Drzewa lubią, kiedy zachwycasz się przyrodą. I pokazują leśne niespodzianki.

Dzień mój zaczyna się od…Zmiany. Wstaję rano wyspany, po prawie 8 godzinach ciągłego snu i dziwię – ja naprawdę to robię? Wstaję rano na warsztaty? (no dobra, wypada bo jestem prowadzącym 😛 ) I chcę. I lubię. Dziś dzień wspomnień. Bo właśnie ponad dwa lata temu poprowadziłem pierwsze wędrówki leśne, decydując się odkrywać zarówno siebie i swoją wrażliwość jak i przyrodnicze bogactwa przed druhami. Przypominam sobie o tym, kiedy wysiadamy z auta prawie pod lasem, a tam spaceruje skubiący coś bażant, i czaruje widokiem lśniąc w słońcu. Obserwujemy go z samochodu. Zupełnie jak wtedy, 2 lata temu. Bażant wita wyprawę u progu lasu. Pogoda marcowa, kapryśna, i także, zmienna. Momentami praży słońce, zawiewa lodowato i przepływają chwilowe opady śniegu. Na polach już urzędują sarny. Podziwiamy je lornetkami.


Wierzba, na swych ramionach niesie karb lat i wspomnienia. Opiekuje się tą ostoją, chyba od początku.

I w którymś momencie tak wyszło, że rozdzieliliśmy się. Ja poszedłem prosto, gość mój w boczną dróżkę. Idę powoli i zwalniam jeszcze, bo czuję że oto woła drzewo. Największy Wiąz w całym lesie. Waham się – nie ma go na dzisiaj w planach, a z tym drzewem rozmawiałem tylko raz czy dwa. Garem Jordan. Tak ma na imię. A może i nazwisko? Tak mi się przedstawił kiedyś. No dobrze wiązie. Podejdę, co mi szkodzi. Chwilę stoję. Mijają minuty, minutki, niedługo.Nagle szelesty. Patrzę w bok, a tu sarny gnają niemal wprost na drzewo, jedna, druga, cztery! Troszkę są zdezorientowane, bo to przecież prawa – o tej porze las ‘’pełen’’ ludzi, a one gdzieś chcą się przemieścić. Zatrzymały się na moment przed drogą, po czym zdecydowanie, pojedynczo ‘’z biegu’’ przeskoczyły na drugą stronę. Stoję oniemiały, zachwycony, i ‘’już zrozumiany’’ powodem dla którego zatrzymało mnie drzewo. To się nie dzieje pierwszy raz, ale tym razem wręcz błyskawicznie. Taka ‘’chwila wiary’’ – słuchaj i daj się prowadzić. Jak to możliwe, że Wiąz wiedział o nadchodzących sarnach i jeszcze postanowił mnie zatrzymać żeby w spokoju przeszły? Naprawdę, gdybym pomaszerował dalej, to wyleciałyby na mnie, a raczej odskoczyły w tył spłoszone. To w sumie trochę wiem, drzewa wiedzą że uwielbiam takie chwile, i robią mi takie prezenty. Podarunki kniei. Kasia nadchodzi, sarny też widziała. A ja opowiadam podekscytowany swoje zdarzenie i wiem, że dziś prowadzi nas las.

Szlak pokazuje się ‘’w umyśle’’. Od wczoraj widzę jedno miejsce i wiem, że tam mam zaprowadzić mojego gościa. Normalnie robimy zwykle inną drogę. Ale już wiem, że nie należy ‘’polemizować’’ w takich przypadkach. Prowadzę dębowym szlakiem wprost do jednego Jesionu, który bardzo wzruszył już parę osób, samemu wołając i ‘’plącząc’’ kroki. Wtedy posłużył się rwetesem ptasim, bójką dzięciołów, dzięki czemu zwróciliśmy uwagę na jego impuls. Jesion, ‘’bezimienny’’, okazuje się być dobrym wyborem. Porusza struktury i uruchamia tematy, które mają być dziś przepracowane. Nie jestem wpuszczony w tą przestrzeń, nie mam tym razem dostępu do tego co się dzieje. I tak ma być. Prywatność, intymność, granice. Wiem tyle, ile zostało mi powiedziane po sesji z drzewem. Opowiadam i odpowiadam na pytania. O podróżach jesionów po duchowych wymiarach, mrocznym poczuciu humoru świerków, o tym jak używać dłoni do wyczuwania energii, warstwach aury drzewa, ich ‘’zagrywkach’’, kiedy próbują zwrócić na siebie uwagę. Głównych przesłaniach, i tym na co które pomaga. Płynie gawęda…


Powiadają, że nie noszę czapki, ale zwykle miewam aż dwie. Wypoczynek z przekąską na kamieniu i kąpiel słoneczna.

Polna kępa do której trafiamy wkrótce, jakże innym światem jest od lasu. Jaki tu spokój. Nikt nie jezdzi, nie biega, bo i nie ma tu dostępu. Wędrówka wiedzie po szlaku kości. Tych napotykamy sporo. Podziwiamy lisie wykopy, stare ptasie gniazda i bobrowe siedliska. Świat już wczesnowiosennie rozśpiewany. Nadają już trznadle, potrzeszcze, sikory, i kosy. Lekko wtapiają się w szum lasu, łagodne pogwizdywania pełzaczy. Bobrowa robota widoczna wszędzie, ale jest i jedna zagadka. Cienkie, smukłe drzewka, ogryzione znacznie powyżej wysokości ludzkiej głowy. Jakie zwierzę mogło to zrobić? Bóbr nie mógł się po tym wspiąć, ani tam dosięgnąć. Bardzo głowię się nad pytaniem. Jelenie tu nie zachodzą aby żerować. Co więc? Od mojej towarzyszki, także przyrodniczki, dowiaduję się że bobry potrafią ‘’schylać’’ takie drzewka swoją masą ciała do ziemi, i zgryzać. Sprytne! Po bobrach wiele bym się spodziewał, ale na coś takiego bym nie wpadł. Człowiek się uczy całe życie. Uwaga, bo jest bardzo dużo kleszczy już! Tego roku jakiś wysyp i zdają się być ‘’mrozoodporne’’. W miejscach, gdzie nigdy ich nie pamiętam. W pewnym momencie zobaczyłem wiszącego na suchej trawie, a potem co kawałek. Wspięły się naprawdę wysoko i są niemrawo aktywne, mimo porannego przymrozku. Ja mam kilka warstw ubioru, a pierwsza dość śliska więc nie mają łatwo dostępu. Jak sobie przypominam, to zrobiliśmy nawet niemal tą samą trasę co 2 lata temu, tego samego dnia. Retrospekcja…

Dzień spisał się słoneczny, choć miało być bardzo ponuro. Pamiętam, że Kasia chciała przełożyć ‘’na za tydzień’’ z tego powodu, ale ja wiedziałem że coś nam sprzyja i ma być zgodnie z planem. Godziny zleciały szybko. Pod wieczór niespodzianie jesteśmy już na Alei Jabłonowej, gdzie nie obyło się bez recytowania długiej BALLADY, którą bez nauki odtworzyłem z pamięci. Wryła się bardzo mocno… I moc wzruszeń, opowiadać ją komuś podczas marszu, dokładnie przy tych drzewach, od których popłynęły słowa. Gardło ścisnęło znów jednak. Bo to ballada o prawdzie. Świat, z punktu widzenia jabłoni. Która słyszy, widzi, czuje, myśli, działa, chłonie. Są duchy i skrzaty mieszkające na pobliskim cmentarzu, jest człowiek z toporem, i sarny na spadach jesiennych, szerszenie i sowa. Opryski, ostrzeżenia, tęsknoty, mirablekowa siostra i wędrowiec po zmierzchu, który podsłuchał…

Dzień kończymy z żurawiami, wspinając się na stromą, glinianą górkę w polu. Stąd obserwujemy ‘’rozwleczone’’ po horyzontach stada saren i pogoń wiejskich psów za lisem. I zachód słońca. Tu bajkowy spektakl. Słońce które zeszło dopiero poniżej linii chmur, stworzyło ponad sobą poświatę – drugą, łagodną kulę która wygląda jak osobna planeta. Fenomen. Nie ma słońca, a jakby jest. Zjawisko udaje się coś tam blado uwiecznić. Ziąb chwyta duży i mocny, w powietrzu wisi mróz. Gdy słońce znika, szybko maszerujemy do samochodu, obserwując jeszcze w lornetkach z gracją lądujące żurawie. Pocieszne widzieć, jak olbrzymie ptaki osiadają, biegnąc jeszcze kilka kroków z rozpędu lotu. Zbliża się godzina 18 – czas końca wyprawy…


Zachodzące słońce po swym odejśćiu zostawiło rumianą kulę w chmurach. Podziwialiśmy ją razem z badylami, a i pogoń psów za lisem, który zakradł się do pobliskiej wsi. Film akcji, sceny reżyseruje przyroda.

Krótka relacja z minionych warsztatów. Zaczęliśmy już spotkania i kręgi wiosenne. Jeśli i Ty masz ochotę dołączyć, wziąć udział w wyprawie, zatopić się wspólnie w podążaniu za intuicją i odkrywaniem bogactwa przyrody, to zapraszam Cię na zajęcia i wędrówki. Warsztaty dendroterapii dedykowane wszystkim tym którzy pragną pogłębić swoją intuicję, duchowy kontakt z naturą, odczytywanie jej przesłań i wskazówek, aby stosować je w życiu osobistym. Dla gości z daleka istnieje możliwość noclegu, zamówienia ciepłych, domowych posiłków także w opcji wege, pokoje są z łazienkami. Więcej wieści na temat warsztatów, tj koszta, nocleg i szczegóły, znajdziesz klikając TUTAJ:

https://szeptykniei.wordpress.com/warsztaty-wydarzenia/

A jeśli z jakichś powodów nie możesz być z nami, zawsze możesz włączyć się w działania WSPARCIA na rzecz bloga, i skorzystać z którejś z nagród przygotowanych przeze mnie. Zapraszam Cię na PATRONITE, gdzie zapoznasz się z wszystkim co tutaj robię.

https://patronite.pl/szeptykniei

KONTAKT w sprawie zgłoszeń i zapisów na wędrówki:

czeremcha27@wp.pl

Do zobaczenia w lesie 🙂


Królestwo bobra. Ostoja. Pielesze. Matecznik. Raj…

Księżycowe spowiedzi i troski wędrowca. Bo czasami trudno jest..

…Zakładam spodnie przypadkiem na drugą stronę. Właśnie ubierałem się na noc do lasu. Wrrrr… Wybuch niezgody z irytacją. Bo teraz trzeba poschylać się ubranym będąc jak bałwan, skrępowanym, aby nałożyć je jeszcze raz. Głowa ‘’ratuje’’ absurdalną przecież sytuację, krzepiącą myślą:

– Ale czasem jest tak, że te drobne niby opóźnienia, powodują że trafia się na idealną leśną sytuację i wspaniałe widoki.

Znam to dobrze. Niekiedy takie pozorne ‘’przeszkody’’ wręcz chroniły mnie przed spotkaniem z  nieprzyjemnymi osobnikami lub trudną sytuacją.

O wesołym zdarzeniu ze spodniami przypominam sobie, kiedy po około dziesięciu minutach czuwania w ambonie, dostrzegam na polu dwie czarne sylwetki. W pierwszej chwili myślę, że to ludzie. Nie ruszam się więc asekuracyjnie, nie będąc i tak widocznym w cieniu drzew. Stwory – zwidy, okazują się być młodymi dzikami. Przez chwilę ustawieni byli, do złudzenia przypominając kształt sylwetki ludzkiej. Samotne sierotki, pewnie jakieś niedobitki…Bo życiem dzika jest stado – grupa rodzinna. Nie powinny tak buszować samotnie. Nie przestanie mnie to zdumiewać. Przecież idąc tutaj, jeszcze niedawno narobiłem sporo hałasu. Warunki. Gdy ziemia skuta jest lodem dopiero co zamarzniętych kałuż, trudno poruszać się cicho. I wtedy myślę o tych spodniach. Jak idealnie się zadziewa. Dziękuję lasowi za prezent. Widok dzika na początku wyprawy zawsze jakoś ‘’krzyżuje szyki’’, no bo przecież dzik jest głównym celem widokowym każdej włóczęgi. A tak jakby można już wracać, bo najważniejsze się widziało…



Obserwuję je w lornetce. Widać świetnie. Warunki są idealne, lekki wiatr i mróz, co powoduje że powietrze pozostaje wolne od mgieł, pasm, i zanieczyszczeń. Ze zdumieniem odkrywam, że w zwykłej lornetce ‘’zmierzchowej’’, służącej do dziennych obserwacji ptaków widać zwierzęta nie gorzej, niż w typowo nocnej. A zatem nie ma sensu targać za każdym razem wielkiej nocnej lunety. Nie, kiedy są takie kryształowe warunki. Co innego w nów.

Gdy dziki oddalają się daleko w pole, schodzę z czatowni i udaję w pochód do Krzesimira. To tylko kilkanaście kroków. Dlatego lubię tą czatownię. Mam blisko do paru drzewnych przyjaciół, a na polu dzieje się nie gorzej niż w filmie przyrodniczym. Dąb wprawdzie nie woła, ale też nie zabrania podejść. Czasem to się nie da wybadać, i jeśli nic wyraznie nie blokuje, lepiej znaleźć się bliżej i spróbować. Cieszę się z każdym krokiem, bo dawno mnie nie było. Sosny z prawej, zaczynają gromko szumieć. Korona Krzesimira szeleści i łopocze. Powitanie na podejście. Nie mogę się nadziwić, jaki tam się stworzył ‘’kołtun czasoporzestrzenny’’, lub coś innego, z czym można w zasadzie rozmawiać, i słuchać dla siebie odpowiedzi. Zimno jest. Z pola wieje. Tym razem ustawiam się z zupełnie innej strony, tak aby pień mnie osłonił. Korzystam z opieki. Rozmowę zaczyna On.

– Dumny jestem z Twoich postępów
, mówi.

Jakich postępów?? Myślę. Bo w moim życiu ostatnio za wiele się nie zmienia, a może jest ich za mało. A może coś tam przerobiłem i on wie. Opieram się plecami o bratni pień. Krótki marsz wcale mnie nie rozgrzał. Dąb dotyka swym ciepłem w piersiach, i nawiązuję się łączność, ale wiem, że to za mało. Za mało czasu przede wszystkim…

– Wiesz, że już nie mogę przemarzać? Zostałbym z Tobą tu i do świtu, wysłuchał co chcesz opowiedzieć, ale nie mogę, nie mogę… To mnie walnie rykoszetem, już wiem. Kiedy ponad 2 tygodnie temu zajrzałem do niego, powitał słowami: ‘’Ty już jesteś zdrowy’’. I roześmiał się gromko. Chciałbym mu wierzyć. Pozostaję ostrożny. Może to moja projekcja. Przez cały 2020 rok bóle reumatyczne na zmianę z dną moczanową wyłączyły mnie niemal z wszelkiej działalności. Choć z zewnątrz mogło wyglądać, że kwitnę. Wiedziało niewielu. Faktycznie, dolegliwości się uciszyły. Jednocześnie zaczęły inne. Rozpętały bóle w podbrzuszu wysoko, z którymi nie wiadomo co, ani od czego. Jakoś szczególnie nie zmieniałem diety, która dostosowana była ‘’przeciwzapalnie’’ z wyłączeniem wszystkiego, co uwielbiałem dawniej jeść. ‘’Nie przemarzać, nie forsować, nie denerwować, nie męczyć…’’Nie żyć? Jak żyć, dębie kochany… Nie jestem tak silny jak drzewo.

– Możesz już wrócić do pisania przesłań…


Mówi jeszcze drzewo, jakby szybko chciał przekazać co najistotniejsze. Bardzo chętnie. Ostatnio napisałem jedno, po prawie roku przerwy. Prawie roku…Bo kiedy szalały po ciele bóle, w czeremchowej głowie zablokowała się następująca myśl: ‘’Jak mogę pomagać innym, skoro sam sobie nie potrafię pomóc’’. A wtedy ‘’wysypały się’’, zawiodły wszelkie moje techniki uzdrawiania i pomocy, które stosowałem na sobie dotąd skutecznie. I do czasu, aż znajoma masażystka opisała swoją historię z nawracającymi migrenami, myśl była górą i cieszyła z sebastianowej niemocy. Po jej wpisie, coś się oczyściło. Dąb ogrzewa. Mimo, że czuję iż nasz proces komunikacji wewnętrznie się rozkręca, nie ryzykuję. Wiem, że mógłbym zatracić się pod nim i na godzinę, a na drugi dzień już nigdzie nie ruszę… Przepraszam dęba choć nie muszę, a na pożegnanie rzucam mu słowa które właśnie do mnie przychodzą:

– ‘’Wszystko jest zmianą, nic nie jest czasem. ‘’
Pamiętasz? To była pierwsza nasza spisana gawęda. I śmieję się, myśląc jak on też teraz odbiera to przesłanie. Nie, nie uciekam przed rozmową z Tobą. Po prostu się boję znów ‘’przeholować’’. I bólu. Wszystko jest zmianą. Potrzeba skrócenia czasu pod Drzewami zintensyfikowała moje możliwości w szybkości wymiany informacji, ale to się jeszcze szlifuje. Tymczasem, zaopiekuj się dobrze sarnami!

I maszeruję z powrotem. Knieja, jak zareagowała powitaniem na wejście, tak żegna… Mam wrażenie, że gdybym pewnego dnia zniknął i wrócił tu po 300 latach, to one będą mnie pamiętać…

Na polach stoję i słucham ciszy przestrzeni. Lisiej ciszy. Lisiego wesela. Bo właśnie trwa rude święto miłości. Oh, w lesie gdzieś zawsze jest Miłość. Jeśli się wie, gdzie szukać. Teraz mają też gody kruki. Pełnia w znaku Lisa i Kruka. I mogą nazywać te księżyce wszyscy inaczej. Dla mnie ich esencją jest to, co dzieje się tu, na ziemi, nie ‘’jakieś gwiazdozbiory’’.

Słuchanie lisów, to jak słuchanie duchów. Ich odgłosy nie są oczywiste. Przypominają odległe, stłumione poszczekiwania psa, i można się pomylić. Czasem też wyją, nazywa się to ‘’skoleniem’’. Albo piszczą lub ‘’śmieją się’’. I te przygaszone echem pustki, odległe, nienazwane odgłosy tworzą magię lutowej wędrówki. A ja mam na plecach dreszczyk. Nie z zimna, przyjemny. Przypominam sobie, że w okolicy niedaleko widziano wilki, i to parę dni pod rząd. Mieszkańcy dość przerażeni, bo ktoś pokazał zdjęcia rozszarpanej sarny. Ale nie ja.  Idę pod ścianą ciemnego lasu i wyobrażam sobie jak wilki tam stoją i patrzą na mnie oceniając – to zdobycz, czy co za dziwactwo się wlecze? Jak podchodzą bezgłośnie coraz bliżej i wytężają zmysły, badając sylwetkę wędrowca. Któż to, śmiał ciemną nocą przyjść do lasu, królestwa wilków… Nakręcam się przyjemnie, i chciałbym aby naprawdę tam były. Co jakiś czas oglądam się za siebie, patrząc czy faktycznie wilk za mną nie idzie. To by było coś!



Lornetką lustruję horyzonty i wnęki do leśnych dróg. Zmierzchowa 8×42 sprawdza się przy księżycu wybornie i wdzięczny jestem, że nie będę musiał targać wielkiej nocnej. I na jednej drodze dostrzegam sylwetkę. Dość niski zwierz, raczej drapieżnik na czterech nogach, i nie mogę rozeznać. Na wilka za mały, na kunę i lisa za duży, może jenot? Tutaj w cieniu drzew lornetka zawodzi. Zwierzątko patrzy na mnie pewnie równie zdziwione. Może szakal? No chyba, że wybitnie przerośnięty lis. Widmo znika w ciemnościach.

Pod amboną z której obserwowałem dziki, pożegnalny przystanek przed wejściem na rower. Popijam ostatnią herbatę i spoglądam na białe zadki saren, które co i raz podnoszą w moim kierunku ciekawe głowy. Teraz to one są przy dębie. Jakże na długo mnie zapamiętały…Z planowej jeszcze wyprawy do bobrów, rezygnuję choć nawet nie miałem dziś okazji zbytnio się zmęczyć. Wszystko jest zmianą… A ja wciąż wierzę, że idzie ku dobremu.

Apropos spodni… To przyjmę w darze ciepłe, puchate, nieprzepuszczające wiatru spodnie, wygodne w pasie, może narciarskie. Dobrze jak szersza nogawka z zapięciem. Kolor nie aż tak istotny. Jestem obecnie szczupły i 162. Mogą więc być po dziecku / nastolatku. Może komuś zalegają w szafie, nieużywane?
Mi się przydadzą
❤ Możecie też pomagać mi przez PATRONITE – wsparcie pierwszego progu na kwotę 5zł / miesięcznie, gwarantuje udział w wiosennym wieczorze autorskim. Nie mogę się doczekać tego spotkania z Wami!



Dlaczego cywilizacje upadają?Przesłanie Czarnej Olchy.

Gdyby zapytać każdego człowieka dowolnej narodowości, zawodu, wyznania, czy pragnie on żyć w pokoju, harmonii, szczęściu i wolności – większość bez wahania odpowie, że tak. Ostatnim czego mi się chce podczas pobytu w lesie, to wgłębianie się w analizy i roztrząsanie tego co jest. Obecnej sytuacji. Kilka osób jednak zapytało. I zastanowiłem się. Skoro tak pragniemy wszyscy tego życia w dobrostanie, harmonii , błogości i szczęściu – dlaczego nam to wciąż kolektywnie nie wychodzi?
Spoglądam na skraj bagna. Świat jakże inny od zgiełku miasta, tu gdzie dziki topią swój trop w awanturniczych przeprawach, gdzie świerszczak już terkocze monotonną kołysankę, a pocieszne kurki wodne gderają sobie jak stare ciotki. Tu drzewa rachityczne i mocne zarazem, olchy, powykręcane i powalone, silne i wzniosłe choć teren i warunki niełatwe. Brzozy, sosny, dęby i nawet modrzewie, te wyglądają naprawdę słabowito. Mimo to im tutaj udaje się tworzyć i utrzymywać jakiś kawałek lasu. Rosną już lata… spoglądam na nie i myślę – jak im to wychodzi? A dlaczego nam nie? Tutaj padają jednostki, ale społeczność trwa…

-NIE POTRAFICIE WSPÓŁPRACOWAĆ, zjednoczyć się we wspólnym celu…

Kiedy wiatr przepływa po szuwarach, taka przychodzi informacja. Kto to powiedział? I jak to? Przecież tworzymy różne inicjatywy, jednoczymy się, działamy, budujemy, robimy dobre rzeczy… Olchy. Jeszcze nagie bez liści, czarne. Drżenie przenika po gałązkach najmniejszych, jakby zastanawiały się i nad moimi rozmyślaniami. Pochwyciły temat.

13339630_599553990218020_7167857093846468830_n

– ZA BARDZO SKUPIACIE SIĘ NA RÓŻNICACH. Eksponujecie je. Drążycie. To co teraz się dzieje u Was – to odbicie tych podziałów. Spójrz na drzewa. Jak zauważyłeś, jesteśmy tutaj różne. Każde nasiono które tu trafi, opadnie i wykiełkuje czyta informację – aby przetrwać, trzeba sobie pomagać. Choćby nie wiem jak było trudno. I dlatego jest mniej ofiar. Upadają nieliczni, a knieja trwa. I pomyśl sobie, nagle, że drzewa zaczynają się zachowywać tak jak ludzie. Ot dąb dąsa się na Sosne, że ta na piaskach dobrze rośnie, inny ma żal, że ktoś nad mulistym bagnem przy wodzie sobie powodzi, ten niski, ów krępy, a tamta łajza topola to już całkiem oszalała z rozpusty – na glinie sobie urosła. Co ona sobie myśli. Głupi grab, kto to widział, tyle dziupli? Szaleje zazdrość, szyderstwo i uprzedzenia. Zaczynają pod ziemią zwalczać się korzeniami, podbierać sobie zapasy, przekonywać grzyby na swoją stronę aby tylko jeden miał jak najwięcej korzyści, no i rozpychać, usychać…
To właśnie Wasze zachowania. I dlatego cywilizacje upadają, a przyroda trwa. Kołowrót życia toczy się i obserwuje poczynania Waszej egzystencji. Powoli się uczycie. A przecież cała Natura, gdy spojrzysz, woła jednym hasłem: Współpracuj! Czy mrówka jedna stworzyła by sama swój pałac z igliwia bez pomocy sióstr? Mrowiska przez lata na kopy wzrastają i tak tworzy się potęga. Nie jest ona odporna wobec zdarzeń świata, ale przynajmniej ma szansę zalśnić swoją pełnią przez okres jaki jej dany. Różne gatunki pomagają sobie, nawet nie będąc świadomym swojej współpracy. Czy wiesz jak narodziła się cywilizacja? Pierwsza społeczność? Nie od wynalazku, sztuczki, techniki. Powstała, gdy pierwszy człowiek pochylił się na bliskim, podał mu rękę, opatrzył ranę, zaopiekował. Zatrzymał się, wysłuchał, współczuł…

Odpowiedz też sobie – co takiego tworzycie? Czy to wszystko jest Wam rzeczywiście potrzebne do szczęścia i życia? Wspaniałe budowle, drogi, mosty, okropne parki, wynalazki, pozorne ułatwienia, czyż nie widzicie dokąd Was to prowadzi? Dokąd pędzicie? Kiedy wreszcie przystaniecie? Wtedy, gdy trucizny uwolnione przez Was opanują powietrze będzie już za późno. Kiedy skończy się miejsce pod budowę? Nie macie umiaru… ani pokory. Widzę, słyszę te plany. Próżne. Nie da się udoskonalić lasu, bo Stwórca tak wszystko przewidział i stworzył, aby było doskonałe. Miał wiekuistość, aby zaplanować doskonałość ponad wszelką wątpliwość. Jest ona wokół Was. Nieliczni dostrzegają i celebrują. I co się dzieje? Są szczęśliwsi, zdrowsi, uśmiechnięci, rozpływają się problemy. Tylko dlatego, że dostrzegli Boską doskonałość. A oni – tylko poprawiać, dobudowywać, przekopać. A Natura sama wciąż tworzy. Człowiek w zamyśle Stwórcy miał być opiekunem tych dzieł, miał je pomnażać. Nigdy, przenigdy nie stworzycie sobie szczęścia i bezpieczeństwa postępując wbrew niemu. A Natura – Matka mówić będzie. Raz mocniej, gdzieś inaczej. Mówi już tak głośno, czysto, i gromko. Zabili rzeki, odsączyli żyły Ziemi…Zapieczętowali brzegi. Chcieli bezpieczeństwa. Wygnali wodę, sami. Czy powodzie się przez to skończyły? Natura sama Was chroniła! Było pokazane każdemu jasno: Tu rozlewam się po wiosennych wezbraniach i prę z lodem zimowym, tu nie wolno się osiedlać. To Macierz, ostoja. Zbezcześcili i to. Pod ziemią woda będzie pracować. Budynki będą osiadać. To nie jest tylko tak, że dokuczy jedynie susza. Morza i oceany są jak narządy. Dostały wodę z lądów, za dużo. Pełnią różne role, wiele ról. Są na krańcu swojej wydajności. Przeciążone.
U nas, w Puszczy, każdy bierze tyle, ile mu potrzeba i dlatego dla wszystkich wystarcza. Natura nie przewidziała braku. Drzewa nie próbują celowo rosnąć na gołych skałach. Wiedzą kiedy trzeba się zatrzymać. Żyjemy prosto i dlatego nie łamiemy zasad, w nas są oczywiste przesłanki zgodnego pobytu na Ziemi.

_DSC6545_web

Słucham bagiennej opowieści, a w zasadzie kolejnej reprymendy. Myślę sobie, ma rację. Wielu z nas przecież, gdy się rozejrzeć, nie podobają się obecne obostrzenia. Mają te osoby różne poglądy, cele, ale generalnie ich sprzeciw wywołała dana sytuacja. Tych ludzi nie jest mało. Przedsiębiorcy chcący ratować swoje biznesy i miejsca pracy, przeciwnicy przymusowych szczepień, sceptycy 5G i wielu innych wyznawców różnych teorii. Każdy z nich zapytany z osobna zadeklarowałby solennie, że pragnie pokoju i dobra, jednak gdybyż ustawić tych ludzi na jednym placu ze swoimi transparentami, jaki byłby efekt? Wnet poleciałyby epitety jedni wobec drugich ‘’foliarze, anytyszczepy, bioroboty, lemingi’, każdy swoje. A pan z batem stoi i zaciera ręce. Dziel i rządz. I dlatego nie jesteśmy w stanie swojej sytuacji zmienić, wpłynąć na rządy. Za dużo podziałów. Olsza ma rację. Myślę sobie – czy to jest istotne? W co kto wierzy, wyznaje, jaką spiskową teorię? Dlaczego gdy tylko usłyszymy coś z czym się nie zgadzamy, to powoduje w nas dyskomfort bądź uśmiech politowania, lub chęć ‘’przywalenia’’ przeciwnikowi, usilnej potrzeby udowodnienia, że jest on w błędzie? Trwonimy energię na spory o drobnostkach, a ten wymarzony pokój i dobrostan pozostaje wieki gdzieś poza zasięgiem… Może warto wziąć przykład z drzew. Przestać przyglądać się drobnym różnicom i skupić na kilku wielkich hasłach, a wtedy zacząć pytać, co możemy zrobić, aby to osiągnąć. Może strefy wolne od 5 G? I niech ktoś żyje sobie żyje, w poczuciu bezpieczeństwa. Rozwiązań pewnie znalazłoby się krocie aby wszystkich zadowolić, ale najpierw musimy tego chcieć. No i zobaczyć pewne rzeczy. Zweryfikować, czego tak naprawdę potrzebujemy i co jest dla nas dobre. Wysłuchać siebie nawzajem!

– W obliczu zagrożenia zwłaszcza, ta współpraca jest ważna. Historia Wasza zna przykłady. Wojny, gdy niejeden pomagał narażając życie. Współpraca jest magiczna, szczera chęć pomocy wynikająca z troski i współczucia, ma siłę przemian i często już ona sama poprawia sytuację, tworzy. Bo z dobroci serca płynie, a jego siły nie muszę Ci wyjaśniać…Popatrz na to miejsce. Wielu uczonych z Was powiedziałoby, że tutaj drzewa nie mają prawa zdrowo rosnąć. A mimo to jesteśmy, w różnej kondycji, wybujali i okazali. Ziemia, woda, powietrze, ogień, próżnia, owad, listek, grzyb, ptak, zwierz, wszystko nieustannie ze sobą rozmawia, toczy dialogi i odczytuje informacje ze świata wokół. Mówi i drugiego słucha. Gdy czas nadchodzi drzewa, zapachy wydziela, wabiąc owady, pleśnie i grzyby do rozkładu. Wie, że pora w materii się rozpaść, aby na nowo odrodzić i dalej pieśń życia kształtować. Przerażają Was pożary i gdy przyroda płonie – a to tylko odbicie Waszych działań, wyborów, myśli i codziennego kształtowania. Nie mamy wyboru, trzeba nam przyjąć co się wydarza, gdyż nie jesteśmy odizolowani od tego co ma na nas wpływ. Dopiero wspólny wysiłek i koncentracja na jednym celu wyda owoc zmian. A u Was? Nie potraficie nawet porozumieć i dogadać jak wodę w obecnej sytuacji zachować…

Czyta ze mnie. Tak. Niedawno oglądałem. Że nie budowa dużych zapór, a zasypywanie rowków na ugorach, budowa zastawek na tych polnych i pozwolenie na działalność bobrom. Systemowa ochrona okresowych wiosennych rozlewisk na łąkach, z których woda powoli wsiąka, zasilając zasoby gruntowe. I nie potrafimy współpracować. W drobnych sprawach i wielkich. A zwłaszcza w istotnych. Gdzie dwóch, tam trzy zdania. Wiem to wszystko. Może dlatego nie przeżywam rozpaczy z powodu pożarów. Bo wiem, że to odbicie tego co sami stworzyliśmy. Że to też dla nas informacja, która będzie się nasilać w zjawiskach, aż ją wreszcie pojmiemy. Nie mi sądzić i wybierać, kiedy ma to się zdarzyć.

Mimo gorzkich i cierpkich słów, jakie przyszły od Olch, uśmiecham się jakoś w kierunku szuwarów. Rajski śpiew pieści stęsknione uszy arią anielskiej, zakochanej melodii. Do uroczyska przyleciał pierwszy słowik.

—————————————————————
—————————————————————

🌼 Dziękuję za Twoją czytelniczą obecność! Po więcej gawęd z Drzewami Mocy i przesłań zapraszam Cię do mojej najnowszej książki, którą można już zdobyć w księgarniach internetowych:

https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

WAŻNE WIEŚCI: To miejsce może swobodnie istnieć dzięki wsparciu zaangażowanych czytelników. To darowizny pozwalają mi zachować niezależność w publikacjach oraz podejmować działania na rzecz rozwoju w materii. Możesz  wesprzeć tego bloga drogą pomocy materialnej i finansowej – wpłaty można przekazać tutaj:

https://pomagam.pl/szeptyknieipomoc

Dziękuję za Twój czas spędzony na blogu szeptów.

47445595_2267198426637942_1837768857591218176_n