Blaski wodnej zorzy. Nad bobrowym strumieniem

Są takie miejsca, w których woda nie zamarza nigdy. Daleko za tamą bobrową, gdzie strumień rozlewa włoskowate nici, kończąc swą podróż na zarastających torfiskach. Wieczór rumieni się ostatnim pozdrowieniem dnia. Struga podchwytuje echo różowych blasków, mieszając palety prawdziwych barw. Pędzlem jej ogon trzcinowy, a płótnem gładkie lustro torfowego stawu. Tu trawa żyje jeszcze zielenią, jakby niepewna co czynić powinna. Zwinne języki plusków liżą w pędzie resztki śniegowych dywanów, wracając im pierwotną ich postać.

Woda nie przemija. Tworzy tutaj od wieków. Karmi i poi życie. Jej dobrotliwa mowa, wywołuje z lasu wędrowców. Siadają nad jej brzegiem, i słuchają legend szemrzących opowieści. Jest w nich wszystko… Odległa pamięć minionych zim, i okowów wyżłobionych potęgą mrozów. Głowy i kopytka nad wodopojem. Ochłoda niesiona strudzonym. Ledwo widoczne popisy smukłych nartników. Podróże rybie, i żabie kąpiele. Podwodne zmagania kiełży. Pieśni trzcinniczków i pisklęce niedole. Czarne błota odmętów, po wizytach dziczych. Nurt zmarszczony przeprawą śmiałków. I prośby pokorne, by niczego tu więcej nie ruszać… Modli się woda ufnie. Przelewa gromady marzeń. Zanosi nadzieję do Źródła.

Nieopodal stado długoogonkowych wąsatek, zapada w szuwarach na nocleg. Leciwe wierzby na horyzoncie, spowija szara poćma zmierzchu. Drzewa odwiedzają krainę snu. Są opiekunkami tego miejsca. Z murszejącej dziupli wyglądają zaspane oczyska sowy pójdźki…

Szepty Kniei Praca na rzecz Matki Ziemi

✅ WSPARCIE codzienne:
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ POMOC jednorazowa:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ Książka:
https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

Listy z arktyki. Zima na polach

Jest coś magicznego… w tych zaśnieżonych bezkresach, pośród zagubionych połaci bielutkich pól. Coś nieziemskiego, w oszronionych drzewach przy szosie, przez które prześwitują czerwone promienie zachodzącego słońca. Coś tęskniącego, w suchych, szorstkich badylach wynurzających ostre grzebienie sponad puchatych zasp. Coś eterycznego… w chłodnawych mgiełkach po zmroku, z których budzą się duchy płatków śniegu. Złudnego…w milionach świetlików zalewających oczy, kiedy ponad tym wszystkim, zalśni srebrzysty księżyc. Maleńkie skrzaty iskrzą swoje błyszczydełka. Coś co nie pozwala siedzieć wtedy w domu z nogami przy grzejniku, z termoforem z a pazuchą i w ciepłych skarpetach. Co ‘’zmusza’’, aby jednak wyciągnąć z szafy lornetkę, przywdziać strój ‘’bałwana’’, nałożyć ze siedem warstw i powędrować polami.




Słońce wisi już nisko. Czerwieni się, jakby rumienił je mróz. ‘’Dusza fotografka’’ budzi się znów. Przykucamy, kładziemy, suniemy przez zaspy i łapiemy chwile. Jest artyzm i sztuka w tym przypadkowym ułożeniu patyków, refleksach światła, tysiącach drobnych szczegółów i małostek, które zadecydują o zdjęciu. Powoli się tego uczę. Wszystko to finalnie składa się na dzieło, tym cenniejsze, im bardziej ulotne i niepowtarzalne zaistniało i dostrzeżone zostało, przez zmysł fotografa.

Szosa szarzy się w przeplotach siwych pasm. Za nią słońce rozświetla swoje pożegnanie. Przenika nagie konary drzew. Zostawia złote chochliki dobra na badylach. Z troską zagląda do kokonów zimujących owadów. Refleksy stają się coraz bardziej chwiejne, nabierają koloru, kontrastu. Pole. Tu zrób krok, a podążysz w nieznane szlakiem zajęczej historii, co zapiski swoje zostawił na śniegu. Krótki marsz jego tropem pozwala się rozgrzać na tyle, aby jeszcze zajrzeć do drzew.




Pod brzozami przypływają obrazy. Odnawiam stare znajomości. Jedne z drzew nich są senne, inne gotowe na kontakt. Wspominam tutejsze przygody. Przytulam się. Widoki stają się wyraźniejsze. Te, za zamkniętymi oczami. Bezkresne połacie mglistej bieli, nierzeczywiste jak sen. Szaleje zamieć. Grupa ludzi w łachmanach, kożuchach i z psami, brnie z uporem przez to piekło. I wiem. To jedne z mych dawnych wcieleń. Od dawna podejrzewałem. Musiałem brać udział w jakiejś ekspedycji, wyprawie na biegun. Nie wróciłem… Ale i tam się zachwycałem. To wiele wyjaśnia. A potem widzę coś w rodzaju igloo i małych mieszkańców białych pustkowi, ubranych w brązowo – szare skóry, z puchatymi kołnierzami. Sanie zrobione z kości / żeber jakiegoś zwierzęcia, ciągnący tłum z dobytkiem. Są mi bliscy. To też jakiś okres mojego dawnego żywota. Netsilikowie. Nieznana nazwa kołacze w zakamarkach pamięci i uderza po trzykroć. Pokazuje się wiele szczegółów. Brązowo bure świece z jakiegoś łoju i rodzina siedząca wokół. Stare kobiety szyją ubrania ze skór, mierzący dzieci za pomocą jakichś łachmaniastych miarek. Ja się głowię. Jak oni byli w stanie tam przetrwać. Brzozy nie wyświetlają mi tych obrazów ‘’same z siebie’’. Po prostu, na ten moment stały się rodzajem anteny, i nastroiły odbiornik duszy.



Kiedy otwieram oczy, wokół panuje baśń. Przez brzozy prześwietla ostatnia czerwień echa słońca, a przez korony mizdrzy połówka dojrzewającego do pełni księżyca. Milkną odgłosy kruków. W oddali podążają chyłkie sylwetki ciemnych saren. Są trzy. Suną w bezgłosie, co jakiś czas przystając, badając kopytkami twardzinę zmarzniętej ziemi. Zwierzęta wyszły na żer. Tu się nie zatrzymują. Doskonale wiedzą gdzie iść. Tam dalej są oziminy, rzepak. Tam sytość. Tam siostry pod krzakiem bzu, już czekają razną grupą. Pierwotną siłą wspólnoty rozryły skute bryły podmarzlin i pancerz lodu. Spóźnione trojaczki zaraz dołączą. Uczta zaparuje oddechami zasilonego ciepła wygłodniałych trzewi.

Zmierzcha już. Czerwona godzina. Mróz tężeje i sprawdza gotowość do przeprawy. Osady i domostwa nikną spowite siwym pasmem mglistych kołtunów. Na wsie opadają zasłony. Te dwa światy, ludzki i zwierzęcy jakby oddzielały się od siebie. Nieziemsko. Tu na dole szaro i ‘’widok szwankuje’’, ponad lśni czyste srebro włóczebnego księżyca, pana chłodów i powiernika życzeń ludzkich.

– Niebo skrzy się – będzie mróz. Tak powiadali dawniej wędrowcy.

Uwielbiam być autorem takich zdjęć ❤
_________________________________________
_________________________________________

WAŻNE WIEŚCI:

PS. To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.



Zimowe królestwo zwierząt. Uwierz w dzika

Są takie zimowe dni, dobre, chłodnawe i puchate, przesycone nadzieją nadchodzącego ciepła. Znaleźć się wtedy w lesie, to widzieć scenerię jak baśni, pośród drzew poprószonych wspomnieniami minionych śnieżyc. Są puchate czapy śniegu na wśród mchów. Akurat zaczynała się odwilż. Wzorzyste dzieła mrozów, wreszcie rozpuściły, rozpłynęły kunszta swoich malowanek. Szło się lekko, choć z lekkim szuraniem, po miękkim, tajającym śniegu. Ziarnina dostawała się do spacerowych butów, powodując momentami nieprzyjemne, chłodne kłucie.

– ‘’Królestwo Zwierząt’’ 
– Wyszeptała miękko Ania, gdyśmy stanęli w obszernym kawałku Puszczy, pełnym prastarej mozaiki. Malownicze wzniesienia, pagórki, zbocza, wądoły i resztki zasychających bagien. Dziś oprowadzany jestem po Wielkopolskim Parku Narodowym. Zwinnie pomyka przede mną. Smukła sylwetka zręcznie lawiruje pomiędzy zwalonymi pniami i przeszkodami z zagradzających kłód / konarów. Na pamięć zna tutejsze ścieżki i zbytnio nie pilnuje kierunku. Pokazuje mi gdzie śpią sarny, a gdzie można latem zobaczyć kuny. Ptasie zakątki na jeziorze. O rety. Czuję się trochę jak na swojej wędrówce, kiedy to ja opowiadam gościom podobne rzeczy. Oddech pasji, miłość do Ziemi, wypływa z jej słów i strzela z iskier oczu. Ania zna tu każdy kamień, patyk i kępę mchu. Leśni ludzie już tak mają, że po prostu znają. Wędruje tu zwykle sama, i najczęściej boso.

Dziki zjawiły się niespodzianie. Po prostu, nagle zobaczyliśmy tęgie sylwetki przenikające pomiędzy pniami. Suną – jak wielkie, ruchome głazy – widma. Niewiele hałasu, na tak wielkie zwierzęta. To cała rodzina. Tęgi ród. Podziwiam jakie są okazałe. Dawno nie widziałem tak wielkich sztuk. Tu, w sercu Puszczy, mogły długo uchować się bezpiecznie. Daję znak ciszy. Teraz jakby to ja przejmuję dowodzenie wyprawą. Możemy mieć więcej bajecznych chwil, trzeba to tylko uważnie rozegrać. Najpierw należy postać chwilę w bezruchu. Zaczekamy aż same się oddalą, a może?

Maszerowaliśmy dość głośno. Nie da się inaczej po ziarnistym śniegu. Dziki zdają się nie wiedzieć o naszej obecności. Beztrosko buchtują, wywracając sterty pogmatwanych liści.

Nie mogę się nadziwić, jak tak duże zwierzęta znajdują pod ściółką odpowiednią ilość masy pokarmowej aby przetrwać. Tkwimy oczarowani. Wokół zaśnieżona knieja, przed nami sceny jak z pradawnych opowieści. Przed oczy przypływają mi wspomnienia. Z podchodów, tropienia i obserwacji. Rozmawiamy bezgłośnie. Dobra. Spróbujemy. Zdejmuję kurtkę. Chcę podejść je sam. Głupi pomysł. Podchodzimy kawałek, i kawałeczek. Do zmurszałego pniaka. Zwierzęta skryły się za wzniesieniem pagórka. Stajemy balansując na powalonej kłodzie, skąd widok jest świetny. Udaje się coś nagrać.

Rodzina. To sedno życia dzika. W spotkaniu z dzikimi zwierzętami, nic nie jest nigdy oczywiste. W którymś momencie zauważam, że one już doskonale wiedzą. Największy czujnie podnosi głowę w naszym kierunku. Potem inne. Ale nie odchodzą. Są gospodarzami u siebie, my gośćmi. Zachowana odległość jest kurtuazyjna, z szacunkiem dla obu stron. I dają się obserwować przez wiele, wiele minut. Łącznie pewnie z 15. Możemy wszystkiemu się przyjrzeć. Są 4 duże osobniki, kilka mniejszych. Jeden kuleje, powłócząc za resztą. Gromada czeka i dostosowuje tempo. Czujne zerknięcia na ukrytych ludzi – czatowników. Odgłosy rechotów. To naprawdę Cud, że możemy obserwować tak długo i blisko. Nad nami jakby unosił się opiekuńczy Duch Lasu. Okrzyki dzięciołów zwiastują nadchodzący zmrok. Szmery przeplatane pospiesznymi tąpaniami oddalają się. Zwierzęta znikają tak nagle, jak się pojawiły. Ich mocarne sylwetki, pochłaniają wnet gąszcza. Możemy ruszać dalej.

A potem Puszcza osnuła się mgłami. Otuliły świat zasłoną tajemnic. Plotły historie, skrywały sekrety, mamiły złudami. Budziły zjawy. W ich zamaszystej wilgoci tonęły dzwięki. Pochód przez siwe opary niepewną drogą, i szare pasma wiszące grubym kożuchem w kotlinach. Noc tutaj będzie dziś piękna dla czatowników. Zostałbym tu jeszcze. Zasadził na szczycie któregoś z pagórków i wyczekał kolejnych zwierząt. Szmery sączą melodią kryształów. Znika czar wypracowany przez mrozy. Ożywcza wilgoć wsiąka w korzenie. Taja.

Dusze gęstniały od zachwytu, razem z mocą dojrzewających mgieł. Tu jakby zagęszczały się energie, to rozrzedzały znów, a ich subtelność stawała widoczna dla zmysłów. Knieja zaprasza, woła w głąb, szepta, wyciąga powłóczyste ramiona… Wychodzimy z niej, kiedy panuje już zmrok. Czuję się… jakbym był najedzony. A na pewno, nasyciła się Dusza. Jedne z tych dzikich chwil, dla których warto wędrować.

______________________________________________
______________________________________________

Dziękuję za ten magiczny czas, u boku wspaniałej przewodniczki z pracowni MOC DOBRA Ania Nowak

A jeśli będziecie kiedyś w Puszczykowie lub okolicach, można odezwać się na podany wyżej link, i skorzystać z całej palety uzdrawiających zabiegów relaksacyjnych, lub po prostu udać się na dziką wyprawę po tajemnych zakątkach tutejszej Puszczy. Ja na pewno będę wracał… 🙂





Zimowe wędrówki z duszą. Na ośnieżonych miedzach.

Nocą sypnęło. Znów pola spowił aż po horyzonty, bielutki dywan miękkiego puchu. Temperatura idealna. 0, +1/ -1 i tak sobie balansuje. Doskonale do wędrówki, zasiadki. Śnieg jest mokry i cichy. Nie chrzęści zdradliwie pod oponą roweru ani stopą. Pogoda szara, z małymi prześwitami błękitu i pasteli rozproszonego światła. Powietrze tchnie świeżością i wilgocią. Kręci w zatokach. Ostudza wysiłek.





Padała krupa śnieżna. Główki badyli i chwastów, przywdziały srebrzyste, puchate czapeczki. Tajało. Nocą wzory wyczarowało. Na gałązkach zawisły zimowe ozdoby. Przystrajają je okruchy lodu i krystaliczne opaski topniejących szalików. Koniuszki chwytają krople. Te wiszą jakby w niepewności. Krzak dzikiej róży sroży się w oporze, wystawiając na spotkanie chłodów, twardziel swych niepokornych kolców. Puchate kopce śniegu, przygniatają subtelność dawnych traw letnich. Ich owalne kopuły przypominają domki skrzatów.

Drogę przekraczają na wszerz, wstęgi wydeptanych tropów. Zwierzęta podążają swoimi ścieżkami, na przełaj, ku lasom. Niespodziana zadymka wygoniła jelenie i dziki z pól. Czytam ich zapiski. Tęgie chmary, zdrowe rodziny. Szlak ich pamiętnika kończy się w niewiadomej. Odciskam swoją nagą dłoń obok śladu. Odświeżam przymierze z Ziemią.



Aleja bieli się, jeszcze delikatnie. Nie napadało tak sporo. Gdy zbliżam się do Klona Kostura, posiaduje na nim dużo ptaków. Żerują na okolicznych polach. Jest trznadel, sikorki, i gromada mazurków. Na głogu kręci się rudzik. Dalsze miedze obsiadły stada przelotnych drozdów. Ich terkoczące ogłosy – jak biadolenia poirytowanych ciotek. Zimno, szaro, strawy mało! – Zdają się narzekać napuszone ptaki. Dusza podnosi wnet, i zdjęcia prosi robić. Zjawiska z pozoru zwyczajne postrzega przez pryzmat swojego światła, i do podziwu budzi. Kamienie wyglądające spod śniegu, a lekką odwilżą obmyte, uśmiechem rozpieszcza. Ciało kłania się po kolana, kucając do fotografii. Wnet cały oblepiony jestem śniegiem.

Zmierzch wzywają kruki. Ich ochrypłe wołania wrzynają się w puch, gdy one same wzlatują znad padlin ku noclegowiskom. To nie czas mrozów i chrzęstów ściskanych zimnem źdźbeł, ciszy sącząnej srebrzystym szmerem przez podmarzlinę. Ogryzione gigulce krzewiastych pędów żółcieją na poboczach, pachnąc jeszcze apetytem. Biesiadne wizytówki. Sarny koczują daleko, zebrane w ogromne, siostrzane grupy. Ziąb budzi braterstwo. Zachęca do pomocy. Przetrwajmy do wiosny. Już dzień dłuższy bawi, i oziminy przebijają spod śniegu. Gdy wracam, buty łaskocze ślizgawica. Nogi tężeją w wyczulonym balansie, starając się bez psikusa doprowadzić mnie polami do domu.

________________________________
________________________________

WAŻNE WIEŚCI: To starsze opowiadanie z 2022 roku. Obecnie wszystkie moje nowe teksty, opowieści i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Z serca dziękuję, że każdego dnia budujemy zaangażowaną społeczność wrażliwych, leśnych Dusz, co pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, zaopiekować zwierzakami na wędrówkach i dzielić z Wami słowami tych opowieści ❤









Tu żerował jakiś zwierz.

Diamentowa cisza mrozu

Ziemia przykryta czapami rozsnutych na polach zasp, drzemie skostniała w ciszy. Szemrzą tylko, krystalicznie – drobinki srebrzystego pyłu, poganiane przez wiatr. Słyszą je tylko lisy. Te oglądają się z niepokojem, czując na rudym futrze, srogi oddech Dziadka Mroza. Nadszedł niespodzianie, obejmując we władanie rozległe połacie zaśnieżonych pól. Dziad w darze niesie wieczny sen. Kto mu się podda, usłucha wołania i wstąpi do wspaniałej krainy lodu, ten przepadł na zawsze. Wiedzą o tym sarny, które połączyły się w gigantyczne grupy. Naliczam i po sto sztuk. Razem łatwiej. Prościej. Lepiej. Lżej dodrapać się do oziminy, rozkruszyć śniegową pokrywę. A i ogrzać się wzajemnie. Parę godzin wcześniej, szalała śnieżyca. Na polach wirowały w tańcu pyliste wiry zimowej furii. Zaskoczone zwierzęta położyły się na gołej ziemi, pozwoliły aby biały puch pokrył je całkowicie. Z daleka przypominały ledwie zaorane bruzdy. Sarna potrafi się zakamuflować.

Cyt, cyt…Trzeszczą kruszone lodem gałązki. Zawsze coś dzwięczy w takiej ciszy. Nagle huk! Wystrzał jak z armaty. Trzasnęło, załoskotało z mocą i głucho tąpnęło. Na dębowym szlaku znajduję olbrzymi konar jednego z jesionów. Zaskoczone drzewo, nie wytrzymało nagłej różnicy temperatur…

A teraz spokój. Słońce zaszło w czerwieni, a z ostatnim zgasłym promieniem zimno zgęstniało, nabrało sił. Cieniutki sierp księżyca srebrzy nieśmiało po nowiu, malując śnieżny świat iskierkami wiecznych błysków. Gwiazdy skrzą w migotach. Kryształki wspomnień z dalekich światów, co wspomnienia przeniosły przez czas. W diamentowej ciszy mrozu, jarzą się najmocniej, najpiękniej… Kto raz je ujrzał, ten wie. Ten pójdzie z wyzwaniem, na spotkanie Dziadka Mroza i stawi mu czoło. Jeśli zwycięży… Nagrodą będzie najczystsze lśnienie.



Zapraszam też do innych zimowych opowieści, gdzie po raz pierwszy użyłem właśnie określenia ”diamentowa cisza mrozu”. Zaczarowało mnie ono w swym brzmieniu i inspiruje po dziś dzień. Czytaj więcej o śniegu:

Zimowy pielgrzym. Starcie z żywiołem zamieci

Z pamiętnika zimowego podróżnika: Noc Wędrowna

Lodowa Oaza

Zimowa pieśń kniei. Lisie marzenia

Odpoczynek w lodowej oazie

Na szlaku dzików: Pułapki Żywiołów

🍁 WAŻNE WIEŚCI: To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Z serca dziękuję, że każdego dnia budujemy zaangażowaną społeczność wrażliwych, leśnych Dusz, co pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, zaopiekować zwierzakami na wędrówkach i dzielić z Wami słowami tych opowieśc❤

Zimowy wędrowiec

Kiedy knieję spowija puchowy dywan pierwszego śniegu, nastaje cisza. Kożuch tłumi dalekie odgłosy z osad ludzkich. Milczenie to jednak pozorne. Gdy się wsłuchać, las choć stłamszony otuliną, wciąż żyje. Odpoczywa tylko. Chaotyczne stukania dzięciołów mówią o dziejącej się w puszczy pracy. Ostre, wysokie terkotania puchatych raniuszków i nawoływania biesiadne sikor. Co jakiś czas przez korony drzew przetacza się energiczny żywioł kolorowej drobnicy. Samotnie od reszty, przeszukują pogrążone w śniegu zakamarki na korze, pocieszne, skaczące pełzacze. Zwierzęta – niby są wokół, a jednak nie napotykam żadnego. Tylko ślady, tak liczne, opowiadają co działo się tu nocą. Plątaniny, pamiętniki, opowieści… Każdy trop zaprowadzi do gospodarza, który znak ów pozostawił. Wie o tym dobrze wędrowiec. Ale nie robi tego. Czyta księgę lasu. Tu oto racice wielkie, odcisnęły się głęboko. Jeleń musiał iść tędy w środku nocy. Pomiędzy drzewami ślad nie zdążył się zasypać, mimo opadów. Można oszacować porę. Kawał dalej dziki przecięły drogę, w kilka sztuk. Rozwleczone smugi i wyrazistość. Były tutaj o świcie. Zając ‘’plątał się’’ jak zagubiony pomiędzy kępami młodych sosen. One tak zawsze. Być może to jego pierwsza w życiu zima. Żywioł tropiciela wysuwa węszący nos, gdy świat zasypia pod kołdrą białej ponowy…



Zapraszam też do innych zimowych opowieści:

Zimowy pielgrzym. Starcie z żywiołem zamieci

Z pamiętnika zimowego podróżnika: Noc Wędrowna

Lodowa Oaza

Zimowa pieśń kniei. Lisie marzenia

Dziękuję za Twoją gościnę na blogu 🙂 To spokojne, malownicze i ciche miejsce istnieje nie tylko dzięki mojej pracy (wędrowaniu i pisaniu), ale przede wszystkim tworzy je dobrowolna pomoc Czytelników. Zajrzyj na moje PATRONITE, poczytaj co mam zamiar za te środki dokonać i co chcę zostawić po sobie światu. Dla wspierających czeka też przygotowana paleta różnorodnych nagród. Pomoc możesz przekazać na kilka sposobów:

Jednorazowo:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

Regularnie, co miesiąc:

https://patronite.pl/szeptykniei

Bezpośrednio przelewem z tytułu: Darowizna na rozwój bloga

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

Zza granicy, paypall:
czremecha27@wp.pl

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi tworzyć, działać i dzielić się z Tobą słowem ❤