Pieśni lodu i słońca. Szepty Kniei w Wielkopolskim Parku Narodowym

Świt nad jeziorem wieszczą złociste smugi wypływające promieniami z ponad koron drzew i nawoływania rozbudzonych sikorek. Iskry wżynają się klinem w taflę. Rozsypują milionami snopów jak brokat. Pieczętują świetliste wzory poranka. Na moment. Zda się próbują przeniknąć do głębin toni, stopić lodowy pancerz. To jeszcze nie ten czas. Lód jest szary, pełen miękko ulanych wygłębień. Taką postać przybiera, kiedy przychodzi nagła odwilż, którą wspierają obfite opady śniegu z deszczem. Potem mróz dojrzewał, potężniał, rósł w siłę i czary czynił. Jego ozdoby przeniknęły poza horyzont wyobrażeń. Z tafli patrzą na nas zdumione oczy, nijak niewiadomo stworzone, gdzie indziej rozlewają pozawijane ramiona ‘’pajączków’’. Przypominają komórki neuronów. Może podczas tej nocy zawieruch, tańczyły tutaj duchy dawnych topielców? Te oczy…Dziwadła ze snów. Jakież energie pracowały i siliły się tutaj, tworząc te cudaczne zbiorowiska?





Maleńki jesienny liść, jakąż łagodą zwykle znany, leży teraz pokryty igłami wzorzystych szpil. I jego mróz przemienił. Wyciągnął resztki wilgoci z cienkiej jak papier treści, i w zimowy diament zaklął. Czar będzie trzymał, dopóty i on (ziąb) władał krainą będzie.

Przy brzegu szuwary szeleszczą w tańce, wtórując szalejącej zimnicy. Gdzieniegdzie lód jest cienki, widać prostokątną obróbkę. Podobno dzielni śmiałkowie przychodzą tutaj zanurzyć się pod wodą, nurkując w zdrowiu i krzepie. Ślady bosych stóp na śniegu, opowiadają wspomnienia tych zdarzeń.

Mróz podążał za tropami nieuchwytnych zwierząt. Szedł uparcie i tropił, rozpaćkane ślady skuwając w twardziel zimowej pamiątki. Podczas wigilijnej odwilży, zwierzęta wchodziły na jezioro. Wędrowały po brzegach. Może szukały dostępu do wody. Żadne nie odważyło się iść na przełaj.





Puchate ogony białych lisów. Leżą i wyłaniają się. Napikowany igłami szron, pokrył wystające z wody konary, gałęzie i pnie. Te oddały mu daninę wilgoci, pokrywając się gęstniejącym kożuchem. Na jednym siedzi jakieś ptaszysko. Dostrzegam z niewielkiej odległości. Tkwił nieruchomo. Ptak podlatuje ociężale i osiada z trudem na trzcinowej wysepce. Nie ucieka dalej. To myszołów. Nie ma zdobyczy. Nie siedział na padlinie. Obserwuje nas. I ja wiem. To była trudna dla niego noc. Prawdopodobnie poprzedniego dnia, nie udało mu się upolować niczego. Kolejna będzie ostatnią, a może nawet nie dotrwa. Taki już los drapieżców. Każde nieudane polowanie, może być w tym trudnym okresie, ostatnim. Ptaki zdążyły też ‘’odwyknąć’’ od zimowych warunków. Znajdywałem kiedyś takie w całości zamrożone krogulce i kanie, na swoich ostatnich posterunkach. Tu śmierć przychodzi jak sen. Jest nierzeczywista równie jak bajkowe wzory wyszklone spod dłuta Dziada Mroza. Dotyka swym chłodem wszystkich przez czas jej panowania.



W krokach pokory i szacunku dla odwiecznych Praw Kniei… omijamy zmęczonego ptaka szerokim łukiem, odbijając daleko na lód. Każdy kolejny zryw do lotu, to dla niego utrata resztek cennego ciepła. Ktoś inny się nim pożywi, a może chwyci ‘’kęs ratujący życie’’. Lis, sroka, kuna, leśny gryzoń o ironio? Za parę dni odwilż. Może dotrwasz, Myszołowie?

Pochyła wierzba nad taflą lodu, gnie się wytrwale już dziesięciolecia. Jest olbrzymia. Pra – Matka wierzbowego rodu, pamięta chyba wielką wędrówkę głazów i początki jeziora. Przybyła tu z wodą i wiatrem. Jezioro nieubłagalnie wysycha. Drzewo jakby próbowało swym cielskiem, powstrzymać nieunikniony proces, ochronić ostoję życia. O szarym świcie i wieczorami, odwiedzają ją ludzie – kapturnicy. Powierzają wierzbie sekrety i opowieści. Ona w zamian zabiera ich ból. Daleko pod pniem, dostrzegam jedną z ciemnych sylwetek. Nie podchodzę bliżej.



~ Pieśni Słońca i Lodu. Wielkopolski Park Narodowy. Jezioro Jarosławieckie



🙏 WAŻNE WIEŚCI: Wciąż można wspierać moją pracę przez portal PATRONITE oraz POMAGAM, i swobodnie korzystać z dostępnych tam nagród: wygrać całodniowy warsztat przyrodniczy dla rodziny, skorzystać z leśnej konsultacji, otrzymać osobiste przesłanie od Drzew Mocy i wiele innych. Aby taka opowieść jak ta mogła powstać, potrzeba mi spędzić zwykle kilka godzin w terenie na mrozie, a potem drugie pół dnia przy komputerze, aby zdjęcia poddać obróbce i coś napisać. Blog Szepty Kniei i wszystkie moje działania (pisanie, wyjazdy w Polskę, odwiedziny w szkołach, projekty literackie,) utrzymywane i rozwijane są jedynie z darowizn, do których kiedy mogę, dokładam to co sam zarobię na swoich warsztatach. Wszystkie zawarte na blogu informacje o drzewach, energiach, i relaksujące historie które wspierają swoim przekazem, są dostępne darmowo dla każdego z Was. Tak było i pozostanie, gdyż z serca dzielę się tym, co swobodnie przez mnie przepływa.

Abym jednak sam mógł to wszystko robić, proszę o regularne wsparcie dla spraw bloga. Nie wołam o wiele. Żeby móc płynnie działać, wystarczy te 3 – 5zł miesięcznie przekazywane na PATRONITE przez większą liczbę osób, choć oczywiście można wspomóc i za więcej. Dla Ciebie to pewnie nieodczuwalny w skali miesiąca grosz, dla mnie ogromna pomoc. Twojej uważności, opiece i wrażliwości pozostawiam poniżej sposoby, gdzie możesz przekazać jakieś podziękowanie za czas spędzony z tą historią, lub zapoznasz się z projektami i tym co zamierzam za ofiarowane środki zrobić co od lat robię:

✅ JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ REGULARNIE (co miesiąc):
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ BEZPOŚREDNIO na konto:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

✅ PAYPALL ( dla tych co zza granicy)
czeremcha27@wp.pl

Z serca dziękuję za każdy dar, który pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤

Świt nad jeziorem. Dziekanów

Dojrzało już lato. Chłodne poranki pełzają niemrawo żywymi językami falujących mgiełek. Tafla jeziora kończy nocną opowieść. Chwila w której milkną czupurne trzcinniczki i niestrudzone łozówki. Krótki moment, nim brzask rozproszy ospałe mroki złud. Łodygi szuwarów odbijają się szarym cieniem na lustrze. I widno, i ciemno zarazem jakby. Szaro. Świetlą ostatnie gwiazdy, opiekunowie nocy. Spóźniony bóbr przepływa bezgłośnie przez bezkres – o rety. One naprawdę tu są. Doceniam. W swej dawnej okolicy, ‘’na bobry’’ trzeba było jechać parę kilometrów. Teraz wystarczy wyjść za płot. Cienki sierp młodego księżyca, zwiastuje bieżący nów. Pasuje tutaj. Jego złocisty blask, osiada pyłem na tafli. Jak wmalowany w obraz. Pluski i chlapnięcia skaczących ryb… To one kończą melodię gasnącej nocy. Tam pod wodą, musi być jak we śnie… O czym marzą ryby? Pytał w duchu Wędrowiec.



Wieczorny widok z pontonu, na jeziorze dziekanowskim.

Krótka migawka z wieczornego zachwytu. Oto jestem niespodzianie pod Warszawą, i zachwycam tutejszą przyrodą. Tutaj też prowadzę teraz swoje zajęcia dendroterapii, koncerty na drumach, gawędy i nocne wyprawy po wałach wiślanych. Zapraszam serdecznie, kto ma ochotę dołączyć. Kontakt i zapisy:

czeremcha27@wp.pl

Do zobaczenia w lesie 🙂

Parkoty. Czas szarych zajęcy i wyprawa od świtu.

W dawnych czasach dojrzałym sygnałem wiosennego odrodzenia, były wszechobecne zające. Całe ich gromady uganiały się po polach, czyniąc gatunkową powinność ciągłości pokoleń. Starsi ludzie to pamiętają i przekazują w opowieściach, jak to magicznie wglądało, nie do uwierzenia. Obecnie zające odbudowują swoją liczebność i tzw parkoty można w wielu zakątkach znów obserwować. Zbierają się one w określonych miejscach i tam w szale uganiają za samicami, lub toczą potyczki i boksują ze sobą. Co się wyprawia wtedy, to trzeba zobaczyć! Po lisim misterium to właśnie zające ‘’przejmują pola’’ i cieszą energicznymi widokami oczy wędrowców. Cykle. Każdy gatunek znajduje swój właściwy moment.

Zając ani głupi, ani strachliwy nie jest. Jest po prostu – ostrożny. Woli wziąć sytuację ‘’na przeczekanie’’, a ucieczką salwować w ostateczności. Do ostatniej chwili będzie leżał płasko z położonymi uszami, starając się wtopić w ziemię, co zresztą bardzo dobrze mu wychodzi. Trzeba też widzieć, z jaką zawziętością potrafi bronić się przed niezdarnymi atakami myszołowa, po prostu skacząc z uderzeniem łap do podlatującego ptaka. Gdy widzę je oświetlone pełnią wschodu słońca, utytłane we wszechobecnej rosie po nocnym przymrozku, zastanawiam się jak ich delikatne futerka znoszą ten ziąb… Ale każda wyprawa, nawet dedykowana pod jakiś jeden gatunek, to nieokreślona przygoda. Na naszym szlaku pokażą się też sarny, bażanty, lisy, a jest i szansa na dzika lub jelenia wczesnym świtem.



PARKOTY tuż i dzieją się już. W tym roku bardzo mam pragnienie, abyście też mogli to Szare Święto pól zobaczyć, odetchnąć nim i poczuć. Zwłaszcza jak ktoś nie wie gdzie obserwować, lub kiedy. Znam miejsca gdzie zające podpatruję od lat, więc z lornetkami usadzimy się tak aby mieć widok, i zwierzakom w niczym nie przeszkadzać. Może nie wydaje się to tak ekscytujące jak głośne rykowisko jeleni, ale zapewniam że warto 🙂

Ale… Wyprawa od bladego świtu, to znaczy trzeba będzie ruszyć się przed wschodem słońca. Dacie radę? Wędrówka ma charakter edukacyjnego przyrodniczego warsztatu, podziękowanie wyniesie 150 zł od uczestnika. Będziemy obserwować też ptaki. Istnieje możliwość połączenia wędrówki z popołudniowymi zajęciami dendroterapii dla chętnych i wyprawą wieczorną ( pełen koszt). Najważniejsze pytania:

⏰ KIEDY? Wędrujemy i obserwujemy w w marcu i kwietniu. Zaczynamy wcześnie rano, lub wieczorem, jak wolisz.

❓ GDZIE? Rokietnica, wielkopolskie, k Poznania.

🧰 EKWIPUNEK: Zabierz garść cierpliwości, i brak oczekiwań. Przyroda to hojny, ale i nieprzewidywalny reżyser zdarzeń. Wygodne buty odporne na wilgoć, kałuże, błoto i rosę, ciepły i mało kolorowy ubiór, plecak, termos. Przydać się może własna lornetka i coś do miękkiego do siedzenia pod ‘’tył’’.

✅ KONTAKT I ZGŁOSZENIA: czeremcha27@wp.pl lub wiadomości na FB. Dla gości z daleka istnieje możliwość noclegu, pokoje są łazienkami, oraz zamówienia śniadania. Dla aut też parking jest. Namiary na kwaterę:

http://gosciniec-krzyszkowo.pl/

Zapraszam serdecznie w razie dodatkowych pytań i do zobaczenia w lesie!



Szepty śpiących głogów

Cicho, cicho

Nie budźmy głogów drzemiących
Ze śniegów powstali jak biali pasterze
Słuchają pszczół pieśni brzęczących

Lekko, sennie

Dotknijmy płatków subtelnych uroki
Z jedwabiu utkane słoneczne promyki
Gdzie ptasie po gniazdach się kryją widoki
W kielichach czerwone pręciki

Iskrzą

Głęboko, mocno

Bukiet soczysty z aromatu kaskady
Do zmysłów zaprośmy na tańce

Ciszej, ciemniej

Ćmy zmierzch zasiały na polach
Skrzydłami miękkimi rozkłada się w cienie
Na biedronkach kropki policzyć już pora

Ciemno, głucho

Zanućmy coś nocnym szeptuchom
Pasterze saren pilnują na łąkach
Bieleją na strażach w zapachu zasłonie
Biedronka zasnęła na dłoni

Czarno, ciemno

Podaj rękę, chodź ze mną
Nuty szybują na pasmach mgieł
Słowikowy klucz wiolinowy

Bose kroki zanurzmy w piasku
Sarnia trzoda pasie się z rosą
Już niedaleko do perły brzasku
Ostrożnie zmierzamy ku niemu boso
Ze stogów głowy wyglądają chochołów
W szelestach powstają ich duchy słomiane
Zasiądźmy na tronie zbożowych wierzchołów
A berłem Twoim niech będzie rumianek

Cicho, ciszej
Nie budźmy głogów

~  20.05.2020 Majowe Wędrówki

P90502-132814

Noc wśród jeleni. Mglisty świt na Rykowisku

Po ostatnim czuwaniu z gościem, rozbudziło mnie zupełnie. Zew Wędrowny. Dawne marzenia czatownika. I nasycony byłem, i nie. Chciałem też samemu. Bo to zawsze inaczej. Mogę swobodnie decydować gdzie się przemieszczam i co robię. Jak długo zostanę. Ciężko też nawet i w domu wytrwać, gdy księżyc dobija ostatka, jeszcze coś srebrząc, a wiesz, że one tam ryczą… No i ruszyłem.

Pierwszy przystanek robię na stogu, tym samym co wczoraj. Trochę tu odpoczywam po jezdzie rowerowej, ‘’łapię’’ normalną temperaturę ciała i słucham co się dzieje. Odparowuję. Dziś dla odmiany odzywa się samiec puszczyka. Puszczyki i puszczyki ciągle w tych opowieściach. Cudownie, że są. Taka sowa, obojętnie od gatunku stwarza klimat prawdziwej nocy. Pożytek polom czyni, niestrudzenie myszy łowiąc. Byki już nawołują. Jest grubo po godzinie 23. Wchodzę kawałek do lasu dróżką, chcę spojrzeć lornetką na gwiazdy z ciemnicy. Przez sosnowe prześwity. Pamiętam jak taki przegląd nieba zaskoczył mnie po raz pierwszy – bo w lornetce widzisz, że tych gwiazd jest jakieś 10x więcej, niż oglądałeś przez całe życie. Tyle nam umyka. Przy każdej, którą widzimy gołym okiem, błyszczy jeszcze 5-7, których nigdy nie spostrzegłeś. To urzeka, a i wyrzut człek sobie robi, ile go omijało dotąd… Są i nawet specjalne lornetki do takich gwiezdnych obserwacji.

P90923-064231

Moje wejście i szarpanie z jeżynami powoduje w lesie ruch. Jeżyn nie było widać. Tylko nie oddala się, a zbliża. Podchodzi mnie. Wiem co jest grane. Jeleń wziął mnie za rywala. Trzeba mu dać znać, żem człowiek, bo one są w rykowisku nieprzewidywalne. Jeszcze ta ciemność. W zeszłym roku kiedy szedłem w tych okolicach jelenie stały na skraju lasu, przyglądając się wędrowcowi. Świecie ich oczu błyszczały w świetle diody. Nie uciekały nawet łanie. Jakby powiedzieć coś chciały… Szeleszczę więc bluzą. Pogłos zbliża się. Jej! Szustam kurtką, która głośniejsza i rozpinam głośno suwak, chrzęst zgrzyta gdzieś obok, i jak mi nad głową nagle

– Beeeeeuuuuchhhhh!

Odskakuję przestraszony nieco i syczę ściszonym głosem, ‘’A pójdziesz mi stąd, asio!’’
Dopiero głos otrzeźwia jelenia w zapędach. Myślałem, że jest dalej. Nie, no to nie jest komfortowe, zwłaszcza, że on tam nadal chodzi i szuka zaczepki. Jeszcze szybciej wychodzę na drogę polną, biegnącą przy skraju lasu. Zmierzam nad łąkę do czatowni. Tam się usadzam. Wysoko, w objęciach starej topoli, która dziś niepocieszona się zdaje, że nie poświęcam jej wiele uwagi. Słucham i słucham, i dialekty poznaję. Akcenty osobowości. Każdy z samców odzywa się wyraznie inaczej. Kuriozalnie i pociesznie nawet. Jeden ‘’pieje’’ wysoko w tonie, jak kogut. Przypomina zwykły krowi ryk na pastwisku. Inny, chyba najsilniejszy odzywa się naprawdę srogo i groznie. Tu jest potęga. Charczy, drga i ostrzega. I tak mam wrażenie, że one doskonale wiedzą który gdzie jest, jaki jest w sile i kondycji, wieku, i tak dalej. Przecież poza tym rykowiskiem żyją generalnie w zgodzie. Kolejny mruczy nisko i blisko, jakby ostrzegał. W kukurydzy. Ten sam co wczoraj. Odpowiada na mój zew. Gdy się nakręca, zaczyna beczeć jak koza, ściskam się wtedy ze śmiechu. To jakiś młokos być musi, co udaje ważniaka, ale generalnie udziału w rykowisku nie bierze. Odzywa się tylko sprowokowany. Bardzo ciekawe, że w zeszłym roku też był jeden tutaj. Czyżby ten sam?Najśmieszniejsze, że kiedy te olbrzymy zajęte są urąganiem sobie i darciem kotów, młodociane byczki spieszą cichcem do łań, i to one zwykle są sprawcami zapłodnienia. A człowiek ‘’bawi’’ się w jakąś selekcję samców, plując szyderczo hukiem strzelb w sam środek misterium ich święta.

P90923-071034

Bęczący ”kozio” młodzian wybiega mi na łąkę i pomrukuje, chciał sprawdzić gdzie przeciwnik. Potwierdza moje przypuszczenia. Młody jest, na głowie jakieś dwa ‘’widelce’’ ale i on potrafi zacharczeć jak stare byki. Chodzi i szuka. Dzięki temu mogę w resztkach księżycowego sierpa ucieszyć się jego widokiem. I dziękuję światu! Bo zawsze było tylko słuchanie tych jeleni, które mi wystarczało, w tym roku postanowiłem i ujrzeć. Podszlifowałem się w wabieniu. I oto efekt paraduje przede mną rozglądając się zadziornie i wzywając do pojedynku. Nie dzięki… posiedzę tutaj. A Ty ochłoń braciszku.

A to nie jedyny mój przeciwnik. Ziąb, duch mgieł, próbuje zapasów, dziś jednak jestem przygotowany. Poliestrowa kurtka pod bluzą trzyma solidnie ciepło, na nią zakładam drugą. Spodnie ocieplane, miękkie i wygodne dresowe razy trzy, plus kalesony bawełniane. I tylko wkładki puchowe do kaloszy gdzieś zgubiłem. Te 1,5 godziny przed świtem zawsze są najgorsze. Zimno jakby rosło w potęgę, sycone czernią pustki. Ubiór jednak się sprawdza. Udaje mi się wytrwać bez rękawiczek. Ważne również, by mieć coś do położenia pod tyłek, plecak lub jakieś ubranie którego nie zakładamy. Ziołowa herbata z termosu, gorąca pozwala zachować gardło w zdrowiu. Po takim czasie w chłodzie łatwo nabawić się takiego ‘’szczypania’’ właśnie tam, picie ciepłego małymi łyczkami zapobiega wyziębieniu przełyku.

Magia, spełnienie i moc. Sycę się brzmieniem samczej siły. Jej wibracja przenika ciało, rozrywając mgły ochrypłymi rykami bojowych byków. Rześkie powietrze wibruje pradawną chwałą. Potęga nadlatuje z łoskotem, sięgając pamięcią pieśni odwiecznej kniei. I taki malutki się tutaj czujesz. Bezbronny nawet. A z drugiej strony, wdzięczną cząstką tego wszystkiego. Ścichnij człowieku. Uszanuj. Dziś rządzą tu płowi Królowie Lasu, w ochrypłych rykach potwierdzający swą niepodzielną władzę. Zachwycona dusza stara się zjednoczyć, zestroić z pomrukami olbrzymów. Przenikają serce. Nawet sarny jakby odzywały się mniej i mało ich widać – ustępują miejsca władcom.

P90923-065120

Gdy świt zaczyna szeptać szarością, ruszam przed siebie. Tam skąd dobiegają ryki. Wcale nie są tak blisko. Na polach wydeptane grube tropy. Robią wrażenie. Woale mgieł rozsnuwają się wszędzie, na oparach niosąc srogie pomruki olbrzymów. To jest po prostu taniec. A mgła to żywy organizm, duch tutejszy, mistrzyni czarów. Gęstnieje, to rzedzi, rozdziela się na pasma powłóczyste, to znów opada do ziemi wstęgą. Kryje tajemnice i zachwyca. Nie wiadomo co zrobi za chwilę. Idę i wabię, maskując tym samym swoje nadejście. Widno już, brzask czerwieni w rozkwicie na wschodzie. Płyną korowody smug powłóczystych. I z nich mi się wyłania. Aż nie dowierzam. Kroczy i charczy – tutejszy król rykowiska. Natychmiast przykucam, choć nie zachowuję przesadnej czujności i uwagi. A to błąd był! Udaje mi się go uchwycić w lornetce. Co za potęga! Chyba szesnastak. Porykuje gromem. Ja coś się poruszyłem. Popatrzył czujnie i cofnął już w zarośla. Stara, doświadczona sztuka. Nie z nim takie numery. Wielu pewnie, próbowało go podejść. To nie chłystek, co pobiegnie za każdą prowokacją. I rzeczywiście. Nie odzywa się już ani razu. Zaszył się. W oddali paradują pojedyncze łanie. Szkła lornetki szybko pokrywają się wilgocią – i co z tego, że jest wodoodporna, myślę. Trzeba co chwilę przecierać, a zostają smugi przeszkadzające.

Brnę w kożuchu wilgoci zawieszonej, smużki muskając dłońmi, chwytam pasemka. Słoneczne promienie osadzają się na nich złotem czerstwym. Ptaki zaczynają poranny rozhowor. I warto było, wytrwać tu tyle godzin, by na sekundy stanąć oko w oko z płowym Duchem Lasu. Mateńka Knieja po raz wtóry obdarowała swego syna spełnieniem leśnego marzenia 

O świcie z mgłami się zjawiam. 
Przepływam nitkami kosmyków,

Jelenie z radością pozdrawiam, 
I cieszę z słonecznych promyków,

Braciom mym płowym dziękuję, 
Za zmysłów pieszczotę, czułości
Serce ten dar przechowuje…
Na więcej wciąż mam ochotę, 
Zjednoczyć się z Wami w dzikości

Świat się w wilgoci kołysze, po mrocznej i ciemnej nocy 
Rozbrzmiewało tu gromem w ciszy, westchnienie pradawnej Mocy

Smugi przędą marzenia, siwych zasłon woali 
Tkają nici spełnienia, łanie wędrują w oddali

Źdźbła pożółkłe kąpią się w rosie, chłodu smakując okruchy 
Szeleszczą w szuwarach już łosie, i snują bagienne duchy

Pani Poranna w rubinie dojrzewa, niosąc im blaski prześwitu 
Wielu zdarzeń się jeszcze spodziewa, zaprasza mnie do zachwytu

Wody Kapłaństwo mąci w bezwładzie, zaklęcia mamrocząc, uroki, 
Wierzbowe Wiedzmy już szumią w naradzie, baśnią się jawią widoki

Skrzydła rozkładam w ramionach, szybuję ponad łąkami 
Dołączam do swego plemiona, jak dobrze tu razem z Wami

Mamidła rozpływają się zwiewne, strachy szeptają z zjawami 
Swego istnienia jak żywo są pewne, ulotnymi chichoczą sprawami

Tańczą jak mary ubogie, na zawsze już zapomniane 
Oh siostry Kochane i Drogie, ze sobą było nam dane

Chwilę krótką,

Wiatru kaprys przegoni, rozproszy w pustce słonecznej 
Ja złożę podpis mej dłoni, pamiętać Was będę wiecznie.

🦌 23.09.2019 ”Samotne” czuwanie na Rykowisku

P90923-055055

Mgliste baśnie. Pierwszy oddech jesieni.

Pogoda obudziła się w kapryśnej aurze. Wokół panowała mgła. Wilgotny kożuszek utkany z drobnicy miniaturowych kropel otulał szarą pustkę. Biały opar wypełniał głucho każdy milimetr dostępnej przestrzeni. Mokre gałęzie chwytały złowieszczo w mroku nocnego wędrowca, jakby wzburzone, że śmie naruszać bezwładną ciszę. Czas spowolnił, do rytmu kropelek, które ześlizgując się z koniuszków gałązek, uderzały miękko o niewidoczną ściółkę. Dzwięk się pochłaniał, zatracał w kłębach mlecznej otuliny. Mozolnie, z trudem przebijając się przez siwy całun, nadchodził poranek…Ten jakby nie chciał dziś zaszczycić swym splendorem świata, wybierając błogie snu majaki.

1495848757

Otchłań z wolna ustępowała miejsca narastającej światłem szarości. Słabe promienie ostatniego letniego słońca, nie potrafią już przeniknąć ponurej zasłony. Pierwszy powiew smętnej jesieni. Ostre wrzaski przebudzonych sójek, drą ciszę na strzępy.

Kap, kap… Kroplisty zegar odmierza tętno tego zagubionego świata. Z głębin mokradeł dobiega stłumione larum żurawich strażników. Zwiastun świtu. Cichy plusk. Niesforna rybia psota… W szmeru chrobotach, jakiś senny dzik znaczy swój szlak do przytulnego barłogu. Muskane parą trzciny, dziś sterczą nieruchomo. W pożółkłych łodygach widnieje jeszcze echo słomianej suchoty. Z tchnieniem wiatru sennego, szybują gęstniejąc pląsy białawych podmuchów. Ulotne były, i cudowne niczym marzenie samego Boga. Na uśmiechniętej buzi przycupnęły z chłodną przekorą drobinki czułej wilgoci.

Mokre trawy, wzruszenie dziś przywdziały jako strój. Chłodne opary otaczają zewsząd zamyślone lustro wody. Siąpi mżawka. Niefrasobliwe kaczki prują dziarsko przez taflę, co i raz otrzepując ze skrzydeł fontannę perlistej mgławicy.
Z twarzą zwróconą ku niebu, zanurzam się w deszczowym raju, jestem tu, słucham, doświadczam…A świat się okrył dymną zasłoną nieprzeniknionej tajemnicy.

my_first_tutorial_-_landscape

Rankiem przytul mgłę, 
Choć jej nie usłyszysz,

Nieme prawo świata:
Słuchać trzeba w ciszy.

Złap zasłonę czasu,
Przysiada na Twej dłoni.

Pradawna magia lasu,
Tak wnet się odsłoni.

Poczuj tętno rosy, 
Przyjmij białe czary

W odmętach tajemnicy, 
Spełniają się zamiary.

Wierzby snują swe baśnie,
Otwierając wrota wymiarów,

Odkrywają przed Tobą właśnie, 
Kolejne arkana czarów.

Pośród głębin mokradeł, 
Duch ptasi cicho gwarzy,

Wróży Tobie wieszcząc, 
Wszystko co się wydarzy.

Deszczyk w powodzi kropel, 
Wspomina, że pora już w końcu,

Swe panowanie nad światem
Zwrócić hojnemu słońcu.

Podejdz ufnie bliżej, 
Moczarom stań na progu,

Słyszysz chrobot dzika, 
Spieszącego, już do barłogów.

Szuwary szemrają w zdziwieniu, 
Łodygi wznosząc do nieba.

Dopomagają duszy w spełnieniu, 
Wszystkiego, czego jej trzeba.

Las Cię tu dziś wezwał, 
Swoje miał przyczyny,

Gwarzą o tym echem
Czujnej szelesty zwierzyny.

Sen nadchodzi z marzeniem, 
Nastrój tego świata,

Zasypia jesieni westchnieniem, 
Dopełnienie późnego lata 

Dzień dobry, mglisty, baśniowy    

40950765_244325166227432_4303292355663888384_n