Polskie wybrzeże. Magiczna kraina stworzona z piękna.

Z pozoru jałowe wybrzeże, kryje w sobie bogactwo pierwotni gatunków. Tu znajdują dogodne siedlisko do niełatwego życia. Przez Pra – Wieki, Przyroda – Matka, zatroszczyła się, i cierpliwie nauczyła rośliny jak żyć na wydmach i plaży, we wciąż sypiącym i osuwającym się piasku. Momentami można się poczuć jak na pustyni. Nadszarpnięte żywiołami zbocza, odsłaniają plątaniny wysuszonych korzeni, i kępy skąpej skądinąd zieleni. Te są opanowane przez żarnowce. Wydaje się, że w taki wystawionym na skrajne warunki miejscu powinna być próżnia, ale przyroda pustki nie znosi. Zasiała ubogie trawy, żółte plamy kocanek, fioletowe koraliki łubinu, szorstkie i srebrne liście… Osypujące ziarenka piasku, jak w klepsydrze, odmierzają roślinom okruchy danego czasu. Obdarte zbocze odsłania mozaikę z utkanych warstw gruntu, wprost niewiarygodny przekrój. Gdzieniegdzie napotykam wilgotne plamy, rozwlekłe hen na kawał zapadliska. Sączy się z nich woda, pozostawiając na suchych piaskach, nierzeczywiste kałuże. Skąd wzięły się tutaj? Sączące przez jałowiznę stróżki, cieki, i strumyki. Co w tym dziwnego. Właśnie do Bałtyku spływa ostatecznie woda z niemal całej Polski. Różne obiera drogi, niekoniecznie koryta rzek. Wokół tych ‘’rozlewisk’’ napotykam roje much i ślady ‘’plażowania’’ dzików. Na urwiskach polatują motyle i wygrzewają zielone grzbiety, jaszczurki zwinki. Przyroda wita wędrowca. Chodz, chodz, jeszcze kawałek, kawałeczek, mamy dla Ciebie tyle opowieści…





A słyszałeś już o grupie PRZYJACIELE KNIEI? To tam obecnie zamieszczam wszystkie moje fotografie, opowiadania, historie i przygody. Ten wpis jest z 2022 roku. Jeśli nie chcesz stracić kontaktu z moimi najnowszymi tekstami, to tam Cię Czytelniku zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wymiany energetycznej, podziękowania za moją pisarską i wędrowną pracę. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!

Białe buki nadmorskie. Doświadczone drzewa żywiołów

Nadmorskie drzewa – podziwiać tylko, współczuć, czy zazdrościć im może? Przechadzam się ”dzisiaj” po klifach Bałtyku, gdzie lasy szepczą odwieczne tajemnice, gdzie słychać tylko z rzadka okrzyki wędrownych mew, a do głowy dociera miarowy, spokojny szum. Pulsuje on jak żywy – bo przecież jest takim, niosąc w swych burzliwych pluskach opowieści z odległych oceanów. Jak świat rozległy i ciekawy, zlewają się w jedno.

A tutejsze drzewa, patrzą na to wszystko, chłoną, słuchają, drżą, gną pod potęgą szkwałów, przyjmując wnikające do ich ciał przez korzenie i korę, niespotykane ilości soli. Zastanawiam się, jaki to może mieć na nie wpływ. Wysmagane wichurami pnie stały się niemal białe, zasnute powłóczystymi kępami porostów. To właśnie z morza, lecą i uderzają w nie rozpędzone drobinki soli. Nigdy nie widziałem takich drzew. Aż nie chce się wierzyć, że to nasze pospolite buki. Są dużo bardziej krzepkie, srogie, mniej dostępne, dużo bardziej osadzone w sobie i zwarte, może nawet nieufne. One wiedzą na czym się skupić, ich zadanie jest jasne i konkretne. Utrzymać w takim środowisku przy życiu. Pozostać ponad, na przekór wszystkiemu co się dzieje…Jesteście sobie w stanie wyobrazić tą potęgę ponurego, jesiennego żywiołu, kiedy morska woda szarpie korzenie, przelewa przez pnie, zmywa mniejszą roślinność i łapczywie wdziera na ląd?

Cykl istnienia drzew jest tutaj jakby mocno przyspieszony. Na zboczach klifów leżą kłody tych, którym nie udało się przetrzymać żywiołów, lub spadli w dół z osuwiskiem. Żyje się tu intensywnie, nieraz długo lub ekstremalnie krótko. Las białych drzew niepodobny jest do żadnego innego. Bardziej przypomina kawałek dżungli na tropikalnej wyspie, niż rodzime wybrzeże. Mało kto jednak się nim tutaj zachwyca. Ludzie snują się z aparatami, robią sobie zdjęcia, fotografują piękno klifów. Nic dziwnego. Widoki zapierają dech w piersiach, zwłaszcza przy takiej pogodzie. Drzewa wsłuchują się uważnie w puls zachwytów ludzkich, a do serc tychże, wysyłają swoje błogosławieństwa.



Z jednej strony ponad ich koronami kołyszą się bajeczne widoki bezkresnego horyzontu, skąpanego w czystym błękicie lub siwej szarości, kiedy sztorm. Są cudowne zachody słońca, gonitwy mew, niemrawe pełzania fok, rzadkich gości na plażach. I są niewyobrażalne zmagania, kiedy podczas sztormu rozwścieczone fale uderzają chłodem, nieprzyswajalną solną wilgocią, wrzynając się z furią w klif. Podziwiać, współczuć, czy zazdrościć im może?

Taką mieszankę noszę w sobie, wędrując boso ugładzonymi ścieżkami, wśród jasnych, naznaczonych palącym słońcem i solą, strzelistych pni…

PS. To starsza opowieść z 2022 roku. Obecnie osoby, które nie chcą stracić dostępu do moich opowiadań, gromadzą się w grupie PRZYJACIELE KNIEI na facebooku. Tworzymy tam zaangażowaną w Ducha Szeptów społeczność, która wspiera blogowe podróże, skąd mogę przywiezć Wam wspomnienia dobrych chwil i przyrodnicze opowieści. Tym samym opowiadaniami dzielę się przede wszystkim z Patronami tych wypraw, czyli na łonie grupy. Są one dostępne tylko tam. Znajdziecie w niej obecnie najlepsze moje perły literackie, przesłania Drzew MOCY i ogromny ładunek zielonych emocji.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wymiany energetycznej, podziękowania za moją pisarską i wędrowną pracę. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy. Kontakt:

czeremcha27@wp.pl

Wszystkiego leśnego!

Niedzielne śniadanie w lesie. Przez słowa, do Serc. Gawęda w Rembertowie.

Z wędrówkami, w tym tymi życia jest tak, że najpiękniejsze wydarzają się niespodzianie. To coś jak nagły ‘’zew lasu’’, który woła Cię do działania, albo do wyprawy choćby. I wiesz, że właśnie teraz, a nie później, ni kiedy indziej. Tak też ‘’nagle’’ zostałem ‘’wezwany’’ czy też raczej zaproszony do Warszawy, aby gościć w projekcie ‘’Niedzielne śniadanie w lesie’’, realizowanym przy okazji rozpoczęcia działalności Fundacji na rzecz terapii leśnych ‘’Nasz Dom’’. W mojej krainie mijała właśnie pełnia księżyca, stawy śpiewały pełnią mocy słowików, a pola dopiero rozgrzewają terkotami rozrzuconych tu i tam łozówek i rokitniczek. Dudnią bąki. Żal wyrywać się z takiego świata… choćby na moment. Ale wiem, że nie dla wszystkich jest on dostrzegalny i oczywisty. Że nie każdy wie, jak z tych dobrodziejstw skorzystać, gdzie się udać… Trzeba jeszcze o tym mówić! Bo przecież im więcej świadomych natury wędrowców, tym większe zrozumienie i lepsza ochrona przyrodniczych bogactw, jakie są naszym niedocenianym udziałem. Toteż spakowałem się szybko, wsiadłem w pociąg i pojechałem. Zabrałem swoje książki, kalimby, druma, i mieszanki nasion dzikich kwiatów, żeby rozdać je przybyłym na wydarzenie.



Samo miasto, już po raz wtóry robi na mnie bardzo dobre wrażenie. A to z uwagi na wkomponowane w jego szarą przestrzeń, stare, potężne, okazałe drzewa. Są wszędzie, na poboczach ulic, przy blokach, na osiedlach, skwerach, parkingach ( co pozytywnie zaskoczyło mnie najbardziej). Mają rozłożyste konary, rosną jak chcą, i nie widać na nich śladów okaleczeń po nieuzasadnionych przycinkach. Nie spotkałem żadnego ‘’spałowanego’’ piłami drzewa. Żyją tutaj olbrzymie wśród ludzi, okazałe i bujne. Widok ten pokazuje, że taka koegzystencja jest możliwa. Że drzew nie trzeba się bać. Patrzę i jest mi trochę wstyd za ‘’rodzimy’’ Poznań, gdzie takich egzemplarzy już jak na lekarstwo, a samym drzewom zda się, wydano wojnę. Od poranków wczesnej wiosny wyją spalinowe kosiarki z pogromem wszystkiego, co ledwo zdążyło odrosnąć. Tu witają mnie zielone pobocza z zaroślami wysokimi aż po płoty, pełne bujnej trawy, dzikich kwiatów i ziół. Rządcy miasta jakby wiedzieli, że takie kępy lepiej zatrzymują wodę, ograniczają jej parowanie, schładzają powietrze w upał i filtrują miejskie zanieczyszczenia. Coś drgnęło w bardzo dobrym kierunku. Warszawo tak trzymaj, Poznaniu zdziwiony – zobacz, że można.


W gościnę trafiam do organizatorki i duszy całego wydarzenia, Dr Karoliny Smoderek, znakomitej zielarki i bioterapuetki, znanej jako ‘’Doktor Z’’. Na FB prowadzi stronę Ziołowy Raj. Konsultacje i szkolenia. Odpoczywam po podróży i przed występem, w międzyczasie piję najlepsze warszawskie zioła, zajadam smakowite owsiane chlebki, i gram wieczorny koncert na drumie dla moich gospodarzy.

Kolejny poranek, to już gorączkowe przygotowania i przyrządzenie wege pyszności przez Karolinę. Podziwiam jej zapał i zdolności organizacyjne. Załatwiła prowadzącego wydarzenie w osobie profesjonalnego radiowca, transport stołów i krzeseł do lasu, oprawę fotograficzną, wolontariuszy. Wszechświat sprzyja. Karolina zatrzymuje się przy jednej z mijanych restauracji, i pyta o leżaki stojące przed knajpą. Czy możemy pożyczyć. Dają ot tak, nam – obcym ludziom, bez żadnych pytań o umowę najmu czy inne takie. Około godziny 10 tej zanosimy wszystko na miejsce i rozstawiamy stoiska. Przybywają też pierwsi słuchacze. Jedni są tu przyciągnięci rozwieszonymi po okolicy plakatami, inni zatrzymują się z przejazdów rowerem. Jarek, radiowiec przedstawia każdego z nas w unikalny, gawędziarski sposób. Jest duchem tej imprezy, spaja i łączy w całość fragmenty programu, pilnuje czasu. Najpierw przemawia Karolina. Jest doskonale przygotowana, ma notatki, cytaty, wie o czym chce powiedzieć. Opowiada o metodach terapii leśnych, ziołach, opracowaniach naukowych na ten temat, jest precyzyjna, a zarazem swobodna i śmiała. Mamy mikrofon i głośnik. Na stołach jest zdrowe jedzenie, leczo, ziołowe lemoniady i podpłomyki. Konferansjer zachęca do poczęstunku.

My z Tomaszem, zupełnie odwrotnie. Oboje ‘’nieprzygotowani’’. Ale leśni ludzie lubią spontan. To w nas trochę wrasta, a wywodzi się z tego, jak natura reżyseruje każdą z wędrówek. Jedna wielka niewiadoma, gdzie zawsze trzeba być gotowym na zmianę scenariusza. Przykład z łosiem. Tomasz Nakonieczny, założyciel grupy Uzdrawiający Las, członek Pracownia na Rzecz Wszystkich Istot i korespondent miesięcznika ‘’Dzikie Życie’’ opowiada o starodawnych bóstwach, słowianach, ich roli w kulturze ludowej, i przełożeniach na dzisiejsze zwyczaje. Mówi o naszych przodkach i ich codziennym życiu wśród natury. Jego wiedza i ciekawostki są imponujące, hipnotyzujące słuchaczy.

W międzyczasie wydarza się coś wspaniałego, a zarazem i strasznego. Jakiś tumult i łopoty. Słychać ujadania podekscytowanych psów. Pojawiły się nie wiadomo skąd. Za czymś gonią. Trzask narasta, ludzie rozglądają się zdezorientowani. I wszystko dzieje się tak szybko. Niemal tuż za plecami nas – prowadzących, a przed oczami zgromadzonych przebiega młody, choć prawie w pełni wyrośnięty łoś. Pędzi na złamanie karku, jak koń w galopie. Tratowane krzaki trzeszczą. Za nim słychać podniecone psy… Ich właściciele są gdzieś daleko – słychać nawoływania. Nie widzą co się tu zdarzyło. Nie są też gośćmi naszego spotkania.

Publiczność jest zachwycona, ja zresztą też, bo to trochę jakby gest Kniei, która zechciała objawić na ułamek swoją potęgę. Przypieczętować pamiątką w sercach to spotkanie.
I chyba tylko ja zdaję sobie sprawę, jak niewiele brakowało do tragedii. Gdyby tylko zwierz biegł po innym kierunku, przeorałby swoją masą zgromadzonych, po prostu.  
Natychmiast przejmuję mikrofon, i komentuję sytuację, przypominając jak ważne jest trzymanie w lesie psów na smyczy. Łoś to duże, ciężkie zwierzę, o ostrych i silnych racicach, zdolne poważnie poharatać człowieka. Pędzone w przerażeniu nie zastanawia, instynkt gna je do ucieczki. I nie ważne czy byłaby to sarna, dzik, lub jeleń. Podobna gonitwa większego gatunku zawsze może skończyć się katastrofą. Łoś musiał wybiec na jezdnię, bo tam las się kończy – znowu mógł spowodować dramatyczny w skutkach wypadek. Nie on, tylko beztroscy właściciele psów, którzy po przeczytaniu MOJEGO ARTYKUŁU na ten temat często gardłowali, że i tak puszczać będą, bo piesek musi się wybiegać. Za jaką cenę? Nie znaczy to, że lasu mamy się bać. Oznacza tylko, że pewne przepisy wprowadzone są po coś, nie dlatego że ktoś chciał ‘’zrobić na złość pieskom i ludziom’’. I warto ich przestrzegać, bo nie jesteśmy w stanie przewidzieć jak zareaguje zestresowane, zaatakowane butą i niechlujstwem człowieka zwierzę, w swoim leśnym domu.

Cieszę się, że jestem trzeci w kolejce. Oczy zwrócone na mnie. Wyglądam chyba najbardziej nietypowo, cały w moro i z lornetką. Jak żywcem wyjęty z wędrówki. Przedstawiam się, opowiadam czym się zajmuję w swojej rodzimej Wielkopolsce, o warsztatach, nocnych i dziennych wyprawach przyrodniczych. Gratuluję wspaniałej okolicy, której leśne bogactwo zrobiło na mnie wczoraj dobitne wrażenie. Dusza jest ze mną i podpowiada co robić.. ‘’Poproś ich o….’’ A więc proszę uczestników, aby zamknęli oczy i przez dwie minutki posłuchali jak odzywa się las. Bo słyszę, że delikatnie ruszyły się ptaki. Słychać wrony, ziębę sikorkę, i pokrzewkę kapturkę. Wnet buzie robią się błogie i uśmiechnięte, aż żal mi psuć tą sielankę. Ale zaczynam opowieść…Chwilę wcześniej pozaznaczałem sobie w swej książce fragmenty i opowieści razem z wierszami, które chcę odczytać wraz z interpretacją. I znowu mnie dopada. Ścisk w gardle, wzruszenie, niemożność czytania, łzy. Mimo, że od tych wpisów minęły już ponad 3 lata, są to wspomnienia dla mnie tak silne i bliskie, że nie da się inaczej. Gdybym miał nazwać to uczucie, będzie to wdzięczność z powodu że mogę to robić, opowiadać te historie przed większym gronem, a w ich sercach wyczuwam zgodę na prawdziwość tych słów. Temat szybko schodzi na Drzewa Mocy, ich charaktery, energetyczne możliwości pomocy, to jak powinniśmy się do nich zwracać, okazywać szacunek. W jaki sposób się z nami komunikują? Tu wskazują na głównie 3 formy, jakich dane mi było doświadczyć. Bo czasem słyszymy od drzew słowa, niekiedy będą to same odczucia w ciele i sercu, innym razem obrazy, wizje, wglądy, a jeszcze kiedyś, wszystko to zmieszane. Uzupełniam gawędę Tomasza, odczytując przesłanie Dęba Radosława z moich okolic Przybyli goście są bardzo ciekawi, zadają mi mnóstwo pytań o drzewa i moje doświadczenia. Kwestia, że drzewa, a nawet mniejsze rośliny mają swoją świadomość i dysponują czymś na kształt emocji, jest chyba oczywista w tym gronie. Zawsze mam trochę zagwozdkę o czym opowiadać, bo przecież nie wiem na ile kto jest w stanie przyjąć z tych przecież, nieoczywistych, i śmiałych treści. Nie wiesz kto przyjdzie. I tym razem trafiłem znów na otwartość. Mogę powiedzieć o tym, jak na przestrzeni lat zmieniał się charakter moich zaprzyjaźnionych drzew, jak ewoluowały i dojrzewały poprzez znajomość z ludzmi. Energia Dęba Radosława jest z nami, poprzez opowieść – wspomnienie jego wojowników i słowiańskich mantr siły. Moje wypowiedzi wspiera Karolina, dzieląc się swoimi wrażeniami podczas własnej wyprawy w Krainie Szeptów, kiedy przyjechała na moje warsztaty. Tu wchodzimy na temat, że nie zawsze drzewo może mieć ochotę na kontakt z nami, i jak to rozpoznać. O tym jak przenikają się nasze aury, a las z nich odczytuje intencje każdego wędrowca. Jak nas czyta, odbiera, i zależnie od ‘’zebranych wyników’’ decyduje się współpracować i darzyć przygodami. O ciałach subtelnych i uzupełnianiu ‘’wyrw energetycznych’’ przez kojącą przestrzeń lasu.



Czas nam się gdzieś zatraca, bo oto poganiany jestem szeptami prowadzącego, że pora na inną część programu. Dziękuję moim słuchaczom, i wtedy dzieje się chyba najlepsza nagroda jakiej mógłbym się spodziewać. Teraz goście mają do wyboru – posłuchać jeszcze innej gawędy lub, ruszyć na krótki wypad po okolicy. Większość wybiera wędrówkę ze mną. Kłaniam się głęboko w duchu temu wyróżnieniu. Choć znowu zaskoczenie. Co ja im teraz opowiem? Zbieramy się i idziemy. Obawy okazują się płonne. Pracują trudne ‘’eko – tematy’’, które rozpoczynają sami przybyli swoimi pytaniami. Dlaczego tyle wycina się drzew? Czy zawsze jest to potrzebne, słuszne? Czemu strzela się do zwierząt przy nęciskach, a ambony stają nieopodal paśników? Nie zaczynam tych tematów. Goście dzielą się tym, co sami widzieli w lasach. Niełatwo mi też odpowiedzieć na te pytania bez emocji, ale z własną interpretacją już tak. Staram się nie oceniać – po prostu opowiadam jak rzecz widzi leśnik czy myśliwy, a jak chcieliby aby było ekolodzy, i pozostawiam słuchaczom do wolnego odbioru. Ty człowieku sam wybierz, co z Tobą najbardziej rezonuje.







Po drodze mijamy zrośniętą ‘’w trójcę’’ brzózkę, i ona przykuwa moją uwagę. Zatrzymujemy się, i tutaj opowiadam w jaki sposób możemy wyczuć energię drzewa, na jakiej wysokości od kory. Chyba ta brzózka sama chciała posłużyć za ‘’model demonstracyjny’’. Ludzie przykładają ręce. Drzewko drży. Jedni czują ciepłą energię, inni nie. Kolejni się przytulają, przytykają głowy, jakby od razu wiedzieli w jaki sposób ‘’trzeba’’. Jestem szczęśliwy tą chwilą. Gdy wracamy, zauważam ciekawe widowisko. Oto już cały las uczestniczy w wydarzeniu. Tomasz opowiada tym co pozostali, a ponad nim drzewa tańczą w szalonym kołysie, jakby cieszyły się z tego co tu czynimy. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że druga połowa lasu za ścieżką, pozostaje niemal nieruchoma. Kiedy Karolina prowadzi potem swoje zajęcia pracy z ciałem, jest podobnie.

Na końcu gram mały jeszcze mały koncert. Tutaj wychodzą pewne ‘’minusy’’ kalimby. Choć to poręczny instrument, jego głos nie jest donośny. Trzeba usiąść bardzo gęsto wokół siebie żeby słyszeć, lub skorzystać ze sprzętu nagłaśniającego. A nie mam statywu do mikrofonu. Jakoś udaje się zaradzić. W przerwach pomiędzy nutami, opowiadam trochę o historii tego etnicznego instrumentu. Drumm już nie potrzebuje nagłośnienia, jego brzmienie niesie się daleko. Kojący ton, wkomponowany nastrojoną częstotliwością 432Hz zamyka niektórym oczy. Przenoszę zapamiętane melodie ze swego lasu, na ten w którym jestem obecnie i lekko modyfikuję ‘’na żywioł’’. Aby zagrać coś typowo spontanicznie, potrzebuję dłużej posiedzieć w ciszy i wsłuchać się w miejsce. Przy okazji wspominam swoje zdarzenia, kiedy to zwierzęta podchodziły z ciekawości posłuchać grającego wędrowca, na bliską odległość. Koncert wieńczy spotkanie. Wielu z przybyszy zostaje, z własnej woli, aby pomóc nam w pakowaniu rzeczy i rozmontowaniu stoisk. Inni przychodzą się pożegnać i podziękować osobiście. W sercach zostawiają sens i wiarę, że to cośmy dziś zrobili jest potrzebne i słuszne. I tak oto zainicjowaliśmy powstanie FUNDACJA na rzecz Terapii Leśnych ‘’Nasz Dom’’. Znajdą w nim miejsce wędrowcy i wszyscy poszukiwacze swojej leśnej ścieżki.

Serdeczne podziękowania należą się jeszcze wszystkim, których pomoc splotła organizacyjny kształt całego przedsięwzięcia należą się mocno dla:

Radosław Koronka i grupie z kolorowego busa LoveSimSim

Karolinie Smoderek ”Doktor Z” z ZIOŁOWY RAJ

Jarosław Rosiński

Tomasz Nakonieczny
i jego Uzdrawiający Las

Sobie osobno dziękował nie będę na własnym blogu 🙂

PS. Chodzą słuchy, że wydarzenie będzie miało charakter cykliczny, więc kto nie dotarł wtedy, będzie okazja jeszcze 🙂 A zatem,

Do zobaczenia w lesie!




Wszystkie leżaki już zajęte. Trwa gawęda.


Driakwie, maści, olejki, słowem zioła – czekały już na wędrowców. Doktor Z, wie jak wydobyć z roślin ich prawdziwą Moc.


Przy stoisku.


Goście wydarzenia mieli okazję zapoznać się ze sprzętem optycznym używanym przy obserwacjach przez czatowników.


Dusza spotkania i organizator – Doktor Z Karolina, jak zawsze z troską, czułością i zaangażowaniem wobec swoich rozmówców.






Wśród drzew, kwitła też Miłość 🙂

W blasku błyskawicy. Owocowi goście i nocne czuwanie z burzą.

Dziś w mojej leśnej przestrzeni – Witarianie  Przyjeżdżają osoby poznane na Owocowym Festiwalu. Niezwykłe historie kolei żywota. Sławek przez większość życia był zapalonym wędkarzem. Teraz na surowej diecie, z totalną zmianą świadomości, nurkuje i podziwia ryby, które niegdyś łapał. Opowiada mi niestworzone rzeczy, jakie podpatrzył w głębinach! Maleńki ciernik budujący gniazdko ze staraniem w ciemnej toni uruchomił wzruszenie, od tego zaczęło się zrozumienie i osobista przemiana. Że ryby, to istoty, których codzienne życie i sprawy niezbyt odbiegają od naszych spraw. Fascynujące, delikatne, mądre. Mówi mi o ich charakterach i ciekawości. Jak grupa linów podpływała aby przyjrzeć się nurkom. O szczupaku, który podpłynął i którego głaskali z kolegą, a on wyprężał grzbiet pod dłonią, jakby mu się podobało  Wiedzieliście, że karpie na dnie stawu wykopują sobie muliste doły w których lubią wypoczywać, i urządzają sobie takie ‘’łazienki’’ miejsce z wystającą gałęzią, aby się o nią ocierać i drapać? Zupełnie jak dziki  Chłonę tajemnice głębin ze słów mojego gościa. Kosmos zagadek, dostępny w skafandrze na wyciągnięcie ręki. A tymczasem Przyroda nam dopisuje…

Zaraz po wyjściu z auta widzimy w jęczmieniu sarnę. I wszystko dzieje się w ciągu jakichś 10 minut… Na przyleśnej dróżce obok rzepaku wynurza się łania, ta obserwuje nas długo, ani drgniemy. Wreszcie wchodzi spokojnie do lasu. Robimy kilka kroków, kiedy znowuż z rzepaku pojawia się czarny kształt. Młody dzik, wycinek, samotny. On nawet nie ucieka. Rzepak raptem cichnie – jakby zwierz się położył. Boso przechodzimy tuż obok niego. Kolejny szelest. Na ścieżkę wychodzi nam borsuk. I znów pogrążamy się w bezruchu, patrząc jak grubasek kręci się i węszy. Szturmują nas zaciekłe komary. Co tu się dziś dzieje! Pierwsze kroki pod lasem, a pojawia się tyle zwierząt. Pamiętam jak pytałem przed wyprawą drzew gdzie się udać, i usilnie wołały tutejsze brzozy. Widać przygotowały nam niespodzianki. Wdzięczność  Trzeba być naprawdę cicho. Szybko mówimy już tylko szeptem, nie chcąc przeszkadzać świątyni tutejszych mieszkańców.

P90611-043127

Ciepło, cieplutko… Całą noc spędzam boso. Przygląda się nam połówka wzbierającego księżyca. Pełnia za kilka dni. Na łące się rozstajemy. Bo za moment zwierzęta zaczną tutaj buszować własnym rytmem. Każdy do swojej czatowni, gdzie osobno spędzamy krótką nockę, zatopieni w ciszy swoich procesów. Frywolne nietoperze wirują wytrwale podlatując tuż do twarzy, albo przenikając w pędzie między belkami ambony. Pomocni towarzysze, nocni łowcy i żywe środki komarobójcze. Dobrze poddać się ich opiece. Owady dokuczają znacznie mniej. Czas oswajać z bladym mrokiem. Czerwcowe Białe Noce parują zapachem dusznego siana i orzeźwiającej wody, kiedy zaciąga chłodem z nad bagna. Tu ‘’piłują ciszę’’ nocni mistrzowie ptasi. Słowik, rokitniczka, łozówka, i monotonny świerszczak. Tylko bąka jakoś brak… bez niego, to nie to. Niespodziane wabienia sikorze i szczebioty jaskółek, to sprawka naśladowców – rokitniczki i łozówki. Ale one potrafią wpleść w swój repertuar chyba każdy zasłyszany głos. Trochę jak papużki faliste. Rozróżniam jeszcze jeden szeleszczący śpiew. Chwila skojarzenia – tak, to strumieniówka! Kolejny niepozorny maleńki śpiewak bagienny. Zawsze kiedy słyszę takie ptaszki, chce mi się śmiać. No bo jak to tak – otwierać gardziołko przez tyle godzin, żeby wydawać z siebie tak nużący, jednostajny dzwięk? Przysłuchuję się strumieniówce. I dochodzę do wniosku, że jej śpiew wybrzmiewa tutaj w idealnej harmonii z otoczeniem. Jakby ktoś pocierał szorstko suche źdźbła trzcin. Ona w nich mieszka, jest przesiąknięta szuwarami na wskroś. Może w ten sposób składa hołd roślinie, z którą na wieki splotła swe istnienie? Mistyka rozważań.
Coś pluska z gromem rozgłosu. Jakby z nieba spadł kamień na wodę. Aż drgam. Pewnie skoczyła jakaś wielka ryba. Bagno odpowiada niepokojem. Mamrocze sennie żuraw i chrypi czapla. Rozwrzeszczało się kilka kozłów saren ukrytych w okolicy.

Błyska się. Cichutko podzwaniają polne świerszcze. Ta noc naprawdę czaruje… przez kolejne godziny podziwiamy oboje formującą się burzę. Jej pomarańczowe jądro rozświetla się co kilka sekund, w kłębach burych chmur. Wygląda złowieszczo, ale i zachwyca. Na ziemię spływają stroboskopowe fale światła. Pod czatownią rozrabia niezgrabny borsuk. Potrafią nahałasować. Za chwilę przez sianokos drepta jenot. Żadne z większych zwierząt nie odważyło się dziś wyjść na świeży pokos. Zbyt gwałtowna zmiana. Ale szary nocny wędrowiec ma to gdzieś. Węszy i rozkopuje trawę. Kwik niedalekich dzików, chyba się pogryzły. Dziś mgieł nie będzie. Nie ma nawet rosy. Energia błyskającego żywiołu pochłania w siebie całą dostępną wilgoć. Szarzeje świt…

P90611-050811

Nadchodzi w rozbłyskach. Wymija nas bokiem. Ptaki nic sobie z tego nie robią, skowronki zaczynają nucić jakby nigdy nic. Robi się widno. Bure smugi sunące tuż przy ziemi. Lisie rodzeństwo… Widać, że nie są jeszcze wyrośnięte. Bawią się i dokazują na dróżce. Skoki, zaczepki, uniki! Jak to dobrze weselić się w świecie. Wyszły z pobliskiego stogu. Szybko się rozjaśnia. W ptasim zegarze wybijają kolejne pory. Za chwilę słychać już drozda, kosa, szpaki, rudziki – koncertuje cały leśny chór. Dostojne żurawie szybują z majestatem gdzieś na śniadanie wśród łąk. My rozmawiamy pod brzozami. Opowiadam o ich sennych marzeniach i tęsknotach. O czym mi kiedyś wyśpiewały

W pamięci Ziemi, 
Starszej niż czas,

Rósł tutaj niegdyś, 
Wspaniały las.

Pełen był mocy, 
Zachwycał potęgą,

Niemal świat cały,
Otulał wstęgą.

Do niego wracamy,
Jego wspominamy,

Z nim jednoczymy,
I o nim śnimy.

I pracujemy, wciąż razem w pokorze, 
Tęskniąc do tego, co wrócić nie może.

Ujrzyj go teraz, ten bór pradawny, 
Niech Ci ukaże, nasz sen się jawny.”

W jednym z wiszących liści uśpiły się trzy maleńkie muszki. Wyglądają tak słodko. Drzewa co i raz wtrącają się z liśćmi, które lądują bezszelestnie gdzieś obok nas. W pewnym momencie zauważam. Kozła sarny, który żuje, stoi, i gapi się na nas jakby nigdy nic. A przecież cały czas rozmawialiśmy normalnym głosem! Nie wiem jak długo nas słuchał. Odruchowo wskazują nań ręką by pokazać Sławkowi, wtedy zwierz umyka chrypiąc. Czyli – dopóki żeśmy nie zwracali na niego uwagi, i on nie czuł się zagrożony. Darzą nas zwierzęta zaskoczeniem swojej mądrości. Poranek targa ciepłym wiatrem, gdy sunąca burza przemyka obok. I nikt nie ma ochoty wracać…

Bohaterka gawędy: Strumieniówka

⚡️ A jeśli i Ty masz ochotę na podobną leśną przygodę, pisz, pytaj  Indywidualne wyprawy możliwe są cały rok. Razem wymaszerujemy naszą wędrowną opowieść. Kontakt i zapisy: czeremcha27@wp.pl

Dziękuję za odwiedziny w Krainie Szeptów! Po więcej wędrownych gawęd i opowieści zapraszam Cię do papierowego wydania naszej książki, którą można zamówić w księgarni RIDERO. Zamówienia można składać całodobowo, a kurier dostarcza księgę pod wskazany adres, na terenie wszystkich krajów wspólnoty UE. LINK do sklepu:

https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/