” Powiedz to ludziom koniecznie ”. Opowieść z Przestrzeni Serca.

Powiedz ludziom, powiedz koniecznie, że jesteśmy czującymi, żywymi istotami i że bardzo pragniemy istnieć w ich życiu. /Drzewa

Swego czasu raz wędrowaliśmy również razem z Sylwią z bloga ”W przestrzeni serca, w Domu Duszy”. Opowiadanie to jest jednym z najbliższych mojemu sercu, i było kosmicznym spotkaniem Dusz dwojga wędrowców na krawędzi ziemskiego czasu, gdzieś pomiędzy wymiarami. Po naszej wyprawie, powstała ta oto opowieść, jako pamiątka wspólnych chwil spędzonych wspólnie u drzewnych przyjaciół.

To był naprawdę niezwykły czas. Dąb Krzesimir wołał z przestrzeni od marca. Ustawiliśmy się nawet na kwietniowe spotkanie, jednak wiedziałam, że ono nie dojdzie do skutku i tak też się stało. Kiedy Sebastian po raz kolejny napisał, że dąb czeka, podjęłam stanowczą decyzję: trzeba ruszyć tyłek ze strefy komfortu i jechać do drzewa. Ono przecież do mnie nie przyjedzie. Umówiliśmy się na ostatni weekend czerwca. Tym razem była wewnętrzna pewność, że przestrzeń sprzyja i sprawy dojdą celu. Czułam silne parcie Duszy. Ona wysyłała. Prawdopodobnie był na to odpowiedni czas. Zawsze wszystko zadziewa się dokładnie wtedy, kiedy powinno być.

Dwa tygodnie przed wyjazdem widziałam, że Dusza mocno się szykuje na to spotkanie, układając przestrzeń, energie i ludzi, których spotkam po drodze. Dusza zadba, by puzzle zdarzeń sprawnie wskakiwały na swoje miejsce i przestrzeń ułożyła się gładko pod wyprawę. Zadaniem człowieka jest jedynie wypełnić energię działaniem w materii. Dusza się szykuje, dąb się cieszy, ja nabieram wewnętrznej pewności, że TRZEBA jechać. Dobrze czuję potrzebę Duszy. Kiedy ona się objawia nie dyskutujesz, tylko robisz, co jest do zrobienia, czując silne, wewnętrzne parcie. Tak realizujesz zadania Duszy, a Wszechświaty cię wspierają. Przejazd układa się doskonale i zadziwiająco płynnie. Jestem przyzwyczajona do doskonałego biegu spraw. Odbieram to jako potwierdzenie drogi. Transport bezproblemowo, lokum bezproblemowo, zdarzenia i ludzie jak w zegarku. Ostry skwar ustępuje na dwa dni. Wszystko doskonale zgrane. Okolica, do której przyjeżdżam zachwyca widokiem, cofając do wspomnień z dzieciństwa. Miasteczko małe, dość zadbane, leniwie toczące rytm w wakacyjne upalne dni. Tu się nikt nie spieszy, ludzie żyją swoim rytmem. Stara, ceglana stacja kolejowa przypomina dawne stacje z filmów przedwojennych. O jakże znajomy mi klimat. Wychowałam się w podobnym miejscu. Radość serca. Myślę o Duszy Sebastiana: wybrała doskonałe miejsce na narodziny leśnego człowieka. W bliskości przyrody, z dala od zgiełku świata.

Równiny wielkopolskie pokryte łanami przedwcześnie dojrzałych zbóż, przełamane samotnymi drzewami i pasmami lasów są ucztą dla mojego oka i serca. Przestrzeń wita śpiewem polnych ptaków. Do gospodarstwa, gdzie będę nocować, idę piechotą. Jest czas żeby przyjrzeć się okolicy i nawiązać kontakt z przestrzenią. Idę powoli w radości serca. Czuję się cudownie wolna. Nie spieszno mi. Jest pięknie. Samo gospodarstwo agroturystyczne wita zapachem lipowej alei i pięknymi widokami pól dojrzałego rzepaku. Gospodarze przemili, pokoje nowe, schludne, czyste. Jestem także nieźle zdumiona. Przyjeżdżam z Pomorza, z zielonej krainy nad morzem, tymczasem w Wielkopolsce wita mnie dzika susza. Stan ziemi i zbóż w stadium późnego sierpnia, a mamy dopiero początek wakacji! Szok. Mogę na własne oczy zobaczyć efekty zmian klimatycznych. Trudna sytuacja przyrody i ziemi będzie częstym wątkiem naszych rozmów. Oboje z Sebastianem mamy świadomość zmian, które się w tej chwil dzieją na Ziemi i niszczącego działania ludzkości na przyrodę. To będzie w ogóle takie spotkanie, gdzie radość i wielowymiarowość będzie się przeplatać z troską o drogę Ziemi i ludzkości. Ani to dobre, ani to złe. Życie w pełnej krasie, gdzie trudne i piękne przeplata się we współistnieniu. Postanawiam niczego nie projektować, niczego się nie spodziewać. Otwieram się na bieg zdarzeń, pozwalam sprawom się dziać. Wiem, że wszystko wydarzy się w najlepszej wersji. W ciszy serca poddaję się boskiemu przepływowi i prowadzeniu Duszy.

Leśna Dusza

Kiedy spotykam Sebastiana, jest bardzo serdecznie i naturalnie. Spotykam przecież starego znajomego. Nasze Dusze znają się od dawna. Chwila spojrzenia w oczy, pływ na przestrzeń serca i wszystko się idealnie łączy. Sebastian współistnieje w cichości i szacunku dla innej przestrzeni. To wciąż bardzo rzadkie. Tak powinny wyglądać relacje piątego wymiaru, które polegają na współbyciu, a nie agresji energetycznej. Jego obecność jest naturalna, cicha i łagodna jak obecność ukochanej osoby albo przyrody właśnie. Natychmiast wpuszczam go do osobistej, bezpiecznej przestrzeni. Chciałabym, aby można było tak ze wszystkimi.

Dusza się wita. Jest okazja uścisnąć się w materii. Wzruszam się. To niezwykłe: Wszechświaty spotykają się w jednym czasie i przestrzeni. Mistyka. Materializacja. Głęboka łączność z poziomu Dusz i serc, nawiązuje się natychmiast. Wszechświaty patrzą.

Dzień pierwszy: Dębowa ewolucja, polny spacer i szamańskie Siostry Topolanki

Zanim ruszamy na wieczorno-nocną wędrówkę, rozmawiamy. Potrzebujemy się nagadać nim ruszymy w królestwo przyrody. Wędrówki odbywają się wieczorem i nocą. Gorące dni nie bardzo im sprzyjają. Okazuje się też, że ludzkie oko świetnie widzi w nocy. Uśmiecham się w sobie. Czuję wsparcie energetyczne. Po godzinach podróży nie czuję ani krzyny zmęczenia. Jestem gotowa do drogi. Dusza wspiera. Na miejsce docieramy rowerami. Jest późne, letnie popołudnie. Świerszcze grają w zbożach, w przestrzeni bezruch letniego, popołudniowego skwaru. Kiedy docieramy do dębu, zaskakuje mnie niezwykła czułość z jaką Sebastian wita się z Krzesimirem. Widać, że łączy ich głęboka więź. Zastanawiam się, czy i mi będzie dane ją odczuć. Tak się stanie. Zanim wyjadę, będę zakochana w drzewach. To komunikacja serca. Gatunek ludzki, roślinny czy każdy inny nie ma znaczenia. To tylko (i aż) powłoka.

Szybko okazuje się, że spotkanie z Dębem odbywa się na poziomie Duszy. To ona miała się z nim spotkać. Ja miałam być materialną manifestacją tego spotkania. To niezbędne, bo duch i materia w zjednoczeniu mają boską sprawczość gotową odmieniać bieg rzeczy. Dusza moja i Dusza drzewa szybko wybywają w swoich sprawach. Dębowy Mędrzec zostaje wprowadzony do jakiś wysokich struktur Rady Ziemi. Dla niego to oznacza spełnienie jego drzewnego życia i skok ewolucyjny do kolejnego poziomu rozwojowego. W dalszym czasie wiem, że spotkanie to owocuje odbudowaniem podziemnej sieci komunikacyjnej drzew. Ta sieć energetyczna była w pradawnych czasach formą podziemnego internetu, dzięki któremu drzewa mogły komunikować się ze sobą, przesyłając informacje na całej planecie. Sieć ta została w znacznej części uszkodzona i zniszczona, efektem czego zaburzyła się komunikacja i przepływ informacji w świecie drzew. Teraz jest to odbudowywane, a ja poprzez energetyczne korzenie wyrastające ze stóp i rąk uzyskuję do sieci dostęp. Proces robi mi dąb, który otwiera także dostęp do swobodnego korzystania z mocy drzew. 

Uświadommy sobie: szukamy cywilizacji w kosmosie, podczas gdy obok nas żyje tyle innych. Na przykład właśnie cywilizacja drzew. Istoty drzewne żyją obok nas, tworząc leśne metropolie, parki, przydrożne szpalery. Z ich dobroczynnego działania regularnie korzystamy. Dlaczego traktujemy je jak przedmioty? Śpimy głębokim snem. Potrzebujemy sobie przypomnieć prastarą wiedzę Ziemi, której jedną z podstawowych prawd jest fakt, że wszystko jest żywe. Wszystko czuje, a my jesteśmy z tym jednością. Częścią, a nie panami koła życia.

Spędzamy kojące popołudnie w ciszy Dębu, w połączeniu z naturą, podziwiamy przecudne widoki horyzontów pól i zachodzącego nad nimi słońca. Owady grają, zajęte swoimi sprawami. Ciekawa ludzi sarna przygląda się nam, by zaraz potem dać pokaz wdzięcznych skoków przez łany zbóż. Ależ to akrobatka, lekka niczym baletnica. Wszystko jest doskonale, wszystko płynie. Wielkie połączenie. Jesteśmy na właściwym miejscu, we właściwym czasie. Rozmawiamy niewiele. Słowa są zbędne. Wszechświaty patrzą. Dąb Krzesimir ulatuje gdzieś do przestrzeni. Czuć, że nie ma go z nami. Mojej Duszy też nie ma. Kiedy czas się wysyca, idziemy w dalszą wędrówkę. Dusza mówi: idźcie, nie czekajcie. Wrócimy później.

Siostry Topolanki

Do topolowych sióstr prowadzi piaskowa, polna droga wśród łanów zbóż. Droga, przyjemna z drobnym piaskiem. Biegałam po takiej boso u babci w dzieciństwie. Wzruszona i radosna ściągam czym prędzej buty, by poczuć łączność z Ziemią. Idziemy niespiesznie, uważnie stąpając, by nie zakłócać mrówkom ich polnych traktów. Wewnętrzne dziecko ucztuje. Zanim docieramy do topól, znajduję na ziemi piękne pióro myszołowa. Wiem, że to podarunek dla mnie. Nie wiem tylko, że od drzewnych sióstr. Przygotowały go do szamańskiej inicjacji, która za chwilę się odbędzie, jak tylko dołączę w materii. Topole są piękne, dorodne. Rosną obok siebie splecione koronami, jakby trzymały się za ręce. Jedna z nich dowodzi, druga ją wspiera. Intuicyjnie z Sebastianem podchodzimy do dowodzącej. Wkrótce, mój przewodnik ustępuje mi miejsca. Wewnętrzne procesy rozpoczynają się szybko. Najpierw jest płacz, z głowy uchodzą szare energie. Topole ściągają coś, co nie jest moje, w tym także tęsknotę za Duszą. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo było widać ją w moich oczach. Pokazują to zdjęcia, a ja nieczęsto się fotografuję. Po ściągnięciu szarych energii jest mi lżej. Zaraz potem widzę siebie z jastrzębim piórem zawieszonym na szyi, jak talizman. Topole prowadzą do kręgu śpiewających szamanów. Jestem tam od nich. Zostaję przyjęta. Nie wiem co będzie dalej. Nie wiem jaki jest tego potencjał. Doświadczenie pokarze, przyniesie wiedzę. Sadzę, że uzyskałam dostęp do wiedzy topolowego rodu. Jestem wzruszona i bardzo wdzięczna. Nie czuję, jak z oczu płynie rzeka łez. Topole otulają, przyjmują w opiekę ludzkie dziecię. Wiem, że od dziś jestem w ich wsparciu. Kiedy jest czas odchodzić, nie mogę się odkleić od drzew. Nie chcę wracać do ludzkiego świata. Siostry Topolowe uspakajają: przyjmij życie takim, jakie ono jest. Ściągają uczucie zmęczenia i ciężaru życia, które w ostatnich tygodniach mocno dawało o sobie znać. To nie moje. To zbyt mocne, zbyt ciasne. To nakładka. Dziękuję drzewom. Ze zdumieniem zauważam, że każde z nich ma swój osobisty zapach, dokładnie jak my i wszystko, co żyje. Każda leśna Dusza pachnie sobą. Pachnie wyjątkowo. Siostry także, a każda inaczej.

Mam wrażenie, że byłam u topól za krótko. Znajdę je w mojej okolicy. Czuję z nimi silną, kobiecą więź. Z topolami przyjaźniłam się w poprzednich wcieleniach. Czas sobie przypomnieć. Jesteśmy innymi sobą. W drodze powrotnej od szamanek siadamy na skraju lasu by odpocząć, porozmawiać i zjeść. Jest pięknie. Jest doskonale. Mamy czerwcowe, ciepłe, białe noce, gdzie słońce chowa się płytko za horyzontem długo oświetlając niebo łuną zachodu. Głębia gwiazd zaprasza do nas Wszechświaty. Żegnamy się z Sebastianem na jakiś czas z poziomu Dusz. Nasze Dusze bardzo się lubią, doświadczają razem. Po opuszczeniu Ziemi, każda z nich wyruszy w swoją osobistą drogę. Ich rzeki życia rozdzielą się na okruch zdarzeń, by kiedyś tam znów się połączyć. Wiemy to dobrze. Kiedy się spotkamy, wspomnimy naszą wspólną, ziemską drogę i pewną wzruszającą leśną wędrówkę wśród drzew, nocy i gwiazd. Przytuleni, płaczemy, choć w sercu mamy akceptację. Wkrótce zacznie świtać. Zbieramy się do drogi. Jeszcze niewielki czas spędzamy w ambonie na skraju pola, obserwując horyzonty zbóż z góry. Wędrówka kończy się nocnym powrotem. W ogóle nie czuję senności.

Dzień drugi: Wierzba Darina, kosmiczny Dąb Orion i Jesionowa Aleja Księżycowych Wędrówek, gdzie spotykam drzewną postać siebie samej

Kładę się spać po trzeciej, po nocnej rozmowie z mężem. O dziewiątej już na nogach. Do jedenastej wyleguję się w łóżku, oglądając w telewizji stare polskie seriale, które uwielbiam. Potem na miasto, na kolejną wycieczkę, po drobne zakupy i do bistro Paleta Smaków na pyszny chłodnik. Z Sebastianem spotkamy się około siedemnastej. Czeka nas kolejna wędrowna noc. W między czasie fajne zdarzenie: kiedy budzę się rano, mam chęć na zupę kalafiorową, którą postanawiam ugotować, jak tylko wrócę do domu. Za niedługą chwilę dzwoni gospodyni w zaproszeniem na poczęstunek. Zgadnijcie co serwuje. Czy to ja zczytałam pole, czy to ona odebrała moje myśli? A może Dusza sygnalizuje, co będzie? Takie rzeczy dzieją się często. Gospodarze to przemili ludzie, uczynni, otwarci. Zupa jest pycha z ogromną ilością świeżego kopru i natki. Pijemy kawę, rozmawiamy ze dwie godziny o absurdach tego świata. To jest piękne, że my już to zauważamy. Żeby chcieć zmian, trzeba widzieć nieprawidłowości. Kiedy pojawia się Sebastian, znów rozmowy. Około dziewiętnastej ruszamy w drogę. Dziś dzień jest bardziej upalny. Rowerami jedziemy do wierzby Dariny. Drzewo robi wielkie wrażenie. W jego wodnej, chłodnej aurze, życie przeplata się ze śmiercią w sposób tak naturalny. Wierzby, chyba jak żadne inne drzewa, pokazują prawdziwe oblicze rzeki życia, gdzie cykl narodzin i obumierania istnieje w naturalnym porządku. Wierzby to panie bagienne, królowe pogranicza światów żywiołu ziemi i wody. Wierzby to stare wieszczki, czarownice, lekarki Dusz. Sebastian zostaje pod drzewem, ja mam potrzebę pójść boso piaszczystą drogą wśród pól. Słusznie. Wszystko jest poukładane. My mamy tylko płynąć z wewnętrznym prowadzeniem. Sebastian spisuje wierzbowe przesłanie, ze mną przestrzeń i wierzba pracują na odległość. Dzieje się wiele oczyszczających Duszę procesów. Wierzba zagląda do poprzednich wcieleń, ściąga warstwami, kolejne pokłady energetyczne. To dzieje się także na poziomie otaczającej nas przestrzeni. Znajduję dziki czosnek, wysiewam go w symboliczne nowe. Wracam ścieżką pełną zwierzęcych tropów, dokładając do nich ślady ludzkich stóp. Wszystko to w zgodzie ze sobą. Wszyscy jesteśmy jednym, choć czujemy się oddzieleni. Kiedy wracam, Sebastian wzruszony dzieli się wierzbowym przesłaniem:

A gdy już świat się uciszy,
zboża gawędzą chrzęstami

Biegną tu do mnie myszy,
Starymi zdążając ścieżkami

Lud pól szerokich i wielkich
Tunele drąży u pnia

Zakamarek znają mój wszelki,
Gościnną jestem im ja

I pająki te z głębin cienia,
Przędą tu swoje sieci,

Nić przeznaczenie odmienia,
Wszystko to moje dzieci,

Błogosławię im cieniem i chłodem,
Życie splatając ze śmiercią

Tu każdy jest jego powodem,
Ja ich odwieczna pamięcią

Ptasie plemię powitam,
Każdego poranka mych gości,

Co u nich zawsze popytam,
I cieszę z różnorodności

Szpak, dudek i trznadel,
Piosenką dźwięczą wesołą

Gąsiorek ostrzami swych szabel,
Pustkę maluje wokoło,

W piaskach bagienne wspomnienia,
Jeszcze powiedzą coś czasem,
Książką są przeznaczenia,
Czytamy tu z całym lasem

Chodź, przystań na chwilę i usiądź,
Przestrzeń tą poczuj sercem,

Nie myśl tylko zaufaj,
Pokażę Ci jeszcze więcej

A gdy już wsłuchasz się w siebie,

I smutki wypłyną z ranami,
Pomogę Ci w tej potrzebie,

Razem je pożegnamy…

Dąb Orion

W drodze do dębu, który rośnie nieopodal, spotykamy spacerujących ludzi i dzieci bawiące się w zbożu. Widzę, że wierzba pracuje z ich Duszami na odległość. Uświadamiam sobie jak bardzo ważne jest, byśmy byli w pobliżu przyrody lub w zjednoczeniu z nią. Ta piękna, bezwarunkowa przestrzeń dana jest nam od Matki Ziemi do uzdrawiania, kojenia i regenerowania sił. My, ludzie, bardzo tego potrzebujemy, ponieważ żyjemy w oddzieleniu od boskiego światła, od natury, która przynosi nam boskość w czystej, źródłowej postaci. Tym bardziej potrzebujemy być w jej uzdrawiającej energii. Dlatego, kto ma zielone serce dalej w przyrodę. Ziemia czeka z darami. Kiedy odwiedzamy dęba Oriona, on śpi. To nocne drzewo połączone z kosmosem aktywizuje się, gdy nad nim niebo pełne gwiazd. Dąb Orion wybrał sobie piękne miejsce na skraju pól. Raczy nas przecudnym zachodem słońca i sporą dawką komarów 😉 Do następnego punktu wyprawy, czyli księżycowej alei mamy spory kawałek drogi. Sebastian prowadzi przez miasto. Zaliczam rowerową wycieczkę krajoznawczą. Droga do drzewnej alei jest przyjemna w wieczornej aurze zachodzącego słońca. Pedałując, z wiatrem we włosach, czuję się radosna i w przygodzie.

Jesionowa Aleja, Dusza Ziemi i Drzewo Serca

Kiedy przyjeżdżamy na miejsce jest już ciemno. Mój przewodnik chciałby chyba pokazać mi zwierzęce misterium, prowadząc w pole na posiadówkę. Jednak ja czuję, że musimy iść. To jest bardzo silne. Nie mogę usiedzieć w miejscu. Ruszamy w dalszą drogę drzewną aleją. Bardzo silnie odczuwam żeńską energię Ziemi. Moją uwagę przykuwa doświadczenie niezwykłego zapachu. Jest bardzo gęsty, zmysłowy, ziołowy, z wyraźnie wyczuwalną nutą rozkładu; ciężki, przyjemny, przyciągający. Zapada w człowieka bardzo głęboko na wszystkich poziomach. Intryguje mnie. Pytam Sebastiana co to za zapach. Twierdzi, że to gnój, ale ja znam zapach gnoju. To nie to. To coś innego. Dopiero za dwa dni uświadamiam sobie, że w jesionowej, prastarej alei, która zdaje się wieść do innych czasów i wymiarów (oboje z Sebastianem mamy wizje), poczułam zapach Duszy Ziemi. Nigdy tego nie zapomnę.. Ten zapach odbił się niezatartą pieczęcią we mnie. Słodki to ciężar.

Idziemy w ciemności, otoczeni zielnym zapachem. Jest bardzo magicznie i wielowymiarowo. Prastara energia otacza nas. Drzewa jak duchy, tak materialne jednocześnie. Są lipy, wierzby, klony, jesiony, mnóstwo pomniejszych drzewek i krzewów. Kiedy w szpalerze robi się prześwit na równiny pól i rozgwieżdżone niebo, docieram do kresu mojej wędrówki. Przed nami Klon Kostur, którego kształt korony przypomina ludzkie serce. To on wołał na polu. W towarzystwie głogu – przestrzeń serca i dzikiej róży – ustanawianie granic, klon wita nas sypiąc obficie nasionami i gałązkami. Nie wiem wtedy jeszcze, że spotkałam drzewną wersję siebie samej. Dzieje się magia. Z drzewem wytwarza się silna, bardzo głęboka więź. Klon ściąga mi na dzień dobry złudzenie dualizmu życia. Mówi: przyjmij życie takim, jakie ono jest, przyjmij z pięknym i trudnym, bo taką ma naturę. Klon doskonale to wie. Jego korona była kiedyś ścięta i odbiła na nowo w kształt serca. Klon. Drzewo radości i słodyczy życia. Obdarzy cię wesołością istnienia i ukojeniem serca.

Przychodzi świadomość: Dąb Krzesimir był dla Duszy. Spotkanie z klonem Kosturem jest dla mnie. Tutaj nie sposób opowiedzieć co się zadziało. Nigdy nie czułam takiej miłości, opieki, wsparcia i ochrony, jak od tego drzewa. I tak już zostało. Niezwykłe to. Niewiarygodne. Żadne inne drzewo nie zamanifestowało się tak materialnie. Przy bezwietrznej nocy Kostur rzucał co chwilę coś z korony, potwierdzając nasze pytania i uczestnicząc aktywnie w rozmowie. To takie drzewo, które gdyby mogło, wyjęłoby korzenie z ziemi i zaczęło chodzić. On bardzo chciał pokazać się nam materialnie, ponieważ rozumie, że my, ludzie, tego potrzebujemy. Nasze oczy potrzebują zobaczyć. Jak byśmy to przyjęli?

Ty lepiej, kochany klonie, zostań w swoim bezpiecznym miejscu.

Spędziliśmy w objęciach drzewa wiele czasu. Pokochałam je całym sercem. Tyle w nim czułości i troski o ludzi. Patrzyliśmy na nocne pola, oświetlone gwiazdami. Patrzyliśmy w połączeniu na to, co widzi On. Raczył nas swoją przestrzenią, żartował, dzielił się i gościł jak mógł, bardzo się przy tym ciesząc. To było wzruszające i do szpiku głębokie. Wielkie połączenie ze wszystkim i we wszystkim. Wszechświaty tu w człowieku i jego drzewnym przyjacielu. Jestem innym tobą mruczał klon, a ja czułam, że niczego mi więcej nie potrzeba i mogło by tak zostać na zawsze. Minęło ledwo kilka dni, a tęsknię ogromnie.

Rozumiem już ludzi, którzy przyjeżdżają trzysta kilometrów, by powrócić i odwiedzić drzewa zaprzyjaźnione u Sebastiana. Wiem jaka siła ich tu przyciąga. Pojadę kiedy znów do drzewnej alei spotkać klonowego przyjaciela i zanurzyć się w Duszy Ziemi. Zacznę też poszukiwać drzew do kontaktu u siebie. Dary, które one dla nas mają, są wielkim skarbem i wielką wiedzą. Drzewa i naród kamieni to twardy dysk pamięci Ziemi, a woda to łącza do przepływu informacji pomiędzy królestwami i mieszkańcami Ziemi. Do tego wszystkiego mamy dostęp z przestrzeni serca. Tak było pierwotnie. Po powrocie z wędrówki, do trzeciej w nocy siedzimy na krawężniku i rozmawiamy. Jest ciepła, letnia, rozgwieżdżona noc, towarzyszy nam muzyka z festynu. Rozstajemy się w radości. Granic i czasu nie ma. Jak mówi Dusza Sebastiana: to było spotkanie między wymiarami, wydobyte z pętli czasu, zaistniałe z garści chaosu, w tymczasowym pobycie na planecie Ziemia. Kiedy następnego ranka jestem już w pociągu do Poznania, nie mogę powstrzymać łez. Drzewa się żegnają. Konduktor patrzy z zainteresowaniem, a mi jest wszystko jedno, że widzi mój płacz. Nigdy nie zapomnę drzewnej przygody, jaką było mi dane doświadczyć. Wracam innym człowiekiem.

Dziękuję.

Życie jest magiczne.

Opowieść kończę przytaczając jeszcze raz prośbę drzew i Matki Ziemi: powiedz ludziom, powiedz koniecznie, że jesteśmy czującymi, żywymi istotami i że bardzo pragniemy istnieć w ich życiu.Dlatego kto ma zielone serce, niech idzie do drzew, nawiązać kontakt. To żywe istoty obok nas. Pomoce, silne, wyposażone w dary Mamy Ziemi. Ona wchodzi w kolejny cykl zmian, czego już doświadczamy. To będzie niełatwy czas dla ludzkości. Niełatwy czas dla przyrody. Aby przetrwać go najlepiej jak to możliwe, potrzebujemy schronić i zjednoczyć się z naturą, a nie traktować ją jak władcy. Jak wielką szkodę sobie robimy, tego jeszcze nie wiemy. Potrzebujemy sadzić drzewa, a nie je wycinać, potrzebujemy współistnieć z wodą, z ziemią a nie okiełznywać ją. To i tak na dłuższą metę nie jest możliwe. Przyroda pomoże nam przetrwać. Miejmy tego świadomość. Aby mogło się to zadziać, potrzebujemy się zjednoczyć. Uczmy nasze dzieci dbać o naturę, kontaktować się z nią jako ze świadomą i żywą przestrzenią ciała Ziemi. Niech będzie dla nich naturalna nasza wspólna więź. Tak żyliśmy pierwotnie. Dziś jesteśmy w odcięciu i nikomu to nie służy.

Drzewa nas wołają, Ziemia woła. Aktywizujcie się, szukajcie kontaktu, wśród drzew dojrzałych, dorodnych. Drzewne dzieci i młodziki zostawiajmy w spokoju. Nasza zaburzona energetyka może je krzywdzić. Do pracy najlepiej wybrać drzewo, którego już nie jesteśmy w stanie objąć ramionami. Takie jednostki są silne i dojrzałe. Pamiętajmy też o tym, że w świecie przyrody jesteśmy gośćmi póki co, zatem trzeba być w szacunku i zawsze zapytać o pozwolenie. Nie wszystkie drzewa życzą sobie interakcji. Co mnie wcale nie dziwi. Kolektywnie mamy w sobie spory bałagan.

Ja ruszam w naturę szukać kontaktu z drzewami. Życie jest drogą. Istnienie jest podróżą. Dziękuję Ci Sebastian i Duszy Twojej za waszą przestrzeń i za wasze dary. Za pięknie wprowadzanie w świat przyrody. A ty drogi Czytelniku także poszukaj swojej przestrzeni przyrody. Masz do tego wszystkie narzędzia, ponieważ już jesteś pełnią. Bóg stworzył cię doskonałym. ‘’

Pamięci wędrówki z Sylwią Sadowską, terapeutką i autorką bloga
‘’W Przestrzeni Serca.’’

https://www.w-przestrzeni-serca.pl/

https://www.facebook.com/groups/1753996898208039








DLACZEGO CHODZIMY NOCĄ do lasu? (VIDEO)

Przyjechali do mnie specjalnie z Wrocławia, na NOC PERSEIDÓW z SZEPTAMI KNIEI. Po Polsce podróżują własnym busem, w nim śpią i odwiedzają piękne miejsca.

Ponad ciemną ścianą boru, przycupnięci na łące obserwujemy wschód złotego księżyca i to całe misterium – gdy łąka pogrąża się w srebrnej poświacie, i delikatnych mgłach. Moja wyobraznia już tam harcuje, bo przecież zna to miejsce z biesiad jelenich i dziczych buchtowisk. Może przejdą nieopodal?

Tadeusz, choć był z początku sceptyczny na ‘’jakieś łażenie nocą po chaszczach’’, teraz wzdycha błogo, kładzie na trawie i zachwyca ciszą. Dziękuje żonie – Joli, że go tu zabrała i namówiła. Mały piesek ‘’Rysiu’’ trochę się trzęsie i wtula pod kurtkę. Jest dzielny i spokojny. To też jego pierwszy taki spacer. Udaje się zaobserwować kilka perseidów. Przecinają niebo zielonym błyskiem, zostawiając na milisekundy czar znikającej smugi. Gawędzimy pomału, niespiesznie.

Pobyt nocą w lesie, to zawsze ogrom wrażeń. Wyostrzają się ospałe zmysły: Słuch, węch, intuicja. Do głosu dochodzą stłumione emocje, i atawistyczne lęki. Z głębi lasu ochryple nawołują sarnie kozły. Kawał niesie się echo. Odgłos tak straszny, że mógłbym nawet powiedzieć, że to dinozaur. Kto nie słyszał, uwierzy. A to tylko znana wszystkim i lubiana sarenka. Podążamy piaszczystą ścieżką w ciemności – ale oczy nawet starszych ludzi, czy ‘’okularników’’ wnet przyzwyczajają się, i każdy stwierdza że jednak coś widać. Przywracamy oczom ich naturalne zdolności. Jak często mamy okazję ćwiczyć to na co dzień?

Serenady świerszczy unoszą się nad alejką ze wszechstron, kiedy wracamy. Jestem niesamowicie wdzięczny, że wciąż znajdują się ludzie, którzy chcą tego spróbować, poczuć, posmakować, a nawet kontynuować wielokrotnie. Bo nie ma dwóch takich samych nocy w terenie. Inaczej jest letnią, widną białą nocką w czerwcu, a jeszcze inne wyzwania stają przed śmiałkami, którzy zdecydują się przybyć w jesienny czy zimowy nów. Aby oswoić się z ciemnościami nocy, potrzeba czasu. Samemu zajęło mi lata, by bez niepokoju zanurzać się w ścieżkę przez gąszcz, czy podążać nawet znaną drogą. Lata, by nauczyć się rozróżniać szare kształty i kolory, zapamiętywać drogę, rozróżniać szmery / szelesty / stąpania i istoty, jakie zostawiają te dzwięki. Nie ulegać złudom cieni. Widzę to dzisiaj po Joli, która co rusz zgłasza mi ”że tam coś się rusza” – a ja wiem, że to tylko psoty wyobrazni czy chochoły umysłu. Im dłużej wpatrujesz się w jakiś daleki ciemny kształt, tym ciekawsze przybierze formy… Tu trzeba nauczyć się patrzeć pomiędzy złudzeniami.

Dziś dzielę się tą wiedzą z innymi. Pokazuję to prawdziwe życie za oknem, które nie śpi. Przekazuję cząstkę siebie wraz z esencją krainy Szeptów Kniei 🐗

Jeśli masz ochotę wybrać się z nami na taką włóczęgę i jedyne tego rodzaju w Polsce, przyrodnicze warsztaty, by poczuć ducha lasu, zapraszam serdecznie do Wielkopolski. Jeżeli od dawna to planujesz, dobrze jest odezwać się wcześniej, aby mieć w spokoju termin tylko dla siebie. Wędrujemy szczególnie podczas pełni księżyca, ale zapraszam także w nów, i o każdej innej porze. Na miejscu są noclegi, rozległa baza gastronomiczna, i wszystko czego potrzebujesz. Zajęcia są prowadzone dla grup, oraz osób indywidualnych, zawsze dopasowane pod wiek i kondycję uczestnika. Wyprawy nie są forsowne ani ciężkie, ani też szczególnie dalekie. To ma być Twój wypoczynek, relaks, i regeneracja. Jestem dostępny w weekendy, czasami w tygodniu. Kontakt i zgłoszenia:

czeremcha27@wp.pl

PS. To starszy wpis z 2022 roku. Obecnie nasi Czytelnicy, którzy chcą czytać najnowsze opowiadania z krainy szeptów, gromadzą się w grupie na facebooku – PRZYJACIELE KNIEI. Już tylko WYŁĄCZNIE TAM publikuję najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i przesłania drzewne. Jeśli nie chcesz stracić do tego wszystkiego dostępu, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna i działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!

KWIATOWE pola Wielkopolski część III – ”Łubin”.

Jesionowy Szlak znam od paru lat, i mimo jego przemian, niespodzianek nie zawsze miłych, uwielbiam tu wracać. Po obu stronach polnej dróżki mieszkają bardzo przyjazne i mądre Drzewa Mocy, a ‘’wścibskiemu’’ wędrowcowi który chciałby zanurzyć się z nimi w gawędach, może wartko spłynąć dzień cały. Pola te są korytarzem migracyjnym dla większych zwierząt pomiędzy lasami i właśnie tutaj też ‘’zasadzam się’’ często przy pełni księżyca jesienią, niemal na pewnika wyglądając dzików czy jeleni. Ale teraz… rzepaki dawno przekwitły, a widzę że nadal jest tu żółto. Co tu się piękni?



Roślinki piętrzą się niczym miniaturowe świerki, pokrojem przypominają piramidkę. Ich żółć jest głęboka, sycąca, momentami wpadająca w lekki pomarańcz. Nie to, co blady rzepak. Łan sięga aż pod las, a jego skraju pilnują fioletowe żmijowce. Pszczoły dopisują. Brzęczą wszędzie i są bardzo pracowite. Kiedyś panicznie bałem się wszelkich brzęczących owadów, teraz z ochotą siadam wśród łanu i dają otoczyć pracownicom. Są bardzo pochłonięte swoją robotą, nie zwracają na mnie uwagi. To muzyka lata, dojrzała, robotna, i sielska. No bo wyobrazcie sobie pracować przy zbiorach, pełnych Waszego ulubionego jedzenia? Tak właśnie dzień spędza pszczoła. Podziwiam jak nasycone i ubarwione są ich koszyczki pyłku przy odnóżach.





Łan łubinu. Łubinowy łan. W zeszłym roku była w tym miejscu kukurydza, ileś lat pod rząd. Siew łubinu pokazuje, jak bardzo monokulturowa uprawa wydrenowała glebę z cennych składników. Ale i tak trudno się nie zachwycić. Czuję się, jakby po ziemi wokół rozlało się płynne słońce. Jak przez ciało kwiatu sączy i pompuje swą życiodajną energię do jej łona. Jeszcze, jeszcze… Nieskończona obfitość. Byle działała tu Natura, lub mądra głowa, znająca te wszystkie procesy. Jest dojrzały czerwiec. Wiosna pózna. Na szlaku słowiki śpiewają niemal do ucha, składając duszy ludzkiej soczysty pocałunek sonetu ptasiej pieśni. Ciepło wsiąka w piasek drogi, ogrzewa bose stopy. Ruda sarna kroczy przez kwiaty, i ona w swej miękkiej ostrożności, nie płoszy pszczół. Pasuje tutaj. Fioletowa wyka wspina się dzielnie po łodygach traw, pod którymi migocą maleńkie pięciorniki… Ale one inną przy okazji opowiedzą historię 🙂

🌳 A jeśli macie ochotę powędrować w takich krainach, posłuchać opowieści o przyrodzie, popatrzeć lornetkami za zwierzętami, poczatować, zasiąść w ukojeniu pod Drzewami Mocy, czy spotkać się w relaksie z wędrowną muzyką, to zapraszam Was na wspólne wyprawy w swoim małym towarzystwie ❤ Na gości czeka nauka rozmów z Drzewami, koncert drumowy, oraz edukacyjna przyrodnicza wyprawa. Kto z daleka może dodatkowo tu przenocować, lub skorzystać z aneksów kuchennych, łazienki, ogrodu, lub zamówić pyszne domowe jedzonko. Kontakt i zgłoszenia:

czeremcha27@wp.pl

Jestem również na PATRONITE oraz POMAGAM, gdzie możecie wspomóc moją wędrowno – pisarsko działalność i wszystkie projekty na rzecz Matki Ziemi. W opisach zrzutek jest wyszczególnione na co dysponowane są zgromadzone środki. Pomóc można na dwa sposoby, regularnie lub jednorazowo. Patroni i wspierający mogą skorzystać z wielu leśnych nagród ❤ Do wyboru całodniowy warsztat przyrodniczy, dedykowany koncert relaksacyjny, paczka nasion łąki kwietnej, przesłanie Drzew MOCY, i wiele innych.

✅ JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅ REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

Z serca dziękuję za każdy dar, dzięki któremu pomagasz mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić swobodnie ze światem ciepłem leśnego Słowa 🌤






JESTEŚ DRZEWEM? MASZ PRZERĄBANE! Rozważania Wędrowca.

Jesteś drzewem lub krzewem? Masz przerąbane! Bardzo dosłownie. Sekatory i topory dojadą cię wszędzie, gdy już czujesz pod cienką korą delikatne słoneczne ciepło i trwasz z pączkami w gotowości aby wespół z całym życiem wystrzelić w zieleni. Miało być jak co roku. Rozwój i wzrost. Czekaj! Teraz powalczysz trochę o przetrwanie, bo ktoś nie wiedział co zrobić z nadmiarem energii.

Chciałem Wam pokazać jedno wspaniałe miejsce do którego dotarłem wczoraj. Gdy tylko wjechałem w dziką, zapuszczoną aleję, wybrukowaną starymi kamieniami, wnet zalały mnie poetyckie słowa i błogie uczucia. Jak tu cudownie! Dróżka ostra i kamienista, tak jak ściany dzikiej róży i tarniny rosnące na poboczu. Pasują do siebie. Zapowiada się na wiele kilometrów. Jakże wspaniale będzie wędrować tędy pod księżycem, lub zabrać kogoś i pokazać mu te polne bogactwa. Zachwyt mój nie trwał długo. Nie wierzyłem. I tutaj? Przyjechałem dosłownie o parę dni za późno.

Ja chyba kombinuję zle – szukam na mapach miejsc z dala od osad ludzkich, pustych i zapomnianych, aby na moment pogrążyć się tam, gdzie ‘’tego’’ nie zobaczę. Tu naprawdę – aleja w polach, mało przejezdna (błoto i kamienie) z tropami zwierząt, i chmarami ptaków. I tutaj komuś przeszkadza, i tutaj dociera nieubłagalny sekator z siostrą piłą. Droga, nieważne jak na ten moment odludna i dzika, będzie kiedyś asfaltową szosą lub trasą szybkiego ruchu. Od tego nie ma ucieczki. Nieważne, że teraz nie ma powodu. Będzie w przyszłości, gdy na którymś z pól powstanie kolejne osiedle, a mieszkańcy zażyczą sobie wygodnego dojazdu do posesji. Cieszmy się alejami. Ich los jest przypieczętowany w ciągu jednego pokolenia. Tak umiera świat. Jedyną winą tego jesionu, było chyba to, że ‘’ośmielił się’’ wyrosnąć sam. I przy polnej drodze. Przecież kiedyś to może być asfaltówka. Skatujmy więc, zanim stanie się duży i silny i będzie trudniej wyciąć lub zgodę uzyskać. Może taka prewencja.

Wiosna. Czas rozkwitu, wzrostu, życia i – ‘’pielęgnacji’’, na której brzmienie drżą już chyba wszystkie drzewa świata. Padają ofiarami ‘’porządku’’ i ludzkiego nieuporządkowania w głowie – manii prześladowczej. Mam wrażenie, że gdy tylko robi się trochę cieplej niektórzy jak opętani chwytają za sekatory i tną bez opamiętania co podejdzie. Pal licho i diabli, gdyby ci ludzie skupili się tylko na katowaniu swoich tui, okaleczaniu ‘’prowadzeniu!’’ owocowych karzełków i wymienianiu co 10 lat na nowe, gdy już padną wyczerpane corocznymi podcinkami. Nie. To się rozlało już wszędzie. Bezpieczne nie są miedze, nieużytki, ugory, skraje i obrzeża dróg, dzikie alejki, polne rowki, szpalery, nasypy, wszystko, gdziekolwiek, cokolwiek i kiedykolwiek wyrosło. Zawsze znajdzie się ktoś kto przyjedzie i zacznie ciąć. Bardzo często nawet nie zabierają tych gałęzi! Leży to na stertach i gnije. Skala dewastacji jest wobec tego niewyobrażalna. Za nią idą konkretne zmiany zubożenia środowiska w jakim żyjemy, bardziej strutego powietrza, zmiany stosunków wodnych, formowania lokalnych burz, zatrzymywania wilgoci, wpływ na rolnictwo i zachowania zwierząt (szkody w uprawach).  Zagrożenie jest ciche, nie krzyczy, choć panoszy wszędzie. Jego skutki wciągamy z każdym oddechem. Ja rozumiem i dopuszczam, że ktoś może np. potrzebować się ogrzać czy rozpalić pod posiłek. Zwykle nie zachodzi żaden z tych przypadków, a szpalery przydrożnych krzewów, miejsca lęgowe i gniazdowe ptaków są masakrowane gdzie się da ‘’bo wiosna i trzeba’’.

Większość tych zabiegów nawet i w ogrodach jest zwyczajnie niepotrzebna, dla drzew szkodliwa i trudna. Krzew czy drzewo rosnąc, żyjąc poznaje warunki w jakich przyszło mu istnieć. Tworzy ‘’plan na siebie’’, i najlepiej wie jak ma rosnąć.
Nie, ogrodowy Januszu, nie trzeba brzozom ucinać czubka, owocowych ‘’prowadzić’’, a tak zwane dzikie pędy nie osłabią twojego drzewka. Jeśli je wytwarza, to po coś. Potrzebuje więcej energii i zasobów, może na jakieś choroby z którymi toczy cichy bój.  
A ty przychodzisz, i upierdalasz mu wszystkie gałęzie ‘’bo tak, i hehe odbije’’.
Zapomniałbym. Tak przecież napisali w poradniku sadowniczym, a co napisane to świętość. I nikt nie zastanawia się dlaczego hodowane w przydomowych sadach drzewka owocowe żyją średnio 30 lat, podczas gdy nie tknięte ludzką ‘’opieką i prowadzeniem’’ okazy na miedzach, w alejach, nieużytkach, pod lasami spokojnie dociągają ponad setki. I owocują. I nie chorują, bez corocznego oprysku w dodatku!

Drzewo odbije. Raz, drugi i może dziesiąty. Drzewa to mocni gracze. Za którymś razem nie. I twoje wnuki mogłyby cieszyć się 100 letnią jabłonią, smakować jej owoce, wypoczywać w jej cieniu, podziwiać jak ptak buduje gniazdo. Nie będą, bo wolisz co 20-30 lat skatowane drzewko wymienić na nowe. Tak zwane ‘’odbijanie i odrastanie’’ które jest argumentem zwolenników podcinek jest niczym innym jak reakcją obronną na stresowy bodziec. Drzewo wypuszcza dodatkowe pędy (w kolejnym roku znów podcięte) aby rozwinąć z nich liście, którymi pobierze energię od słońca. Potrzebuje jej aby odżywić i utrzymać pień, ten przecież został cały, ale ‘’ucięli mi gałęzie, a to oznacza że nie będę mogła wyprodukować dostatecznej ilości energii aby utrzymać się w zdrowiu’’. Przerażenie. Drzewo o tym wie, więc ratuje się w jedyny sposób jaki zna. Poprzez ulistnione odrosty. Interpretujemy to błędnie! Gdybyż człowiekowi, wyciąć nerkę, będzie sobie przecież żył. Może wydajność ciała spadnie, ale z wygladu będzie normalnie. Potem wytniemy wyrostek, jeszcze sobie poradzi. Kawałek, jelita, woreczek, nogę, rękę. Teraz to już trochę zakrzyczy i szarpnie, ale my stwierdzimy że się ożywił i to mu pomogło. Mniej więcej tak robimy z drzewami.

Są sady ‘’hodowlano – przemysłowe’’ gdzie chcemy mieć jak największą wydajność plonów i może jakoś ‘’opłaca się’’ nasadzić drzew gęsto, męczyć podcinkami i wymieniać co naście lat każdą sztukę. To jakiś sposób na szeroką produkcję.
Tylko po co te metody przenosić na sielskie zacisze podwórka, gdzie ‘’sadem’’ nazywane jest kilka drzew za stodołą? Czy jest im to potrzebne? Nie dość że okaleczając je tracimy darmowe a cenne usługi ekosystemowe, to jeszcze marnotrawimy czas, zasoby, pieniądze.
Dojrzałe, i rosnące od maleńkości ‘’po swojemu’’ drzewo, jeśli tylko miało szansę rozwijać się normalnie, jest gwarantem swojej stabilności i z powodzeniem oprze się wszelkim przeciwnościom przez okres swojego rozkwitu. Da cień, schłodzi powietrze w upał, oczyści je, bogaty nawóz z liści i składniki do gleby, śpiew ptaków, osłoni przed skutkiem nawałnicy, przetrzyma nadmiar wody.



Wystarczy spojrzeć na wysokie, wspaniałe, dorodne, zdrowe i stare polne grusze, mirabele, jabłonie, śliwy. Ich szerokie korony pną się wysoko, dorównując nieraz wysokością gatunkom leśnym. Nikt ich nigdy nie podcinał, nie prowadził, nie pielęgnował, i o dziwo – owocują! I to tak obficie, że nazbiera krocie człowiek, a i zostanie dla okolicznych zwierząt.
Czasem robią sobie rok, dwa przerwy. Nie wydają wtedy owoców, regenerują się lub przeczekują trudny okres. To naturalny cykl życia drzewa. I spokojnie dożywają one ponad 100 lat, często dużo więcej. Drzewa owocowe nie są słabe i krótkowieczne! Ale jakież inne wnioski mogliśmy wysnuć, opierając się na widokach sadowniczych kalek? Mam wciąż radość odkrywać i spotykać takie sędziwe, rozłożyste osobniki. Sekretem ich wspaniałości jest brak ‘’troski’’ ludzkiej i samodzielny żywot z dala od wszelkie pielęgnacji.

Człowiek podcina niejako z wygody i lenistwa aby móc łatwo dostać się do owoców. Niskie, karykatury pochlastanych jabłonek, do których prosto jest przystawić drabinkę. Zapomina, że drzewo to całość, nie niska wygodna gałąz z jabłkiem. Niektórzy uważają nawet, że nie przycinane drzewo choruje i osłabia się, a podcinki ‘’pomagają utrzymać statykę i równowagę. Jaka ta matka natura głupia co? Miliony lat ewolucji, miliardy pokoleń drzew, zmagań z wiatrami, osunięciami ziemi, krzywizną w górach, pożarami, podtopieniami, powodziami. I nie udało się! Aż przyszedł człowiek i wymyślił sekator.

Wygoda i zachłanność. Nie zapomnę, jak raz po dekapitowaniu czubka czereśni, gospodarze powiedzieli mi powód: ‘’no bo kto tam będzie wchodził i to zrywał’’. No a kto ci każde tam wchodzić?? Oberwij sobie z dołu, a górę zostaw szpakom. Co za problem?

Takie przycinanie jak na zdjęciu, a w praktyce ogławianie nie ma nic wspólnego z żadną pielęgnacją, jest barbarzyństwem i skazywaniem drzewa na powolną i wcale nie lekką śmierć. Zwłaszcza drzewa katowane przy drogach, narażone jeszcze na bodzce stresowe, braki odpływającej przez meliorację wody, większą ilość zanieczyszczeń, upał bijący od rozgrzanego asfaltu i brak sprzyjających leśnych organizmów. Zamiast zrozumienia i pomocy otrzymują co najwyżej kolejny cios piłą ‘’bo konar zagraża’’ a kiedy osłabione wszystkimi czynnikami drzewo traci wreszcie statykę, wtedy dzieje się samospełniająca przepowiednia. Którejś wichury pada na jezdnię, często kilkadziesiąt czy kilkaset lat wcześniej niż mogłoby dożyć, lub trwać dalej z podporami. ‘’Powalone drzewa, zniszczone domy, strażacy walczą ze skutkami nawałnicy’’ – ile razy widzieliśmy takie nagłówki? Osoby które w ten sposób poczynają z drzewami, wszyscy ci ‘’pielęgnatorzy’’ – to oni swoim brakiem wrażliwości stwarzają zagrożenie jeśli już, i bywają współodpowiedzialni za śmierć ludzką.

W pomysłach na zabijanie drzew doszliśmy niemal do perfekcji. Potrafimy nie tylko zabijać latami na raty, ale też wyjątkowo perfidnie i podstępnie. Tak, istnieją ludzie którzy chodzą nocami i wylewają pod drzewami najgorsze chemikalia. Zwykle potem nie sposób ustalić ‘’dlaczego nagle uschło’’, no ale można spokojnie je wyciąć.

Nasza świadomość nie potrafi chyba patrzeć na istoty doskonałe, jakim jest silne, rozgałęzione, majestatyczne drzewo. Czujemy się może mniejsi, gorsi, słabsi, ‘’mało sprawczy’’, a już na pewno – zagrożeni. Bo właśnie owo mityczne ‘’zagrożenie’’ jest podawane jako główny powód tłumaczący 98% wszystkich bezsensownych wycinek. Odmień przez ‘’bezpieczeństwo’’, ‘’publiczne-powszechne’’, bardzo ważne. Płakać nie wolno, bo w zamian dostajemy ‘’nowe nasadzenia’’. Te, jeśli w ogóle się przyjmą i nie padną od suszy, będą się siłować parę lat, bo jako cienkie patyki nie stanowią jeszcze zagrożenia. Na razie. Początek koszmaru drzewnego życia, może dopaść je w każdej chwili.  Od dawna traktujemy drzewa bardzo przedmiotowo. A one były tu długo przed nami. Przygotowały nam dom i środowisko w jakim żyjemy, i bez wahania ofiarowały swoje życia byśmy mogli przetrwać ponure wieki ewolucji i adaptacji. Nawet dziś, kiedy nie potrzebujemy ich ciał do budowy domów, gałęzi do rozpalania ogniska w jaskini, a materiał konopny daje nam kilka razy więcej celulozy z biomasą co rok. I można też produkować z niego meble, podłogi. Dziś proporcje się zmieniły. Może wreszcie pomyślimy o wdzięczności? Przecież i dzisiaj, filtrują one powietrze obok bloków, spowalniają nagrzewanie ulic i degradację nawierzchni, trzymają skarpy i zbocza, tworzą glebę, nawożą pola okoliczne pola corocznym zrzutem liści. Prawdopodobnie zdążymy jeszcze zniszczyć resztki lasów tropikalnych i ocalałych puszcz w imię ‘’rozwoju gospodarczego’’, a potem załatwią nas zmiany klimatyczne. Tu drzewa pokazują się jako strategiczny zasób krytyczny ludzkości, które mogą albo nas uratować, lub chociaż ulżyć w agonii. Wybierzemy.



Boimy się drzew. Tego, że przewrócą się nam na dom, zabiją gałęzią, wyskoczą na jezdnię, wyssają wodę, uszkodzą coś tam, zaśmiecą liśćmi. Czego się nie boimy? Zatrutego powietrza, chorób dróg oddechowych, suszy, erozji gleb, pędu 120 km/h autostradą wśród innych pojazdów (to jest bezpieczne, ale drzewo cię może zabić, czego nie rozumiesz?) powodzi, podtopień, braku pszczół i zapylaczy, głodu. Tego, że lada rok nie będzie nigdzie cichego miejsca gdzie nie dotarłby szum z krajowej trasy szybkiego ruchu, poprowadzonej przez obszar Parku Narodowego. Nie przeszkadzają nam dymiące kominy, spaliny z rur wydechowych, wszechobecne śmieci, mikroplastik w żywności, beton i wyspy ciepła, promieniowanie elektromagnetyczne, hałas. Przeszkadza cicho szumiące drzewo ze swoim cieniem.

Domniemanych sprawców dostrzegam lornetką, ponad kilometr dalej. Granatowe samochody z ‘’pakami’’. O, ile tam weszłoby śmieci! Ale tych nikt nie zabiera. Nigdy. Ja nie widziałem. A fotografuję takie miejsca od lat.  Po ‘’pracach’’ często zostają nowe. Sprzątanie powinno leżeć w geście podziękowania i być priorytetem, mdłą rekompensatą wszelkich niszczycielskich zajęć nazywanych dla niepoznaki ‘’pielęgnacją’’. A oni – dalej sieją pogrom. I popłoch. Żurawie krzyczą, gęsi kołują zaniepokojone, sarny musiały uciec. Pracownicy zieleni? Służba miejska, gminna, a może zwykli, nadgorliwi, ‘’cześkowie’’ z pobliskiej wsi? Nie wiem. Oznakowań brak. Wycinają, uwaga najlepsze – krzew czarnego bzu, rosnący pod słupem wysokiego napięcia. Czterech chłopa z toporami, na jeden niewielki krzaczek. Bohaterowie, obrońcy ludzkości. Opór daremny. Tego też nie rozumiem. Przecież taki krzew dorasta do określonej wysokości max 5 metrów, nie jest w stanie zagrozić tak wielkiemu, metalowemu słupowi! Komu tam przeszkadza? No cóż drogie ptaki, nie pomożecie tutejszemu rolnikowi w ochronie upraw. Nie będzie was więcej, nie będziecie wyjadać ‘’szkodników’’ z jego pola. Człowiek woli zrobić oprysk. Krzewy wyciąć, wodę z rowów spuścić, bobry przegnać. Rozkładać ręce i dziwić się skąd susza, nieurodzaj, może zapłakać o jaką dopłatę.



Na tym się wiosna nie kończy. Jak zrobi się cieplej, zaczną wypalania łąk. A potem już rutynowe, ogołacanie rowów i poboczy, coweekendowe, hałaśliwe dręczenie trawników, smrodzenie kosiarkami, a potem obowiązkowo nawadnianie, aby wypalony z wszelkich chwastów trawniczek, podtrzymać przy życiu i cieszyć oko ‘’zielenią rąk własnych’’ w satysfakcji nad tą którą się poprzednio zabiło. Temat na osobny wpis. 

Bądźcie dobrej myśli. W końcu dokądś lecimy na kawałku błękitnej planety.

Mazurki i trznadle posiadują na zwałach powalonych krzewów. Świergoczą radośnie. W tej scenerii brzmi jakoś…upiornie. Trochę groteska. Pewnie nie wiedzą jeszcze co się stało. Że ich dom umarł i już się nie zazieleni.  

I tylko hałdy śmieci leżące stertami na poboczu, w rowach. Opona, resztki samochodu, kanistry – to nikomu nie przeszkadza. Mówią o porządku i pielęgnacji. Śmieci zostają zawsze, zawsze. Nikt ich nie zabiera, obojętnie czy wycinane jest w lesie, polnej kępie, odległej miedzy. Są jak wzgardliwe splunięcia Homo Sapiens, na Matkę Ziemię. Efektów rozkładu nieznanych substancji toksycznych, przedostania do gleby na polu, nikt się nie boi. Śmieci są znane, oswojone, ludzkie. Nie stanowią zagrożenia. Są martwe. Jak nasze wnętrza.




PS. Wszystkimi konarami i patykami podpisuję się pod trwającą obecnie akcją Moratorium DLA DRZEW której celem jest po prostu całkowity zakaz wycinek i ratunek nas wszystkich. Przyjaciele drzew. Wrażliwi i empaci, nauczyciele ludzkości. Nie jesteście sami. Działamy! Poniżej znajdziecie link do petycji. Zachęcam mocno do jej podpisania:

https://www.petycjeonline.com/moratorium_dla_drzew

Wpis powstał dzięki wsparciu PATRONÓW bloga. Zwykle nie podejmuję takich treści, ale jedną z formą nagród na naszym PATRONITE jest możliwość zgłoszenia mi swojego tematu do opisania, jeśli jeszcze się nie pojawił. Spełniam Wasze prośby. Możesz dołączyć do grona Patronów i pomóc mi działać szerzej oraz skuteczniej – również dla drzew z którymi kontakt jest moim życiem i pasją. Wsparcie dla mojej działalności pisarskiej i bloga, możesz przekazać na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”Darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

ZZA GRANICY – PAYPALL – czeremcha27@wp.pl / jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne warsztaty i wędrówki.

Z serca dziękuję za każdy dar który pozwala mi zrobić więcej, tworzyć, docierać dalej, i dzielić się z Tobą leśnym słowem 

Innego końca nie będzie. Gawęda o przemijaniu i…budownictwie mieszkaniowym.

Zaczyna się niewinnie. Najpierw jakieś paliki, słupki, nie wiadomo co. Powstaje znikąd, w miejscu gdzie się kompletnie nie spodziewasz. Wyrasta niczym grzyb. BUDOWA. Osiedle. Na początek jeden domek, malowniczo pod lasem. Drogę zagradza mi siatka. Zaskoczenie. Choć ja wiedziałem. Pole ‘’podziałkowane’’ było już od dawna, i zaiste zdumieni byli ludzie których tędy prowadziłem na wędrówkach, że lada moment powstanie tutaj nowe osiedle. Tak, w miejscu gdzie teraz siedzimy i obserwujemy wychodzące na żer jelenie, sarny, dziki…

Zwierzęta jeszcze nie wiedzą co się dzieje. Nadal przychodzą na ugór, w końcu tędy wiedzie nieoznakowany nigdzie, niepisany korytarz migracyjny do sąsiedniego lasu za połaciami pól. Chadzają tędy od pokoleń. Lada dzień odegna je hałas, kiedy ruszą maszyny.



To była moja ulubiona ‘’bosa’’ trasa do relaksu i letniego wygrzewania się w słońcu pod brzozami. Kiedy zaczną budować dom za domem, pomyśleć że na kilometr w las niosły się będą stukania młotków i warkoty pił. A tutaj niedaleko gniazdował bielik. I para jastrzębi. I kulika wielkiego słyszałem. Kiedy osiedle już powstanie, a domy zostaną zasiedlone, zacznie się drugi akt dramatu. Przedsmak mogłem poczuć już tego lata, kiedy w miejsca gdzie wieczory spędzałem na wspaniałych obserwacjach z ambon, zaczęli zachodzić ludzie z psami. Z innego osiedla które wyrosło. Tak jak godziny od około 18 aż do nocy na tych łąkach to był czas beztroskich swawoli zwierzęcych, tak od około 17 tej sielankę zajęcy i saren trafia szlag, kiedy przychodzi pani z dwoma biegającymi luzem psiakami. Potem kolejne dwie osoby. To zapowiedz następnej katastrofy i jak już dobrze to znam ze swojej okolicy. A ludzie nie widzą zwierząt, śladów, idą tak głośno że zwierząta uciekają zanim mogą je zobaczyć. Nie mają świadomości że one tutaj żyją. Tylko wędrowiec ukryty w czatowni, widzi co tak naprawdę się dzieje. Nieświadomi spacerowicze to może byłby mniejszy problem, bo wędrowców możnaby jeszcze ‘’urobić’’ i uwrażliwić. W teorii. Ludzie mieszkający pod lasem za pewne cenić sobie będą sosnowy zapach po deszczu, ale zaczną dopominać się też drogi dla swoich aut z salonów, a przy drodze powstaną kolejne obrzydliwe latarnie, raniące oczy już z daleka, niszczące cały urok dzikiego miejsca, przy których każdego sezonu ginąć będą niezliczone gatunki owadów zwabionych z lasu…Czemu musimy stawiać te paskudne lampy wszędzie gdzie się pojawimy? Kiedy każde auto ma swoje reflektory? Ileż małych katastrof niespisanych, nieodczutych, w błyskach wirujących wokół do wyczerpania, zwabionych na wieczny taniec chochołów. I tylko dlatego, że człowiek ‘’czuje się niekomfortowo’’ jak ich nie ma, i taki ustalił sobie standard. A ja zdumiony byłem ostatnio, kiedy wyrąbano cały pas drzew w odległości 1 metra, aby ”odebrać lasowi”, bo coś tam w papierach się nie zgadzało. I tutaj domki być muszą.

A potem w gazetach napiszą (jeśli) że znika bioróżnorodność i ciekawe jak to się dzieje. Kolejne rzesze istnień oddadzą swoją ofiarę pod kołami pojazdów na asfaltach, w imię ‘’luksusu’’ i wygodnego dojazdu pod leśną willę. Czy muszę wspominać o stertach gnijących traw i ogrodniczych odpadków z cotygodniowego katowania trawników? A może i mieszkańcy zaczną skarżyć się na dziki…

Następnie las stanie się ‘’martwy’’. Na jakiś czas. Znikną stamtąd większe zwierzęta. Instynkt słusznie gna je z dala od człowieka. Uciekają tak od pokoleń. Kluczą, migrują, poszukują – swojego miejsca spokoju. Każdego roku zabierane są im kolejne, i nikt nie przejawia nad tym najmniejszej refleksji. Uważamy że to słuszne, że tak się należy i nie ma w ogóle o czym dyskutować. Innego końca nie będzie… No, jest jeszcze mały cień szansy, że wprzódy wykończą nas szalejące ‘’kaprysy kilmatu’’, albo po prostu wcześniej zabraknie surowców, materiałów, pitnej wody, żywności. Nie będzie z czego budować, ani nawet gdzie. Ziemia ma przecież ograniczoną powierzchnię. Wtedy może zrozumiemy, że tak się cały czas nie da. O wiele za późno. I nie jest to wcale odległa przyszłość. Martwimy się różnymi rzekomymi problemami ekonomicznymi i ekologicznymi, tymczasem zagłada postępuje cicho. Przybiera postać równo ściętego trawnika i rzędu tui pod płotem. Kolejnego wielkiego marketu powstałego na jakimś nieużytku przyrody, aby potrzebom mieszkańców sprostać. Cieszcie się i radujcie, albowiem nie da się tak w nieskończoność. To taka dobra wieść, która pozwala mi w tym wszystkim odnazlezć się jako obserwator procesu. I tak to traktuję. Wydaje mi się, że na spokojnie.

Nie winię nikogo. I nie mam pretensji. To tylko kronika. W strzępek lat przeminiemy my przeżywający różne emocje przy tym wpisie, przeminie i owo osiedle. A potem wrócą drzewa. Korzeniami skruszą resztki starych betonów. Zazielenią się mchy i pnącza. Wrócą ocalałe zwierzęta. I będzie jak dawniej. Cykl zatoczy koło do początku. Póki co, bawmy się, budujmy, mieszkajmy, żyjmy. Jeszcze można. Przyrodę będzie się oglądać na materiałach video, a w ogóle kto by to oglądał i po co? To było kiedyś. Jakieś robale i komary. Jak dobrze, że się tego pozbyliśmy… Jest serial na netflixie i dotykowy hiperinteligentny system sterowania czymś tam. Ja nie mam dzieci i miał nie będę. To od dawna przemyślane. Z szacunku i wyboru. Nie chcę aby dorastały w takim świecie. W którym nie mógłbym im pokazać ani jednego drogiego mi miejsca lub drzewa. Nie pokazać gatunków ptaków, owadów, czy roślin, bo już ich nie będzie. Ani siedlisk, ani ciszy w głuszy, bo przecież budować chcą trasy szybkiego ruchu i nad parkami narodowymi. Nie chcę. To wszystko o czym piszę można bardzo łatwo przeoczyć żyjąc w zaobsorbowaniu codziennością. Wyprzeć jako że nie dotyczy, lub ”ja nie jestem temu winien”. Tak trzeba, bo tak robią wszyscy, słyszał kto o innym życiu? Odkąd wędruję, każdego roku powtarza się jedna rzecz. Co roku muszę jezdzić dalej i dalej, aby szukać coraz to nowych miejsc, gdzie znajdę jeszcze trochę ciszy i dzikości. Na przestrzeni kilkunastu lat, ta odległość koniecznego oddalania się od domu, wzrosłą z 1 km, do 15tu. I wciąż coraz szybciej. Niepostrzeżenie. Ostatnio na lokalnej grupie poświęconej mojej miejscowości pojawił się post z pytaniem skierowanym do mieszkańców ”czego wam brakuje w okolicy”. No i posypała się litania odnośnie marketów, mc donaldów, kin, basenów, teatrów, punktów wszelakich usługowych. Tylko ja napisałem, że nie brakuje mi niczego z tych rzeczy, a nawet jest już o wiele za dużo. Że jak już to brakuje mi dzikich , spokojnych miejsc, starych drzew, i ciszy. Dziwnym trafem ten komentarz zdobył najwięcej polubień? A ilu z nas tutaj marzy o swoim jedynym domku pod lasem, w cichej, spokojnej okolicy. W których to w ciągu paru lat cisza pozostaje wspomnieniem, a mieszkaniec domaga się asfaltowej drogi dojazdowej, lamp i wycinania krzaków dzikiej róży na poboczu.

Nad polem przelatuje dziarsko myszołów. Zastanawiam się, czy widzę go tu po raz ostatni w takiej scenerii.

Zapraszam też do OSTATNIEJ, niedawnej opowieści z tego wspaniałego szlaku, jeszcze z czasów ciszy. Kolejne pewnie nie powstaną…

Dziękuję za Twoją wizytę w Krainie Szeptów. Tutejsze opowieści powstają nie tylko dzięki mojej pracy, ale przede wszystkim przez pomoc zaangażowanych w ducha tego bloga, Czytelników. Możesz wesprzeć jego filar aby mógł on istnieć w formie jak dotąd (bez reklam), albo zwyczajnie w tej formie mi podziękować, jeśli czujesz że to co tworzę i piszę jest ważne i potrzebne. Dzięki Twojej pomocy, będę mógł zrealizować kluczowe pisarskie projekty. Ich listę oraz szczegółowy wgląd na co będą przeznaczone Twoje środki, znajdziesz kilkając TUTAJ. Dary można przekazać na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

Paypall: czeremcha27@wp.pl – jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne wyprawy.

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić leśnym słowem ❤

A świt mój księżycowy, graniem skowronków się zaczyna.

Noc Wędrowna. Coś gna, woła aby tej ciemnicy ruszyć na szlak. Maszeruję. Kroki chrzęszczące po kamieniach, szurające w piaskach odciskają piętno podróżnika. Z mrocznego lasu nadlatują upiorne piski. Kryją się w gałęziach, wśród konarów, liści. Są blisko. Nie sposób wypatrzeć w gąszczu. To sowie podloty, opierzone, choć nielotne pisklęta. Nie wiem tylko czy puszczyka, a może uszatki. Gdy ich wrzaski przybierają na sile, wiem, że rodzic jest gdzieś w pobliżu z pokarmem. One go widzą. Ja nie. Dziwię się tylko, że zdecydowały się na lęg w małym, przydrożnym i prywatnym lasku. Za dnia mijany przez dziesiątki spacerowiczów i aut, nocą odsłania dopiero swoje tajemnice.

Topolowy szpaler olbrzymich pni, szeleści i grzmi w dotykach wiatru. Przysiadam na niedługo pod jedną z nich. Trzęsła się mocno, przyciągała jak magnes, stąd wiedziałem że zaprasza do spoczynku pod sobą. To już ostatnie z rodu. Wiele z nich wycięto bez powodu, tkwi tu kilka ostatnich. Bardzo piękne drzewa. Silne energetycznie, wytrwałe i zdrowe. Mówią, że lubią ten nocny spokój i spowolnienie. Zatem nie przeszkadzam im. Za plecami wschodzi żółtawy kawałek księżyca, wywołał ledwie widoczne cienie. Pora ruszać dalej.

Mijam przydrożny krzyż, pełen lampek i zniczy. Jest tu odkąd pamiętam. I choć nie jestem wierzący, szanuję osoby, często starsze, które mają siłę się nim zajmować. Wszystko jest tu zawsze czyste, pełne kwiatów, zadbane. Zastanawiam się, kto to będzie kontynuował, kiedy starsze pokolenie odejdzie…

Mimo, że jest ledwo 1 w nocy, już widać przejaśnienie świtu. Bardzo subtelne. Białe Noce – to takie czarowne. Innej energii człowiek dostaje, mało spać się chce, za to wędrować. Jakiś zwierz z pola, rozpaczliwe jęczy. Brzmi jak zmora z horroru. Za moment gaśnie wpół zduszony. Pewnie zając lub mała sarenka, właśnie zaanektowana na posiłek przez lisa. Choć późno, wcale nie jest cicho. Gdy się wsłuchać… Z oddali napływają różne szczebioty. Gdy zbliżam się do pasu trzcin porosłego na polnym rowie, rozpoznaję sprawcę – to łozówka. Niewielki szary ptaszek, który terkocze sobie nocami w takich miejscach i mami uszy wędrowców. Śpiew łozówki może nie jest silny, malowniczo piękny, ani kunsztowny, ale pobrzękując nocą w niespodzianych miejscach, ma w sobie coś takiego, że człowiek zaraz się uśmiecha. Jest po prostu lekki, wesoły. Niezłomny ptaszek naśladuje jaskółki, szczygły, wróble, sikorki, trznadle i inne – tworząc z tych wyrwanych kawałków własną, unikalną pieśń. Trochę jak papużka. I dziwić się można niekiedy, słysząc pobrzękiwania innych dziennych gatunków, w takiej ciemności. Choć to przesada. Widoczność jest przyjemna, szarawa. Nie to co w nów, pózną jesienią. Kawał dalej pokrzykuje dziarsko trzcinniak, ten jest echem tej nocy. Zbliżam się do kępy, w której urzęduje słowik. Jedyny ptak, który tu śpiewa. Inne zagłuszyłby chyba. Ten rok jest inny do poprzedniego. Zeszłego czerwca nocne ptaki umilkły już z jego początkiem, tego są bardziej aktywne. Pewnie dlatego, że było trochę więcej deszczów. Bzowe aromaty białego kwiecia pieszczą noc łaskotem raju. Wdycham i delektuję. Nie wytrzymuję. Mówię na głos do krzewu: O jak pięknie pachniesz, dziękuję Ci! I wiaterek się robi. Bez zaczyna się trząść, jakby rad z pochwały. Mam wrażenie, że rozpachniał się jeszcze mocniej.

Skylark

Różowy świt witają skowronki. Zaczynają śpiewać jeden po drugim, jakby chciały prześcignąć się wzajemnie tym powitaniem. Niebiosa ledwo różowo – sine. Z nich płyną dzwoniące pieśni skowrończego ludu. Wtedy przystaję. Choć do słońca jeszcze trochę, one już pewnie widzą je ze swoich wyżyn. Z łanu zboża wybiega na drogę warchlak. Za nim kolejny. I cała gromadka. Przeskakują drogą do rzepaku. Wymijają pobliską wieś. Poranne powroty. Między nimi starsze rodzeństwo. Braterski ród. Czekam w spokoju, nauczony doświadczeniem, że kilka dzików to zwykle zapowiedz większego przemarszu. I nie mylę się. Wnet wysypują się kolejne maluchy, między nimi siwe i czarne lochy.Co za ród! Mimo szaleństwa zmasowanego odstrzału, przetrwały. Człowiek przewał pamięć dziczego rodu. Zaburzył ciągłość, zniszczył równowagę. Dzik w naturze mógłby przeżyć blisko 30 lat, zaś w obecnej rzeczywistości pozwala im się żyć… max 5…Nie ma babć, dziadów, matek, wiedzy, pokoleń, rodzin. To tak, jakbyśmy w ludzkiej populacji mieli 8-12 letnie dzieci. Dawniej prośne bywały, tylko starsze, dojrzałe i silne lochy, to one w kniei pełnej niebezpieczeństw mogły obronić i wychować potomstwo. Pozostałe samice pomagały najstarszej, i pełniły rolę, można powiedzieć ‘’ciotek wspierających’’. Pozwalały matce odpocząć, przejmując opieką nad dzikową dziatwą, chroniły w potrzebie. Dziś, dzicza populacja intuicyjnie wie, że ‘’coś tu jest nie tak’’. Skoro nie ma ‘’starszyzny’’. Gnane strachem o przetrwanie gatunku, mnożą się już jednoroczne sztuki. Czego mogą nauczyć swoje maleństwa? Ot zaprowadzą do kolejnego nęciska, nieświadome, po kulę z zasadzki. Brak starych rodów, brak wiedzy.  Wyobrazmy sobie ludzką populację, w której mielibyśmy samych 8-12 latków. Coś takiego zrobiliśmy dzikom…Wioska zatopiona w snach, drzemie. Pieją koguty. Polna droga poprzecinana smugami świeżych tropów. Dziki ledwo przemknęły, kiedy za moimi plecami wyłania się ciekawski lis. Księżyc wisi jeszcze nisko nad domami, już stracił czar wywołania pozłacanych cieni. A świt mój księżycowy, graniem skowrończym się zaczyna.

45541216_2224413227795731_7744375249336008704_n

Dlaczego cywilizacje upadają?Przesłanie Czarnej Olchy.

Gdyby zapytać każdego człowieka dowolnej narodowości, zawodu, wyznania, czy pragnie on żyć w pokoju, harmonii, szczęściu i wolności – większość bez wahania odpowie, że tak. Ostatnim czego mi się chce podczas pobytu w lesie, to wgłębianie się w analizy i roztrząsanie tego co jest. Obecnej sytuacji. Kilka osób jednak zapytało. I zastanowiłem się. Skoro tak pragniemy wszyscy tego życia w dobrostanie, harmonii , błogości i szczęściu – dlaczego nam to wciąż kolektywnie nie wychodzi?
Spoglądam na skraj bagna. Świat jakże inny od zgiełku miasta, tu gdzie dziki topią swój trop w awanturniczych przeprawach, gdzie świerszczak już terkocze monotonną kołysankę, a pocieszne kurki wodne gderają sobie jak stare ciotki. Tu drzewa rachityczne i mocne zarazem, olchy, powykręcane i powalone, silne i wzniosłe choć teren i warunki niełatwe. Brzozy, sosny, dęby i nawet modrzewie, te wyglądają naprawdę słabowito. Mimo to im tutaj udaje się tworzyć i utrzymywać jakiś kawałek lasu. Rosną już lata… spoglądam na nie i myślę – jak im to wychodzi? A dlaczego nam nie? Tutaj padają jednostki, ale społeczność trwa…

-NIE POTRAFICIE WSPÓŁPRACOWAĆ, zjednoczyć się we wspólnym celu…

Kiedy wiatr przepływa po szuwarach, taka przychodzi informacja. Kto to powiedział? I jak to? Przecież tworzymy różne inicjatywy, jednoczymy się, działamy, budujemy, robimy dobre rzeczy… Olchy. Jeszcze nagie bez liści, czarne. Drżenie przenika po gałązkach najmniejszych, jakby zastanawiały się i nad moimi rozmyślaniami. Pochwyciły temat.

13339630_599553990218020_7167857093846468830_n

– ZA BARDZO SKUPIACIE SIĘ NA RÓŻNICACH. Eksponujecie je. Drążycie. To co teraz się dzieje u Was – to odbicie tych podziałów. Spójrz na drzewa. Jak zauważyłeś, jesteśmy tutaj różne. Każde nasiono które tu trafi, opadnie i wykiełkuje czyta informację – aby przetrwać, trzeba sobie pomagać. Choćby nie wiem jak było trudno. I dlatego jest mniej ofiar. Upadają nieliczni, a knieja trwa. I pomyśl sobie, nagle, że drzewa zaczynają się zachowywać tak jak ludzie. Ot dąb dąsa się na Sosne, że ta na piaskach dobrze rośnie, inny ma żal, że ktoś nad mulistym bagnem przy wodzie sobie powodzi, ten niski, ów krępy, a tamta łajza topola to już całkiem oszalała z rozpusty – na glinie sobie urosła. Co ona sobie myśli. Głupi grab, kto to widział, tyle dziupli? Szaleje zazdrość, szyderstwo i uprzedzenia. Zaczynają pod ziemią zwalczać się korzeniami, podbierać sobie zapasy, przekonywać grzyby na swoją stronę aby tylko jeden miał jak najwięcej korzyści, no i rozpychać, usychać…
To właśnie Wasze zachowania. I dlatego cywilizacje upadają, a przyroda trwa. Kołowrót życia toczy się i obserwuje poczynania Waszej egzystencji. Powoli się uczycie. A przecież cała Natura, gdy spojrzysz, woła jednym hasłem: Współpracuj! Czy mrówka jedna stworzyła by sama swój pałac z igliwia bez pomocy sióstr? Mrowiska przez lata na kopy wzrastają i tak tworzy się potęga. Nie jest ona odporna wobec zdarzeń świata, ale przynajmniej ma szansę zalśnić swoją pełnią przez okres jaki jej dany. Różne gatunki pomagają sobie, nawet nie będąc świadomym swojej współpracy. Czy wiesz jak narodziła się cywilizacja? Pierwsza społeczność? Nie od wynalazku, sztuczki, techniki. Powstała, gdy pierwszy człowiek pochylił się na bliskim, podał mu rękę, opatrzył ranę, zaopiekował. Zatrzymał się, wysłuchał, współczuł…

Odpowiedz też sobie – co takiego tworzycie? Czy to wszystko jest Wam rzeczywiście potrzebne do szczęścia i życia? Wspaniałe budowle, drogi, mosty, okropne parki, wynalazki, pozorne ułatwienia, czyż nie widzicie dokąd Was to prowadzi? Dokąd pędzicie? Kiedy wreszcie przystaniecie? Wtedy, gdy trucizny uwolnione przez Was opanują powietrze będzie już za późno. Kiedy skończy się miejsce pod budowę? Nie macie umiaru… ani pokory. Widzę, słyszę te plany. Próżne. Nie da się udoskonalić lasu, bo Stwórca tak wszystko przewidział i stworzył, aby było doskonałe. Miał wiekuistość, aby zaplanować doskonałość ponad wszelką wątpliwość. Jest ona wokół Was. Nieliczni dostrzegają i celebrują. I co się dzieje? Są szczęśliwsi, zdrowsi, uśmiechnięci, rozpływają się problemy. Tylko dlatego, że dostrzegli Boską doskonałość. A oni – tylko poprawiać, dobudowywać, przekopać. A Natura sama wciąż tworzy. Człowiek w zamyśle Stwórcy miał być opiekunem tych dzieł, miał je pomnażać. Nigdy, przenigdy nie stworzycie sobie szczęścia i bezpieczeństwa postępując wbrew niemu. A Natura – Matka mówić będzie. Raz mocniej, gdzieś inaczej. Mówi już tak głośno, czysto, i gromko. Zabili rzeki, odsączyli żyły Ziemi…Zapieczętowali brzegi. Chcieli bezpieczeństwa. Wygnali wodę, sami. Czy powodzie się przez to skończyły? Natura sama Was chroniła! Było pokazane każdemu jasno: Tu rozlewam się po wiosennych wezbraniach i prę z lodem zimowym, tu nie wolno się osiedlać. To Macierz, ostoja. Zbezcześcili i to. Pod ziemią woda będzie pracować. Budynki będą osiadać. To nie jest tylko tak, że dokuczy jedynie susza. Morza i oceany są jak narządy. Dostały wodę z lądów, za dużo. Pełnią różne role, wiele ról. Są na krańcu swojej wydajności. Przeciążone.
U nas, w Puszczy, każdy bierze tyle, ile mu potrzeba i dlatego dla wszystkich wystarcza. Natura nie przewidziała braku. Drzewa nie próbują celowo rosnąć na gołych skałach. Wiedzą kiedy trzeba się zatrzymać. Żyjemy prosto i dlatego nie łamiemy zasad, w nas są oczywiste przesłanki zgodnego pobytu na Ziemi.

_DSC6545_web

Słucham bagiennej opowieści, a w zasadzie kolejnej reprymendy. Myślę sobie, ma rację. Wielu z nas przecież, gdy się rozejrzeć, nie podobają się obecne obostrzenia. Mają te osoby różne poglądy, cele, ale generalnie ich sprzeciw wywołała dana sytuacja. Tych ludzi nie jest mało. Przedsiębiorcy chcący ratować swoje biznesy i miejsca pracy, przeciwnicy przymusowych szczepień, sceptycy 5G i wielu innych wyznawców różnych teorii. Każdy z nich zapytany z osobna zadeklarowałby solennie, że pragnie pokoju i dobra, jednak gdybyż ustawić tych ludzi na jednym placu ze swoimi transparentami, jaki byłby efekt? Wnet poleciałyby epitety jedni wobec drugich ‘’foliarze, anytyszczepy, bioroboty, lemingi’, każdy swoje. A pan z batem stoi i zaciera ręce. Dziel i rządz. I dlatego nie jesteśmy w stanie swojej sytuacji zmienić, wpłynąć na rządy. Za dużo podziałów. Olsza ma rację. Myślę sobie – czy to jest istotne? W co kto wierzy, wyznaje, jaką spiskową teorię? Dlaczego gdy tylko usłyszymy coś z czym się nie zgadzamy, to powoduje w nas dyskomfort bądź uśmiech politowania, lub chęć ‘’przywalenia’’ przeciwnikowi, usilnej potrzeby udowodnienia, że jest on w błędzie? Trwonimy energię na spory o drobnostkach, a ten wymarzony pokój i dobrostan pozostaje wieki gdzieś poza zasięgiem… Może warto wziąć przykład z drzew. Przestać przyglądać się drobnym różnicom i skupić na kilku wielkich hasłach, a wtedy zacząć pytać, co możemy zrobić, aby to osiągnąć. Może strefy wolne od 5 G? I niech ktoś żyje sobie żyje, w poczuciu bezpieczeństwa. Rozwiązań pewnie znalazłoby się krocie aby wszystkich zadowolić, ale najpierw musimy tego chcieć. No i zobaczyć pewne rzeczy. Zweryfikować, czego tak naprawdę potrzebujemy i co jest dla nas dobre. Wysłuchać siebie nawzajem!

– W obliczu zagrożenia zwłaszcza, ta współpraca jest ważna. Historia Wasza zna przykłady. Wojny, gdy niejeden pomagał narażając życie. Współpraca jest magiczna, szczera chęć pomocy wynikająca z troski i współczucia, ma siłę przemian i często już ona sama poprawia sytuację, tworzy. Bo z dobroci serca płynie, a jego siły nie muszę Ci wyjaśniać…Popatrz na to miejsce. Wielu uczonych z Was powiedziałoby, że tutaj drzewa nie mają prawa zdrowo rosnąć. A mimo to jesteśmy, w różnej kondycji, wybujali i okazali. Ziemia, woda, powietrze, ogień, próżnia, owad, listek, grzyb, ptak, zwierz, wszystko nieustannie ze sobą rozmawia, toczy dialogi i odczytuje informacje ze świata wokół. Mówi i drugiego słucha. Gdy czas nadchodzi drzewa, zapachy wydziela, wabiąc owady, pleśnie i grzyby do rozkładu. Wie, że pora w materii się rozpaść, aby na nowo odrodzić i dalej pieśń życia kształtować. Przerażają Was pożary i gdy przyroda płonie – a to tylko odbicie Waszych działań, wyborów, myśli i codziennego kształtowania. Nie mamy wyboru, trzeba nam przyjąć co się wydarza, gdyż nie jesteśmy odizolowani od tego co ma na nas wpływ. Dopiero wspólny wysiłek i koncentracja na jednym celu wyda owoc zmian. A u Was? Nie potraficie nawet porozumieć i dogadać jak wodę w obecnej sytuacji zachować…

Czyta ze mnie. Tak. Niedawno oglądałem. Że nie budowa dużych zapór, a zasypywanie rowków na ugorach, budowa zastawek na tych polnych i pozwolenie na działalność bobrom. Systemowa ochrona okresowych wiosennych rozlewisk na łąkach, z których woda powoli wsiąka, zasilając zasoby gruntowe. I nie potrafimy współpracować. W drobnych sprawach i wielkich. A zwłaszcza w istotnych. Gdzie dwóch, tam trzy zdania. Wiem to wszystko. Może dlatego nie przeżywam rozpaczy z powodu pożarów. Bo wiem, że to odbicie tego co sami stworzyliśmy. Że to też dla nas informacja, która będzie się nasilać w zjawiskach, aż ją wreszcie pojmiemy. Nie mi sądzić i wybierać, kiedy ma to się zdarzyć.

Mimo gorzkich i cierpkich słów, jakie przyszły od Olch, uśmiecham się jakoś w kierunku szuwarów. Rajski śpiew pieści stęsknione uszy arią anielskiej, zakochanej melodii. Do uroczyska przyleciał pierwszy słowik.

—————————————————————
—————————————————————

🌼 Dziękuję za Twoją czytelniczą obecność! Po więcej gawęd z Drzewami Mocy i przesłań zapraszam Cię do mojej najnowszej książki, którą można już zdobyć w księgarniach internetowych:

https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

WAŻNE WIEŚCI: To miejsce może swobodnie istnieć dzięki wsparciu zaangażowanych czytelników. To darowizny pozwalają mi zachować niezależność w publikacjach oraz podejmować działania na rzecz rozwoju w materii. Możesz  wesprzeć tego bloga drogą pomocy materialnej i finansowej – wpłaty można przekazać tutaj:

https://pomagam.pl/szeptyknieipomoc

Dziękuję za Twój czas spędzony na blogu szeptów.

47445595_2267198426637942_1837768857591218176_n

Dzień Wędrowny wśród saren

Gdy przechodzę nieopodal szuwarów tuż obok małego leśnego bagienka, trzciny odpowiadają poszumem łanu. Rozkołysało się wszystko. ‘’Oho’’ – myślę. Las się wita. Mamy już jakąś łączność. Jeszcze dwa kroki po błocie ścieżką dzików i dostrzegam stojącą w trzcinie sarenkę. Nieruchomieję w uśmiechu. Musiała dopiero co się podnieść. Widać, że zaspana. Potrząsa głową pociesznie machając uszkami. One tak zawsze, jakby chciały ‘’wyrzucić’’ z głowy dzwięk, który im się nie spodobał. Maleństwo patrzy się na mnie przekornie i ani myśli uciekać. W błysku czarnego oka dostrzegam figiel. Patrzy i patrzy – a przecież z tych paru metrów musi mnie widzieć. Wreszcie, uspokojona jakby robi kilka niespiesznych kroków w szuwar i znika mi z oczu. Tam zalega. Na przeczekanie. Nie ma co uciekać przede mną. Rozumiem. Chodziłem tutaj całą wczesną wiosnę, kawałek dalej, siedzieć pod świerkiem gdzie spędzałem całe dnie, a one wypoczywały zawsze gdzieś nieopodal. To jest magiczne, jaką wiez można wypracować sobie z lasem i jego mieszkańcami. Tutejsze sarny są zresztą bardzo cwane. Siedząc pod drzewem nie raz obserwowałem jak i one z gąszczy leżąc, zerkając do spacerowiczów tuż na ścieżce, wiedzą, że oni nie zaglądają w chaszcze ani ich nie zobaczą. A przecież musiały obecność odbierać wszystkimi zmysłami. Uczą się być cicho obok nas, niezauważane a jednak tuż – tuż swobodnie żyjące. Te same zasady cichego współistnienia stosuję wobec nich, i zawsze dość szybko przestaję być postrzegany jak intruz. Mam jakieś takie przekonanie, poczucie, że taka postawa budzi u zwierząt jakiś ich ‘’szacunek’’, zaciekawienie. Czasem od razu jakby wiedziały – przed nim nie trzeba uciekać ani się kryć. Wpadam po kolana w błotnisty dół, pokłosie dziczego kąpieliska. Po tropie widzę, że jeden, jedyny jeleń nadal tu mieszka. Udało mi się wypatrzyć go w pełnię podczas rykowiska, jak podążał przez kukurydzisko ze srebrną poświatą na grzbiecie. Dziwne, że ten stadny zwierz już tak długi czas pielęgnuje samotność.

Na jednym z drzew wisi jakaś czerwona tabliczka. Biało – czerwona. – Co u licha…
Myślę zaniepokojony. Jakieś nowe oznaczenie do kolejnej wycinki? Niepokoi tym bardziej, że znajduje się tuż nad bajorkiem, gdzie sarny śpią, a dziki odbywają toaletę. Od śladów gęsto. Napis na laminowanej kartce głosi:

‘’BIEG NA ORIENTACJĘ. PROSIMY NIE ZRYWAĆ’’

P91204-120941

I mieszane uczucia przychodzą. Obcowanie człowieka z przyrodą różną może przybierać formę. Lecz chyba rzadko bywa tak, aby było ono rzeczywistym wglądem w nią. Zatrzymaniem się. Bo znowu bieg. Dlaczego akurat tutaj? Przecież tu śpią sarny, i jeleń przychodzi, i dzików rodzina do kąpieli – jeszcze bym nie grymasił, gdyby trasa wiodła główną drogą leśną. Co i kogo podkusiło, aby zejść tutaj, w te krzaki. I widzę jak będzie. Kolorowi ludzie, może pojedynczo lub tabunem przeczłapią tędy w gonitwie za kolejnym iluzorycznym zwycięstwem. W małym lasku czujność i niepokój się zjawi. Bo kogo obchodzą jakieś zwierzęta i spokój w ich domu. Sarny nie przeczytają tabliczki. Pewnie będą tu spać jak zawsze, kiedy zacznie się niespodziany rwetes. A potem sylwester. A od przedwiośnia wycinka pewnie ruszy. Nie mają tu lekko. Żyjąc w bliskości człowieka, trzeba być cały czas gotowym, na najbardziej absurdalne zdarzenia. Nikt nie wie, co strzeli mu w palmę. Pocieszam się, że taki bieg, to raczej wydarzenie jednorazowe.

Po drodze przyglądam się gnijącym kłodom. Pochylam i klękam. Grzybowe i pleśniowe życie pląsa potrząsając strzępkami kapeluszy w tańcu rozkładu. Dopiero o tej porze roku można dostrzec kunszt mszaków – na tle brązów i beżów przypominają puchowy dywan. Jabłuszka spod buka, złożone w darze, zniknęły magicznie. Dawniej lud wierzył, że zabierają je skrzaty. Lubię tak pomyśleć. Choć wiem, że to sarny przyjęły mikołajkowy prezent od wędrowca. Pod stopami szeleści dywan rudych liści. Słońce prześwituje między nagimi konarami złotem, pokazując, że ten grudzień wcale nie taki bury. Choć dziwnie pomyśleć, że dopiero 13ta, a za trzy godziny będzie ciemno. Dzięcioł zielony ‘’znęca się’’ nad starszą brzozą, uroczego ptaka z czerwonym łebkiem podziwiam w zbliżeniu lornetki. Przyglądam się też naznaczonym tu drzewom… Niektóre martwe, pełne dziupli, jamek i otworów, no skarbnica miejsc lęgowych dla ptactwa i nietoperzy. Tu zamieszkać mogą sikory, kowaliki, krętogłów, sowy, cała masa drobnicy która dziupli wykuwać sama nie potrafi, a jest od ich obecności uzależniona. I wszystkie te drzewa, do usunięcia, ścięcia. Na innym czerwona krecha, a nad nim umiejscowiona resztka gniazda. Ptaki, prawowici mieszkańcy małej kniei, mają inne zdanie odnośnie przydatności tego konara. I to ich ‘’zdanie’’ powinno być respektowane w pierwszej kolejności. Naprawdę nie rozumiem. Z dala od dróg, nikomu tu nie zagrażają. Do niczego też się nie nadadzą zbytnio. Na budulec za duży rozkład, palić takim mokrym próchnem też nie za fajnie. W książkach które czytałem w dzieciństwie, zawsze podkreślane było mocno, jak bardzo ważne są dziuple dla ptaków, że takich drzew jest ogromny deficyt i powinno się zostawiać. Ornitolodzy to wiedzą. Ptakom nie przeszkadza, że się rozpadają, będą się gnieździć dopóty się da. A nawet jeśli nie, miejsce pozostanie spiżarnią, bo tu legną się i żyją larwy różnych owadów drążących w drewnie. Przysmak dzięciołów właśnie. One zdają się to wszystko wiedzieć. Dlatego jeśli upatrzą sobie jakieś osłabione drzewo rąbią je jak popadnie, a potem gdy delikwenta zasiedlą różne żyjątka, przylatują jak do gotowej stołówki. Ptasi geniusz de-strukcji.

P91204-124159

Jeśli wieje bardziej niż przeciętnie, zawsze na czuwanie udaję się między drzewa. Szumią, skrzypią, trzeszczą i opowiadają, pochłaniając energię wiatru, a mi jest cieplej. Gdy na momenty się uspokaja, słychać jak zwierzęta gdzieś chodzą po liściach. Szemrząca modlitwa życia. Dobrze w niej się zanurzyć. Przed zmierzchem jednak, wolę wydostać się z lasu. Nie ze strachu. Po prostu, moje mniej doskonałe zmysły nie poradzą sobie tak dobrze, świecić nie chcę, ani przeszkadzać tutejszym dzikim mieszkańcom. Lepiej udać się na przestrzeń, na widowisko. Przy rowerze napotykam jakiegoś małego ptaszka – maluch pnie się w górę po korze świerka, błyskając białym puszystym ‘’brzuszkiem’’. Zabawny karzełek. Co chwila znika, okrążając pień. Zwinny pełzacz leśny, gotuje mi na odchodnym miłą niespodziankę. Piaszczyste doły pod drzewami, gdzie tarzały się dziki, przypominają mi, co dziać się tutaj może po zapadnięciu ciemności.

Zmierzam na przełaj zielonymi polami, pełnymi bujnych ozimin. Słońce już chyba zaszło, a horyzont bije oczy czerwienią. Zwiastuje ziąb. Jeszcze lustruje widnokrąg lornetką, aby dojrzeć ewentualnych zwierzęcych maruderów. Niewielka Olszynka mizdrzy się w pożegnaniu dnia, wiem, że nikogo dziś tam nie ma. Zwierzęta jakby wiedziały, że tutaj mogą być widoczne, i korzystają z tej przystani głównie latem lub nocą. W oddali snują się już sylwetki saren. Szybko, do czatowni! Bo za moment może się od nich wszędzie zaroić. Wolę pozostać niewykryty – idę wzdłuż olszyny, aby na tle drzew nie zostać dostrzeżonym. Od jakiegoś czasu, uświadamiam sobie jak bardzo okolica i zwierzęce życia w niej, się zmieniły. Dawniej wieczory były bardzo spokojne, leniwe i ciche. Ruch zamierał. Teraz? W ciagu dwóch godzin samochody z każdego kierunku, biegacze, rowerzyści, spacerowicze z psami, dalekie światła, odgłosy ludzkiego życia. A obok, one. Nie widziane przez nikogo chyba, jednak pasą się na pobliskich polach, nie zwracając uwagi na ten cały rozgardiasz. Tkwią w oddali. Na każdym polu po kilkanaście. Aż się człowiek zastanwia – gdzie one podziewają się w ciągu dnia? Kochane pyszczki. Stoją czujnie i patrzą w dal. W pierwszej chwili myślę, że na mnie, lecz za moment dostrzegam wielką grupę wdzierającą się na pole. Te biegną. Czy coś je spłoszyło? Wszystko możliwe. Tyle tu teraz mają bodzców… Spoglądają na brykające koleżanki. Czerwień dogasa, a przestrzenie oddają w utuleniu ramionom zmierzchu. Gęsi krążą nad szuwarami, zapadając z rozhoworem na nocleg. Na nie ostrzegawczo, ‘’sztywno’’ terkoczą perkozy. Zaraz, czy one nie powinny odlatywać na zimę? Jestem pewien. Czasy takie nastały, że niczego nie można być pewnym. Zegar przyrody chwieje się, tyka już głośno i pokazuje nam wiele nieprawidłowości. Dziś widziałem świeżo kwitnącą kończynę łąkową. A już były przymrozki…

Jestem świadkiem niezwykłego widowiska. To stado, które wtargnęło na pola biega jak pokręcone co i raz zawracając, robiąc zwroty i podskoki. Wyglądają jak dokazujące konie na pastwisku. Co one, zwariowały? Odpowiedzią staje się zachowanie najbliższych towarzyszek. Najpierw obserwowały, a teraz część z nich pokładła się uroczo na dywanie zieleni. Sielski raj. Wypoczywają. W ruchu nieustannym, a jednocześnie w zatrzymaniu ciągłym, dla chwili. Podziwiam. Wokół ziąb, a one, takie delikatne leżą na mokrej, przymarzającej ziemi. Druga chmara bryka popisowo, i wiem, że wyczyniają tak dla zabawy. Inaczej, już by gdzieś pobiegły. Wiem, że sarny lubią się bawić, ale zwykle są to pojedyncze zaczepki. A to jakiś szał beztroski… W sumie? Przecież otacza je dostatek pożywienia, rozległe pola w oceanie swobody, świeże powietrze, i nikt za nimi nie goni.. Nic, tylko się cieszyć. W lornetce widzę jak jedna z sarenek skubie pochylona obok leżącej towarzyszki – ta trąca pyszczkiem jej mordkę w czułym geście bliskości. Dość często tak sobie robią. Na tle szuwarów co i raz pojawiają się kolejne płowe sylwetki, biesiadniczki spóźnialskie, dołączają do żerującej już chmary. Ich pojawianie się, nie robi na obecnych większego wrażenia. Obserwacje saren nasycają człowieka beztroską i łagodnością. Zasadzić się i podziwiać jest dość łatwo, jeśli znać pory ich aktywności i wiedzieć gdzie. Wnoszą miły bezwład, w radosnej gotowości na życie. Bo takim właśnie jest ich istnienie.
I pomyśleć że to wszystko dzieje się tuż obok, pod nosem biegających ludzi, aut, i domostw. Kilkaset metrów do najbliższych zabudowań niekiedy. Życie toczy swój spektakl i odgrywać będzie te sceny, dopóty starczy mu miejsca.

P91204-154808

Ktoś znajomy dzwoni i przerywa, choć nie zakłóca mi wypoczywania. Odpowiadam na pytanie o tym, jak postrzegam ‘’drzewne pary’’ i współpracę międzygatunkową drzew. Dziś widziałem splecionego buka z brzozą. Kątem oka dostrzegam kolejne trzy sarny, nadeszły już niewidoczne. Stoją i przysłuchują się człowiekowi. Cwaniary wiedzą, że w gęstniejącym mroku są już prawie niewidoczne, więc lepiej się nie ruszać. Ciekawe czy znają mój głos? W końcu tutaj nie śpiewam. Ta ich ufność, rozczula mnie znów. Nawet nie zauważyłem, kiedy niebo pociemniało. Rozgorzało w błyskach mizdrzących sreberkami gwiazd. Granat zachwytu. Z pól lekko zawiewa, wystawiając na generalną próbę wytrzymałość czatownika. Przede mną kolejny akt przedstawienia – nocne chroboty dzików, wędrówki czarnych watah i chlapnięcia bulgotów w niedalekim kąpielisku, przeplatane parsknięciami, kwikiem i szorowaniem podstarzałego jesionu. To już za parę godzin. Ufam, że zaczną wcześniej, nim zupełnie zamarznę.

🧝‍♀️ Dziękuję za Twoją czytelniczą obecność 

🌼 Wspólne Wędrówki do których można dołączyć i ubogacić swoją wrażliwość w świadomym postrzeganiu lasu aktualne są cały rok. Ruszamy sami lub w 2-3 osoby. W razie pytań, śmiało pisz. Razem wymaszerujemy naszą wędrowną opowieść.

Kontakt i zapisy:
czeremcha27@wp.pl

Pamiętnik minionych wypraw:
https://szeptykniei.wordpress.com/ksiezycowe-wedrowki/

P91204-134147

Jesion – Ukłon Duszy. Buk – Mistrz Nauk. Wędrowcy pustkowi.

Dla Anny,

Z szumem rozbrzmiewają śpiewy,
Wiec swój zaczynają krzewy,

Wzrosły gęsto, licznie, tłumnie,
W czerwień stroją przestrzeń dumnie

Rozrastają się szeroko,
Chociaż małe, Twą opoką,

Opowiedzieć chcą tak wiele,
Co zakurzył czas w popiele

Szlak Twój biegnie w pracy czasu,
Drzewa patrzą z dali lasu,

Jak wędrujesz podług miedzy,
Stamtąd czerpiąc garstki wiedzy

Przecierają kolcem szlaki,
Róże, głogi, bzy, szakłaki,

Mądrość wieków w siebie chłoną,
Wszelkich istot są osłoną,

A gdy stare dzieje spłoną….

Buki proszą do nauki,
Aby podjąć się tej sztuki

Co potrzeba zrównoważyć
Żeby mogło się wydarzyć,

Uśmiech zgasił smutek wieczny,
Czyn zbrodniczy, choć konieczny,

Przyjdzie we wspomnieniu jeszcze,
Puści ciało wtedy dreszcze,

Gest rozpaczy, darowany,
Odtąd niech jest zapomniany,

Kto do tego był zmuszony,
Dzisiaj będzie uzdrowiony

Nie bój nigdy się Topoli,
Gdy rozgości to co boli,

Ona jedna w tym dostoi
Żadnych wyzwań się nie boi

Jest przy Tobie też wspaniała,
Tak oddana Wierzba Biała,

Tyle Ci opieki dała,

Wolno jeszcze zegar tyka,
Głos rozbrzmiewa rokitnika

Który opowiedzieć pragnie
Czego trzeba Ci dokładnie

Czasu…

W hołdzie Duszy dla Ukłonu,
Słowa płyną od Jesionu,

Duszo moja, Duszo Wielka,
Niech się zbudzi moc Twa wszelka

Wołam Ciebie w tym pragnieniu,
Abym żyła już w spełnieniu

Siebie,

Ze mną bądź w każdej potrzebie,

Stary Jesion składa w darze,
Klucz do Serca, co wymaże

Już uśmiechnąć znów się pora,
Trzeszczy ciepło szorstka kora,

Drzewo chyli się strudzone,
Słowo w czyn Błogosławione

Kocham Cię 

Ojej. Ależ mi w płaczu…Długo mi krążyły wieści dla Ciebie, zaczęło się od jednego zdania z Bukami. One będą Cię ‘’szlifować’’. Czasem w przesłaniu nie chodzi o same informacje czy ciekawostki na Twój temat. Niekiedy mają tylko paść słowa, które przeczytasz, a które wprowadzone brzmieniem głosu w ciało, uruchomią co potrzeba w Duszy. Czuję, że tak jest w Twoim przypadku. Że nawet nie trzeba robić żadnej interpretacji, bo już się zadziało, a Ty wiesz.

Wędrowcy Pustkowi

Są przy Tobie krzewy, i kiedy właśnie wypatrywałem Twoich Drzew, to one ukazały się wokół. Nie ma Cię w lesie – Ty poruszasz się w pustce, odkrywasz nowe przestrzenie i wędrujesz w zapomnieniu niejako. Trudno mi to ująć w słowa. Od krzewów, niezależnie od gatunku można nauczyć się drugie tyle, co od Drzew. Choć zbytnio nie nadają się do tulenia  Traktowane jako element krajobrazu, pełnią rolę doniosłą, której skutki dzieją się w każdej sekundzie. Bowiem porastają one trudne zakątki. Tam gdzie gleba uboga, jałowa, gdzie Drzewa nie mogą jeszcze zdobyć przyczółku, rządzą krzewy. Na miedzach, brzegach rowów, skrajach pól nie jest łatwo przetrwać. Tu nie ma wilgotnej ściółki, ani osłony przed wiatrem, palącym słońcem, sztormami pogody. Pełna ekspozycja na wszystko. A one dają radę, z wytrwałością niezłomną. Tobie jej potrzeba, masz ją zresztą. Bzy, głogi, dzikie róże, tarniny, rokitniki… To one tworzą w pierwotności zaczątek lasu. Długi to proces, długi, ale rozpadając się przekształcają glebę w której wzrosły w bardziej zasobną. Wtedy… jakieś zbłąkane nasionko klonu, lipy, dębowy żołądź czy wierzbowy puch kiełkuje. Drzewo przerasta swą siłą krzewy, i odtąd cieniem zagarnia przestrzeń już dla kolejnych mieszkańców lasu…Zaczyna się nowe. Popiół zwiastuje odrodzenie. Gdy wiatr rozwieje pył, następuje śmierć starych schematów.

Tak więc świat krzewów, to miejsce dla twardzieli i wybrańców. Pełnią one doniosłą rolę w przyrodzie, będąc bazą gniazdową i pokarmową dla licznych gatunków owadów i ptaków. Choć pozornie gęste, kolczaste i niedostępne pełne są świergotliwego i brzęczącego życia. Ich piękno… gdy rozkwitają, malują aleje i szlaki biało różowym aksamitem kwiatów. Oszałamiają zapachami. Goszczą śpiewaków słowiczych i spiżarnie dzierzbowe. Swoją misję pełnią przez cały rok, bo prócz schronienia zimą podejmują w stołówce rozmaite gatunki skrzydlatych wędrowców. Kosy, kwiczoły, jemiołuszki, paszkoty, drozdy… Tu każdy znajdzie coś dla siebie. Jak krzewy potrafią ostać się wobec suszy, słońca, wiatru, zbitej twardej ziemi, i tylu innych przeciwności pozostaje tajemnicą. Może kiedyś ją wyjawią. I mimo tych trudności ich rozmaite owoce ewoluują w skarbnicę zdrowia i dla ludzkich smakoszy…

Chciałabyś dużo naraz, teraz, już, a tu krzewinki mi mówią o hartowaniu w czasie. Trzeba Ci cierpliwości, a Twoje pragnienia wybrzmią, lecz jeszcze nie teraz. Jeśli chodzi o cele zawodowe, coś masz jeszcze do uruchomienia w życiu. I spokojnie, wszystko przyjdzie w postaci osób i zdarzeń które pojawią się na drodze. Będą Cię tak cieszyć, że nawet nie zwrócisz uwagi, jak te lata upływają. Dzieci dorastają i zadziwiają samodzielnością ponad wiek. Ani się obejrzysz, aż nadejdzie. Oczywiście, zawsze i cały czas można kształtować swoją rzeczywistość podług znanych zasad. (Transerfing Rzeczywistości) Drzewa i krzewy też to zresztą robią, choć tu każde przygotowuje miejsce i wygodę dla drugiego. I to bardzo ważny czas dla wszystkich, aby ten wymarzony etap mógł się ziścić.

Buk – Mistrz Nauk

To są Drzewa, które postanowiły wziąć Cię w liściaste obroty. Twoi mistrzowie, którzy będą szlifować w szumie  Do nich możesz odtąd się udawać. Nie wiem jak z nimi w Twych okolicach, wiem że można znaleźć je licznie na pogórzu i Pomorzu, jest taka Puszcza Bukowa. Buki to rodzinne Drzewa, pełne opiekuńczości i trwałe filary lasu. Wspierają się poprzez sieć korzeni, i tworzą więzi w sposób chyba nawet nie spotykany u innych Drzew. Buk wie, że w rodzie siła i dobrze uczyć się jeden od drugiego. Niekiedy, a może i często właśnie rodzina okazuje się ‘’poligonem doświadczalnym’’ dla Duszy, przestrzenią najważniejszych nauk. I teraz przechodzimy do największej zagadki tego przesłania. Słowa padły o czynie, już wiem teraz że z wcielenia, i nie chodzi o to życie. O Morderstwo chodzi, rodzinne właśnie, którego dokonała kobieta na swoich bliskich. Wiem tylko, że została do tego zmuszona przez kogoś / okoliczności a tym ludziom chciała oszczędzić czegoś gorszego. Może Tobie przyjdzie coś więcej? Tyle tego nosimy… Wypłynęło mi nagle, po skończeniu wiersza. Wiem, że zostało już poruszone, i ukojone bo wybrzmiało. Hamowało. Ciekawi mnie, jak Ty się czułaś w ostatnich 2 dniach, a zwłaszcza 2 września o godzinie 3:30. Bo wtedy piszę. Jeśli pojawia się Buk, to zwykle właśnie wieszczy dawne traumy rodowe, bo on jest biegły w ich wyszukiwaniu. Jego specjalnością jest praca właśnie z polem rodu. Ale nie tylko. Uczy buk dystansu do siebie i wzmacnia. Hartuje. Regeneruje psychikę i ducha. Dostojni Bukowie wnoszą pewność siebie i wewnętrzną pogodę. Dawniej… Tereny europy porastały prastare bukowe puszcze. Nie dębowe… Przetrwały wszystko, a pokonała je dopiero era człowieka. I dziś nie mają łatwo, z uwagi na cenne drewno są w Polsce cięte jak zboże i oczywiście nasadzane (znów pod ścięcie) a na zielony szum czekać trzeba będzie kilkadziesiąt lat. Dlatego tak ważne jest publiczne dawanie świadectwa o przyjaznej mocy opiekuńczych Drzew. Aby każdy poczuł lub spróbował. Nie podniesie już ręki… Człowiek, Niszczyciel i tworzyciel zarazem. Buki pomagają pojąć zdarzenia, ujrzeć prawdy drugiego człowieka i otwierają przestrzeń na podjęcie kompromisów. W chwilach, gdy mamy do podjęcia trudne decyzje, miejsce przy jego pniu jest dla nas najodpowiedniejszym zakątkiem.

images

Wierzba Biała – Moc Ocalała

Pojawia się tylko na chwilę i po prostu jest. Wdzięczna za to, że ją wybrałaś wtedy. Do niej pojechać. Pokazała Ci promyk swoich możliwości, dotknęła swym ciepłem i głębią. Darina pamięta. Bardzo kocha ludzi. Bardzo im ufa… Za bardzo… Została ostatnio znów w połowie przycięta. Obawiam się, czy nie ogłowią jej do cna. Jej energetyka trochę przysłabła, ale nadal została silna i otwarta choć… Ja przeżyłem bardzo to jej cięcie. W moim odbiorze zachowywała się jak to piesek, który został skarcony za coś czego nie rozumie, ale nadal się łasi i zabiega o względy i Miłość swojego ‘’pana’’. Nie jest do końca tym zachwycona, choć akceptuje. I choć ogławianie wierzb uważa się za ‘’pielęgnacyjny standard’’ to bardzo skraca im życie. Z przyrodniczego punktu widzenia zabieg ma tworzyć dziuple potrzebne wielu gatunkom ptaków. Ale ona miała już wiele dziupli… Nadal czeka na swą tabliczkę, nad którą się tak waham. Prosi byś złożyła hołd Wierzbom, które odnajdziesz na wałach przeciwpowodziowych przy Wiśle. I możesz odczytać im któryś z wierzbowych wierszy szeptowych. Ucieszą się na pewno i zdziwią A przyjaznie Drzewne, warto nawiązywać. Choć nie znamy dnia ani godziny, kiedy nasi bracia nas opuszczą, kto wie jakie nasiona i wieści o nas poniosą w przestrzeni po drugiej stronie… Wierzę, że stamtąd też w jakiś sposób nam pomagają. Bowiem wszystko jest informacją, która cały czas może ewoluować i osadzać się gdzie indziej.

Rokitnik – Czasu Przemytnik

Ten krzewiasty orędownik zdrowia, przesyła Ci informację jaką już powyżej spisałem. Chodzi o czas  Który Dojrzewa z Tobą. Choć ponoć on nie istnieje, jako ludzie postrzegamy go, określamy, i ułatwia codzienne nawigowanie w rzeczywistości. Twój się dopełnia w każdym zdarzeniu i spotkaniu jakie mieć będzie w najbliższych latach miejsce. A potem wybrzmi Twój zamiar. A może i wcześniej, bo zdarzy się jakiś ‘’skok kwantowy’’ po krawędzi zdarzeń? Wszystko pozostaje możliwe. Rokitnik to kolejny Krzew Mocy można powiedzieć. Jego owoce to bomba zdrowotna bogata w wszelkie witaminy, antocyjany, flawonoidy, fosfolipidy, garbniki, nienasycone kwasy tłuszczowe oraz makro i mikroelementy, m.in. mangan, żelazo, bor. Olej rokitnikowy to następny pogromca dolegliwości układu pokarmowego i działa leczniczo dla skóry. Owoce zawierają rzadko spotykane w przyrodzie niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe:omega-3, omega-6, omega-7, omega-9.Jak krzew, rosnący głównie w piaskach wydm potrafi wyczarować z siebie takie dary? Uczą rośliny pokory i tej wiary, że wszystko można niezależnie od warunków w jakich przychodzi nam żyć. Rokitnika szlifuje czas, wydobywając z niepozornej rośliny perły rozmaitych korzyści. Posiadł on tajemnicę błysku. Jego łacińska nazwa znaczy błyszczeć właśnie  Dojrzewa wytrwale i z cierpliwością piasku.

Jesion – Pokłon Duszy

Drugim zaskoczeniem pojawił się Jesion. Ciepły przewodnik Dusz, właśnie dziś dociera do mnie przewodnia Moc tego Drzewa, za co Ci bardzo dziękuję. Od dawna szumiały mi hasłem o Kluczu Duszy, teraz rozumiem. Już wiem, po co Podróżnicy Wszechświata osiedlają się na planetach. Ich słowa… One potrafią wybudzić Duszę do życia, wyrwać z marazmu i zapomnienia. Choć Twoja jest już świadoma, czująca i bynajmniej nie śpiąca. Potrzebowała tego aktu. Jako aktywacji. Pierwsze słowa jakie skierował do mnie poznany niegdyś Jesion Jaremi zabrzmiały tak…

Przez czas podróżuję w beztroskim istnieniu,
Spajam się z ziemią w radosnym jej brzmieniu,

Zatopiony w błogości wiecznej wzrastam,

W ciszy słonecznej.

Daj drogi wędrowcze raz dotknąć mi swej Duszy.
Niech ta lekkość i szczęście, też Ciebie wzruszy.

Energią swą ukoję zagubienie Twoje.
Niech stanie się moje.

Puszczam.

U jesiona zawsze znajdziesz pociechę. I z tego co mówią, takie ‘’dotykanie głębin duszy’’ jest dla nich rozkoszne, choć nieco wyczerpujące. A u Ciebie zrobiły to na odległość. Warto będzie odwiedzić któregoś, aby jeszcze popracował. Niech dopełni błogosławieństwo kosmosu – a jest ono wielkie. Jako że jesiony pojmowano jako strażników wymiarów, umożliwiających dostęp do wiedzy zaświatów. Wiedzący Jesion dopuszczał tam tylko uznanych przez siebie wybrańców, dając im wgląd w najdalsze zakątki galaktyk. Gdy odwiedzisz przeczytać mu tamte słowa… Opowiedzieć, co po co, i o swoim celu, i zamiarze. Jesion jest tym, który umacnia nas w kontynuowaniu codziennych obowiązków, kiedy upragnionej zmiany jeszcze nie widać na horyzoncie. Ale pozwala również odnaleźć nowe ścieżki, a tych widzi wiele. Jesion to też spec od smutku, a on wybrzmiał w wersie o czynie. Kiedy spoglądałem w Twoje oczy ze zdjęcia, zmęczone się wydały, przygasłe nieco i smutne właśnie. Wtedy przyszło. Mam tylko nadzieję, że odnajdziesz niedaleko swoje Drzewa, które pomogą Ci w podążać w tych wskazówkach. Jesionowe dotykanie Duszy tli smagnięciem błogości. One pokazują jej, dają doświadczyć pierwotnego stanu bycia i czucia w połączeniu ze Źródłem. Dokładnie takiego, jaki czuliśmy ‘’w wieczni’’ przed oddzieleniem i podjęciem decyzji o kształtującej wędrówce przez galaktyki. Jesiony chętnie Ci to jeszcze pokażą i dadzą w nim zatopić. Jest jednak jakiś limit, jeśli chodzi o możliwość doświadczania tego stanu w ciele na Ziemi, przynajmniej mi się nie udawało dłużej, lub i Drzewa nie potrafiły. Ale ta chwilka wystarczy.. Aby wywrócić perspektywę postrzegania. Drzewa pokazując nam takie migawki ukazują, do czego powinniśmy dążyć słuchając kompasu wewnętrznej nawigacji. Za jakimi odczuciami podążać. One pojawiają się subtelnie w trasie drogi życiowej, i wtedy wiesz, że to jest to. I już niewiele trzeba, poza garścią odwagi i zaufania do świata, Boga i Duszy aby w tym swoim solidnie się zakotwiczyć. Jesion przemówił do Ciebie tamtymi słowami, to było Błogosławieństwo Miłości jego gatunku. Wnika już w Twoją wibrację. A dla mnie to kolejna odkrycie ich czystej, uzdrawiającej Mocy.

Duszo moja, Duszo Wielka,
Niech się zbudzi moc Twa wszelka

Wołam Ciebie w tym pragnieniu,
Abym żyła już w spełnieniu

Siebie,

Ze mną bądź w każdej potrzebie,

Stary Jesion składa w darze,
Klucz do Serca, co wymaże

Już uśmiechnąć znów się pora,
Trzeszczy ciepło szorstka kora,

Drzewo chyli się strudzone,
Słowo w czyn Błogosławione

Kocham Cię

🌳 Drzewo Mocy: Buk

🌿 Wspierające: Wierzba Biała, Topola Szara

🌱 Wskazujące: Rokitnik, krzewy polne z Wiersza. Wskazana kontemplacja Krzewów i kontakt wędrowny z ich światem 

🍂 Opiekuńcze: Jesion Wyniosły

🌼 W podziękowaniu Annie za podróż przez świat Krzewów i Drzew. A jeśli i Ty czujesz potrzebę rozpoznania osobistych Drzew Mocy, kontaktu z ich energiami oraz doskonalenia swojej wrażliwości, zapraszam Cię na całoroczną edycję warsztatów i spotkań z Drzewami. Razem odkrywać będziemy ich leśne charaktery, osobowości, wskazówki i przesłania. Informacje w linku poniżej:

Dzień Wędrowny z Drzewami Mocy

TwilightSaturdayPartiesNapa

 

Majówka z Drzewami Mocy. Sekrety jesionowego szlaku.

Bądź gotów na najbardziej niezwykłe doświadczenie. Daj się zaczarować swojemu światu. Pozostań otwarty na każdą możliwość, a wtedy – stanie się. Choć ja chyba nie byłem do końca przygotowany tego dnia wędrownego, na to co miało mnie czekać. Najpierw pojawiło się zaskoczenie. Potem radość, wdzięczność, zachwyt i … pokora. A zaczęło się…od Drzew oczywiście.

P90501-192203

Wyruszyliśmy dość późno, bo dopiero po godzinie 19. Wieczorny las, w cieple wiosennego słońca, wita rześkością. Małe kosięta kwilą już w gnieździe, samiec nieopodal wytrwale śpiewa. Pełnia rozkwitu życia. Razem z moimi gośćmi na nowo odkrywamy bogactwo tej Planety, ucząc się imion jej mieszkańców. Mam wrażenie, jakby świat pod stopami i do kolan był osobną unikatową rafą koralową, pełną barw i wirującego życia. Tu oto glistnik jaskółcze ziele, orędownik zdrowia spogląda złotym okiem z mroku zieleni. Obok dziwny wilczomlecz. Bluszczyk kurdybanek, i jasnota jarzą się kryształkami fioletu. Drzewa dziś aż trzęsą z radości. Każde zaczepia i coś chce opowiedzieć. Od nowa uczymy się wspólnego życia. Zawieramy przyjaznie z  liściastym ludem Ziemi. Bywają czasem zdziwione, choć wiedzą, że to już się dzieje. Zaczekają na nas – jak zawsze. Aż i reszta ludzi któregoś dnia dołączy do tej przemiany. Tak bardzo cieszą się, kiedy ludzie przychodzą pogadać i przytulić. Kto z nas by się nie cieszył? Niczego od Ciebie nie potrzebuję – po prostu bądź. Krótki pobyt w lesie, a goście moi słyszą i odczuwają więcej niż ja. Ani trochę mnie to nie martwi J Szczególnie cieszy. Dzięki temu nasza wędrówka jeszcze bardziej jest bogata, o kolejne uważne postrzeganie. Nie nadążam za percepcją moich wędrowców, którzy z taką otwartością reagują na wezwania kolejnych drzew. Jarek, drugi już mężczyzna jakiego goszczę na wyprawach słyszy, czuje, postrzega i odbiera je intensywnie. Wołają i zapraszają jego. Żartujemy trochę z brzozami, które przekazują nam na bieżąco, sztukę uziemiania. Znów czegoś nie wiedziałem. Jednak w tamtym momencie, po prostu mówię i robię. Przekazuję. Płynie wiedza przodków. Uczą brzozy wdzięczności, mówią o zdrowiu i sile jaka z tej postawy wzrasta. Znów instruują, jak ustawić ciała, ręce i dłonie, aby przepływ energii był właściwy. Białe, wiecznie wesołe lekarki lasu. Czujemy dogłębnie – każdy inaczej. O zmroku, stary klon jawor zaprasza do gawędy. Grażyna długo pozostaje z nim w objęciach. Po wszystkim czuje się wypełniona, obdarowana, i doładowana. Uderza gorąco. Ciężko opisać. W kniei o ciemności dzwonią jeszcze rudziki i wyśpiewuje drozd. Do snu już ptactwo szepta pacierze. Mijamy olbrzymie kasztanowce, które przyciągają jak potężne magnesy. Płyną wieści osobiste… dla każdego… Mnie proszą abym tu jeszcze wrócił któregoś wieczoru. Drzewa wiedzą, że przychodzimy specjalnie do nich. I jak to w gościach – każde chce obdarować, poplotkować, ale dziś nawet ja zaskoczony jestem tym co się wyrabia. W oddali, głucho chrypi sarni kozioł. Niewielka ich grupa wyszła o zmierzchu na soczystą kolację wśród traw. Szelesty i szmery mysie igrają ze słuchem. Coś się przemieszcza – nie widzimy. Z doświadczenia wiem, że w suchej jak pieprz ściółce, nawet małe zwierzątko potrafi mocno zahałasować. Z ciekawością odkrywać i badać te tajemnicze dzwięki, zgadywać, żeglować wyobraznią – oto cud nocy leśnej.

P90501-205135

A spędzamy ją na zacisznej polance, czekając aż zapalą się żyrandole srebrnych gwiazd. Wieczór rozgonił chmury. Długo żarzy się w pustce horyzontu, łuna zachodniej czerwieni. Gaśnie łagodnie. Nieodległa wieś, pogrążona w lampionach bladych świateł drzemie w ciszy. Nie słychać nawet psów. Nad nami dach wszechświata, w nim my, we właściwym miejscu i czasie… Mija na rozmowach, w każdym możliwym chyba temacie. A czasem cisza i słuchanie skrzypiących, szumiących drzew. Też muszą się wypowiedzieć. Kosmos słucha wszystkich. A my, spisujemy właśnie kolejną wędrowną historię.

Maszerujemy zapadając się w sypkim piasku pól. Chrzęszczą łany zielonego zboża. Pózną nocą docieramy do Krzesimira. Nie planowałem. Trochę tylko ‘’przypadkiem’’ zboczyłem z kierunku i jakoś tak wyszliśmy obok niego. Dębowy olbrzym oddycha sennie przeglądając gwiazdy spomiędzy rozłożystych konarów. Koroną zagarnia niebo. I szczodrze obdarowuje moich Wędrowców. Bucha pulsem wibrującej energii wokół. Grażyna ma wrażenie jakby nią wirował, a jarek mówi o odczuciach ‘’spod ziemi’’ i drganiach – także w kontakcie z innymi drzewami. Osobliwe dudnienie. Odwiedzimy jeszcze staruszka jutro.

Jesionowy Szlak – przez pola, łąki i miedze.

Dzień wita nas burymi chmurami, grozbą deszczu i porywistym wiatrem. Dobra pogoda dla wędrowców. Bo przecież żadna nie jest zła. Każda ma swoje zalety. Podczas takiej aury nie przegrzewamy się, i nie cieszymy wątpliwym dość towarzystwem majowych lotników – komarów i meszek. Taki czas wolą przeczekać ukryte w gąszczach. Jesionowy szlak. Aleja przekroju drzewnych osobowości. Stróżują temu miejscu również klony, lipy, dęby, wierzby, wiąz, głogi, dzikie róże, tarniny, jabłonie. Właśnie w takie dni jak dziś, poczuć można zalety  zakrzaczeń przydrożnych. Dostrzec cenną rolę jaką pełnią w zmienionej działaniem człowieka przyrodzie. Gdy tylko znajdujemy się na dróżce otulonej kępami krzewów, siła podmuchów słabnie. Maszerujemy jakby w tubie wyciszenia – tak działają drzewa rosnące obok. Tak samo zimą hamują nawiew zasp, a latem i wiosną wyłapują unoszoną przez wiatr wyjałowioną już ziemię, opóźniając procesy erozji. Hamują odpływ wilgoci i magazynują ją w sobie. Niby rzeczy oczywiste…  Ktoś kto nie spędza czasu w naturze o każdej pogodzie nie doceni – przyjedzie i wytnie… Pytają nas drzewa, z jakimi zamiarami przychodzimy. Lekko zaniepokojone. Słyszy jarek i ja. Nie dziwię się – w końcu od jakiegoś czasu obserwuję ‘’szał’’ na ogałacanie takich dróżek i polnych rowków z wszystkiego co rośnie. Mimo tylu korzyści… umysł nie pojmuje, serce płacze. A one wiedzą… choć tutaj jest jeszcze spokój, odbierają przecież co dzieje się kilometry dalej. W pamięci Ziemi zapisuje się wszystko. Dlatego szanuj, błogosław, kochaj, dziękuj i opiekuj się Matką która Cię żywi, w zgodzie z Jej rytmem. Otacza nas ocean złotej żółci rzepaku, wśród którego jak ryby zwinnie wiosłują jaskółki dymówki. Muskają kwiaty w locie, wyłapując owadzią drobnicę. Piękno i dramat na jednym obrazku, mimo wszystko w tamtym momencie myślę, że to najpiękniejsze co dotąd zobaczyłem w życiu. Przyglądamy się w zachwycie temu spektaklowi – pokazowi ptasiego drapieżnictwa. Czarne, jaskółcze kreski nawołują – ciiiit, ciiii! Zupełnie jak delfiny polujące na ławicę ryb. Komunikacja i synchronizacja. Awifauna pól i miedz dopisuje gwarem i odgłosami. To wręcz nie do pojęcia – ile te ‘’krzaki’’ kryją w sobie życia. Stały się jakby osobnym, podłużnym lasem. Widzimy żółte trznadle,  biegającą siwą pliszkę i wabienia sikory modraszki. Z niebios spływa urokliwy śpiew skowronka. Ptaki próbują swoich sił, mimo porywów wiatru. Ostro dzwoni niedaleki potrzeszcz – wieszcz bezmiaru pustki. Kolorowe szczygły uwijają się obok z wesołym świergotem. Nad nimi roztacza swój wysoki, melancholijny śpiew Ortolan – jeden z głównych tutejszych solistów. Czupurne mazurki, nieśmiałe polne wróbelki spoglądają na nas zdumione spomiędzy kęp zarośli. Obserwują. W ubiegłym roku gniazdował tutaj nawet gąsiorek – dzierzba. Chwila zadumy, gdy wśród jaskółek na rzepakowym morzu, z dostojeństwem szybuje błotniak zbożowy… Tu od wieków zakotwiczył, wyrósł i ubogacił życie osobny, fascynujący świat. Potomkowie mieszkańców odległych stepów, i suchych łąk osiedlili się tutaj i uznali rolniczą przestrzeń upraw ludzkich za swój dom. Przy okazji nieocenione oddając nam usługi. Czy pamiętamy o tym podczas gospodarowania?

P90501-194054

Jakże pogoda potrafi zmienić odbiór każdego miejsca. Jesionowy Szlak kojarzy mi się z księżycem i ciepłymi, letnimi nocami, kiedy spaceruję tutaj boso po przyjaznym piasku. Pierwszy raz wiodę tędy wędrowców. Ktoś powiedziałby ot, zwykła polna dróżka. Może i tak – gdy minąć ją w ślepym i głuchym pędzie, albo kabinie samochodu, wzniecając tuman duszącego kurzu. My odkrywamy dalej – kolory, zapachy, kształty, ślady. Fotografujemy kwiaty. Jedwabiste płatki dzikiej jabłoni i upstrzone różowymi punkcikami ozdoby głogów. Mijamy piaszczyste niecki po grzebaniu zajęcy i bażantów, królicze nory, a w jednej z maleńkich polnych kęp napotykamy królika właśnie. Trop dzika okrąża zadrzewienie, które jest naprawdę niewielkie. Mimo to – przebogate w rośliny. Brzoza, dąb, topola, jesion, wierzba, tarnina, olcha, wszystko na tak małej powierzchni. Mogłoby być zaczątkiem przyszłego lasu, gdyby zaprzestać uprawiania ziemi wokół. Ale największym zaskoczeniem okazuje się być potężna czeremcha – rozłożysta i wielka niczym ogromny pająk. W życiu takiej nie widziałem. Moje Drzewo Mocy. Mam do niej wrócić. I już wiem, dlaczego od 2 dni towarzyszyło mi poczucie, aby iść właśnie tutaj. Po drugiej stronie kępy czeka na nas ten sam królik. Zwierzak nie opuścił jej, tylko pokicał na drugą stronę. ‘’Pech’’ chciał, że nie wchodziliśmy do środka, a tylko okrążyliśmy wokół. Nie ma co przeszkadzać ptakom. W powietrzu czuć pył. Osiada mi w gardle. Znak, jak wielka jest tutaj susza. Świadczą też o tym młode kiście dopiero co wypuszczonych świeżych listków, które zrzuciły drzewa. Nie są w stanie ich utrzymać i odżywić. A wiatr nie jest aż tak silny, aby je urywał. Widać przy okazji jak różne drzewa potrafią obierać życiowe strategie. Niektóre dęby wypuściły już listki, inne cierpliwie trzymają je w pączkach. Taki Krzesimir, ”tłamsi” je już drugi tydzień, podczas gdy klony rozwinęły pełnię ulistnienia. Mijana dzika róża prosi, aby odsunąć jej pędy na bok. Nie chce być potrącana przez auta i traktory. Spełniamy tą prośbę cennego w przyrodzie krzewu. W pewnym momencie jarek mówi, że mamy przy najbliższej okazji skręcić w prawo – bo tak wołają tutejsze drzewa. Dziś, jak zawsze one prowadzą, choć nie za moim pośrednictwem. Tak docieramy do polnego, wyschniętego na wiór rowku, w którym osiedliły się topole białe. Są wysokie, dostojne, czyste.. To one nas zawołały. Jest ich kilkanaście. Pną się hen pod niebo. Przychodzi taki moment na wędrówkach, że każdy potrzebuje pobyć sam. I tak też dzieje się teraz. Każde z nas wybiera sobie jedną z topól. Czas długiego tulenia i osobistych przesłań. Czuję, że to miejsce mocno nas oczyszcza. Czuję się wspaniale, lekko i błogo. A zakątek okazuje się być spełnieniem wszelkiej tajemnicy. Nie widać było tego z zewnątrz – w środku, na dnie rowku znajdują się odciski dziczych i sarnich śladów. Widać, że sprytne zwierzęta chodzą tędy jak chodnikiem. Skryte i bezpieczne. Pełno pustych ptasich gniazd, i ciekawych roślin. Białe Topole to Drzewa Mocy patronujące na ten rok, i już z jego początkiem wołały ludzi do siebie. Nie myślałem tylko, że taką przybierze to formę. Wspierają one rozwój Duszy,  powrót do Boga, Wszechistnienie, uzdrowienie duszy, wzrost duszy, odzyskanie jej utraconych aspektów, osobistą moc ducha, przejawienie darów, jedność, Boskość Istoty i pełnię mistrzowskiej kreacji. Rzeczywiście – na naszych twarzach uśmiechy i wcale nie mamy ochoty stąd iść. Tu prawie nie wieje. Topole ugościły nas swoim schronieniem. Robimy więc postój z przerwą na jedzenie i gawędę. Maszerujemy kawałek dnem rowku, co rzeczywiście okazuje się być bardzo wygodne. Pora pożegnać się z tym przyjaznym miejscem. W pamięci zapisze się jako niezwykły skarb, skryty pod plątaniną konarów i chaszczy. Choć i tutaj dotarł człowiek z nieubłagalną piłą – gdzieniegdzie widnieją dawne ślady zniszczenia. Wierzyć się nie chce. Bo przecież zarośnięty rów lepiej magazynuje wodę, spowalnia jej odpływ, jest schronieniem dla ptactwa które tępi ‘’szkodniki’’ a czasem i nieocenionych w pożytku bobrów. Wszyscy zaś narzekają na suszę…

P90502-121902

Topole żegnają się z nami gromkim zrywem szelestu swych biało – zielonych liści. Tak samo jak powitały, kiedy tylko wkroczyliśmy w ich przestrzeń. Trudno, o bardziej wymowny znak od Drzew.

Klon

– Ludzie odwiedzający drzewa, powrócą do swojej dawnej Mocy. Rozwiną świadomość. Pozbędą się trosk, smutków, blokad, otworzą na przepływ życia. Uzdrowią aspekty duszy. Czasem ciała. To nie obiecanki, a szczera zapowiedz tego, co jest i było Wam dostępne od zawsze. Mówcie o nas. Opowiadaj o każdej wędrówce. Ty, Jarek i Grażyna. O tym co tu przeżyliście. Ważne by się dzielić, aby stało dostępne dla innych. Wystarczy im przypomnieć. W każdym człowieku drzemie tęsknota za harmonią, spokojem i zrozumieniem. Jest on na wyciągnięcie ręki. Wzrasta latami tuż obok Was. Tyle otrzymujecie – i nie dostrzegacie. Powietrze, woda, gleba, cień, osłona. Podstawy Waszego istnienia. To dają i chronią dla Was Drzewa. Poczuliście to dzisiaj. Zapraszamy do swoich światów. Pokażemy nasze bogactwa. Nauczymy jak je dostrzegać. Dziś wszyscy zobaczyliście co jest możliwe, kiedy pozostajecie w otwarciu na nasze słowa. Jak bogata staje się wtedy podróż. Jak każde z Was czuje. Wołamy, zapraszamy ludzi od dawna. Wreszcie, znów zaczynacie więcej słyszeć. Pora abyście zrozumieli, że szczęśliwi możemy być tylko współistniejąc – nie w zwalczaniu, oskarżaniu, wynajdywaniu przeszkód. Różnimy się. Drzewa nie można zmanipulować, oszukać. Was tak. Dlatego działacie przeciw nam, a tym samym wbrew sobie.

Dawno nie odwiedzany przyjaciel, Polny Klon o imieniu Kostur takim obdarza przesłaniem. Głóg obok prosi o zrobienie fotografii jego kwiatów. Chce być na tytułowym zdjęciu opowieści.

– I staną w Prawdzie Serca! O tym też napisz. Zaufania Kwiat Głogu. Kwiat Serca. Widzisz te maleńkie, różowe punkciki? Taki sam znajduje się w centrum Waszych Serc. Iskra Boga. Dotrzyj do niej, a odnajdziesz wszystko czego szukałeś. 

Woła głogowy krzaczek. Robi się wesoło. Kawałek dalej, jarek brata się z jesionem. Polem kica zając, co i raz przysiadając czujnie – szarak nasłuchuje. Może też wieści od drzewnych przyjaciół? Cieszę się bardzo, kiedy w uważności goście moi sami odkrywają pewien fenomen, podczas tych dwóch dni włóczęg. Dostrzegają gdy drzewo woła – kołysze się lub trzęsie ‘’samo z siebie’’, mimo braku podmuchów wiatru. Są podekscytowani. A ja opowiadam co jeszcze potrafią drzewa wyczynić – bo spowodować im osobny podmuch wiatru, czy zawirowanie powietrza wokół, to dla nich ‘’pikuś’’. Tak też się komunikują. Nasi przodkowie wiedzieli, jak podsłuchać rozmowę żywiołów. Pamięć tych umiejętności, przetrwała jeszcze u Drzew. Żegna nas czuły, niespodziany, śpiew ukrytego słowika. Na sam jego zew, nie mogę doczekać się kolejnego księżyca w upojeniu słowikowej nocy.

P90502-122726

A kiedy las nie pozwala…

Zbliżamy się do znanego już z wielu opowieści olsu, kiedy mam delikatne wrażenie, że możemy tam wkroczyć tylko kawałek. Jarek mówi, że nie chce tam iść – ‘’coś’’ nie pozwala i nie życzy sobie tego. Jeszcze kilka kroków, i dostrzegam kroczącego między drzewami żurawia. Tak. Ta przestrzeń jest dziś zajęta przez zwierzęta. O to chodziło. Czucie ‘’wymusza’’ niejaką elastyczność. Ufasz temu co przychodzi i podążasz. Nie sposób trzymać się sztywnego planu. A nasze wędrówki zawsze są  spontaniczne. On rodzi się w trakcie. Wycofujemy się aby nie płoszyć ptaka. Idąc, podziwiamy w rowku resztki po bobrowych robotach. Siadamy na powalonej topoli, która gościnnie przygarnia całą naszą trójkę. Natura pomalowała ją srebrno – szaro – sino żółtymi porostami. Tu czas nas opuszcza… Otoczeni zielenią traw i kwiatów, słuchamy ptasich mieszkańców bagna. Podczas każdej wyprawy poznaję swój las od nowa – oczami moich gości. Jarek wypatrzył osobliwy młody dąb, który podtrzymuje i oplata dojrzałą sosnę. Jakby trzymał ją do tańca. Tyle lat tędy chodzę i nie zauważyłem. Dlatego spotkania międzyludzkie są ważne. Każdy ubogaca nas swoim postrzeganiem,  nawet jeśli w czymś się nie zgadzamy. Warto widzieć jednak to, co nas rozwija.

59301263_285733642329815_89763278888108032_n

Tulimy brzozy tańczące na wietrze. Czuć, jak zwinne dziewczyny wyginają się i chwieją pod jego naporem. Chwila, i stajemy się jednością w błogim kołysaniu. Poruszają się lekko, bez naprężeń. Przystosowane przetrwać dużo mocniejsze wichry. Brzoza potrafi zgiąć się do samej ziemi i nie złamać. Dopiero teraz pojąć można, co znaczy nazywać brzozę tancerką. One nimi są. Błogosławimy sobie nawzajem. Mija nas dwójka młodych rowerzystów. Dla nich będziemy świadectwem, albo… wariatami J  Kwilące jaskółki uwijają się zwinnie nad morzem rzepaku, czyniąc barwną powtórkę z widowiska. A my dziękujemy życiu, że przyszło nam istnieć na tak wspaniałej planecie. A Mistrzowie Drzew, są wśród nas. Nie zawsze się ujawniają. Nawet nie spędzają dużo czasu w lesie. Niekoniecznie żyją, jakbyśmy sobie wyobrażali. Mimo to słyszą, czują, rozumieją i mają otwarte serca. To wystarczy, aby ich istnienie szumiało na co dzień śpiewem prastarej zieleni.

Gościom moim, Grażynie i Jarkowi w podziękowaniu za świadomą obecność, otwartość, niestrudzone Dni Wędrowne i wszystkie duchowe upominki.

Wierzbom, Kasztanowcom, Brzozom, Topolom, Lipie, Głogom, Róży Dzikiej, Dębom, Klonom, Sosnom, Jabłoni, Kwiatom, Ptakom, Sarnom i Żurawiowi, i każdemu stworzeniu w uhonorowaniu Waszego przewodnictwa, mądrości, bogactwa jakim obdarowujecie nasze zmysły i dusze podczas wypraw.

—————————————————————
—————————————————————

* Wędrówka miała miejsce w ramach naszych Warsztatów Przytulanie Drzew – podróż do Źródła Istnienia

A jeśli i Ty masz ochotę podarować sobie spokojny Dzień Wędrowny w doświadczeniu intymnego spotkania z Naturą, pisz, pytaj. Kontakt w sprawie zgłoszeń:
czeremcha27@wp.pl

Na blogu możesz też poczytać inne wspomnienia z niektórych minionych warsztatów:

Dendroterapia – Przytulanie Drzew 

Możliwe są też wyprawy i czuwania nocne. Szczegóły w Wydarzeniu:

Księżycowy spacer w magicznym świecie Przyrody

Niniejszą opowieść, oraz wszystkie inne z lat 2017-2019, można posiadać też jako papierową książkę, w postaci opasłego tomu na swojej półce. Po złożeniu zamówienia, kurier dostarczy ją pod wskazany adres. Zamówienia można składać na stronie wydawnictwa: 
https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

————————————————————–
————————————————————–

P90502-131518

P90502-122256

P90502-132355