jak pakuję w sakwy koc i poduszkę, oraz jak prowadzę rower. Ich wyraziste oczka świecą jak wesołe chochliki. Być może to ich pierwsze spotkanie z taką sytuacją. Człowiekiem, z bliska.



Żegnajcie. To Wasz świat i zostawiam Was w nim z jego chłodnym spokojem. W sercu niosę piękną opowieść. Wystarczy. Niech Wam śpiewają szuwary i sitowia chronią. Smacznych okoni i małż. Jedno z mijanych drzew sążniście skrzypi, przeganiając ciszę na pola. Jak ten świat mnie kocha… Myślę sobie wtedy. Takie zdarzenia. A może mówi to drzewo?

Polną drogą jadę już powoli, w uważności na wyboje i kamienne pułapki. W oddali dostrzegam kolejne światełka nisko osadzonych oczu. Są dwie pary. Koty, czy lis? Próbuję rozeznać nim się zbliżę. Ślepia są bardzo przy ziemi. Kolejne metry oświetlają mi płowe sylwetki. Sarenki leżą na polu. Chyba zmęczył je ziąb. Nie dwie, a trzy! Tak blisko drogi… Dlaczego leżycie akurat tutaj? No tak. To Wasz świat. Nocą jest ich. Mogą sobie tu zalegać do rana. Mijam je nie zwalniając zbytnio, wiedząc że wtedy podniosą się i umkną. To jak dziecięca zabawa – zasłonię oczy i udaję, że Cię nie widzę. Ta chwila to dla mnie pieczęć wyprawy, i ‘’stempel’’, że znów poprowadziła ją Dusza.

PS. W tej historii były i Drzewa, choć brakło przestrzeni, by wpleść je zgrabnie w opowieść. Krótko przed przybyciem wydr wyszedłem na przechadzkę rozgrzewającą po lesie, wołany natarczywymi trzeszczeniami i jękami kołysanych sosen i brzóz. Trochę tańczyłem, machałem ramionami, kręciłem się do zawrotów głowy, a nawet nieco biegałem – bo jaki sposób najlepszy na rozgrzewkę? Przechadzałem pod brzozowym szpalerem, gdzie bardzo przyjemnie czuć całym ciałem poprzeplatane aury drzewne. I drzewa chyba wiedziały, co się święci, wołając mnie zdecydowanie do siebie. Ciepło wywołane gimnastyką, pozwoliło mi wysiedzieć tamtą chwilę.

_______________________________________________
_______________________________________________

BARDZO WAŻNE INFORMACJE:

To starsze opowiadanie z 2022 roku, które na blogu ląduje z poślizgiem zaległości. Obecnie wszystkie najnowsze teksty zamieszczam już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie PRZYJACIELE KNIEI. Trafiają tam opowiadania, ciekawostki, filmy, drzewne przesłania i wiele innych. Jeśli masz ochotę przeżywać te wpisy, mieć do nich dostęp razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty w niej publikowane, w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko tam. Obecność w niej daje Ci bardzo konkretne zniżki na nasze kniejowe wyprawy i wszystkie warsztaty.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy. Im dłużej zwlekasz z decyzją, tym większe robią się zaległości w czytaniu 🙂

Historia taka jak ta, nie powstała ‘’w pół godzinki po pracy’’, a jest jej istotną częścią. To kilka godzin nocą w terenie, a potem drugie pół dnia przy komputerze. Taki system wyklucza w zasadzie podejmowanie innej działalności zarobkowej, zwłaszcza kiedy FB ograniczył drastycznie zasięgi informacji o moich warsztatach i wyprawach, które do czasu jakoś wspierały zawsze szeptowego bloga.

Dla Ciebie to pewnie nieodczuwalny w skali miesiąca grosz, dla mnie ogromna pomoc. Twojej uważności, opiece i wrażliwości pozostawiam poniżej dodatkowe sposoby, gdzie możesz przekazać jakieś podziękowanie za czas spędzony z tą historią, lub zapoznasz się szerzej z moją działalnością:

✅ JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ REGULARNIE (co miesiąc – najbardziej potrzebne):
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ BEZPOŚREDNIO na konto:

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

✅ PAYPALL ( dla tych co zza granicy)

czeremcha27@wp.pl

Z serca dziękuję za każdy dar, który pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, zaopiekować zwierzakami na wędrówkach i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤

Pieśni lodu i słońca. Szepty Kniei w Wielkopolskim Parku Narodowym

Świt nad jeziorem wieszczą złociste smugi wypływające promieniami z ponad koron drzew i nawoływania rozbudzonych sikorek. Iskry wżynają się klinem w taflę. Rozsypują milionami snopów jak brokat. Pieczętują świetliste wzory poranka. Na moment. Zda się próbują przeniknąć do głębin toni, stopić lodowy pancerz. To jeszcze nie ten czas. Lód jest szary, pełen miękko ulanych wygłębień. Taką postać przybiera, kiedy przychodzi nagła odwilż, którą wspierają obfite opady śniegu z deszczem. Potem mróz dojrzewał, potężniał, rósł w siłę i czary czynił. Jego ozdoby przeniknęły poza horyzont wyobrażeń. Z tafli patrzą na nas zdumione oczy, nijak niewiadomo stworzone, gdzie indziej rozlewają pozawijane ramiona ‘’pajączków’’. Przypominają komórki neuronów. Może podczas tej nocy zawieruch, tańczyły tutaj duchy dawnych topielców? Te oczy…Dziwadła ze snów. Jakież energie pracowały i siliły się tutaj, tworząc te cudaczne zbiorowiska?





Maleńki jesienny liść, jakąż łagodą zwykle znany, leży teraz pokryty igłami wzorzystych szpil. I jego mróz przemienił. Wyciągnął resztki wilgoci z cienkiej jak papier treści, i w zimowy diament zaklął. Czar będzie trzymał, dopóty i on (ziąb) władał krainą będzie.

Przy brzegu szuwary szeleszczą w tańce, wtórując szalejącej zimnicy. Gdzieniegdzie lód jest cienki, widać prostokątną obróbkę. Podobno dzielni śmiałkowie przychodzą tutaj zanurzyć się pod wodą, nurkując w zdrowiu i krzepie. Ślady bosych stóp na śniegu, opowiadają wspomnienia tych zdarzeń.

Mróz podążał za tropami nieuchwytnych zwierząt. Szedł uparcie i tropił, rozpaćkane ślady skuwając w twardziel zimowej pamiątki. Podczas wigilijnej odwilży, zwierzęta wchodziły na jezioro. Wędrowały po brzegach. Może szukały dostępu do wody. Żadne nie odważyło się iść na przełaj.





Puchate ogony białych lisów. Leżą i wyłaniają się. Napikowany igłami szron, pokrył wystające z wody konary, gałęzie i pnie. Te oddały mu daninę wilgoci, pokrywając się gęstniejącym kożuchem. Na jednym siedzi jakieś ptaszysko. Dostrzegam z niewielkiej odległości. Tkwił nieruchomo. Ptak podlatuje ociężale i osiada z trudem na trzcinowej wysepce. Nie ucieka dalej. To myszołów. Nie ma zdobyczy. Nie siedział na padlinie. Obserwuje nas. I ja wiem. To była trudna dla niego noc. Prawdopodobnie poprzedniego dnia, nie udało mu się upolować niczego. Kolejna będzie ostatnią, a może nawet nie dotrwa. Taki już los drapieżców. Każde nieudane polowanie, może być w tym trudnym okresie, ostatnim. Ptaki zdążyły też ‘’odwyknąć’’ od zimowych warunków. Znajdywałem kiedyś takie w całości zamrożone krogulce i kanie, na swoich ostatnich posterunkach. Tu śmierć przychodzi jak sen. Jest nierzeczywista równie jak bajkowe wzory wyszklone spod dłuta Dziada Mroza. Dotyka swym chłodem wszystkich przez czas jej panowania.



W krokach pokory i szacunku dla odwiecznych Praw Kniei… omijamy zmęczonego ptaka szerokim łukiem, odbijając daleko na lód. Każdy kolejny zryw do lotu, to dla niego utrata resztek cennego ciepła. Ktoś inny się nim pożywi, a może chwyci ‘’kęs ratujący życie’’. Lis, sroka, kuna, leśny gryzoń o ironio? Za parę dni odwilż. Może dotrwasz, Myszołowie?

Pochyła wierzba nad taflą lodu, gnie się wytrwale już dziesięciolecia. Jest olbrzymia. Pra – Matka wierzbowego rodu, pamięta chyba wielką wędrówkę głazów i początki jeziora. Przybyła tu z wodą i wiatrem. Jezioro nieubłagalnie wysycha. Drzewo jakby próbowało swym cielskiem, powstrzymać nieunikniony proces, ochronić ostoję życia. O szarym świcie i wieczorami, odwiedzają ją ludzie – kapturnicy. Powierzają wierzbie sekrety i opowieści. Ona w zamian zabiera ich ból. Daleko pod pniem, dostrzegam jedną z ciemnych sylwetek. Nie podchodzę bliżej.



~ Pieśni Słońca i Lodu. Wielkopolski Park Narodowy. Jezioro Jarosławieckie



🙏 WAŻNE WIEŚCI: Wciąż można wspierać moją pracę przez portal PATRONITE oraz POMAGAM, i swobodnie korzystać z dostępnych tam nagród: wygrać całodniowy warsztat przyrodniczy dla rodziny, skorzystać z leśnej konsultacji, otrzymać osobiste przesłanie od Drzew Mocy i wiele innych. Aby taka opowieść jak ta mogła powstać, potrzeba mi spędzić zwykle kilka godzin w terenie na mrozie, a potem drugie pół dnia przy komputerze, aby zdjęcia poddać obróbce i coś napisać. Blog Szepty Kniei i wszystkie moje działania (pisanie, wyjazdy w Polskę, odwiedziny w szkołach, projekty literackie,) utrzymywane i rozwijane są jedynie z darowizn, do których kiedy mogę, dokładam to co sam zarobię na swoich warsztatach. Wszystkie zawarte na blogu informacje o drzewach, energiach, i relaksujące historie które wspierają swoim przekazem, są dostępne darmowo dla każdego z Was. Tak było i pozostanie, gdyż z serca dzielę się tym, co swobodnie przez mnie przepływa.

Abym jednak sam mógł to wszystko robić, proszę o regularne wsparcie dla spraw bloga. Nie wołam o wiele. Żeby móc płynnie działać, wystarczy te 3 – 5zł miesięcznie przekazywane na PATRONITE przez większą liczbę osób, choć oczywiście można wspomóc i za więcej. Dla Ciebie to pewnie nieodczuwalny w skali miesiąca grosz, dla mnie ogromna pomoc. Twojej uważności, opiece i wrażliwości pozostawiam poniżej sposoby, gdzie możesz przekazać jakieś podziękowanie za czas spędzony z tą historią, lub zapoznasz się z projektami i tym co zamierzam za ofiarowane środki zrobić co od lat robię:

✅ JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ REGULARNIE (co miesiąc):
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ BEZPOŚREDNIO na konto:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

✅ PAYPALL ( dla tych co zza granicy)
czeremcha27@wp.pl

Z serca dziękuję za każdy dar, który pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤