Innego końca nie będzie. Gawęda o przemijaniu i…budownictwie mieszkaniowym.

Zaczyna się niewinnie. Najpierw jakieś paliki, słupki, nie wiadomo co. Powstaje znikąd, w miejscu gdzie się kompletnie nie spodziewasz. Wyrasta niczym grzyb. BUDOWA. Osiedle. Na początek jeden domek, malowniczo pod lasem. Drogę zagradza mi siatka. Zaskoczenie. Choć ja wiedziałem. Pole ‘’podziałkowane’’ było już od dawna, i zaiste zdumieni byli ludzie których tędy prowadziłem na wędrówkach, że lada moment powstanie tutaj nowe osiedle. Tak, w miejscu gdzie teraz siedzimy i obserwujemy wychodzące na żer jelenie, sarny, dziki…

Zwierzęta jeszcze nie wiedzą co się dzieje. Nadal przychodzą na ugór, w końcu tędy wiedzie nieoznakowany nigdzie, niepisany korytarz migracyjny do sąsiedniego lasu za połaciami pól. Chadzają tędy od pokoleń. Lada dzień odegna je hałas, kiedy ruszą maszyny.



To była moja ulubiona ‘’bosa’’ trasa do relaksu i letniego wygrzewania się w słońcu pod brzozami. Kiedy zaczną budować dom za domem, pomyśleć że na kilometr w las niosły się będą stukania młotków i warkoty pił. A tutaj niedaleko gniazdował bielik. I para jastrzębi. I kulika wielkiego słyszałem. Kiedy osiedle już powstanie, a domy zostaną zasiedlone, zacznie się drugi akt dramatu. Przedsmak mogłem poczuć już tego lata, kiedy w miejsca gdzie wieczory spędzałem na wspaniałych obserwacjach z ambon, zaczęli zachodzić ludzie z psami. Z innego osiedla które wyrosło. Tak jak godziny od około 18 aż do nocy na tych łąkach to był czas beztroskich swawoli zwierzęcych, tak od około 17 tej sielankę zajęcy i saren trafia szlag, kiedy przychodzi pani z dwoma biegającymi luzem psiakami. Potem kolejne dwie osoby. To zapowiedz następnej katastrofy i jak już dobrze to znam ze swojej okolicy. A ludzie nie widzą zwierząt, śladów, idą tak głośno że zwierząta uciekają zanim mogą je zobaczyć. Nie mają świadomości że one tutaj żyją. Tylko wędrowiec ukryty w czatowni, widzi co tak naprawdę się dzieje. Nieświadomi spacerowicze to może byłby mniejszy problem, bo wędrowców możnaby jeszcze ‘’urobić’’ i uwrażliwić. W teorii. Ludzie mieszkający pod lasem za pewne cenić sobie będą sosnowy zapach po deszczu, ale zaczną dopominać się też drogi dla swoich aut z salonów, a przy drodze powstaną kolejne obrzydliwe latarnie, raniące oczy już z daleka, niszczące cały urok dzikiego miejsca, przy których każdego sezonu ginąć będą niezliczone gatunki owadów zwabionych z lasu…Czemu musimy stawiać te paskudne lampy wszędzie gdzie się pojawimy? Kiedy każde auto ma swoje reflektory? Ileż małych katastrof niespisanych, nieodczutych, w błyskach wirujących wokół do wyczerpania, zwabionych na wieczny taniec chochołów. I tylko dlatego, że człowiek ‘’czuje się niekomfortowo’’ jak ich nie ma, i taki ustalił sobie standard. A ja zdumiony byłem ostatnio, kiedy wyrąbano cały pas drzew w odległości 1 metra, aby ”odebrać lasowi”, bo coś tam w papierach się nie zgadzało. I tutaj domki być muszą.

A potem w gazetach napiszą (jeśli) że znika bioróżnorodność i ciekawe jak to się dzieje. Kolejne rzesze istnień oddadzą swoją ofiarę pod kołami pojazdów na asfaltach, w imię ‘’luksusu’’ i wygodnego dojazdu pod leśną willę. Czy muszę wspominać o stertach gnijących traw i ogrodniczych odpadków z cotygodniowego katowania trawników? A może i mieszkańcy zaczną skarżyć się na dziki…

Następnie las stanie się ‘’martwy’’. Na jakiś czas. Znikną stamtąd większe zwierzęta. Instynkt słusznie gna je z dala od człowieka. Uciekają tak od pokoleń. Kluczą, migrują, poszukują – swojego miejsca spokoju. Każdego roku zabierane są im kolejne, i nikt nie przejawia nad tym najmniejszej refleksji. Uważamy że to słuszne, że tak się należy i nie ma w ogóle o czym dyskutować. Innego końca nie będzie… No, jest jeszcze mały cień szansy, że wprzódy wykończą nas szalejące ‘’kaprysy kilmatu’’, albo po prostu wcześniej zabraknie surowców, materiałów, pitnej wody, żywności. Nie będzie z czego budować, ani nawet gdzie. Ziemia ma przecież ograniczoną powierzchnię. Wtedy może zrozumiemy, że tak się cały czas nie da. O wiele za późno. I nie jest to wcale odległa przyszłość. Martwimy się różnymi rzekomymi problemami ekonomicznymi i ekologicznymi, tymczasem zagłada postępuje cicho. Przybiera postać równo ściętego trawnika i rzędu tui pod płotem. Kolejnego wielkiego marketu powstałego na jakimś nieużytku przyrody, aby potrzebom mieszkańców sprostać. Cieszcie się i radujcie, albowiem nie da się tak w nieskończoność. To taka dobra wieść, która pozwala mi w tym wszystkim odnazlezć się jako obserwator procesu. I tak to traktuję. Wydaje mi się, że na spokojnie.

Nie winię nikogo. I nie mam pretensji. To tylko kronika. W strzępek lat przeminiemy my przeżywający różne emocje przy tym wpisie, przeminie i owo osiedle. A potem wrócą drzewa. Korzeniami skruszą resztki starych betonów. Zazielenią się mchy i pnącza. Wrócą ocalałe zwierzęta. I będzie jak dawniej. Cykl zatoczy koło do początku. Póki co, bawmy się, budujmy, mieszkajmy, żyjmy. Jeszcze można. Przyrodę będzie się oglądać na materiałach video, a w ogóle kto by to oglądał i po co? To było kiedyś. Jakieś robale i komary. Jak dobrze, że się tego pozbyliśmy… Jest serial na netflixie i dotykowy hiperinteligentny system sterowania czymś tam. Ja nie mam dzieci i miał nie będę. To od dawna przemyślane. Z szacunku i wyboru. Nie chcę aby dorastały w takim świecie. W którym nie mógłbym im pokazać ani jednego drogiego mi miejsca lub drzewa. Nie pokazać gatunków ptaków, owadów, czy roślin, bo już ich nie będzie. Ani siedlisk, ani ciszy w głuszy, bo przecież budować chcą trasy szybkiego ruchu i nad parkami narodowymi. Nie chcę. To wszystko o czym piszę można bardzo łatwo przeoczyć żyjąc w zaobsorbowaniu codziennością. Wyprzeć jako że nie dotyczy, lub ”ja nie jestem temu winien”. Tak trzeba, bo tak robią wszyscy, słyszał kto o innym życiu? Odkąd wędruję, każdego roku powtarza się jedna rzecz. Co roku muszę jezdzić dalej i dalej, aby szukać coraz to nowych miejsc, gdzie znajdę jeszcze trochę ciszy i dzikości. Na przestrzeni kilkunastu lat, ta odległość koniecznego oddalania się od domu, wzrosłą z 1 km, do 15tu. I wciąż coraz szybciej. Niepostrzeżenie. Ostatnio na lokalnej grupie poświęconej mojej miejscowości pojawił się post z pytaniem skierowanym do mieszkańców ”czego wam brakuje w okolicy”. No i posypała się litania odnośnie marketów, mc donaldów, kin, basenów, teatrów, punktów wszelakich usługowych. Tylko ja napisałem, że nie brakuje mi niczego z tych rzeczy, a nawet jest już o wiele za dużo. Że jak już to brakuje mi dzikich , spokojnych miejsc, starych drzew, i ciszy. Dziwnym trafem ten komentarz zdobył najwięcej polubień? A ilu z nas tutaj marzy o swoim jedynym domku pod lasem, w cichej, spokojnej okolicy. W których to w ciągu paru lat cisza pozostaje wspomnieniem, a mieszkaniec domaga się asfaltowej drogi dojazdowej, lamp i wycinania krzaków dzikiej róży na poboczu.

Nad polem przelatuje dziarsko myszołów. Zastanawiam się, czy widzę go tu po raz ostatni w takiej scenerii.

Zapraszam też do OSTATNIEJ, niedawnej opowieści z tego wspaniałego szlaku, jeszcze z czasów ciszy. Kolejne pewnie nie powstaną…

Dziękuję za Twoją wizytę w Krainie Szeptów. Tutejsze opowieści powstają nie tylko dzięki mojej pracy, ale przede wszystkim przez pomoc zaangażowanych w ducha tego bloga, Czytelników. Możesz wesprzeć jego filar aby mógł on istnieć w formie jak dotąd (bez reklam), albo zwyczajnie w tej formie mi podziękować, jeśli czujesz że to co tworzę i piszę jest ważne i potrzebne. Dzięki Twojej pomocy, będę mógł zrealizować kluczowe pisarskie projekty. Ich listę oraz szczegółowy wgląd na co będą przeznaczone Twoje środki, znajdziesz kilkając TUTAJ. Dary można przekazać na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

Paypall: czeremcha27@wp.pl – jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne wyprawy.

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić leśnym słowem ❤

Dlaczego cywilizacje upadają?Przesłanie Czarnej Olchy.

Gdyby zapytać każdego człowieka dowolnej narodowości, zawodu, wyznania, czy pragnie on żyć w pokoju, harmonii, szczęściu i wolności – większość bez wahania odpowie, że tak. Ostatnim czego mi się chce podczas pobytu w lesie, to wgłębianie się w analizy i roztrząsanie tego co jest. Obecnej sytuacji. Kilka osób jednak zapytało. I zastanowiłem się. Skoro tak pragniemy wszyscy tego życia w dobrostanie, harmonii , błogości i szczęściu – dlaczego nam to wciąż kolektywnie nie wychodzi?
Spoglądam na skraj bagna. Świat jakże inny od zgiełku miasta, tu gdzie dziki topią swój trop w awanturniczych przeprawach, gdzie świerszczak już terkocze monotonną kołysankę, a pocieszne kurki wodne gderają sobie jak stare ciotki. Tu drzewa rachityczne i mocne zarazem, olchy, powykręcane i powalone, silne i wzniosłe choć teren i warunki niełatwe. Brzozy, sosny, dęby i nawet modrzewie, te wyglądają naprawdę słabowito. Mimo to im tutaj udaje się tworzyć i utrzymywać jakiś kawałek lasu. Rosną już lata… spoglądam na nie i myślę – jak im to wychodzi? A dlaczego nam nie? Tutaj padają jednostki, ale społeczność trwa…

-NIE POTRAFICIE WSPÓŁPRACOWAĆ, zjednoczyć się we wspólnym celu…

Kiedy wiatr przepływa po szuwarach, taka przychodzi informacja. Kto to powiedział? I jak to? Przecież tworzymy różne inicjatywy, jednoczymy się, działamy, budujemy, robimy dobre rzeczy… Olchy. Jeszcze nagie bez liści, czarne. Drżenie przenika po gałązkach najmniejszych, jakby zastanawiały się i nad moimi rozmyślaniami. Pochwyciły temat.

13339630_599553990218020_7167857093846468830_n

– ZA BARDZO SKUPIACIE SIĘ NA RÓŻNICACH. Eksponujecie je. Drążycie. To co teraz się dzieje u Was – to odbicie tych podziałów. Spójrz na drzewa. Jak zauważyłeś, jesteśmy tutaj różne. Każde nasiono które tu trafi, opadnie i wykiełkuje czyta informację – aby przetrwać, trzeba sobie pomagać. Choćby nie wiem jak było trudno. I dlatego jest mniej ofiar. Upadają nieliczni, a knieja trwa. I pomyśl sobie, nagle, że drzewa zaczynają się zachowywać tak jak ludzie. Ot dąb dąsa się na Sosne, że ta na piaskach dobrze rośnie, inny ma żal, że ktoś nad mulistym bagnem przy wodzie sobie powodzi, ten niski, ów krępy, a tamta łajza topola to już całkiem oszalała z rozpusty – na glinie sobie urosła. Co ona sobie myśli. Głupi grab, kto to widział, tyle dziupli? Szaleje zazdrość, szyderstwo i uprzedzenia. Zaczynają pod ziemią zwalczać się korzeniami, podbierać sobie zapasy, przekonywać grzyby na swoją stronę aby tylko jeden miał jak najwięcej korzyści, no i rozpychać, usychać…
To właśnie Wasze zachowania. I dlatego cywilizacje upadają, a przyroda trwa. Kołowrót życia toczy się i obserwuje poczynania Waszej egzystencji. Powoli się uczycie. A przecież cała Natura, gdy spojrzysz, woła jednym hasłem: Współpracuj! Czy mrówka jedna stworzyła by sama swój pałac z igliwia bez pomocy sióstr? Mrowiska przez lata na kopy wzrastają i tak tworzy się potęga. Nie jest ona odporna wobec zdarzeń świata, ale przynajmniej ma szansę zalśnić swoją pełnią przez okres jaki jej dany. Różne gatunki pomagają sobie, nawet nie będąc świadomym swojej współpracy. Czy wiesz jak narodziła się cywilizacja? Pierwsza społeczność? Nie od wynalazku, sztuczki, techniki. Powstała, gdy pierwszy człowiek pochylił się na bliskim, podał mu rękę, opatrzył ranę, zaopiekował. Zatrzymał się, wysłuchał, współczuł…

Odpowiedz też sobie – co takiego tworzycie? Czy to wszystko jest Wam rzeczywiście potrzebne do szczęścia i życia? Wspaniałe budowle, drogi, mosty, okropne parki, wynalazki, pozorne ułatwienia, czyż nie widzicie dokąd Was to prowadzi? Dokąd pędzicie? Kiedy wreszcie przystaniecie? Wtedy, gdy trucizny uwolnione przez Was opanują powietrze będzie już za późno. Kiedy skończy się miejsce pod budowę? Nie macie umiaru… ani pokory. Widzę, słyszę te plany. Próżne. Nie da się udoskonalić lasu, bo Stwórca tak wszystko przewidział i stworzył, aby było doskonałe. Miał wiekuistość, aby zaplanować doskonałość ponad wszelką wątpliwość. Jest ona wokół Was. Nieliczni dostrzegają i celebrują. I co się dzieje? Są szczęśliwsi, zdrowsi, uśmiechnięci, rozpływają się problemy. Tylko dlatego, że dostrzegli Boską doskonałość. A oni – tylko poprawiać, dobudowywać, przekopać. A Natura sama wciąż tworzy. Człowiek w zamyśle Stwórcy miał być opiekunem tych dzieł, miał je pomnażać. Nigdy, przenigdy nie stworzycie sobie szczęścia i bezpieczeństwa postępując wbrew niemu. A Natura – Matka mówić będzie. Raz mocniej, gdzieś inaczej. Mówi już tak głośno, czysto, i gromko. Zabili rzeki, odsączyli żyły Ziemi…Zapieczętowali brzegi. Chcieli bezpieczeństwa. Wygnali wodę, sami. Czy powodzie się przez to skończyły? Natura sama Was chroniła! Było pokazane każdemu jasno: Tu rozlewam się po wiosennych wezbraniach i prę z lodem zimowym, tu nie wolno się osiedlać. To Macierz, ostoja. Zbezcześcili i to. Pod ziemią woda będzie pracować. Budynki będą osiadać. To nie jest tylko tak, że dokuczy jedynie susza. Morza i oceany są jak narządy. Dostały wodę z lądów, za dużo. Pełnią różne role, wiele ról. Są na krańcu swojej wydajności. Przeciążone.
U nas, w Puszczy, każdy bierze tyle, ile mu potrzeba i dlatego dla wszystkich wystarcza. Natura nie przewidziała braku. Drzewa nie próbują celowo rosnąć na gołych skałach. Wiedzą kiedy trzeba się zatrzymać. Żyjemy prosto i dlatego nie łamiemy zasad, w nas są oczywiste przesłanki zgodnego pobytu na Ziemi.

_DSC6545_web

Słucham bagiennej opowieści, a w zasadzie kolejnej reprymendy. Myślę sobie, ma rację. Wielu z nas przecież, gdy się rozejrzeć, nie podobają się obecne obostrzenia. Mają te osoby różne poglądy, cele, ale generalnie ich sprzeciw wywołała dana sytuacja. Tych ludzi nie jest mało. Przedsiębiorcy chcący ratować swoje biznesy i miejsca pracy, przeciwnicy przymusowych szczepień, sceptycy 5G i wielu innych wyznawców różnych teorii. Każdy z nich zapytany z osobna zadeklarowałby solennie, że pragnie pokoju i dobra, jednak gdybyż ustawić tych ludzi na jednym placu ze swoimi transparentami, jaki byłby efekt? Wnet poleciałyby epitety jedni wobec drugich ‘’foliarze, anytyszczepy, bioroboty, lemingi’, każdy swoje. A pan z batem stoi i zaciera ręce. Dziel i rządz. I dlatego nie jesteśmy w stanie swojej sytuacji zmienić, wpłynąć na rządy. Za dużo podziałów. Olsza ma rację. Myślę sobie – czy to jest istotne? W co kto wierzy, wyznaje, jaką spiskową teorię? Dlaczego gdy tylko usłyszymy coś z czym się nie zgadzamy, to powoduje w nas dyskomfort bądź uśmiech politowania, lub chęć ‘’przywalenia’’ przeciwnikowi, usilnej potrzeby udowodnienia, że jest on w błędzie? Trwonimy energię na spory o drobnostkach, a ten wymarzony pokój i dobrostan pozostaje wieki gdzieś poza zasięgiem… Może warto wziąć przykład z drzew. Przestać przyglądać się drobnym różnicom i skupić na kilku wielkich hasłach, a wtedy zacząć pytać, co możemy zrobić, aby to osiągnąć. Może strefy wolne od 5 G? I niech ktoś żyje sobie żyje, w poczuciu bezpieczeństwa. Rozwiązań pewnie znalazłoby się krocie aby wszystkich zadowolić, ale najpierw musimy tego chcieć. No i zobaczyć pewne rzeczy. Zweryfikować, czego tak naprawdę potrzebujemy i co jest dla nas dobre. Wysłuchać siebie nawzajem!

– W obliczu zagrożenia zwłaszcza, ta współpraca jest ważna. Historia Wasza zna przykłady. Wojny, gdy niejeden pomagał narażając życie. Współpraca jest magiczna, szczera chęć pomocy wynikająca z troski i współczucia, ma siłę przemian i często już ona sama poprawia sytuację, tworzy. Bo z dobroci serca płynie, a jego siły nie muszę Ci wyjaśniać…Popatrz na to miejsce. Wielu uczonych z Was powiedziałoby, że tutaj drzewa nie mają prawa zdrowo rosnąć. A mimo to jesteśmy, w różnej kondycji, wybujali i okazali. Ziemia, woda, powietrze, ogień, próżnia, owad, listek, grzyb, ptak, zwierz, wszystko nieustannie ze sobą rozmawia, toczy dialogi i odczytuje informacje ze świata wokół. Mówi i drugiego słucha. Gdy czas nadchodzi drzewa, zapachy wydziela, wabiąc owady, pleśnie i grzyby do rozkładu. Wie, że pora w materii się rozpaść, aby na nowo odrodzić i dalej pieśń życia kształtować. Przerażają Was pożary i gdy przyroda płonie – a to tylko odbicie Waszych działań, wyborów, myśli i codziennego kształtowania. Nie mamy wyboru, trzeba nam przyjąć co się wydarza, gdyż nie jesteśmy odizolowani od tego co ma na nas wpływ. Dopiero wspólny wysiłek i koncentracja na jednym celu wyda owoc zmian. A u Was? Nie potraficie nawet porozumieć i dogadać jak wodę w obecnej sytuacji zachować…

Czyta ze mnie. Tak. Niedawno oglądałem. Że nie budowa dużych zapór, a zasypywanie rowków na ugorach, budowa zastawek na tych polnych i pozwolenie na działalność bobrom. Systemowa ochrona okresowych wiosennych rozlewisk na łąkach, z których woda powoli wsiąka, zasilając zasoby gruntowe. I nie potrafimy współpracować. W drobnych sprawach i wielkich. A zwłaszcza w istotnych. Gdzie dwóch, tam trzy zdania. Wiem to wszystko. Może dlatego nie przeżywam rozpaczy z powodu pożarów. Bo wiem, że to odbicie tego co sami stworzyliśmy. Że to też dla nas informacja, która będzie się nasilać w zjawiskach, aż ją wreszcie pojmiemy. Nie mi sądzić i wybierać, kiedy ma to się zdarzyć.

Mimo gorzkich i cierpkich słów, jakie przyszły od Olch, uśmiecham się jakoś w kierunku szuwarów. Rajski śpiew pieści stęsknione uszy arią anielskiej, zakochanej melodii. Do uroczyska przyleciał pierwszy słowik.

—————————————————————
—————————————————————

🌼 Dziękuję za Twoją czytelniczą obecność! Po więcej gawęd z Drzewami Mocy i przesłań zapraszam Cię do mojej najnowszej książki, którą można już zdobyć w księgarniach internetowych:

https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

WAŻNE WIEŚCI: To miejsce może swobodnie istnieć dzięki wsparciu zaangażowanych czytelników. To darowizny pozwalają mi zachować niezależność w publikacjach oraz podejmować działania na rzecz rozwoju w materii. Możesz  wesprzeć tego bloga drogą pomocy materialnej i finansowej – wpłaty można przekazać tutaj:

https://pomagam.pl/szeptyknieipomoc

Dziękuję za Twój czas spędzony na blogu szeptów.

47445595_2267198426637942_1837768857591218176_n

Dzień Wędrowny wśród saren

Gdy przechodzę nieopodal szuwarów tuż obok małego leśnego bagienka, trzciny odpowiadają poszumem łanu. Rozkołysało się wszystko. ‘’Oho’’ – myślę. Las się wita. Mamy już jakąś łączność. Jeszcze dwa kroki po błocie ścieżką dzików i dostrzegam stojącą w trzcinie sarenkę. Nieruchomieję w uśmiechu. Musiała dopiero co się podnieść. Widać, że zaspana. Potrząsa głową pociesznie machając uszkami. One tak zawsze, jakby chciały ‘’wyrzucić’’ z głowy dzwięk, który im się nie spodobał. Maleństwo patrzy się na mnie przekornie i ani myśli uciekać. W błysku czarnego oka dostrzegam figiel. Patrzy i patrzy – a przecież z tych paru metrów musi mnie widzieć. Wreszcie, uspokojona jakby robi kilka niespiesznych kroków w szuwar i znika mi z oczu. Tam zalega. Na przeczekanie. Nie ma co uciekać przede mną. Rozumiem. Chodziłem tutaj całą wczesną wiosnę, kawałek dalej, siedzieć pod świerkiem gdzie spędzałem całe dnie, a one wypoczywały zawsze gdzieś nieopodal. To jest magiczne, jaką wiez można wypracować sobie z lasem i jego mieszkańcami. Tutejsze sarny są zresztą bardzo cwane. Siedząc pod drzewem nie raz obserwowałem jak i one z gąszczy leżąc, zerkając do spacerowiczów tuż na ścieżce, wiedzą, że oni nie zaglądają w chaszcze ani ich nie zobaczą. A przecież musiały obecność odbierać wszystkimi zmysłami. Uczą się być cicho obok nas, niezauważane a jednak tuż – tuż swobodnie żyjące. Te same zasady cichego współistnienia stosuję wobec nich, i zawsze dość szybko przestaję być postrzegany jak intruz. Mam jakieś takie przekonanie, poczucie, że taka postawa budzi u zwierząt jakiś ich ‘’szacunek’’, zaciekawienie. Czasem od razu jakby wiedziały – przed nim nie trzeba uciekać ani się kryć. Wpadam po kolana w błotnisty dół, pokłosie dziczego kąpieliska. Po tropie widzę, że jeden, jedyny jeleń nadal tu mieszka. Udało mi się wypatrzyć go w pełnię podczas rykowiska, jak podążał przez kukurydzisko ze srebrną poświatą na grzbiecie. Dziwne, że ten stadny zwierz już tak długi czas pielęgnuje samotność.

Na jednym z drzew wisi jakaś czerwona tabliczka. Biało – czerwona. – Co u licha…
Myślę zaniepokojony. Jakieś nowe oznaczenie do kolejnej wycinki? Niepokoi tym bardziej, że znajduje się tuż nad bajorkiem, gdzie sarny śpią, a dziki odbywają toaletę. Od śladów gęsto. Napis na laminowanej kartce głosi:

‘’BIEG NA ORIENTACJĘ. PROSIMY NIE ZRYWAĆ’’

P91204-120941

I mieszane uczucia przychodzą. Obcowanie człowieka z przyrodą różną może przybierać formę. Lecz chyba rzadko bywa tak, aby było ono rzeczywistym wglądem w nią. Zatrzymaniem się. Bo znowu bieg. Dlaczego akurat tutaj? Przecież tu śpią sarny, i jeleń przychodzi, i dzików rodzina do kąpieli – jeszcze bym nie grymasił, gdyby trasa wiodła główną drogą leśną. Co i kogo podkusiło, aby zejść tutaj, w te krzaki. I widzę jak będzie. Kolorowi ludzie, może pojedynczo lub tabunem przeczłapią tędy w gonitwie za kolejnym iluzorycznym zwycięstwem. W małym lasku czujność i niepokój się zjawi. Bo kogo obchodzą jakieś zwierzęta i spokój w ich domu. Sarny nie przeczytają tabliczki. Pewnie będą tu spać jak zawsze, kiedy zacznie się niespodziany rwetes. A potem sylwester. A od przedwiośnia wycinka pewnie ruszy. Nie mają tu lekko. Żyjąc w bliskości człowieka, trzeba być cały czas gotowym, na najbardziej absurdalne zdarzenia. Nikt nie wie, co strzeli mu w palmę. Pocieszam się, że taki bieg, to raczej wydarzenie jednorazowe.

Po drodze przyglądam się gnijącym kłodom. Pochylam i klękam. Grzybowe i pleśniowe życie pląsa potrząsając strzępkami kapeluszy w tańcu rozkładu. Dopiero o tej porze roku można dostrzec kunszt mszaków – na tle brązów i beżów przypominają puchowy dywan. Jabłuszka spod buka, złożone w darze, zniknęły magicznie. Dawniej lud wierzył, że zabierają je skrzaty. Lubię tak pomyśleć. Choć wiem, że to sarny przyjęły mikołajkowy prezent od wędrowca. Pod stopami szeleści dywan rudych liści. Słońce prześwituje między nagimi konarami złotem, pokazując, że ten grudzień wcale nie taki bury. Choć dziwnie pomyśleć, że dopiero 13ta, a za trzy godziny będzie ciemno. Dzięcioł zielony ‘’znęca się’’ nad starszą brzozą, uroczego ptaka z czerwonym łebkiem podziwiam w zbliżeniu lornetki. Przyglądam się też naznaczonym tu drzewom… Niektóre martwe, pełne dziupli, jamek i otworów, no skarbnica miejsc lęgowych dla ptactwa i nietoperzy. Tu zamieszkać mogą sikory, kowaliki, krętogłów, sowy, cała masa drobnicy która dziupli wykuwać sama nie potrafi, a jest od ich obecności uzależniona. I wszystkie te drzewa, do usunięcia, ścięcia. Na innym czerwona krecha, a nad nim umiejscowiona resztka gniazda. Ptaki, prawowici mieszkańcy małej kniei, mają inne zdanie odnośnie przydatności tego konara. I to ich ‘’zdanie’’ powinno być respektowane w pierwszej kolejności. Naprawdę nie rozumiem. Z dala od dróg, nikomu tu nie zagrażają. Do niczego też się nie nadadzą zbytnio. Na budulec za duży rozkład, palić takim mokrym próchnem też nie za fajnie. W książkach które czytałem w dzieciństwie, zawsze podkreślane było mocno, jak bardzo ważne są dziuple dla ptaków, że takich drzew jest ogromny deficyt i powinno się zostawiać. Ornitolodzy to wiedzą. Ptakom nie przeszkadza, że się rozpadają, będą się gnieździć dopóty się da. A nawet jeśli nie, miejsce pozostanie spiżarnią, bo tu legną się i żyją larwy różnych owadów drążących w drewnie. Przysmak dzięciołów właśnie. One zdają się to wszystko wiedzieć. Dlatego jeśli upatrzą sobie jakieś osłabione drzewo rąbią je jak popadnie, a potem gdy delikwenta zasiedlą różne żyjątka, przylatują jak do gotowej stołówki. Ptasi geniusz de-strukcji.

P91204-124159

Jeśli wieje bardziej niż przeciętnie, zawsze na czuwanie udaję się między drzewa. Szumią, skrzypią, trzeszczą i opowiadają, pochłaniając energię wiatru, a mi jest cieplej. Gdy na momenty się uspokaja, słychać jak zwierzęta gdzieś chodzą po liściach. Szemrząca modlitwa życia. Dobrze w niej się zanurzyć. Przed zmierzchem jednak, wolę wydostać się z lasu. Nie ze strachu. Po prostu, moje mniej doskonałe zmysły nie poradzą sobie tak dobrze, świecić nie chcę, ani przeszkadzać tutejszym dzikim mieszkańcom. Lepiej udać się na przestrzeń, na widowisko. Przy rowerze napotykam jakiegoś małego ptaszka – maluch pnie się w górę po korze świerka, błyskając białym puszystym ‘’brzuszkiem’’. Zabawny karzełek. Co chwila znika, okrążając pień. Zwinny pełzacz leśny, gotuje mi na odchodnym miłą niespodziankę. Piaszczyste doły pod drzewami, gdzie tarzały się dziki, przypominają mi, co dziać się tutaj może po zapadnięciu ciemności.

Zmierzam na przełaj zielonymi polami, pełnymi bujnych ozimin. Słońce już chyba zaszło, a horyzont bije oczy czerwienią. Zwiastuje ziąb. Jeszcze lustruje widnokrąg lornetką, aby dojrzeć ewentualnych zwierzęcych maruderów. Niewielka Olszynka mizdrzy się w pożegnaniu dnia, wiem, że nikogo dziś tam nie ma. Zwierzęta jakby wiedziały, że tutaj mogą być widoczne, i korzystają z tej przystani głównie latem lub nocą. W oddali snują się już sylwetki saren. Szybko, do czatowni! Bo za moment może się od nich wszędzie zaroić. Wolę pozostać niewykryty – idę wzdłuż olszyny, aby na tle drzew nie zostać dostrzeżonym. Od jakiegoś czasu, uświadamiam sobie jak bardzo okolica i zwierzęce życia w niej, się zmieniły. Dawniej wieczory były bardzo spokojne, leniwe i ciche. Ruch zamierał. Teraz? W ciagu dwóch godzin samochody z każdego kierunku, biegacze, rowerzyści, spacerowicze z psami, dalekie światła, odgłosy ludzkiego życia. A obok, one. Nie widziane przez nikogo chyba, jednak pasą się na pobliskich polach, nie zwracając uwagi na ten cały rozgardiasz. Tkwią w oddali. Na każdym polu po kilkanaście. Aż się człowiek zastanwia – gdzie one podziewają się w ciągu dnia? Kochane pyszczki. Stoją czujnie i patrzą w dal. W pierwszej chwili myślę, że na mnie, lecz za moment dostrzegam wielką grupę wdzierającą się na pole. Te biegną. Czy coś je spłoszyło? Wszystko możliwe. Tyle tu teraz mają bodzców… Spoglądają na brykające koleżanki. Czerwień dogasa, a przestrzenie oddają w utuleniu ramionom zmierzchu. Gęsi krążą nad szuwarami, zapadając z rozhoworem na nocleg. Na nie ostrzegawczo, ‘’sztywno’’ terkoczą perkozy. Zaraz, czy one nie powinny odlatywać na zimę? Jestem pewien. Czasy takie nastały, że niczego nie można być pewnym. Zegar przyrody chwieje się, tyka już głośno i pokazuje nam wiele nieprawidłowości. Dziś widziałem świeżo kwitnącą kończynę łąkową. A już były przymrozki…

Jestem świadkiem niezwykłego widowiska. To stado, które wtargnęło na pola biega jak pokręcone co i raz zawracając, robiąc zwroty i podskoki. Wyglądają jak dokazujące konie na pastwisku. Co one, zwariowały? Odpowiedzią staje się zachowanie najbliższych towarzyszek. Najpierw obserwowały, a teraz część z nich pokładła się uroczo na dywanie zieleni. Sielski raj. Wypoczywają. W ruchu nieustannym, a jednocześnie w zatrzymaniu ciągłym, dla chwili. Podziwiam. Wokół ziąb, a one, takie delikatne leżą na mokrej, przymarzającej ziemi. Druga chmara bryka popisowo, i wiem, że wyczyniają tak dla zabawy. Inaczej, już by gdzieś pobiegły. Wiem, że sarny lubią się bawić, ale zwykle są to pojedyncze zaczepki. A to jakiś szał beztroski… W sumie? Przecież otacza je dostatek pożywienia, rozległe pola w oceanie swobody, świeże powietrze, i nikt za nimi nie goni.. Nic, tylko się cieszyć. W lornetce widzę jak jedna z sarenek skubie pochylona obok leżącej towarzyszki – ta trąca pyszczkiem jej mordkę w czułym geście bliskości. Dość często tak sobie robią. Na tle szuwarów co i raz pojawiają się kolejne płowe sylwetki, biesiadniczki spóźnialskie, dołączają do żerującej już chmary. Ich pojawianie się, nie robi na obecnych większego wrażenia. Obserwacje saren nasycają człowieka beztroską i łagodnością. Zasadzić się i podziwiać jest dość łatwo, jeśli znać pory ich aktywności i wiedzieć gdzie. Wnoszą miły bezwład, w radosnej gotowości na życie. Bo takim właśnie jest ich istnienie.
I pomyśleć że to wszystko dzieje się tuż obok, pod nosem biegających ludzi, aut, i domostw. Kilkaset metrów do najbliższych zabudowań niekiedy. Życie toczy swój spektakl i odgrywać będzie te sceny, dopóty starczy mu miejsca.

P91204-154808

Ktoś znajomy dzwoni i przerywa, choć nie zakłóca mi wypoczywania. Odpowiadam na pytanie o tym, jak postrzegam ‘’drzewne pary’’ i współpracę międzygatunkową drzew. Dziś widziałem splecionego buka z brzozą. Kątem oka dostrzegam kolejne trzy sarny, nadeszły już niewidoczne. Stoją i przysłuchują się człowiekowi. Cwaniary wiedzą, że w gęstniejącym mroku są już prawie niewidoczne, więc lepiej się nie ruszać. Ciekawe czy znają mój głos? W końcu tutaj nie śpiewam. Ta ich ufność, rozczula mnie znów. Nawet nie zauważyłem, kiedy niebo pociemniało. Rozgorzało w błyskach mizdrzących sreberkami gwiazd. Granat zachwytu. Z pól lekko zawiewa, wystawiając na generalną próbę wytrzymałość czatownika. Przede mną kolejny akt przedstawienia – nocne chroboty dzików, wędrówki czarnych watah i chlapnięcia bulgotów w niedalekim kąpielisku, przeplatane parsknięciami, kwikiem i szorowaniem podstarzałego jesionu. To już za parę godzin. Ufam, że zaczną wcześniej, nim zupełnie zamarznę.

🧝‍♀️ Dziękuję za Twoją czytelniczą obecność 

🌼 Wspólne Wędrówki do których można dołączyć i ubogacić swoją wrażliwość w świadomym postrzeganiu lasu aktualne są cały rok. Ruszamy sami lub w 2-3 osoby. W razie pytań, śmiało pisz. Razem wymaszerujemy naszą wędrowną opowieść.

Kontakt i zapisy:
czeremcha27@wp.pl

Pamiętnik minionych wypraw:
https://szeptykniei.wordpress.com/ksiezycowe-wedrowki/

P91204-134147