Z pamiętnika wędrowca: Etiudy chmur marcowych

Przyleciały żurawie! Pierwsze wędrowne stada. Wieczory na polach stały się gromkie i głośne. Pradawni stróżowie chadzają w dostojnych krokach i wieszczą – nieuchronny pochód wiosny. Larum zrywnych okrzyków łagodzą miękkie okrzyki czajek, boć i one zjawiły się rychło, kiedy na dłużej zaczęły tajać rozlewiska. Orne grunta zamieniły się w podsiąkającą maz, gdzie nie podoła w podchodzie nawet kalosz wędrowca. Tu i ówdzie błyszczą się lustra okresowych rozlewów. Niektóre wielkością przypominają jeziora. Czuję się trochę jakbym cofnął się 20 lat wstecz, kiedy takie widoki powszechne były na polach. Ostatnimi czasy dawno nie widziałem.

Sarny trzymają się jeszcze zimowych grup – tych aura nie zwiedzie. Zieleń uśpiona jeszcze drzemie, nasłuchując pączkami w wyczuciu słońca i ciepła. Gdy słońce zniża się pod horyzont, pobliski staw otwiera oko. W jego tęczówce przemijają przez mgnienie chwil, wszystkie możliwe kolory. Rów niesie w leniwym nurcie zeszłoroczne wierzbowe liście i trociny bobrowych wyczynów. Niebo rozpoczyna wieczorny spektakl. Aktorami są wiatr, refleksy słoneczne, kolory i chmury. Są mistrzami w swej krasie. Barwna to sztuka, pełna doborowych ptasich dialogów i niespodzianych zwrotów akcji, wciągająca widza do końca. Kiedy zmierzcha, aktorzy powoli schodzą ze sceny, rozpływając się w nicość. Przykrywa ją granatowa kurtyna nocy, oświetlona iskrami zapalających w mroku gwiazd…

Ale to nie był koniec sztuki… Zobaczcie co pokazały fotografie 🙂



Hej! Czy wiesz, że możesz też przekazać WSPARCIE i POMOC dla rozwoju bloga? Albo zwykłe podziękowanie dla autora za chwile spędzone z czytaniem i fotografią 🙂 Nie tylko piszę i wędruję, ale prowadzę również działania edukacyjne i uświadamiające, warsztaty, spotykam z mieszkańcami, odwiedzam szkoły, placówki, biorę udział w konwentach i festiwalach, na których opowiadam o magii przyrody, jej bieżących potrzebach oraz jak ją najlepiej chronić. Możesz wesprzeć moją pracę, i sprawić, że będę mógł zdziałać więcej, oraz przyczynić się do jak najdłuższej obecności tego miejsca w sieci:

JEDNORAZOWO

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

Blaski wodnej zorzy. Nad bobrowym strumieniem

Są takie miejsca, w których woda nie zamarza nigdy. Daleko za tamą bobrową, gdzie strumień rozlewa włoskowate nici, kończąc swą podróż na zarastających torfiskach. Wieczór rumieni się ostatnim pozdrowieniem dnia. Struga podchwytuje echo różowych blasków, mieszając palety prawdziwych barw. Pędzlem jej ogon trzcinowy, a płótnem gładkie lustro torfowego stawu. Tu trawa żyje jeszcze zielenią, jakby niepewna co czynić powinna. Zwinne języki plusków liżą w pędzie resztki śniegowych dywanów, wracając im pierwotną ich postać.

Woda nie przemija. Tworzy tutaj od wieków. Karmi i poi życie. Jej dobrotliwa mowa, wywołuje z lasu wędrowców. Siadają nad jej brzegiem, i słuchają legend szemrzących opowieści. Jest w nich wszystko… Odległa pamięć minionych zim, i okowów wyżłobionych potęgą mrozów. Głowy i kopytka nad wodopojem. Ochłoda niesiona strudzonym. Ledwo widoczne popisy smukłych nartników. Podróże rybie, i żabie kąpiele. Podwodne zmagania kiełży. Pieśni trzcinniczków i pisklęce niedole. Czarne błota odmętów, po wizytach dziczych. Nurt zmarszczony przeprawą śmiałków. I prośby pokorne, by niczego tu więcej nie ruszać… Modli się woda ufnie. Przelewa gromady marzeń. Zanosi nadzieję do Źródła.

Nieopodal stado długoogonkowych wąsatek, zapada w szuwarach na nocleg. Leciwe wierzby na horyzoncie, spowija szara poćma zmierzchu. Drzewa odwiedzają krainę snu. Są opiekunkami tego miejsca. Z murszejącej dziupli wyglądają zaspane oczyska sowy pójdźki…

Szepty Kniei Praca na rzecz Matki Ziemi

✅ WSPARCIE codzienne:
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ POMOC jednorazowa:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ Książka:
https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

Zimowe wędrówki z duszą. Na ośnieżonych miedzach.

Nocą sypnęło. Znów pola spowił aż po horyzonty, bielutki dywan miękkiego puchu. Temperatura idealna. 0, +1/ -1 i tak sobie balansuje. Doskonale do wędrówki, zasiadki. Śnieg jest mokry i cichy. Nie chrzęści zdradliwie pod oponą roweru ani stopą. Pogoda szara, z małymi prześwitami błękitu i pasteli rozproszonego światła. Powietrze tchnie świeżością i wilgocią. Kręci w zatokach. Ostudza wysiłek.





Padała krupa śnieżna. Główki badyli i chwastów, przywdziały srebrzyste, puchate czapeczki. Tajało. Nocą wzory wyczarowało. Na gałązkach zawisły zimowe ozdoby. Przystrajają je okruchy lodu i krystaliczne opaski topniejących szalików. Koniuszki chwytają krople. Te wiszą jakby w niepewności. Krzak dzikiej róży sroży się w oporze, wystawiając na spotkanie chłodów, twardziel swych niepokornych kolców. Puchate kopce śniegu, przygniatają subtelność dawnych traw letnich. Ich owalne kopuły przypominają domki skrzatów.

Drogę przekraczają na wszerz, wstęgi wydeptanych tropów. Zwierzęta podążają swoimi ścieżkami, na przełaj, ku lasom. Niespodziana zadymka wygoniła jelenie i dziki z pól. Czytam ich zapiski. Tęgie chmary, zdrowe rodziny. Szlak ich pamiętnika kończy się w niewiadomej. Odciskam swoją nagą dłoń obok śladu. Odświeżam przymierze z Ziemią.



Aleja bieli się, jeszcze delikatnie. Nie napadało tak sporo. Gdy zbliżam się do Klona Kostura, posiaduje na nim dużo ptaków. Żerują na okolicznych polach. Jest trznadel, sikorki, i gromada mazurków. Na głogu kręci się rudzik. Dalsze miedze obsiadły stada przelotnych drozdów. Ich terkoczące ogłosy – jak biadolenia poirytowanych ciotek. Zimno, szaro, strawy mało! – Zdają się narzekać napuszone ptaki. Dusza podnosi wnet, i zdjęcia prosi robić. Zjawiska z pozoru zwyczajne postrzega przez pryzmat swojego światła, i do podziwu budzi. Kamienie wyglądające spod śniegu, a lekką odwilżą obmyte, uśmiechem rozpieszcza. Ciało kłania się po kolana, kucając do fotografii. Wnet cały oblepiony jestem śniegiem.

Zmierzch wzywają kruki. Ich ochrypłe wołania wrzynają się w puch, gdy one same wzlatują znad padlin ku noclegowiskom. To nie czas mrozów i chrzęstów ściskanych zimnem źdźbeł, ciszy sącząnej srebrzystym szmerem przez podmarzlinę. Ogryzione gigulce krzewiastych pędów żółcieją na poboczach, pachnąc jeszcze apetytem. Biesiadne wizytówki. Sarny koczują daleko, zebrane w ogromne, siostrzane grupy. Ziąb budzi braterstwo. Zachęca do pomocy. Przetrwajmy do wiosny. Już dzień dłuższy bawi, i oziminy przebijają spod śniegu. Gdy wracam, buty łaskocze ślizgawica. Nogi tężeją w wyczulonym balansie, starając się bez psikusa doprowadzić mnie polami do domu.

________________________________
________________________________

WAŻNE WIEŚCI: To starsze opowiadanie z 2022 roku. Obecnie wszystkie moje nowe teksty, opowieści i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Z serca dziękuję, że każdego dnia budujemy zaangażowaną społeczność wrażliwych, leśnych Dusz, co pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, zaopiekować zwierzakami na wędrówkach i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤









Tu żerował jakiś zwierz.

Pieśni lodu i słońca. Szepty Kniei w Wielkopolskim Parku Narodowym

Świt nad jeziorem wieszczą złociste smugi wypływające promieniami z ponad koron drzew i nawoływania rozbudzonych sikorek. Iskry wżynają się klinem w taflę. Rozsypują milionami snopów jak brokat. Pieczętują świetliste wzory poranka. Na moment. Zda się próbują przeniknąć do głębin toni, stopić lodowy pancerz. To jeszcze nie ten czas. Lód jest szary, pełen miękko ulanych wygłębień. Taką postać przybiera, kiedy przychodzi nagła odwilż, którą wspierają obfite opady śniegu z deszczem. Potem mróz dojrzewał, potężniał, rósł w siłę i czary czynił. Jego ozdoby przeniknęły poza horyzont wyobrażeń. Z tafli patrzą na nas zdumione oczy, nijak niewiadomo stworzone, gdzie indziej rozlewają pozawijane ramiona ‘’pajączków’’. Przypominają komórki neuronów. Może podczas tej nocy zawieruch, tańczyły tutaj duchy dawnych topielców? Te oczy…Dziwadła ze snów. Jakież energie pracowały i siliły się tutaj, tworząc te cudaczne zbiorowiska?





Maleńki jesienny liść, jakąż łagodą zwykle znany, leży teraz pokryty igłami wzorzystych szpil. I jego mróz przemienił. Wyciągnął resztki wilgoci z cienkiej jak papier treści, i w zimowy diament zaklął. Czar będzie trzymał, dopóty i on (ziąb) władał krainą będzie.

Przy brzegu szuwary szeleszczą w tańce, wtórując szalejącej zimnicy. Gdzieniegdzie lód jest cienki, widać prostokątną obróbkę. Podobno dzielni śmiałkowie przychodzą tutaj zanurzyć się pod wodą, nurkując w zdrowiu i krzepie. Ślady bosych stóp na śniegu, opowiadają wspomnienia tych zdarzeń.

Mróz podążał za tropami nieuchwytnych zwierząt. Szedł uparcie i tropił, rozpaćkane ślady skuwając w twardziel zimowej pamiątki. Podczas wigilijnej odwilży, zwierzęta wchodziły na jezioro. Wędrowały po brzegach. Może szukały dostępu do wody. Żadne nie odważyło się iść na przełaj.





Puchate ogony białych lisów. Leżą i wyłaniają się. Napikowany igłami szron, pokrył wystające z wody konary, gałęzie i pnie. Te oddały mu daninę wilgoci, pokrywając się gęstniejącym kożuchem. Na jednym siedzi jakieś ptaszysko. Dostrzegam z niewielkiej odległości. Tkwił nieruchomo. Ptak podlatuje ociężale i osiada z trudem na trzcinowej wysepce. Nie ucieka dalej. To myszołów. Nie ma zdobyczy. Nie siedział na padlinie. Obserwuje nas. I ja wiem. To była trudna dla niego noc. Prawdopodobnie poprzedniego dnia, nie udało mu się upolować niczego. Kolejna będzie ostatnią, a może nawet nie dotrwa. Taki już los drapieżców. Każde nieudane polowanie, może być w tym trudnym okresie, ostatnim. Ptaki zdążyły też ‘’odwyknąć’’ od zimowych warunków. Znajdywałem kiedyś takie w całości zamrożone krogulce i kanie, na swoich ostatnich posterunkach. Tu śmierć przychodzi jak sen. Jest nierzeczywista równie jak bajkowe wzory wyszklone spod dłuta Dziada Mroza. Dotyka swym chłodem wszystkich przez czas jej panowania.



W krokach pokory i szacunku dla odwiecznych Praw Kniei… omijamy zmęczonego ptaka szerokim łukiem, odbijając daleko na lód. Każdy kolejny zryw do lotu, to dla niego utrata resztek cennego ciepła. Ktoś inny się nim pożywi, a może chwyci ‘’kęs ratujący życie’’. Lis, sroka, kuna, leśny gryzoń o ironio? Za parę dni odwilż. Może dotrwasz, Myszołowie?

Pochyła wierzba nad taflą lodu, gnie się wytrwale już dziesięciolecia. Jest olbrzymia. Pra – Matka wierzbowego rodu, pamięta chyba wielką wędrówkę głazów i początki jeziora. Przybyła tu z wodą i wiatrem. Jezioro nieubłagalnie wysycha. Drzewo jakby próbowało swym cielskiem, powstrzymać nieunikniony proces, ochronić ostoję życia. O szarym świcie i wieczorami, odwiedzają ją ludzie – kapturnicy. Powierzają wierzbie sekrety i opowieści. Ona w zamian zabiera ich ból. Daleko pod pniem, dostrzegam jedną z ciemnych sylwetek. Nie podchodzę bliżej.



~ Pieśni Słońca i Lodu. Wielkopolski Park Narodowy. Jezioro Jarosławieckie



🙏 WAŻNE WIEŚCI: Wciąż można wspierać moją pracę przez portal PATRONITE oraz POMAGAM, i swobodnie korzystać z dostępnych tam nagród: wygrać całodniowy warsztat przyrodniczy dla rodziny, skorzystać z leśnej konsultacji, otrzymać osobiste przesłanie od Drzew Mocy i wiele innych. Aby taka opowieść jak ta mogła powstać, potrzeba mi spędzić zwykle kilka godzin w terenie na mrozie, a potem drugie pół dnia przy komputerze, aby zdjęcia poddać obróbce i coś napisać. Blog Szepty Kniei i wszystkie moje działania (pisanie, wyjazdy w Polskę, odwiedziny w szkołach, projekty literackie,) utrzymywane i rozwijane są jedynie z darowizn, do których kiedy mogę, dokładam to co sam zarobię na swoich warsztatach. Wszystkie zawarte na blogu informacje o drzewach, energiach, i relaksujące historie które wspierają swoim przekazem, są dostępne darmowo dla każdego z Was. Tak było i pozostanie, gdyż z serca dzielę się tym, co swobodnie przez mnie przepływa.

Abym jednak sam mógł to wszystko robić, proszę o regularne wsparcie dla spraw bloga. Nie wołam o wiele. Żeby móc płynnie działać, wystarczy te 3 – 5zł miesięcznie przekazywane na PATRONITE przez większą liczbę osób, choć oczywiście można wspomóc i za więcej. Dla Ciebie to pewnie nieodczuwalny w skali miesiąca grosz, dla mnie ogromna pomoc. Twojej uważności, opiece i wrażliwości pozostawiam poniżej sposoby, gdzie możesz przekazać jakieś podziękowanie za czas spędzony z tą historią, lub zapoznasz się z projektami i tym co zamierzam za ofiarowane środki zrobić co od lat robię:

✅ JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ REGULARNIE (co miesiąc):
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ BEZPOŚREDNIO na konto:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

✅ PAYPALL ( dla tych co zza granicy)
czeremcha27@wp.pl

Z serca dziękuję za każdy dar, który pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤