Zaczyna się niewinnie. Najpierw jakieś paliki, słupki, nie wiadomo co. Powstaje znikąd, w miejscu gdzie się kompletnie nie spodziewasz. Wyrasta niczym grzyb. BUDOWA. Osiedle. Na początek jeden domek, malowniczo pod lasem. Drogę zagradza mi siatka. Zaskoczenie. Choć ja wiedziałem. Pole ‘’podziałkowane’’ było już od dawna, i zaiste zdumieni byli ludzie których tędy prowadziłem na wędrówkach, że lada moment powstanie tutaj nowe osiedle. Tak, w miejscu gdzie teraz siedzimy i obserwujemy wychodzące na żer jelenie, sarny, dziki…
Zwierzęta jeszcze nie wiedzą co się dzieje. Nadal przychodzą na ugór, w końcu tędy wiedzie nieoznakowany nigdzie, niepisany korytarz migracyjny do sąsiedniego lasu za połaciami pól. Chadzają tędy od pokoleń. Lada dzień odegna je hałas, kiedy ruszą maszyny.
To była moja ulubiona ‘’bosa’’ trasa do relaksu i letniego wygrzewania się w słońcu pod brzozami. Kiedy zaczną budować dom za domem, pomyśleć że na kilometr w las niosły się będą stukania młotków i warkoty pił. A tutaj niedaleko gniazdował bielik. I para jastrzębi. I kulika wielkiego słyszałem. Kiedy osiedle już powstanie, a domy zostaną zasiedlone, zacznie się drugi akt dramatu. Przedsmak mogłem poczuć już tego lata, kiedy w miejsca gdzie wieczory spędzałem na wspaniałych obserwacjach z ambon, zaczęli zachodzić ludzie z psami. Z innego osiedla które wyrosło. Tak jak godziny od około 18 aż do nocy na tych łąkach to był czas beztroskich swawoli zwierzęcych, tak od około 17 tej sielankę zajęcy i saren trafia szlag, kiedy przychodzi pani z dwoma biegającymi luzem psiakami. Potem kolejne dwie osoby. To zapowiedz następnej katastrofy i jak już dobrze to znam ze swojej okolicy. A ludzie nie widzą zwierząt, śladów, idą tak głośno że zwierząta uciekają zanim mogą je zobaczyć. Nie mają świadomości że one tutaj żyją. Tylko wędrowiec ukryty w czatowni, widzi co tak naprawdę się dzieje. Nieświadomi spacerowicze to może byłby mniejszy problem, bo wędrowców możnaby jeszcze ‘’urobić’’ i uwrażliwić. W teorii. Ludzie mieszkający pod lasem za pewne cenić sobie będą sosnowy zapach po deszczu, ale zaczną dopominać się też drogi dla swoich aut z salonów, a przy drodze powstaną kolejne obrzydliwe latarnie, raniące oczy już z daleka, niszczące cały urok dzikiego miejsca, przy których każdego sezonu ginąć będą niezliczone gatunki owadów zwabionych z lasu…Czemu musimy stawiać te paskudne lampy wszędzie gdzie się pojawimy? Kiedy każde auto ma swoje reflektory? Ileż małych katastrof niespisanych, nieodczutych, w błyskach wirujących wokół do wyczerpania, zwabionych na wieczny taniec chochołów. I tylko dlatego, że człowiek ‘’czuje się niekomfortowo’’ jak ich nie ma, i taki ustalił sobie standard. A ja zdumiony byłem ostatnio, kiedy wyrąbano cały pas drzew w odległości 1 metra, aby ”odebrać lasowi”, bo coś tam w papierach się nie zgadzało. I tutaj domki być muszą.
A potem w gazetach napiszą (jeśli) że znika bioróżnorodność i ciekawe jak to się dzieje. Kolejne rzesze istnień oddadzą swoją ofiarę pod kołami pojazdów na asfaltach, w imię ‘’luksusu’’ i wygodnego dojazdu pod leśną willę. Czy muszę wspominać o stertach gnijących traw i ogrodniczych odpadków z cotygodniowego katowania trawników? A może i mieszkańcy zaczną skarżyć się na dziki…
Następnie las stanie się ‘’martwy’’. Na jakiś czas. Znikną stamtąd większe zwierzęta. Instynkt słusznie gna je z dala od człowieka. Uciekają tak od pokoleń. Kluczą, migrują, poszukują – swojego miejsca spokoju. Każdego roku zabierane są im kolejne, i nikt nie przejawia nad tym najmniejszej refleksji. Uważamy że to słuszne, że tak się należy i nie ma w ogóle o czym dyskutować. Innego końca nie będzie… No, jest jeszcze mały cień szansy, że wprzódy wykończą nas szalejące ‘’kaprysy kilmatu’’, albo po prostu wcześniej zabraknie surowców, materiałów, pitnej wody, żywności. Nie będzie z czego budować, ani nawet gdzie. Ziemia ma przecież ograniczoną powierzchnię. Wtedy może zrozumiemy, że tak się cały czas nie da. O wiele za późno. I nie jest to wcale odległa przyszłość. Martwimy się różnymi rzekomymi problemami ekonomicznymi i ekologicznymi, tymczasem zagłada postępuje cicho. Przybiera postać równo ściętego trawnika i rzędu tui pod płotem. Kolejnego wielkiego marketu powstałego na jakimś nieużytku przyrody, aby potrzebom mieszkańców sprostać. Cieszcie się i radujcie, albowiem nie da się tak w nieskończoność. To taka dobra wieść, która pozwala mi w tym wszystkim odnazlezć się jako obserwator procesu. I tak to traktuję. Wydaje mi się, że na spokojnie.
Nie winię nikogo. I nie mam pretensji. To tylko kronika. W strzępek lat przeminiemy my przeżywający różne emocje przy tym wpisie, przeminie i owo osiedle. A potem wrócą drzewa. Korzeniami skruszą resztki starych betonów. Zazielenią się mchy i pnącza. Wrócą ocalałe zwierzęta. I będzie jak dawniej. Cykl zatoczy koło do początku. Póki co, bawmy się, budujmy, mieszkajmy, żyjmy. Jeszcze można. Przyrodę będzie się oglądać na materiałach video, a w ogóle kto by to oglądał i po co? To było kiedyś. Jakieś robale i komary. Jak dobrze, że się tego pozbyliśmy… Jest serial na netflixie i dotykowy hiperinteligentny system sterowania czymś tam. Ja nie mam dzieci i miał nie będę. To od dawna przemyślane. Z szacunku i wyboru. Nie chcę aby dorastały w takim świecie. W którym nie mógłbym im pokazać ani jednego drogiego mi miejsca lub drzewa. Nie pokazać gatunków ptaków, owadów, czy roślin, bo już ich nie będzie. Ani siedlisk, ani ciszy w głuszy, bo przecież budować chcą trasy szybkiego ruchu i nad parkami narodowymi. Nie chcę. To wszystko o czym piszę można bardzo łatwo przeoczyć żyjąc w zaobsorbowaniu codziennością. Wyprzeć jako że nie dotyczy, lub ”ja nie jestem temu winien”. Tak trzeba, bo tak robią wszyscy, słyszał kto o innym życiu? Odkąd wędruję, każdego roku powtarza się jedna rzecz. Co roku muszę jezdzić dalej i dalej, aby szukać coraz to nowych miejsc, gdzie znajdę jeszcze trochę ciszy i dzikości. Na przestrzeni kilkunastu lat, ta odległość koniecznego oddalania się od domu, wzrosłą z 1 km, do 15tu. I wciąż coraz szybciej. Niepostrzeżenie. Ostatnio na lokalnej grupie poświęconej mojej miejscowości pojawił się post z pytaniem skierowanym do mieszkańców ”czego wam brakuje w okolicy”. No i posypała się litania odnośnie marketów, mc donaldów, kin, basenów, teatrów, punktów wszelakich usługowych. Tylko ja napisałem, że nie brakuje mi niczego z tych rzeczy, a nawet jest już o wiele za dużo. Że jak już to brakuje mi dzikich , spokojnych miejsc, starych drzew, i ciszy. Dziwnym trafem ten komentarz zdobył najwięcej polubień? A ilu z nas tutaj marzy o swoim jedynym domku pod lasem, w cichej, spokojnej okolicy. W których to w ciągu paru lat cisza pozostaje wspomnieniem, a mieszkaniec domaga się asfaltowej drogi dojazdowej, lamp i wycinania krzaków dzikiej róży na poboczu.
Nad polem przelatuje dziarsko myszołów. Zastanawiam się, czy widzę go tu po raz ostatni w takiej scenerii.
Zapraszam też do OSTATNIEJ, niedawnej opowieści z tego wspaniałego szlaku, jeszcze z czasów ciszy. Kolejne pewnie nie powstaną…
Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić leśnym słowem ❤