Zjawy listopada. W śnie okruchów życia

Słońce wskrzesza mary. Budzi okruchy zgasłego życia. U progu listopada chmary wirujących much, roje owadów i przemykające ważki wyglądają nierzeczywiście – jak widziadła ze snów. Polne aleje, dróżki, drożynki. Czym byłyby bez rosnących tam drzew? Ich piękno odbija się w zachodach słońca. Ospałe liście, którym lada podmuch dodaje wigoru, gonią się w powietrzu jak dokazujące motyle. Jesienne motyle. Wystarczy kilkanaście kroków w pole, aby zanurzyć się w kawałku innego świata. Czas upływa. Przypomina o tym chłód przekłuwający przez puch rękawiczek. Wieczorne spektakle, choć żywe czerwienią, nie trwają długo. Purpura syci się doskonałością, i odbija barwy przemian – rubin dojrzałych jabłoni, dzikiej róży i głogowych koralików.



Cisza gęstnieje razem z narastającym zimnem. Wnikają w nią okrzyki lecących gęsi. Rozdzierają ciszę na strzępki. Tam w górze, para bucha z rozwartych dziobów, a mięśnie pracują w rozgrzewce. Są ich setki. Łańcuchy skrzydeł, sznury ornamentów i klucze, płyną na południe. Otulają obecnością. To prawdziwi wędrowcy. Ich przenikające głosy nie milkną do pózna.

Zmierzch syci się strachem. Pochłania kolory. Zamyka na życie. ‘’Nie jesteś tu sam’’ – zda się przypomnieć mijany kruk na rozdrożu. Ostatnie promienie czerwieni, złocą prządze pajęczych nici, ścielących się nisko nad ziemią. Jak dywan utkany z kołyszącej energii. Po polach snują się sarny – płowi pielgrzymi pustki. Ich dalekie sylwetki majaczą na połaciach rzepaku. I choć oczy Twoje chłoną bezmiar przestrzeni – nigdy nie jesteś tu sam…

______________________________________
______________________________________

WAŻNE WIEŚCI:

Praca Wędrowca – Czatownika pochłania ogrom czasu. Chwile, które nasycają Duszę i umożliwiają spisanie tych słów, to niekiedy cały dzień wędrownych włóczęg, a potem równie długo przy komputerze, aby opowieść napisać. Umieszczenie ich na blogu (najpierw lądują na FB), to kolejny czas ofiarowany Czytelnikowi. A nie jestem jedynie wirtualnym bytem, potrzebuję na co dzień zatroszczyć się o swoje zdrowie, wygospodarować środki na dojazdy w Polskę by móc opowiadać o przyrodzie w szkołach, ogarnąć żywieniową codzienność, podjąć druk kolejnych książek, rozwijać działania i przesłanie bloga w materii. Działania związane z blogiem, nie zawsze przynoszą owocne efekty w finansach. Mówiąc prosto, jest on całkowicie darmowy, a ja nie pobieram pensji za jego prowadzenie, wędrowanie, pisanie. Twoje niewielkie wsparcie, może być jednorazowym podziękowaniem za dobre chwile spędzone przy tym wpisie, lub przyjąć formę strategicznej, długofalowej i wydajnej pomocy dzięki którym możemy zrobić dla lasu, natury, ludzi, zwierząt, więcej! Poniżej kilka sposobów jak to zrobić:

REGULARNIE:
https://patronite.pl/szeptykniei


JEDNORAZOWO:

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

PRZEZ PAYPALL (dla tych co zza granicy)
czeremcha27@wp.pl

BEZPOŚREDNIO na konto:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej, utrzymać to miejsce w sieci i dzielić słowami tych opowieści.

Prezent dla Duszy – urodziny przyjechał świętować pod Drzewami Mocy.

Relacja z tej wyjątkowej wyprawy będzie w dwóch osobnych częściach, jako że mogę podzielić się słowami spisanymi przez mojego gościa. Pierwsza historia ode mnie.

Zawsze trudno mi wyjść ze wzruszenia, kiedy ktoś odzywa się do mnie z pytaniem, czy może przyjechać na leśną wędrówkę w swoje urodziny. Sprawić sobie taki wyjątkowy upominek. Ogromne to wyróżnienie, i nigdy bym nie pomyślał że ktoś kiedyś przyjedzie tutaj, tylko po to, aby posmakować tego świata z moich leśnych opowieści. A to już trzeci raz, kiedy tak się dzieje. Ja wtedy niejako czuje się też prezentem 🙂 A przynajmniej są nimi odwiedzane drzewa, ich historie i wszystkie przygody jakie wydarzają się nam wtedy w przyrodzie. I tak właśnie zrobił Mateusz Kozłowski z grupy Wszechjaźń, Wszechmiłość, Wszechświat. Przyjechał świętować urodziny wyprawą do krainy Szepty Kniei. Przywiózł też wieści o Fundacja Świadome Rodzicielstwo. Postawił mi poprzeczkę wysoko organizacyjnie, bo oto Bo Mati tylko córkę do przedszkola zawiózł, i jechał od razu (spod Łodzi!) do mnie, za Poznań. Tego samego popołudnia musiał więc wracać, aby odebrać swoją latorośl. To chyba mój pierwszy, tak krótki i zarazem intensywny warsztat. Jak w tak niewielkim czasie odbyć procesy, poobserwować zwierzęta, opowiedzieć coś o życiu natury i jeszcze pobyć w ciszy z Drzewami, dać im popracować?

Dlatego swojego gościa zaprowadziłem na Jesionowy Szlak. Urokliwa, dzika dróżka wśród pól, gdzie myśl może wypływać swobodnie aż za horyzont, gdzie leciwe Jesiony – Czarodzieje Przestrzeni potrafią rozciągać i kurczyć czas według potrzeb wędrowców. Znam te ich sztuczki. Tutaj rządzi ”bezczas” i zawsze się zdąży. Miejsce, jakby wyjęte było z ludzkiego rozumienia czasoprzestrzeni. Gdy ostatnio miałem ”zażyczony” powrót na godzinę 21szą, udało się dojechać pod dom, 2 minuty przed. Tu drzewa są też rozlokowane blisko, i nie trzeba odprawiać kilometrów, aby znalezć się blisko drzewnych terapeutów.

Pogoda zapowiadała się deszczowa i chmurna, tak przynajmniej głosiły prognozy. Ale ze zdumieniem i wdzięcznością obserwowałem ciepłe słońce, liściaste prześwity i po prostu – darowitą pogodę. Zwykle dzieje się tak, kiedy spotykają Wędrowcy Światła, w ważnych sprawach. Żywioły wspierają, by sprawy rzeczy mogły się zadziać w cieple i słoneczności. Wiele razy już tak bywało. Mam przeczucie, że mieszają w tym konary również drzewa 🙂



Pierwszego odwiedzamy Klona Kostura, który dla mnie już chyba na zawsze pozostanie tym, co ”zaprojektował” okładkę mojej książki ”Szepty Kniei”. Mateusz pyta o formy porozumiewania się z Drzewami i jak rozwijać to w sobie. Opowiadam co wiem jedynie z własnego doświadczenia. Drzewa porozumiewają się z nami głównie na trzy sposoby – to jest przez mówienie słów ”słyszanych w głowie”, pokazywanie obrazów bezpośrednio do nas, lub poprzez czucie, serce. A niekiedy te wszystkie formy przeplatają się mozaiką, lub i czasowo ”nie działają” będąc odpowiedzią na nasze stany wewnętrzne i chaos różnych spraw. Zapominam o czymś jeszcze… Aby dotrzeć do Klona, trzeba najpierw przejść pod szpalerem innych drzew, tworzących nad drogą rodzaj swoistej bramy, kopuły pod którą trzeba przejść. A one zaczynają nagle szumieć. Tak jak były cicho, tak gdy tylko znajdujemy się pod nimi, następuje powitalny ”rozkołys”. To też mowa drzew, fizyczna, namacalna, widoczna. I nie ma znaczenia czy akurat wieje, choć jeśli nie, zjawisko zdumiewa tym bardziej. Nasze aury tworzą rodzaj kopuły, torusa, przenikają się z tymi od drzew. Dla nich to z jednej strony rodzaj łaskotania, a z drugiej mogą od razu przeczytać sobie informacje o człowieku i jego drodze przez kosmos. Namacalnie… Spoglądamy jak kołys drzew zastyga i gaśnie, tuż po przejściu naszych kroków. Drzewa zrobią wiele, aby człowiek nie wątpił. Chcą być obecne w naszym życiu świadomie, i traktowane z uważnością.

Klon Kostur jest dziś w pogodnym nastroju, jak samo słońce. Dotykamy na powitanie jego liści. Bardzo to lubi. Są jak ludzka skóra. Ostatnio to on trochę ”przejął” wyprawy, ale właśnie uświadamiam sobie, że kolejną osobę zabieram właśnie tutaj. Wiem jednak, że Klon potrafi zadziałać swoją dobrocią nawet na najbardziej zasmucone czy zablokowane Dusze. Każdego uśmiecha, przy czym żaden temat mu nie straszny. Nawet mój Dąb Krzesimir odsyła mnie ostatnio do niego w odwiedziny. A tymczasem Drzewo woła ptaki i owady. Obsiadają nas bzygi – miniaturowe ”koliberki” przypominające prążkowaniem osę lub pszczołę, jednak bez żądła. Te siadają nam na dłoniach i twarzach, przyjemnie łaskocąc. Sikorki i mazurki uwijają się wokół. Sikory śpiewają. Jest jak wiosną. Tak ptaki witają czas jesiennej beztroski, kiedy dzień jest już godzinowo zbliżony do wiosny, jest ciepło, a wokół lata i leży mnóstwo jedzenia. Nic, tylko żyć i cieszyć się. Klon otwiera nas na magię wędrówki, choć odbieram że bardziej skupia się na Mateuszu. Temu błogo 🙂 Nie mam nic przeciw. Po to Gość przyjechał, dla siebie najpierw. Ja mam Klona na co dzień. Otwarci, odświeżeni i wyluzowani, ruszamy dalej. Zmiana planów. Chciałem najpierw prowadzić do pewnej pochyłej Wierzby ukrytej w zagajniku, ale oto woła intensywnie Dąb Radosław, czyli największy i najmocniejszy z dębów w okolicy. Woła jak to on – trochę tonem bez sprzeciwu, a trochę zaproszeniem z nutą niespodzianki. Wiem, że to ważne. Ok. Możemy iść najpierw do niego, a o Wierzbę zahaczyć przy powrocie. Mateusz pyta, czy Brat Klon chce coś przekazać. Mnie to pytanie trochę zaskakuje. Spoglądam w górę, do słonecznych prześwitów i staram się wybadać, ale klon jest dziś tajemniczy. Mówi, że ludzie zawsze chcą wiedzieć a nie zawsze trzeba. Mówi, że wymienił między nami informacje, ”pogrzebał” scalił. Ja wiem co otrzymałem od Mateusza, ale nie masz może czasem jakiegoś przesłania drogi Klonie? Wiesz, ludzie to lubią. Dusza się podłącza i dostaję lakoniczną rymowankę:

Co zostało powiedziane,
W słowach wnętrzu przekazane

Już jest w obu osadzone,
Niech Wam będzie uzdrowione

Teraz słowa popracują
Dusze Wasze to poczują


Droga prowadzi przez pole i uprawy buraków. Są ślady zwierząt. Już zaczęły się żniwa kukurydziane, choć tu jeszcze nie dotarły. Szybciej w tym roku. Zamyślam. Oznacza to tylko dla mnie, że pazdziernikowa Pełnia Księżyca, zwana przez wędrowców ”Kukurydzianą Pełnią” minie bez zasiadek pod szeleszczącymi łanami i słuchaniem urzędujących w nich dzików, saren i niekiedy jeleni – kukurydzianych duchów. Jeden z uroków dojrzałej jesieni ślizgnął się gdzieś poza doświadczenie. Może tak ma być.



Mateusz doskonale czyta Drzewa, a jego przeżycia o których mi opowiada, są odzwierciedleniem tego, co naprawdę się dzieje. O Dębie Radosławie mówi mi od razu – to jakiś rycerz, wojownik, stanowczy i pełen wspomnień, gdy stajemy pod nim. No przecież! Do dziś nie wiem, czy Radosław jest osobną drzewną postacią, czy może inkarnuje w nim wcielenie jakiegoś słowiańskiego wojownika. Siedzimy pod nimi, zapatrzeni w zielony jeszcze las. Chciałem by Mat usiadł po mojej stronie, i też mógł zatopić wzrok w kniei. Sam bardzo spędzać tutaj tak godziny. Dużo się dzieje. Aura drzewa jest bardzo silna, jakże inna od klonowej. Ona napiera, i pewnie nie sposób tego powstrzymać, a i po co? Lepiej wpuścić. Od razu pracują inne tematy. ”Narzuca” je chyba energia Radosława. Jest znów o męskości, honorze, wartościach, naszej roli na Ziemi, zadaniach życiowych, sile, zaufaniu, otwartości, wybaczaniu… Mateusz jest również terapeutą, przy czym bardzo wrażliwym i empatycznym. Odbiera dużo informacji od drzew. Ja opowiadam o Radosławie, moich snach z nim i osobistych procesach, ewolucji jego charakteru. Bo przecież drzewa też ewoluują. Kontakt z człowiekiem pomaga im sobie przypomnieć pewne umiejętności, korzystać z nich, i wzrastać w ”drabince świadomości”. Radosław bardzo się zmienił, gdy poznał innych ludzi. Choć pewne nawyki i swoista szorstkość mu pozostały, teraz chętnie wspomaga zdrowie i ducha. Pracują czakry – sakralna i korony. Mateusz opowiada co przeżywa, a w pewnym momencie opowiada mi ciekawą rzecz o Radosławie.

On, choć był dawniej wojownikiem, zrobił u schyłku życia coś, czego żałował. Musiał użyć swej siły i zabić wobec kogoś, kogo wcale nie chciał zranić. Nie czuł się z tym dobrze… Gdy to słyszę, czuję dreszcze w krzyżu i plecach, i wiem że to prawda o moim druhu. Czemu nie wiedziałem tego wcześniej? A może mi nie chciał powiedzieć? W końcu, dla mnie zawsze był kimś wielkim, mocarzem nie tylko z postury, ale i charakteru jaki okazał. Takim bezkompromisowym twardzielem. Dziś dowiaduję się, że za jego życiem stoją także trudne doświadczenia. Może to one ukształtowały jego szorstką osobowość? Drzewo żałuje, i opowiada mojemu Gościowi swoją historię z innych epok istnienia. Słowem, wygaduje się z tym co mu leżało na konarach. Ja jestem trochę w szoku. Bo oto swoje znane niby na wskroś Drzewa, odkrywam na nowo. Czuć w powietrzu jakąś zadumę, ale i lekkość. Mi pokazują się obrazy. Ktoś wtargnął do chaty. On bronił. Pokłócili się, górę wzięły emocje. On tylko bronił, mówi. Nie chciał zabić. Jakie to niezwykłe, myślę sobie. Drzewa to nie tylko odrębne istoty jako drzewa, ale bywa że inkarnują w nich istoty, będące dawniej ludzkimi. Radosław dopowiada, że w jego czasach ludzie przed i po śmierci mogli wybrać, czy chcą wcielić się jako istoty leśne w postaciach drzew. I często tak robili. Dąb coś oczyszcza ze swej drogi. Uwalnia wspomnienie, historię. Czujemy jego wdzięczność. Dla mnie jasnym staje się teraz, po co nas zawołał. Ale heca. Tym razem to drzewo jest ”pacjentem”. Choć wiem, że tak bywa. Jak Radomir, który piorunem kiedyś dostał i zamknął się w sobie. Drzewa to żywe biblioteki, którym Stwórca powierzył przechowywanie naturalnych umiejętności duchowych, każdej Istoty Ludzkiej. Przewidział, że zapomnimy. Wszystko zaplanował. Dzięki Drzewom możemy wracać do tych aspektów i pielęgnować je w sobie. Uzdrawiać się wzajemnie. Kto z nas, potrafi spojrzeć na drzewo, jakby na drugiego człowieka, pełnego nie tylko Mocy, Mądrości, Dobroci, Światła, ale i Cienia, Traum, Bolączek, Doświadczeń? Traktujemy je przedmiotowo, nawet próbując przeliczać ich usługi na pieniądze i oszczędności, jak argumentuje się w radach miejskich, aby ich nie wycinać. To ważne, ale i dziwaczne. Drzewa to pamięć o nas samych, to tlen, obieg wody, neutralizacja zanieczyszczeń, życie. Niszcząc je, unicestwiamy samych siebie.

Miałem przeczytać Mateuszowi gawędę o wojennych wyczynach dziś krzepkiego dębu, ale Rado mówi, że nie chce dziś do tej historii wracać. O rety. Zawsze ją tu pod nim czytam. Dąb jest zadumany, choć wewnętrznie spokojny. Minęła kolejna godzina. Pora powoli myśleć o powrocie. I nie wszystko co wydarzyło się wtedy pod Dębem, da się opisać słowami. CZY DRZEWA mogą pamiętać swoje wcielenia jako ludzi i nosić ich wspomnienia? – Zastanawiałem się w myślach. Ziemia to żywa biblioteka, zaś wiekowe drzewa są jej bibliotekarzami – takie zdanie wymsknęło mi się podczas tej gawędy. Siedzieliśmy akurat pogrążeni i upojeni stateczną siłą Dęba Radosława, najmocniejszego i największego chyba, w krainie Szeptów Kniei. Pamiętam, że Mateusz zaczął mówić najpierw o dębie, podając bezbłędnie infromacje, których znać wcześniej nie mógł. A następnie opowiadał o mężczyznach, ich nowej roli na Ziemi dla ludzkości, czekających zadaniach, pracy nad uzdrowieniem itp. Wiedziałem, że u obojga z nas dzieje się tak zwany ”przepływ” informacji Zródłowej, i miałem tym razem na tyle przytomności, aby trochę z tej rozmowy uchwycić. Mateusza słychać słabiej, bo siedział dalej, a nie chciałem zbędnym ruchem burzyć tej pięknej chwili, jednak ze słuchawkami powinno być OK. Te nasze rozmowy na wyprawach z każdym z Was, choć są bajeczne w formie i treści zwykle gdzieś umykają w opisach. A dla mnie to perły, które mieć powinny miejsce w każdej koronie opowieści. Cóż poradzę, że zwykle ich nie umiem odtworzyć? Wyjątkowo fragment zachował się na filmie:

Po drodze mamy blisko do innego Dęba – Wojciecha, zwanego przeze mnie ”Opiekunem na Miedzy”. Bo tam właśnie rośnie. On ma zupełnie inną energię i charakter niż Rado. Właśnie dlatego prowadzę doń, aby można było sobie to porównać. Mateusz znów go czyta bezbłędnie – jaki on wesoły, beztroski, przyjazny i miły! – Mówi gdy stajemy pod pniem. Zaraz jeszcze o tym, że otwiera czakrę gardła i uczy widzenia swojej Prawdy oraz wyrażania jej. I rzeczywiście tak jest, ja pamietam że gdy go poznałem, mój pobyt zwieńczył się spontanicznym rymowanym śpiewem, który Dąb wyzwolił jakby ze mnie. Gdy czytam jego przesłanie – wiersz, oboje płaczemy jak bobry niemal. Światło rozlewa się w mrukliwych, pełnych ciepła słowach. Zda się, że te przesłania będą pracować wiecznie, dopóki żyć będą drzewa, albo jeszcze długo po nich.

Imię moje znasz już dobrze,
Mogę Cię obdarzyć szczodrze,

Kamień, ptak, i zwierz co kroczy
Niech ucieszą Twoje oczy

Siądz pode mną, jeszcze zostań
Oczy zamknij, sięgnij doznań
 

Dzikość mieszka także tutaj,
Znajdzie ten, kto dobrze szuka

Cisza lubi z liściem tańczyć
I w kolorze, pomarańczy

Poubiera suknie złote,
Tańczy ten kto ma ochotę

Słońce każdy dzień tu budzi,
Jedni wolą szukać, trudzić

Inni biorą co świat daje,
Ci z uśmiechem pozostają

Śnij, pokażę Ci marzenia
Od nas wszystkich, pozdrowienia

Miedzą pas przez Ciebie zwany,
Na nim dzieją cuda, zmiany
 
Chodz, pokażę Ci zmagania
Deszcze, mrozy, chęć przetrwania

Patrz, pokażę Ci radości 
Lęgi, gody, gniazda, kości

Spójrz, ukażę Tobie życie
Jamy, nory, dziuple – skrycie

Już rozumiesz, że to wszystko
Tworzy jedno serc ognisko

Śpij, zabiorę Cię do domu
Do mych przodków, Dębów – Gromów

Tam gdzie świat w konarach zasnął
Tworzą drzewa przyszłość własną

Leż, przytulę Cię do rdzenia
Troski zostaw, i zmartwienia

Śpiewaj w głos, gdy pieśń przychodzi
O to przecież, w życiu chodzi

Mów, bo słowo dobro sprawia
Karmi, tworzy, i uzdrawia

Myśl, z kolorem i jasnością
Niechaj dzieje się z radością 

Słysz, bo cisza – nie istnieje
Tutaj zawsze, coś się dzieje

Czuj, i nie bój odczuwania
Oto słowo, duch przesłania


Ten Dąb, to też patron Wybaczenia przez Miłość. Dawniej został dość brutalnie przycięty, mimo to w jego harmonii nie pobrzmiewają żadne nuty żalu czy krzywdy. Blizny nosi z przekazem świadectwa swej siły, trochę z dumą i jednocześnie zrozumieniem. Chyba wie, że żywot czeka go jeszcze długi. Nad nim ptaki zawsze śpiewają, potrafi przywołać rudziki, raniuszki, sikory, sójki i drozdy, tylko po to aby ucieszyć oczy wędrowców i samemu nasycić ich odgłosami. Wieczory zaś spędza z sarnami, lisami, i dzikami, te ostatnie wyprawiają sobie tu istne uczty. Dąb, u schyłku wędrówki osadził nas mocno w Zródle i nasycił pogodą życia. Mamy wrażenie, jakbyśmy mogli maszerować bez końca.

O rety, to już? Zbliża się 14ta. Mateusz musi wracać jeszcze do swej Łodzi. Krótki wypad kończymy pobytem u zakrzywionej Wierzby, w śródpolnej kępie. Ona jest jakże inna od odwiedzonych dziś Drzew. Konary rozpostarła jak kopułę, tworząc sklepienie i małą polankę. Ciekawe, że pod nią nic prawie nie rośnie. Rośliny są niskie, a całość wygląda jak przystrzyżony trawnik. Wierzba emanuje spokojem i zadumą. Wszystko rozumie, niczego chyba nie pragnie, na nic nie naciska. W zupełnej akceptacji dla życia. Oo, a wierzby znają je dobrze. Kruche drzewa o niespożytej sile, radzić sobie muszą z mułami podłoża, osunięciami, zapadliskami, zatopieniami, tarciem kry lodowej, zębami bobrów, i siłami wiatrów, gdy rosną samotnie w polach na rowach. Na niej to widać, cały wielowymiar esencji wierzbowej. Rosną na niej huby, a na ułamanych konarach kołyszą zaschnięte jemioły. Zaś na jednej, jedynej gałązce jedna z jemioł pozostaje żywa, wśród dawno uschniętej braci. No kto widział coś takiego? O co tu chodzi? Ale wierzby umieją jednoczyć przeciwieństwa. Splatać życie ze śmiercią. Są emanacją cyklu planety, jak feniks odradzają się z własnego próchna i każdej katastrofy. W nadrzecznych gąszczach wierzbowych w dolinach rzek, najlepiej czują się przecież bażanty, słowiański symbol odrodzenia. Tu nawet akustyka jest inna. Nasze głosy pochłaniają się bez echa, jakby ich fala donikąd nie wędrowała. Wierzba niczego nie forsuje. Jest mistyczna, choć z drugiej strony całkowicie zanurzona w sprawach życia. Chyba mało co już ją rusza. Ot, taka babcinka co to przeżyła dwie wojny i chaos świata. Czym chcesz ją zaskoczyć, wędrowcze? Pod nią czujemy się uspokojeni, ugruntowani, a zarazem podekscytowani jej odmiennością w naszych odczuciach. I ona cieszy się z tych odwiedzin. Słucha o czym rozmawiamy. Próbuje zrozumieć, i wie że o niej. Jeszcze mała chwila pozwala, abym odczytał spisaną pod nią balladę. Niech energia jeszcze raz pójdzie w ruch. Drzewa lubią, gdy czytać pod nimi słowa. Wsłuchują się w glosy, uwielbiają ludzkie pieśni. Czasem do nich inspirują lub podają gotowe piosenki razem z melodią. Niektóre tylko śpiewają. Wierzba zaś nuci. Ahh, jak długo jeszcze chciałoby się tu zostać…



OPOWIEŚĆ MATEUSZA:

” Miałem dziś niesamowitą okazję wejść w zupełnie inny a jednak tak podobny świat energii i świadomych, inteligentnych oraz pełnych atrybutów Boskich i ludzkich istot, które potocznie nazywamy drzewami 😉 to była petarda. Jechałem z intencją odkrycia kanałów komunikacji z Drzewami, bo wołały mnie, szczególne dęby i klony, ale czułem, że czegoś mi brakuje, aby to pojąć. I tak, brakowało – zaufania, że mam już wszystko, czego potrzebuję…

Jednym wielkim wnioskiem z wyprawy z Sebastianem jest to, że jeśli czujecie świadomie energie, jesteście wrażliwi na siebie i świat, a także pielęgnujecie ten portal w przestrzeni serca… to komunikacja na poziomie energii, telepatii (nazywajmy to jak chcemy) jest kwestią zaufania w proces. Tak samo jak można czuć i porozumiewać się z Duszami, przeszłymi wersjami i potencjalnymi człowieka, poprzednimi wcieleniami… tak samo można komunikować się z Drzewami, bo one też są świadomymi energiami, w takim, a nie innym stanie skupienia. A niektóre pracują w mojej działce, czyli są terapeutami.Do tego dostałem zrozumienie i wgląd bardzo ważnego aspektu ochrony energetycznej od Drzew właśnie.

Piękne było przyjęcie nas przez Bramę Drzew. Rzeczywiście, jak pisze Sebastian – gdy włączył mi świadomość ruchów ich konarów i pracę z powietrzem, coś mi się odblokowało. Spojrzałem na taką oczywistość w ich sposobie komunikacji. Żyjemy za szybko, a wszystko, czego potrzebujemy mamy tuż pod ręką, choćby las…Klon Kostur dał nam „masaż” energetyczny. Pracował bardzo na poziomach nieświadomych, w naszych polach. Był dla mnie nieodkryty, tajemniczy, choć wysłał nam tyle pięknych znaków sympatii w naturze – jego liście cudnie grały zielenią ze słońcem, śpiewały ptaki, bzygi nas obsiadły (szczególnie prawe dłonie) i obcałowały 😉. Choć jesień, to czuć było wiosnę. Gdy poszliśmy do Dęba Radosława, zatrzymałem się jakieś półtora metra przed nim. Co za moc! Już zaczęła się energetyczna (bardzo świadoma) jazda…

Przychodziło z przestrzeni – rycerskość, wódz, woj, szacunek, męstwo, opieka, ochrona, energia męska ze światła… moja czakra sakralna miała turbo harmonizację. Historia Sebastiana o Dębie bardzo pasowała do jego energetyki. Gdy moja świadomość robiła się sferyczna, scalałem się z Radosławem, to zaczęły przychodzić obrazy, emocje… jak na sesji z drugim człowiekiem! Pojawił się jakiś żal, który nie dawał mi spokoju. Żal za odebranie życia, którego nie chciało się odebrać… Radosław zaczął polerować mi czakrę korony. Serio – energiami swoimi polerował mi ją jak diament. I zaczął się mega transfer do korony, czyste wibracje Źródłowe. Czuję, jak moja przestrzeń serca się uaktywnia. Siedziałem plecami, czakra serca otworzyła się z tyłu i zaczęła pracować dla Radosława! Pomagałem mu w rozpuszczeniu Boskim transferem jakiegoś karmicznego żalu za zabrane życie. Uwierzcie, że gdybym tego nie przeżył, to sam bym nie uwierzył . Radosław zharmonizował mi czakrę sakralną i korony, a ja uleczyłem jego karmiczny żal w poddaniu dla Źródła. Dusza uśmiecha się teraz do mnie maksymalnie 😊.

Gdy poszliśmy do Wojtka, który też był dębem, to przywitała zupełnie inna energia – radość istnienia, szczęście, miłość, entuzjazm, bezwarunkowe wybaczanie. Moja przestrzeń serca skrzyła się jak fajerwerki miłości. Choć poraniony, to tak kochający życie i ludzi, z taką dozą naiwności dziecięcej. Bardzo rezonowaliśmy, bo on też zbudował swoją miłość i dobroć w cierpieniu. Objawił mi się jako chłopiec, szczęśliwy, tańczący, pełen życia. Nasze serca połączyły się w atrybucie Boga związanym z miłością. I dzięki tym aspektom pobudza niesamowicie czakrę gardła. Czułem, jak wypełnia się energią, jak jest karmiona i rośnie, świeci się przepięknie. Cudowne, uzdrawiające połączenie – serce (czuję/kocham) i gardło (mówię/staję w świetle swojej prawdy). Piękny terapeuta otwierający na wewnętrzne prawdy. Wcześniej Sebastian wspominał kilka razy o Wierzbie. Gdy tylko to robił, przychodziły (dla mnie) dziwne doświadczenia energetyczne. Coś z wodą, ze śmiercią, a jednak młodością i życiem… taki paradoks życia i śmierci, ale tak zharmonizowany, że trudno objąć z ludzkim doświadczeniem.

Kiedy weszliśmy do SANKTUARIUM Mamy Wierzby (przestrzeń pomagała mi ją nazwać „Mama życie mama śmierć), to energetyka się kompletnie zmieniła. Sceneria jak z Władcy Pierścieni bądź Harryego Pottera. Wierzba, która się schowała przed oczami ludzi, a jednocześnie jest sama w sobie światem – światem życia i śmierci. Coś u niej było martwego, coś żywego. Taki słowiański fenix.

Ukazała mi się jako taka powierniczka harmonii życia i śmierci jako jednego. Sama była tego przykładem. Łączyła dwa światy. Była dwoma światami. Gdy weszło się pod jej koronę, to czuło się metafizyczny deszcz na głowę i kark. Badałem te energie. Tu nie było pracy z konkretnymi centrami energetycznymi. Tu był przepływ przez cały pion. Wierzba reprezentowała atrybut Boga bezwarunkowej AKCEPTACJI. Ale nie wynikającej z miłości czy wybaczenia, ale z ZAUFANIA. Takie maksymalne „LET IT BE – I TRUST”. Ta energia była kojąca. Dużo możemy nauczyć się od mamy Wierzby.

Podczas powrotu z Sebastianem, to poruszaliśmy różne tematy, a sieć informacyjna Drzew jakby stanęła otworem. Źródło/Bóg jest biblioteką, a Drzewa są bibliotekarzami – jak powiedział Sebastian – doświadczyłem tego czytają w ich polu. Tak dowiedziałem się, że nie powinno się tulić drzew cmentarnych, a Seba dopowiedział, że są one swoistym portalem do zaświatów. Brzózki, które mijaliśmy emanowały energią frywolności i zabawy.

Świat Drzew zaufał, bo ja zaufałem sobie, pod przewodnictwem Sebastiana. Wartością dodaną było to, że tak świadomie obcując ze świadomością Drzew, automatycznie wracasz do swojego pionu energetycznego. Miałem nawet wrażenie, że mam na głowie dokładnie taką samą, rozłożystą koronę jaką mają drzewa, tętniącą życiem, biologią, energią…A Sebastian to piękny Duch Kniei. Taki Kosmoleśny Wędrownik. Mam wrażenie, że nasze wrażliwości na świat i las zostały utkane z tego samego materiału. Sebastian, dziękuję za Ciebie i życzę nam całego dnia i nocy w kniei. ”

I to było na tyle, ze słów, którymi udało się choć w części objąć wymiar tej wędrówki. Druhowi Mateuszowi, z pamiątką urodzin spędzonych u Szeptów Kniei.

PS. A jeśli ktoś z Was ma ochotę przeżyć własną wyprawę na ścieżkach świadomości i ducha, skorzystać z takiego warsztatu, to prowadzone są one indywidualnie przez cały rok na życzenie, choć nie zawsze jestem dostępny i najlepiej sugerować się terminami podanymi w kalendarzyku na pasku bocznym bloga. Po prostu, odzywasz się na mój mail czeremcha27@wp.pl lub messenger i wspólnie ustalamy jakiś termin spotkania. Dla Gości z daleka jest możliwość noclegu, pokoje z łazienkami, w okolicy wszelkie sklepy i sposobność zamówienia domowych posiłków w kwaterze. Leśne urodziny też wyprawiam dla gości ^^

Do zobaczenia na szlaku, Wędrowcze 🙂

KWIATOWE POLA WIELKOPOLSKI cz IV. Miliony Słońc.

Idąc polną piaszczystą drogą, wiodącą na skraj Czeremchowej Puszczy, można odnieść wrażenie, jakby samo Słońce spłynęło na Ziemię i powieliło się w milionach istnień. Ciepła żółć przeplatana brązem i zielenią wielgachnych łodyg, rozpościera widok na ostatnie z kwietnych pól Wielkopolski. Oczom wędrowców ukazuje się łan słoneczników. Ostatnie chwile aby to zobaczyć, bo oto widać, że niektóre płatki już marszczą się i odpadają. Powolny przekwit. Wielkopolska Ziemia potrafi urodzić piękno i obdarować dostatkiem swych siewców. Na wielkich tarczach uwijają się wielkie trzmiele wszelakich gatunków. Zapuszczam się w gąszcze daleko, z każdym krokiem pogrążając się w coraz większym zachwycie. Idę ostrożnie, starając się nie potrącić żadnego kwiatu. Owady nie są agresywne. Stoję z twarzą tuż obok słonecznego talerza. Trzmiel wczepia się weń puchatymi łapkami. Przedziera ku górze. Momentami przystaje w bezruchu – wtedy przeżywa chwile swojego upojenia nektarami pyłkowego złota.

Rośliny są nieco ‘’zmaltretowane’’, przypieczone brązem, widać że doskwiera im susza. Pod wieczór kwiaty stają się jakby bardziej ożywione. Powietrze staje się rześkie. Niesie zapowiedzi długo wytęsknionego deszczu. Baldachimy podnoszą się z nadzieją orzeźwienia, już dość słonecznych dni w ich losie… Pora na ulgę i pierwsze zawiązki ziaren.

Energia tych kwiatów budzi dobre emocje i słońce w ludziach. Przystają obok pola i robią zdjęcia kwiatom, inni rozłożyli się z dziećmi i piknikiem. Dzieci biegają i śpiewają. Nigdy nie widziałem tu takich scen. Słoneczniki to jakby ‘’tarcze odbiorcze’’ dla energii Źródła. Rozpraszają ją po Ziemi. Gdy się wpatrzeć, na owalach tarcz wyrysowane są wzory mandali i kwiatów życia. Czyżby wydeptały je trzmiele? Kraina zda się przechodzi przemianę i jakby przygotowywała do czegoś. Złocisty pył osiada na wysuszonej Ziemi, strącany krzepkimi odnóżami pracujących trzmieli i pszczół. Kiedy zamieściłem pierwszy opis i zdjęcia kwiatowych pól, wielu z Was przeczytało to jako ‘’Kwantowe’’ 😉 Może właśnie tu wiedzie trop…




🌞 Drogi Czytelniku, znajdziesz mnie również na PATRONITE oraz POMAGAM, gdzie możesz wspomóc moją wędrowno – pisarsko działalność i wszystkie wymienione tam projekty na rzecz Matki Ziemi. W opisach zrzutek jest wyszczególnione na co dysponowane są zgromadzone środki. Pomóc można na dwa sposoby, regularnie lub jednorazowo, a Patroni i wspierający mogą skorzystać z wielu leśnych nagród – do wyboru wyprawa przyrodnicza, dedykowany koncert, paczka nasion łąki kwietnej, Księżycowa Wędrówka i sporo innych 😉

✅
JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅
REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

Z serca dziękuję za każdy dar, dzięki któremu pomagasz mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie i dzielić swobodnie ze światem ciepłem leśnego Słowa 🌤


KWIATOWE pola Wielkopolski część III – ”Łubin”.

Jesionowy Szlak znam od paru lat, i mimo jego przemian, niespodzianek nie zawsze miłych, uwielbiam tu wracać. Po obu stronach polnej dróżki mieszkają bardzo przyjazne i mądre Drzewa Mocy, a ‘’wścibskiemu’’ wędrowcowi który chciałby zanurzyć się z nimi w gawędach, może wartko spłynąć dzień cały. Pola te są korytarzem migracyjnym dla większych zwierząt pomiędzy lasami i właśnie tutaj też ‘’zasadzam się’’ często przy pełni księżyca jesienią, niemal na pewnika wyglądając dzików czy jeleni. Ale teraz… rzepaki dawno przekwitły, a widzę że nadal jest tu żółto. Co tu się piękni?



Roślinki piętrzą się niczym miniaturowe świerki, pokrojem przypominają piramidkę. Ich żółć jest głęboka, sycąca, momentami wpadająca w lekki pomarańcz. Nie to, co blady rzepak. Łan sięga aż pod las, a jego skraju pilnują fioletowe żmijowce. Pszczoły dopisują. Brzęczą wszędzie i są bardzo pracowite. Kiedyś panicznie bałem się wszelkich brzęczących owadów, teraz z ochotą siadam wśród łanu i dają otoczyć pracownicom. Są bardzo pochłonięte swoją robotą, nie zwracają na mnie uwagi. To muzyka lata, dojrzała, robotna, i sielska. No bo wyobrazcie sobie pracować przy zbiorach, pełnych Waszego ulubionego jedzenia? Tak właśnie dzień spędza pszczoła. Podziwiam jak nasycone i ubarwione są ich koszyczki pyłku przy odnóżach.





Łan łubinu. Łubinowy łan. W zeszłym roku była w tym miejscu kukurydza, ileś lat pod rząd. Siew łubinu pokazuje, jak bardzo monokulturowa uprawa wydrenowała glebę z cennych składników. Ale i tak trudno się nie zachwycić. Czuję się, jakby po ziemi wokół rozlało się płynne słońce. Jak przez ciało kwiatu sączy i pompuje swą życiodajną energię do jej łona. Jeszcze, jeszcze… Nieskończona obfitość. Byle działała tu Natura, lub mądra głowa, znająca te wszystkie procesy. Jest dojrzały czerwiec. Wiosna pózna. Na szlaku słowiki śpiewają niemal do ucha, składając duszy ludzkiej soczysty pocałunek sonetu ptasiej pieśni. Ciepło wsiąka w piasek drogi, ogrzewa bose stopy. Ruda sarna kroczy przez kwiaty, i ona w swej miękkiej ostrożności, nie płoszy pszczół. Pasuje tutaj. Fioletowa wyka wspina się dzielnie po łodygach traw, pod którymi migocą maleńkie pięciorniki… Ale one inną przy okazji opowiedzą historię 🙂

🌳 A jeśli macie ochotę powędrować w takich krainach, posłuchać opowieści o przyrodzie, popatrzeć lornetkami za zwierzętami, poczatować, zasiąść w ukojeniu pod Drzewami Mocy, czy spotkać się w relaksie z wędrowną muzyką, to zapraszam Was na wspólne wyprawy w swoim małym towarzystwie ❤ Na gości czeka nauka rozmów z Drzewami, koncert drumowy, oraz edukacyjna przyrodnicza wyprawa. Kto z daleka może dodatkowo tu przenocować, lub skorzystać z aneksów kuchennych, łazienki, ogrodu, lub zamówić pyszne domowe jedzonko. Kontakt i zgłoszenia:

czeremcha27@wp.pl

Jestem również na PATRONITE oraz POMAGAM, gdzie możecie wspomóc moją wędrowno – pisarsko działalność i wszystkie projekty na rzecz Matki Ziemi. W opisach zrzutek jest wyszczególnione na co dysponowane są zgromadzone środki. Pomóc można na dwa sposoby, regularnie lub jednorazowo. Patroni i wspierający mogą skorzystać z wielu leśnych nagród ❤ Do wyboru całodniowy warsztat przyrodniczy, dedykowany koncert relaksacyjny, paczka nasion łąki kwietnej, przesłanie Drzew MOCY, i wiele innych.

✅ JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

Z serca dziękuję za każdy dar, dzięki któremu pomagasz mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić swobodnie ze światem ciepłem leśnego Słowa 🌤






Kwiatowe pola wielkopolski. Orgia koloru po horyzont.

Swoją krainę znam zdawałoby się dobrze, co – gdzie – jak. Widoki są znane, oswojone i dość przewidywalne. Ale w zeszłym roku, horyzonty zarumieniły się barwami aż po kresy. A to za sprawą pszczelich pastwisk, które ktoś dla odmiany założył sobie w miejscach, gdzie zawsze rósł rzepak lub zboże. A może siew kwiatowych przestrzeni, jeszcze inny miał cel? Przystanąłem i długo iść nie mogłem. Łany koloru i zapachu, tak rozległe, znikające tam gdzie kończy się wzrok. Wyobrażacie to sobie? I owady, niezliczona rzesze motyli i zapylaczy. Łąka / uprawa wydaje z siebie miarowe, huczące, przenikające BZZZZZzzzz, kiedy tylko świeci słońce. Pieśń pracy. Są tu wszelkie gatunki pszczół, trzmieli, bzygi, i świerszcze. Orgia barw i kołysanka zmysłów, a może pobudka właśnie. No bo co lepiej – wąchać, słuchać, przyglądać się, a może muskać dłońmi jedwabie kwietnych płateczków? Położyć się nago? Choć stworzone siłami człowieka, stały się oazą życia, w cichych zazwyczaj poletkach.



A gdy to wszystko cichnie pod chłodem wieczoru, połacie oblegane są przez cichutkie, wirujące w mroku, ledwie widoczne ćmy. I również można było spotkać owadzie unikaty. Mało który amator pyłku potrafi oprzeć się tej kaskadzie aromatu. Ściągają nawet z daleka, wabione obietnicą nieograniczonego w swobodzie żerowiska. Tu dla każdego starczy miejsca przy kwiatowym stole. Kwiatowe pola Wielkopolski. Zdjęcia z zeszłego roku.









Dziękuję również za Twoją wizytę w Krainie Szeptów. Wszystkie tutejsze opowieści, wyprawy, podróże, i relacje mogą zaistnieć nie tylko dzięki mojej pracy, ale przede wszystkim przez pomoc zaangażowanych w ducha tego bloga, Czytelników. Możesz wesprzeć jego filar aby mógł on istnieć w formie jak dotąd (bez reklam), albo zwyczajnie mi podziękować, jeśli czujesz, że to co tworzę i piszę jest ważne / potrzebne. Dzięki Twojej pomocy, będę mógł zrealizować kluczowe pisarskie projekty. Ich listę oraz szczegółowy wgląd na co będą przeznaczone Twoje środki, znajdziesz klikając TUTAJ. Dary można przekazać na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

Paypall: czeremcha27@wp.pl – jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na warsztaty.

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi tworzyć tutaj i działać więcej w świecie ❤




Pod dębową opieką. Wędrówka na szlaku zdrowia.

Co to był za Dzień! Same, samiuteńkie dęby. . Zanim przyjechała do mnie Julia – nie wiedziałem. Z czym to przyszło jej się zmierzyć. Zawsze przed wyprawą pytam gdzie najlepiej kogo zabrać. I pokazują się miejsca lub konkretne drzewa. Zdziwiłem wtedy mocno pytając drzew o trasę naszego marszu. Że pokazały się jedynie dęby. I to silne, począwszy od Radosława, przez Trzech Mędrców, których poznałem ostatnio. Kiedy witamy się z gościem, słyszę że jest po ciężkiej chorobie, a przecież dębowie ze swoim wzmacnianiem polecani są rekonwalescentom właśnie. Potrzebujemy ich zresztą oboje. Tego spokoju, oddechu i garści zaufania. Tegoroczny kwiecień daje popalić wędrowcom, a odetchnąć drzewom. Jest chłodno, wilgotno, mokro i taki też zapowiada się cały rok.

Nie poznaję jak zmienił się w ciągu tych 2 lat, charakter Dęba Radosława. Zrobił się łagodny, przyjacielski, opiekuńczy – prawie jak Krzesimir. Zupełnie ‘’spuścił z tonu’’ jakim przywitał mnie niegdyś po raz pierwszy. Choć czasem jeszcze lubi się unieść. Tak, drzewa też ewoluują, zmieniają się, mają nastroje. Ich doświadczenia jakie przechodzą, kształtują swoistą mentalność. Julia odbiera go podobnie. Jesteśmy przez Drzewo ‘’dotykani’’ przyjemnym drętwieniem i ‘’mrówkami’’ w stopach. Las śpiewa wiosennie, choć jeszcze nie pełnią. Przyleciały już pokrzewki, pierwiosnki, i pierwsze piecuszki. ‘’Dopadają mnie’’ wnet pytania. ‘’A to co – kto teraz się odzywa’’? Znam ich głosy, zawołania i śpiewy. Mogę przekazać tą wiedzę dalej. I każdy z dębów jakże jest inny…



Pod zrośniętą trójcą czeka już na nas kolejna porcja MOCY. Młodzi dębowie są otwarci i ciekawi człowieka. Dowcipkują i wspierają, pomrukują i cieszą się wiosną. W nas trudne tematy. Odnośnie tego co na świecie. Nakręcamy się w dyskusji tak, że u obu pojawia strach i spięcie. No i po co to robić? Ale łatwo nie jest… Nawet tutaj napotkać można ślady wycinek, na polach opryski lub szalejące quady. Jak odnaleźć w sobie spokój? Dęby szumią. Przysłuchiwały się rozmowie. Mam z nimi podobnie jak z Krzesimirem. Próbują coś wtrącać, dopowiedzieć, ale jeszcze nie potrafię rozróżnić. Odkryłem to miejsce dopiero niedawno i byłem ledwo 2 razy. Odczytujemy ich słowa, ofiarowane mi w wierszu raptem tydzień temu.

Tu się na moment zatrzymaj
Oddech weź głęboki
Niczego już w sobie nie trzymaj
Zobacz świat szeroki

Razem w sile, jedno ciało
W głąb korzenie, poplątało

Dęby progi wieków niosą
Ranek wita rześką rosą

A my z nim, porozmawiamy 
Dojrzewają w pniach już plany

Tu przyszedłeś, czego szukasz
W kniei wzrasta, Twa nauka

Życie sławisz, to upadasz
Dębów oto jest porada:

Sukces, siła, co podziwiasz
Do nich wiedzie, linia krzywa
Pełna niespodzianek losu
Tworzy ona się z chaosu
Cały klucz, to sztormy przetrwać
Nie zapomnieć swego sedna
A prostota drzewo wiedzie
Spocznij wreszcie, nasz sąsiedzie
Teraz pobądź, w ciszy z nami
Pnie obejmij, ramionami
Zostań tak jak długo zechcesz
Świat się toczy, słowem, gestem 

Mmmmmm, bhhhhhhhh

Słońce świeci, już południe
Zobacz wokół jak jest cudnie
Żółtej złoci, się dobroci
Sarny z pola idą psocić
Ziemia sypie klejnotami
Wyczuwamy je, pod nami
Barwią nicość, kolorami
Dojrzewają pąki w sokach
Droga, prosta i szeroka
Aby światłem się nasycić
Możesz tego też pochwycić
Słyszysz ciche, cyt – stukanie
To gałęzi jest wołanie

Buhhhhh, jak dobrze wiosną

Pokłoń od nas też się sosnom
Pozdrów orła, co na niebie
Też spogląda tam na Ciebie
Czas się zbliża pożegnania,
W słowach zapisz swe starania
I do drzew zaglądaj częściej
Znaleźć Ci pomogą miejsce
Pieśnią z nami Ty rozmawiasz
Nią najlepiej, się uzdrawiasz
Teraz idz już, słońce woła


W drodze powrotnej zbliżamy się jeszcze do Dęba Wojciecha, opiekuna na słonecznej miedzy, enklawie. Jest okazja aby porozmawiać o tym, dlaczego takie miejsca są cenne dla okolicznych upraw i jak pomagają nam zwiększyć plony oraz zachować bioróżnorodność. Podchodząc pod okrąg jego korony, można już wyczuć całym ciałem wibrujące ciepło. Chwilę stoję napawam się dotykiem aury drzewa.

– Ale on jest przyjemny i przyjacielski! Woła Julia, stojąca kawałek za mną. Też to odczuwa.

– Czułaś taki kiedyś, kiedykolwiek? – pytam.

I słyszę, że to pierwszy raz. I jak tu nie być szczęśliwym na wędrówce? Kiedy dzieją się takie rzeczy, wiem że Dusza pracuje ‘’za mnie i za siebie’’, coś w drugim otwiera, włącza, scala, zaplata. Wymieniają się informacje, wprost z pola duszy i doświadczeń jakie ona zebrała. I zwykle już po warsztacie jakiś czas dostaję od gości wiadomości – że nagle zaczęli zauważać i słyszeć Drzewa, odbierać ich sygnały, odczytywać wskazówki samodzielnie. Wrócili do początków leśnego czucia… Pod Wojciechem niejako ogrzewamy się, Julia choć wcześniej podskakiwała z zimna, teraz jest spokojna. Dąb trzyma nas w swojej energetycznej bańce i choć wiatr wieje, jakby zupełnie nas pomijał. I pod nim czytam jego własne, podane mi w wierszu. Wędrówki stały się poetyckie. Każde z Drzew to stacja z osobnym przesłaniem, dawnym lub nowym. I zawsze wzbudza wzruszenia, bo czytając wiesz że te słowa są najprawdziwsze dla tej przestrzeni i dla nas. Dąb macha pocieszycielsko gałązkami, a gdy zaczynam czytać odpowiada dziarskim poszumem zrywów zeszłorocznego listowia.

Imię moje znasz już dobrze,
Mogę Cię obdarzyć szczodrze,

Kamień, ptak, i zwierz co kroczy
Niech ucieszą Twoje oczy

Siądz pode mną, jeszcze zostań
Oczy zamknij, sięgnij doznań
 

Dzikość mieszka także tutaj,
Znajdzie ten, kto dobrze szuka

Cisza lubi z liściem tańczyć
I w kolorze, pomarańczy

Poubiera suknie złote,
Tańczy ten kto ma ochotę

Słońce każdy dzień tu budzi,
Jedni wolą szukać, trudzić

Inni biorą co świat daje,
Ci z uśmiechem pozostają

Śnij, pokażę Ci marzenia
Od nas wszystkich, pozdrowienia

Miedzą pas przez Ciebie zwany,
Na nim dzieją cuda, zmiany
 
Chodz, pokażę Ci zmagania
Deszcze, mrozy, chęć przetrwania

Patrz, pokażę Ci radości 
Lęgi, gody, gniazda, kości

Spójrz, ukażę Tobie życie
Jamy, nory, dziuple – skrycie

Już rozumiesz, że to wszystko
Tworzy jedno serc ognisko

Śpij, zabiorę Cię do domu
Do mych przodków, Dębów – Gromów

Tam gdzie świat w konarach zasnął
Tworzą drzewa przyszłość własną

Leż, przytulę Cię do rdzenia
Troski zostaw, i zmartwienia

Śpiewaj w głos, gdy pieśń przychodzi
O to przecież, w życiu chodzi

Mów, bo słowo dobro sprawia
Karmi, tworzy, i uzdrawia

Myśl, z kolorem i jasnością
Niechaj dzieje się z radością 

Słysz, bo cisza – nie istnieje
Tutaj zawsze, coś się dzieje

Czuj, i nie bój odczuwania
Oto słowo, duch przesłania

Pokrzepieni dębową siłą i warzywną zupą ruszamy do szpaleru świetlistych brzóz. Dostaję mnóstwo pytań – ‘’ A świerki, a jodły, a buki, sosny, modrzewie? ‘’ Jaką mają energię, misję, właściwości? – Czym jest dendroterapia? Dla Ciebie… Jedno z pytań, jakim zostaję zagięty i z początku trochę plączę się w odpowiedziach. No bo właściwie czym? Według jednej z wielu definicji, to sztuka słuchania drzew, połączona z pracą z energiami w dążeniu do osiągania wewnętrznej harmonii, osobistej mocy, poczucia spełnienia, sprawczości, szlifowanie wrażliwości i wzrastanie w szacunku do…

Słuchaj, ta cała dendroterapia trochę Cię ‘’przeora’’, mówię. Bo możesz oczywiście chodzić do Drzew, witać się z nimi, prosić o energię i wsparcie. Zwykle go udzielą, i tak robi większość ludzi. A możesz też… pozwolić im wejść głębiej. Drzewa wydobędą z Ciebie najgorsze koszmary, abyś ujrzała je, przytuliła, lub pożegnała. Doskonale widzą / czują nasze emocje, stany, a podświadomości zapisy czytają jak książkę. Będą to nie tylko miłe chwile i wzloty. Będzie też ból, rozpacz i bezsilność, choć w przewadze chwil radosnych i wzniosłych. Moja przyjazn z Krzesimirem zaczęła się od…depresji po rozstaniu. Z tego mnie wyciągnął. W ciągu krótkich dwóch lat, niemal całkowicie ‘’przebudował’’ moją osobowość wzmacniając cechy pozytywne, i trudności zażegnać pomagając. Ostatnio się dziwiłem gdy pod brzozami ogarniał mnie głęboki smutek. A one tylko wydobywały to ze mnie, co sam chciałem zagłuszyć widzianym pięknem i wyprawami. Idziesz do lasu po ukojenie i zapomnienie, a one pokazują więcej jeszcze. Bo w nim, większe połączenie masz z sobą.



Po dębach, rześkie i lekkie brzozy są dobrym uzupełnieniem na koniec dnia. Ahh, gdybyż móc być jak one i robić na co dzień wszystko co przekazują… Byłby człowiek zdrowszy. Zwykle brzozy proszą i zachęcaja do tańca i ruchu ale przecież nie zrobisz tego, bo ktoś wyjdzie, zobaczy, i cóż… Ja tak jeszcze mam. Słońce zmierza już do pomarańczowego zachodu i zamierzam zabrać jeszcze gościa na spacer po zalanym olsie, aby posłuchać prawdziwego bogactwa ptaków i niedługie czuwanie w ambonie, do wschodu księżyca. Z brzozami, po odczytaniu kolejnego wiersza i koncercie drumowym, powoli się żegnamy. ‘’Tam dziś nie idzcie’’ rzuca mi chyba jedna z nich, a ja zasypuję myśl wątpliwościami – niby jak to, dlaczego nie iść do olsu? Coś mi się przywidziało, głowa sabotuje…

Wyjaśnia się kilkadziesiąt kroków dalej. Na wprost nas – Ols, z dróżką pośrodku. Cudownie tam zwłaszcza podczas wczesnowiosennych zachodów słońca. Wnet ręką daję cichy znak stop, bo oto zauważam daleko w głębi – idą jelenie! Kilka. Przechodzą przez drogę, zmierzając ku żerowiskom. Wcześnie coś wyszły. Nie spodziewałem się. W lornetkach podziwiamy, i widać że zwierzęta są spokojne, choć rozglądają się. Dlatego brzoza powiedziała: Nie idzcie już tam! A ja nie posłuchałem. Na szczęście udało się je zobaczyć zanim spłoszyliśmy. Człowiek już tak ma. Ciągle mało mu wrażeń. Mówię do Julii, no to już tam nie pójdziemy. Skoro jelenie wyszły, to jest ich świat, one tam mają pierwszeństwo. I tak czekają cały dzień aż się uspokoi, żeby wędrować. Człowieka już wszędzie za dużo. Drogę do obu ambon oddzielają nam sarny, więc i tam się nie dostaniemy. Mam takie zasady, które stosuję kiedy tylko się da – w świecie zwierząt, one mają pierwszeństwo. Czyli nie idę na wprost, jeśli zawczasu któreś z nich zauważyłem i nie zostały spłoszone. Czekam aż się same oddalą lub omijam. Oczywiście nie wszystkie sytuacje w terenie da się przewidzieć. Ale staram się, wiedząc z iloma bodzcami muszą się zmagać. Tak abym ja był szczęśliwy, a one beztroskie. Julia mówi, że to dla niej ważna lekcja. Cieszę się, że mogłem to przekazać. Mało już ludzi, postępuje w ten sposób. Kto by zmieniał trasę marszu z powodu ‘’jakiejś tam sarny’’? A ja tak robię.

Dzień kończymy idąc przez rzęsiście oświetlony księżycem las, którym zmierzamy nad jezioro. Jest magicznie i nastrojowo. Ciemne, ponure, szare kontury poprzewracanych pni i kłód jawią się jako osobne bramy – królestwa elfów, skrzatów i driad. Zasiadamy na opuszczonym pomostku, w samym środku lasu, na brzegu jeziora. Czarownie. Woda polśniewa gładko. Jej tafle co i raz muskają śmigłe nietoperze. Gdzieś na drugim brzegu, płonie wielkie ognisko. Widzieliście kiedyś kaczki płynące w chłodną noc, po tafli gładkiej jak najdoskonalszy szlif? Te mijają nas przemijając tuż obok. Wychodzą na wyspy z połamanych szuwarów i tam oddają się…szelestom. Kątem oka widzę jak drapią się i pielęgnują upierzenie. Powodują ledwie słyszalny szmer. Jestem szczęśliwy, że okazały nam tyle zaufania.

Gdy już siedzimy w samochodzie, gram jeszcze na kalimbie. Koncert był obiecany, ale trudno operować sprawnie palcami na takim zimnie, dotykając lodowatych blaszek. Zwłaszcza jeśli co jakiś czas zaczepia cię reumatyzm. W którejś z chwil do okna auta podlatuje na mgnienie sowa! Błysk białego podskrzydla pozwala mi podejrzewać Płomykówkę. Dla Julii – pierwszy taki widok w życiu. Wspaniałe pożegnanie od kniei, jakie przydarza się co jakiś czas, kiedy wspomnę niektóre opowieści, często na ostatku podlatują sowy – jak pieczęć ducha lasu, w nagrodę żeśmy ośmielili się poznać cząstkę jego ciemności.

🌺 Dziękuję dziś Julii za wędrowne towarzystwo i owocny, rozwijający czas pod Drzewami Mocy na zajęciach dendroterapii ❤ Kolejne wyprawy ruszają już w maju z planami na całe lato, także jeśli ktoś ma ochotę na warsztat dołączyć, miejsca wolne są.  Podczas zajęć popracujemy z energiami drzew, a ja przekażę Ci teoretyczne wieści na temat stosowania dendroterapii oraz swoje osobiste doświadczenia. Na spotkaniu pogłębisz swoją wrażliwość, zdolności odczuwania, słuchania intuicji, a także nauczysz samodzielnie rozmawiać z drzewami, aby ich wskazówki stosować w życiu osobistym. Dla gości z daleka jest możliwość noclegu, pokoje z łazienkami, parking, oraz w pełni wyposażone kuchenki. Szczegółowy program warsztatów znajdziesz klikając tutaj:

https://szeptykniei.wordpress.com/2019/01/14/przytulanie-drzew-podroz-do-zrodla-istnienia/

A podziękowanie dotarło smsem 🙂





Czy już zapomnieliśmy po co nam zadrzewienia śródpolne?

To była malownicza, gęsta, piękna i zarośnięta kępa polna. Pełna ptaków i niespodzianek. Spały tutaj zwierzęta. Zwykle zbliżałem się bardzo powoli po sypkiej ziemi i siadałem pod Dębem – ”Mistrzem”, zaraz na skraju kępy. Gęste zarośla powodowały, że ja mogłem wygrzewać się spokojnie w słońcu, a sarny spać. O zmierzchu z jamy wchodził zaspany borsuk…

Idziemy polem. Cieszę się bardzo, bo miejsce to wołało mnie od paru dni. Nad nami śpiewają skowronki. W miarę jak zbliżamy się do kępy ogarnia mnie ‘’nieswój’’ niepokój. Bo powoli nie poznaję tego miejsca. Co tu się stało? Brak krzewów. Przejrzyście na przestrzał. Wszystko wybebeszone, zduszone, rozjechane. W miejscu gdzie było trochę wody – goła ziemia. Duże drzewa oszczędzono, ale wszystkie rośliny krzewiaste dosłownie wydarto stąd, traktorami. Po co, dlaczego? Komu przeszkadzały gnieżdżące się ptaki i śpiące tu sarny? Gdy po raz pierwszy zwróciłem uwagę na to miejsce, przyciągnęły mnie sarny wychodzące stąd z wieczora. Pomyślałem: ‘’Skoro sarny zachowują się tak swojsko, musi być tam ładnie’’. I było. Pamiętam jak kluczyłem tajemniczymi ścieżkami przez zarośla, aby dobrnąć do drzew, których rozłożyste korony prześwitywały ponad. Jak było magicznie, pełno legowisk, tajenek, gniazd, sekretów. Teraz goły, ponury plac. Głowa pełna gorączkowych pytań – A rodzina borsuków? Mieszkały tutaj. Możliwe, że tkwiły jeszcze w zimowym śnie, gdy wdarły się tutaj traktory. Co będzie ze słowikami, krukami? I jasnym stało się, dlaczego ostoja Mistrza wzywała żeby się do niej udać. Drzewa wołały pomocy… Nie zdążyliśmy. Na jednym z ocalałych drzew, kołysze się duże gniazdo. Tej wiosny nikt się w nim nie zagnieździ. O człowieku. Jakbyś się czuł, gdyby ktoś wpadł do twojego domu, porąbał meble, wywalił sprzęty, zerwał podłogę do betonu i sobie poszedł?





Atmosfera jakże inna od lasu w którym byliśmy wcześniej. Tam drzewa nas zaczepiały i wołały zewsząd. Tutaj jakby się ‘’zamroziły’’, zahibernowały w emocjach. Nie potrafię odczuć niczego od nich. Żadne nawet nie robi wiosennego cytt – cytt. Jest ponurość i groza, jej wspomnienie. Wyobrażam sobie jak musiały się bać – nie wiedziały czy i one nie zostaną wycięte. Ludzie przycięli niektórym trochę gałęzi. Zupełnie bez sensu – komu przeszkadzają tutaj konary? Drzewa nie chcą z nikim rozmawiać. Jedynie Mistrz – tutejszy stróż. Wokół niego zostawiono trochę trawy i krzewów. On nas powitał, zaszeleścił. Ta zarośnięta połać wokół niego, dużo mówi. Jakby ochronił swój kawałek. Zapytani dewastatorzy pewnie nie potrafiliby odpowiedzieć, dlaczego oszczędzili akurat ten fragment. Przecież nie z uwagi na norę borsuczą. Próbujemy zrozumieć. O co chodzi? Dlaczego? Komu się chce, przywlec tutaj, daleko w pole, wjechać traktorami i dokonać takiego zniszczenia? Przecież kępa polna to ma być bioróżnorodność, ochrona upraw dzięki ptakom i owadom? Tak mnie uczono. A może chodziło o te trochę drewna? Sam ‘’przejrzysty’’ wygląd? Bo teraz faktycznie przypomina to ”wypielęgnowany” park. Pozbawienie większych zwierząt osłony / miejsca na nocleg, żeby nie robiły szkód w uprawach? Ale przecież sarna nie robi zwykle jakichś większych szkód. Przeciwnie, wiosną to żywa kosiarka na chwasty. Obserwowałem nieraz godzinami przez lornetkę jak żerujące sarny wyjadały lebiodę z zasiewu kukurydzy i inne rośliny ”samosiejki”. Taka kępa jest już bezużyteczna dla zwierzaków jako kryjówka. Zatrzymają się może tutaj na chwilę wędrując przez pola, ale już nie zostaną na nocleg, gdyby zaskoczył je ranek. Jaki cel przyświecał niszczycielom? Co przygnało ich tutaj… Te krzewy nie przeszkadzały niczemu, a zwiększały wartość ochronną dla pól, poprzez gnieżdżące się w podszycie małe ptaki. Trzymały wilgoć. Zmniejszały parowanie wody. Chroniły przed erozją wietrzną. Po to je zakładano, tworzono. Ludzie zdaje się, zapomnieli już po co są. Ot jakieś krzaki w środku pola, ciekawe na co to komu? Oh jak trudno będzie tu teraz, nawet tym dużym drzewom.

A jak to miejsce wyglądało jeszcze parę miesięcy wcześniej? Kilka zdjęć mi się zachowało, i gdybym wiedział jak szybko staną się one archiwalne, zaglądałbym tam częściej. Był mech porastający rozpadające się drzewa zielonym futerkiem, były grzyby i porosty. Kępa zdążyła się zestarzeć i zdziczeć, a jej wnętrze przypominać zaczęło sędziwy, pełen tajemnic las. Zerknijcie.




Plątaniny zarośli i roślinność zielna nie tylko spowalniały parowanie i zatrzymywały więcej wilgoci dla pól. Drzewa dały popis wygibasów i bogactwa form.
,



A drzewa wyginały się, płożyły i żyły w tym chaosie – bo dane im było pokazać co potrafią.


W wygrzebanych przez dziki zagłębieniach zbierała się woda. Zwierzęta mogły liczyć na wodopój i kąpiel.


Przywędrowały też zarodniki rzadszych grzybów – trzęsak pomarańczowożółty.

Dziękuję za Twoją wizytę w Krainie Szeptów. Ten blog istnieje nie tylko dzięki mojej pracy, ale szczególnie przez pomoc zaangażowanych w jego ducha, Czytelników. Razem tworzymy wspaniałe projekty, i zmieniamy świat na ”na leśne”. Możesz wesprzeć moje wędrówki, opowiadania, realizację bieżących celów na kilka sposobów. Dzięki temu będę mógł sprawniej prowadzić blog, a wpisy pojawią się częściej. Jak to zrobić?

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 
z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

Paypall: czeremcha27@wp.pl – jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne wyprawy.

Z serca dziękuję, za każdy dar, który pozwala mi tworzyć więcej, docierać dalej, i działać szerzej ❤





Prawdopodobnie to najpiękniejsze sędziwe czereśnie, jakie w życiu widziałeś. I rosną w lesie.

Wyobrazcie sobie drzewa owocowe, tak stare, sędziwe i wielkie, że aż rozpadają się pod własnym ciężarem. Które pochyla do ziemi, dźwigany w konarach, balast przetrwanych lat. Toczone przez grzyby, owady, całe w kolorowych porostach i kępach brodatych zawiesin. Ich kora już łuszczy się i odpada płatami, odsłaniając bielizny zamarłych gałęzi. Porośnięte grubym kożuchem mchu, wyglądają jak z wyjęte z baśni, wprost z serca zaginionego Fangornu, z opowieści Tolkiena… W wielu miejscach kora jest poprzerastana sękami, tworząc mozaikowe grubizny, nijak nie przypominające pierwowzoru, co powoduje że stojąc obok pewnym nie jesteś, czy to Ptasia Czereśnia, a może nietypowy grab zrośnięty z dębem? I mimo pozornej martwoty, wrażenia zatrzymania w innej epoce, one wciąż żyją! Z jakim zdumieniem obserwowałem jeszcze pojedyncze kępki kwiatów, śnieżące się czystym światłem, w zapadniętej koronie. I rosną w lesie! Jak się tu dostały, co niosą we wspomnieniach, kto je tu zasadził, o czym chciałyby opowiedzieć? Ciekawe jak smakują ich owoce? Czy tchną słodyczą pokoleń wszystkich zdziczałych trześni? Pytania, zagadki, zachwyty… Natchnienia. Jeśli maleńkie wróżki istniały kiedykolwiek, to z pewnością kryją się w takich miejscach.



Księżniczki, królowe, leciwe damy! Przedstawiam Wam oto najpiękniejsze dzikie czereśnie, jakie udało mi się w życiu spotkać. Drzewa rosną tu w kręgach – to jakaś dawne spotkanie czereśniowych sióstr, zaklęte tu zda się na wieki. Według dawnych wierzeń, to Drzewa Kobiet – dojrzałych, silnych i dostojnych, jak i takich które dopiero wkraczają na ścieżkę odzyskiwania swej mocy. Pomagają wydobyć pewność siebie i uwierzyć we własne piękno. Nauczają samoakceptacji, wspierają też kobiece cykle. Wmieszane w ‘’towarzystwo leśne’’ wkomponowane wyglądają jakby zmaterializowały się z innego wymiaru, choć nadal w harmonii z otoczeniem. Zjawisko. Bo ich czas właśnie przemija… Mam szczęście, że spotkałem je właśnie teraz. Jest tu przynajmniej kilkanaście, co krok odkrywam kolejne, osadzone w fantazyjnych formach murszu ze zgnilizną i przerostami, mimo to, wciąż żywe. Jedna z nich jest prawie tak wielka jak Dąb Krzesimir z podobnie rozbudowaną koroną. Gdyby nie buczący rój trzmieli i pszczół ponad głową, przechodząc wziąłbym ją za Wiąza. Tak bardzo jest strzelista. Co tylko pokazuje, jak wspaniale Drzewa Owocowe mogą się rozwinąć, jeśli tylko nie przeszkadzać im podcinaniem. Żyć i owocować do wieku sędziwego, a nie rozpadać w formie garbatego karła zmaltretowanego ogrodowymi ‘’pielęgnacjami’’, po trzydziestce. Z ich energią nie było mi jeszcze dane się spotkać, dzień już zmierzał ku końcowi, a miejsce dla mnie nowe, nie chciałem się tam zaplątać po zmroku. Tajemnicy i nieco grozy dodają ciągnące się tam tunele, podziemia, wyloty, schrony, magazyny, hale i garaże, zatopione wśród drzew, przykryte wałami i zarośniętymi hałdami, z zewnątrz w ogóle nie widoczne. Temat na inny wpis.



Nie wiem ile mogą mieć lat, ale Czereśnia Ptasia (trześnia) dożywa zwykle około setki. One są pomnikami piękna drzew. Przypominają o godziwej, dostojnej i spokojnej starości, w której wymiarze czas biegnie powolutku, dni sączą się leniwie, a w zmętniałym oku tli się jeszcze iskra życia i ciekawość nowej przygody. Rzewne wspomnienia wszystkich lat dostatku, upałów, burz, tęgich mrozów i kopnych śniegów, skrobań zgłodniałych zwierząt i zajęczych podgryzach… Przetrwały to wszystko. Nie pryskane, nie dotknięte, zadbane przez ptaki i roje przyjaznych owadów z głębin leśnych. Teraz pogrążają się w niscości wieków, skąd wyrosły. Gdy spotkałem w tym niewielkim przecież lasku chmarę wypoczywających jeleni, poczułem się jak w boskim raju, z którego Stwórca wygnać miał Adama i Ewę.

Chciałoby się zatrzymać ten moment, i jeśli człowiek się nie wtrąci, magia czereśniowej przemiany potrwa tu jeszcze z 10 -20 lat. Czas u drzew płynie inaczej. Jakoś tak bardziej…sprawiedliwie…Na wszystko go starcza. Właśnie zostawieniem ich w spokoju, hołd można oddać leśnym karmicielkom zgromadzeń ptasich i mysich swawoli. Oczami wyobrazni widzę na omszonym konarze zwinną orzesznicę, popielicę lub koszatkę, które miękkością swych puszystości zamieszkują pokoleniami wśród czereśniowych dam równie długo, co same drzewa. Będę musiał zasiąść tam któregoś wieczora i podpatrzeć czy rzeczywiście tak jest. Czysta magia, obleczona w korę, mech, płaty i próchno, zasilana brzęczącą muzyką poburkujących w koronach, dzikich zapylaczy…



Zapraszam również na odkrywcze warsztaty przyrodnicze i zajęcia dendroterapii, będzie okazja odwiedzić także Czereśniowe Damy. O drzewach nie tylko piszę, z jeszcze większą radością opowiadam o nich osobiście. Wędrówki są lekkie, przyjemne, dostosowane zawsze pod kondycję i wiek uczestnika. Dla gości z daleka istnieje możliwość noclegu w komfortowych warunkach, zamówienia posiłków, a kwatera wyposażona jest w pełen aneks kuchenny. Szczegółowe informacje na temat wypraw znajdziesz tutaj:

https://szeptykniei.wordpress.com/2019/01/14/przytulanie-drzew-podroz-do-zrodla-istnienia/

Ten blog istnieje nie tylko dzięki mojej pracy, ale szczególnie przez pomoc zaangażowanych w jego ducha, Czytelników. Razem tworzymy wspaniałe projekty, i zmieniamy świat na ”na leśne”. Możesz wesprzeć moje wędrówki, opowiadania, realizację bieżących celów na kilka sposobów. Dzięki temu będę mógł sprawniej prowadzić blog, a wpisy pojawią się częściej. Jak to zrobić?

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

Paypall: czeremcha27@wp.pl – jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne wyprawy.

Z serca dziękuję, za każdy dar, który pozwala mi tworzyć więcej, docierać dalej, i działać szerzej. Dziękuję Ci ❤







Grobla w strugach deszczu. Projekt leśnej fundacji

Pada i wieje, a my – wędrujemy! Dziś odwiedziła mnie Doktor Z Karolina Julia, z ZIOŁOWEGO RAJU, która gościła już u mnie raz na Warsztatach Dendroterapii i nocnej, Księżycowej Wędrówce. Zajęcia widać tak się podobają, że mi goście wracają 🙃 Dzień upływa pod znakiem szarych chmur i przelotnych deszczów. Pogodowe zmiany płyną wartko jak nasze tematy wędrowne, i to nie bagatela – rozmawiamy poważnie nad założeniem fundacji. Nazwą sobie strzelam, ale w skrócie miałaby ona się zajmować szeroko pojętą edukacją przyrodniczą, wędrówkami, terapiami skojarzonymi z naturą, relaksem oraz promocją leśnej literatury i sztuki, w rękodziele, pieśniach, obrazach. Połączyć siły i dać siebie światu… Wzrastać w talentach. Wiele już ustalone.



Mimo sążnistej niepogody, ruszamy na stawy i groblę. Niedawno wystosowałem takie zaproszenie, że dla chętnych są to wyprawy darmowe. Bo bardzo pokochałem to miejsce. Głód świeżego powietrza aż ściska po pół dniu debaty. Mam dreszcze ekscytacji. Jak też wyglądać będzie ta kraina w takiej burej i szarej aurze, a co zobaczymy z ptaków? Zabieramy lekkie lornetki o powiększeniu 6,5 i 7x. Do zachwytów wystarczą. Dorodna wierzba trzeszczy na wichrze jak stara szafa. Drzewa dmą potęgą. Uwielbiam je tu obserwować, bo widać że nad stawami żyją sobie w spokoju od pokoleń i nikt ich nie gnębi. Przyjemnie spojrzeć, nasycić się widokiem rozłożystych konarów, posłuchać przepływającej wiatrem muzyki. Tafla wody przypomina dziś bardziej rozdygotane morze, niż spokojny, gładki zazwyczaj staw. Szybujące mewy siłują się z żywiołem. Dziś nie trzeba zachowywać ciszy. Porywisty szum świata zagłusza wszystko. Mimo to, łyski skryte w szuwarach muszą nas słyszeć. Co jakiś czas z boku dobiegają ich podniecone odgłosy.

Za groblą przysiadły siwe czaple. Podlatują z szuwarów niczym pterodaktyle i oddalają się łopocząc. Prawie nie ma dziś gęsi. Dziwna cisza, kiedy jeszcze przedwczoraj zalegały ich tu setki. Mała psinka, mieszanka papillona ‘’Niunia’’ drepta wytrwale i wciąż koło nas. Momentami dopomina się żeby ją nieść. Rozkołysane fale dobijają z przybojem aż w brzeg. Kołyszą wierzchołkami trzcinowych chorągiewek. A może to wiatr? Na polach poniewierają się stada wron, wymieszane ze srebrzysto / białymi sylwetkami mew.

Po grobli idziemy jakoś dużo wolniej. I nie wiem czemu. Za moment wiem. Prowadzi intuicja. Bystry, oćwiczony wzrok wyłapuje ‘’inności’’ z daleka. Pamiętam tylko że chwytam Karolinę za ramię aby przystanąć, bo oto z trzcin wytoczył się średni dzik, i nie wygląda jakby wiedział o naszej obecności. Dynda sobie beztrosko prosto na nas, a ja wiem że właśnie dostajemy od lasu szczęście. Szeptem wyjaśniam; Że taka pogoda jak dziś dobra jest do podchodu zwierząt, bo są one przez wiatr ogłuszone, że czekamy jak blisko podejdzie dzik, aby pozwolić sobie to przeżyć. Karolina się nie boi. Mocno tylko trzyma pieska, bo malec już by się rzucał. Jest jeszcze zupełnie widno, a zwierz maszeruje w pełnej krasie. To tylko pokazuje, jak bardzo swobodnie dziki czują się tutaj. Będzie co obserwować letnimi wieczorami. Dzik ‘’na szczęście’’ w którymś momencie zbacza w trzciny tak jak prowadzi ścieżka i nie rozpoznaje nas. Czekamy aż się oddali. Kilkanaście kroków dalej napotykamy kolejnego dzika. Ten jest czarny i umyka od razu. Niemal go przegapiliśmy. Niebo przecina zbłąkana nurogęś i rozproszone klucze żurawi.

A potem rozpętuje się piekło…

Z początku niepozornie, deszcz zacina i przybiera na sile. Kilkadziesiąt łysek na kołyszącej fali, scala się w spójną grupę. Nigdy nie widziałem tylu na raz… Chmury gęstnieją. Zachodzi szary pomrok. I tylko deszcz, deszcz, na przemian z potęgą chłosty wiatru. Smaga nas. Pochyla do ziemi, chwieje. Nie jesteśmy w stanie się usłyszeć. Taki sztorm. Drzewa wyją, jakimś zagubieniem i grozą. Może boją się złamania?
Pamiętam, że Karolina przyspieszyła kroku i wyprzedziła mnie kiedy się nasiliło. Ja nie potrafiłbym już takim tempem. Chyba. Stawy są rozległe, do auta mamy dwa kilometry, niby niedużo, ale nie w takiej ulewie. Idziemy z mozołem. Brniemy. Wiatr zionie z mocą, jakby chciał zagłuszyć każdy dzwięk stworzony kiedykolwiek przez człowieka. Ja nawet zwalniam, bo poniekąd jest mi przyjemnie. Ubrałem się dobrze, nowa myśliwska kurtka i wysłużone, choć sprawdzone 12 letnie, połatane spodnie, spisują się świetnie. Jest mi ciepło. Uwielbiam taki żywioł. W jakiś niejasny sposób ładuje mnie on i zasila wewnętrznie. Przypominają mi się wnet czasy dzieciństwa, kiedy rześko i z ochotą celowo wybierałem właśnie taką pogodę do włóczęg, chodząc wtedy ze starą radziecką lornetką po polach, wypatrując gawronów, mew i siewek na przelotach. Wszystko to staje mi przed oczami. Ostatnio na daleki marsz w takiej aurze pozwoliłem sobie jesienią 2019 roku. A bardzo lubię. Dostrzegam zalety takiej pogody. Brak innych spacerowiczów i ‘’otumanione’’ zwierzęta, które można wtedy łatwo obserwować. Szybko robi się ciemno i mroczno. Wnet tracę moją towarzyszkę z oczu, ale w spokoju wiem że mknie swoim tempem, starając się osłonić psa. Ja wlokę się, delektując bębnieniem kropel zacinających w kaptur i rozhulaną swawolą stawu. Moc drzew powinno się chyba mierzyć decybelem szumu wydobywanego na takim wietrze. Orgia słuchu. Z pól podrywają się stada gęsi, to właśnie tam siedziały skulone w ciszy, przeczekując. Lądują na wodach stawu, i zbijają gęsto tworząc coś na kształt ruchomej wysepki. Ale to piękne! I wiem, że celowo tak wolno dreptam, bo wraz z nadlatującymi podmuchami porywistych ciosów, przyjmuję w siebie całe bogactwo słów. Opowieść toczy się i dojrzewa, kształtowana furią marcowej hulaszczy.

Gdy docieramy do auta, a jakże – padać właśnie przestaje. Od zachodu niebo przeciera się lazurem, i właśnie w takim kolorycie lśni ostatnim blaskiem przygasłego dnia. Koloryt przypomina niebiańskie, słoneczne zatoki na tropikalnych wyspach. Błękit turkusowego nieba gaśnie, i pogrąża się w falach rozdygotanego emocjami stawu. Ciekawe, jak on to przeżywa. Jak odczuwa pogodowy dygot. Woda… W niej zapisuje się wszystko. Długo przechowa raj tych widoków. Na pewno w naszych wspomnieniach. I niechaj jeszcze raz mi ktoś powie, że ‘’ale jest za zimno – brzydka pogoda’’. Całym sobą jestem wdzięczny, że mogłem dziś tutaj być.

🧝‍♀️ A Was Kochani zapraszamy też na Leśne Wyprawy i ‘’Kąpiele Świadomości’’, w Świątyni Intuicji, czyli kniei ❤ Karolina organizuje swoje dendro – wędrówki pod Warszawą, a jej specjalizacja to ziołolecznictwo, terapie naturalne, zdrowie, ciało człowieka. Jest też certyfikowanym uzdrowicielem REIKI.

🧙‍♂️ Do mnie pod Poznań ( z Warszawy też można 😉 ) zapraszam z kolei na wyprawy do moich DRZEW MOCY i kroki po ścieżkach intuicji / ducha, gdzie będę uczył swobodnego kontaktu z Drzewami według swojej praktyki, razem z wielowątkową edukacją przyrodniczą na szlaku 🐗

Sprawy zawierzyliśmy Wodzie. I to ona poprowadziła nas przez pełnię swojego żywiołu. Zwierciadło stawu odbiło marzenie do gwiazd, a krople deszczu zmyły słowa, wsączając i powierzając energię przyszłych zdarzeń, do Matki Ziemi. Wiatr zaś poniósł intencje ku wszystkim ludziom, którzy znajdą się p drodze, aby tym dziełom pomóc. Trzymajcie kciuki za projekt 🙂

Parkoty. Czas szarych zajęcy i wyprawa od świtu.

W dawnych czasach dojrzałym sygnałem wiosennego odrodzenia, były wszechobecne zające. Całe ich gromady uganiały się po polach, czyniąc gatunkową powinność ciągłości pokoleń. Starsi ludzie to pamiętają i przekazują w opowieściach, jak to magicznie wglądało, nie do uwierzenia. Obecnie zające odbudowują swoją liczebność i tzw parkoty można w wielu zakątkach znów obserwować. Zbierają się one w określonych miejscach i tam w szale uganiają za samicami, lub toczą potyczki i boksują ze sobą. Co się wyprawia wtedy, to trzeba zobaczyć! Po lisim misterium to właśnie zające ‘’przejmują pola’’ i cieszą energicznymi widokami oczy wędrowców. Cykle. Każdy gatunek znajduje swój właściwy moment.

Zając ani głupi, ani strachliwy nie jest. Jest po prostu – ostrożny. Woli wziąć sytuację ‘’na przeczekanie’’, a ucieczką salwować w ostateczności. Do ostatniej chwili będzie leżał płasko z położonymi uszami, starając się wtopić w ziemię, co zresztą bardzo dobrze mu wychodzi. Trzeba też widzieć, z jaką zawziętością potrafi bronić się przed niezdarnymi atakami myszołowa, po prostu skacząc z uderzeniem łap do podlatującego ptaka. Gdy widzę je oświetlone pełnią wschodu słońca, utytłane we wszechobecnej rosie po nocnym przymrozku, zastanawiam się jak ich delikatne futerka znoszą ten ziąb… Ale każda wyprawa, nawet dedykowana pod jakiś jeden gatunek, to nieokreślona przygoda. Na naszym szlaku pokażą się też sarny, bażanty, lisy, a jest i szansa na dzika lub jelenia wczesnym świtem.



PARKOTY tuż i dzieją się już. W tym roku bardzo mam pragnienie, abyście też mogli to Szare Święto pól zobaczyć, odetchnąć nim i poczuć. Zwłaszcza jak ktoś nie wie gdzie obserwować, lub kiedy. Znam miejsca gdzie zające podpatruję od lat, więc z lornetkami usadzimy się tak aby mieć widok, i zwierzakom w niczym nie przeszkadzać. Może nie wydaje się to tak ekscytujące jak głośne rykowisko jeleni, ale zapewniam że warto 🙂

Ale… Wyprawa od bladego świtu, to znaczy trzeba będzie ruszyć się przed wschodem słońca. Dacie radę? Wędrówka ma charakter edukacyjnego przyrodniczego warsztatu, podziękowanie wyniesie 150 zł od uczestnika. Będziemy obserwować też ptaki. Istnieje możliwość połączenia wędrówki z popołudniowymi zajęciami dendroterapii dla chętnych i wyprawą wieczorną ( pełen koszt). Najważniejsze pytania:

⏰ KIEDY? Wędrujemy i obserwujemy w w marcu i kwietniu. Zaczynamy wcześnie rano, lub wieczorem, jak wolisz.

❓ GDZIE? Rokietnica, wielkopolskie, k Poznania.

🧰 EKWIPUNEK: Zabierz garść cierpliwości, i brak oczekiwań. Przyroda to hojny, ale i nieprzewidywalny reżyser zdarzeń. Wygodne buty odporne na wilgoć, kałuże, błoto i rosę, ciepły i mało kolorowy ubiór, plecak, termos. Przydać się może własna lornetka i coś do miękkiego do siedzenia pod ‘’tył’’.

✅ KONTAKT I ZGŁOSZENIA: czeremcha27@wp.pl lub wiadomości na FB. Dla gości z daleka istnieje możliwość noclegu, pokoje są łazienkami, oraz zamówienia śniadania. Dla aut też parking jest. Namiary na kwaterę:

http://gosciniec-krzyszkowo.pl/

Zapraszam serdecznie w razie dodatkowych pytań i do zobaczenia w lesie!