Święto Ziemi. Dary z podmokłych olsów.

Moje podsumowanie Dnia Ziemi 🌏 :

– Setki gęsi + łabędzie siedzące z popasem na oziminie
– Błotniak stawowy, pustułka, myszołów, żurawie
– Pierwsza jaskółka! Oraz świerszczak, wiosnno – bagienny śpiewak
– Gody płazów
– Para bażantów na polu
– Sarny, lis na łące, kuna leśna – tumak, co smyrgnął przez drogę
– Dzięcioł czarny, ptasiej drobnicy nawet nie wymieniam

– Obserwacja pięciu zajęcy na łące, ich gonitwy, zaczepki, słowem widziałem PARKOTY! W jasne, słoneczne popołudnie. Rarytas ❤

– Koniunkcja planet (2022) – raz na tysiąc lat 😃

Ale najbardziej zaskakujący był chyba powrót. Było już ciemno. Jechałem rowerem dość szybko drogą przez łąkę, kiedy w oddali zobaczyłem dziwne, pobłyskujące ślepia w świetle czołówki. Gromada zwierząt zareagowała dość opieszale przyglądając mi się, a ja zwolniłem zatrzymując. Oho, dziki myślę. Gdyż zwierzaki nieco przetasowały się tylko, nadal schylając do żerowania, i te oczy… Błąd! Lornetka ukazuje mi grupę jeleni. Czekam. Usłyszały mnie chyba, więc teraz wycofają się do lasu, ‘’ustępując’’ mi przejazdu. Ale to ja im ustępuję. To je chyba degustuje. Są nauczone, że człowiek pędzi. Więc stoją i się gapią. Też dzwięk roweru elektrycznego nie jest dla nich oczywisty, z tym co znają. Około 10 sztuk. Przewodniczka cofa się w gąszcz. On przejrzysty, same brzozy i widny skraj. Pozostałe niechętnie suną za nią. Czekam. I one czekają, niekiedy schylając głowy. Ostatni, chyba byk zostaje na drodze, i zaczyna nieznacznie zbliżać się w moim kierunku…



Wyobrazcie sobie ciemną ścianę gąszczy, a w niej ‘’pousadzane’’ zielone, świecące ślepia, na różnych wysokościach, wpatrujące się w Ciebie. Punkciki mrugają i świdrują. Ani myślą uciekać, czy coś. Co za widok. Jaka magia. Moc Ziemi. Stoję urzeczony i zapatrzony. Za mną gasnąca czerwień łuny wieczornej, ponad lampiony srebrzystych gwiazd. A w tu teraz, zielone kryształki oczu, czekające na najmniejszy odgłos, szelest, ruch, zapach który da im odpowiedz, z jaką sytuacją mają do czynienia właśnie. Kiedy delikatnie ruszam do jazdy, i one za parę chwil podążają ścieżką idąc ‘’ukosem’’ do mnie, tyle że w odwrotnym kierunku. Sznur płowych sylwetek, niczym pradawni koczownicy nocy… Byk długo się ogląda. Na pewno im nie w smak, że ‘’muszą’’ zejść na chwilę z żerowiska. A może coś innego chciał przekazać?

Odnowione zimą Przymierze z Ziemią działa, zasypując mnie historiami, których nie nadążam opisywać…

To wszystko na jednym około 4 godzinnym spacerze 🙂 Dary Mamy Ziemi ❤

Zdjęcia z Królestwa Olch.




Hej! Cieszę się, jeśli ta opowieść zostawiła w Tobie jakiś dobry ślad. Wędruję, piszę, jeżdżę po Polsce, spotykam się z ludzmi i przekazuję im leśną wrażliwość, ciekawostki, uczę słuchania drzew. Organizuję też spotkania, wspólne wyprawy, prelekcje, gawędy i zjazdy.
Zależy mi na Tym, żeby wszyscy postrzegali naturę w sposób pełen uważności, szacunku ze spokojnym dostrojeniem do jej rytmu i potrzeb. Abyśmy odnalezli z nią pierwotne połączenie.

Jeśli możesz sobie pozwolić na drobne wsparcie tego spokojnego miejsca i pomóc mi w mojej pracy, abym i ja mógł zrobić więcej, będę Ci ogromnie wdzięczny.
Zarówno mi i Tobie zależy, aby ten blog istniał jak najdłużej. Wystarczy, że podrzucisz coś na zrzutkę lub dołączysz do grona PATRONÓW na jakiś czas. Z góry dziękuję za Twoje zaangażowanie w ducha tych działań!

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, raz w miesiącu:
https://patronite.pl/szeptykniei


Samotna chatka czy porzucony spichlerz? Znalezione w szczerym polu.

Daleko w bezkresach wielkopolskich pól, stoją jeszcze domostwa, o których czas zapomniał przez lata. Uchowały się jakoś. Ich leciwe strzechy widać w lornetce, przeczesując horyzonty. Oglądają zachody słońca i trwają tak przez wszelkie zawieruchy. Spracowane mury, czerwienią się wówczas. Goszczą pliszki i jaskółki. Zapraszają wędrowców pod strzechę, kiedy zaskoczy ich niepogoda. Mamią tajemnicami, których już odgadnąć nie sposób. Spod odlatującego tynku wyłaniają się pędy trzcin, znamiona bardzo starej sztuki budownictwa. Tak dawniej ocieplano ściany i dachy. Emaliowane garnki i kociołki, walają się jeszcze tu i ówdzie. Spichlerz to dawien, a może rzeczywiście uboga sadyba jakiejś rodziny ze starych czasów? Czerwone cegły kruszeją rozsypując się w okruch, od pracy wilgoci, mrozu i słońca. Zaprawa mocno trzyma jeszcze.



Z pozoru pusta i głucha siedziba, przyjmuje wciąż nowych mieszkańców. Nieruchomość cieszy się sporym wzięciem, mimo że na odludziu położona, z dala od sklepów, bez wielkich wygód w meblach, bieżącej wody i prądu. Na stryszku zimują nietoperze, a w szczelinach wiosną gniazdują ptaki. Śpiewają na dachu. Zagląda polna sowa. Czasem zdziczały kot czy kuna zbłąkana, odchowają tu swoje potomstwo. Dopóty istnieć będzie, a nawet gdy już czas obróci ją w stertę zgliszcz, jeszcze długo posłuży schronieniem. Podziękowania zanoszę w intencji, aby jak najdłużej pozostała sobie tutaj. Zaglądam tu rzadko i znienacka, jak do starej dobrej przyjaciółki, którą zawsze odwiedzić można. Lata mijają, a ona uparcie trwa. Jak dobra babcia, opiekuje się maleńkimi żywotami, które przygnał jej los.

Domostwem zaopiekowała się brzoza – samotnica. Otuliły je krzewy bzu. Dziś mieszkają w nim już tylko wspomnienia tych, którzy stąd odeszli… Niekiedy słychać jakby stłumione kroki. W zasłanej słomą sieni, kołacze z wiatrem przez poszarpane okiennice, niejedna niedokończona opowieść.

~ 23.02.2022 – Wspomnienia z Wędrówki



_________________________________________________
_________________________________________________

✅ Szepty Kniei nasze PATRONITE i finansowa pomoc dla utrzymania strony:
https://patronite.pl/szeptykniei

✅ KSIĄŻKA:
https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

✅ Opcja wsparcia jednorazowego + nagrody i bonusy do odbioru:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

Z serca dziękuję Czytelniku za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej, rozwijać swoje działania, zadbać o zdrowie, i dzielić z Tobą tymi opisami oraz fotografią. Zwłaszcza Twoja obecność na PATRONITE jest nieoceniona, możesz tam wspierać mnie symbolicznym groszem z przedziału 3-5 zł miesięcznie, który przy większej liczbie darczyńców nabiera szczególnej MOCY.

Czas wichur i odwilży

Śniegi odeszły. Rozpłynęły się w wilgoć, zostawiając w ziemi w darze najcenniejszy skarb – wodę. Rozgadały się nasycone nią polne rowki, cieki i leśne potoki. Szeptały, gwarzyły, bulgotały i rozpuszczały resztki śnieżnych dywanów na okowach. Wzbijały białe grzywy i rozsiewały pylistą zawiesinę. Puszyły się kaskadami. Wirowały w zapętleniach miękkich pian. Pędziły wartko po oślizgłych kamieniach. Syciły tlenem toń. W ich pobliżu grały melodie. Woda śpiewała. Wymawiała zaklęcia. Wzywała pradawne czary. Ucieszony wędrowiec, siedział na kamieniu, i słuchał. Obserwował sarny snujące się tu i ówdzie na poletkach. Ich wątłe kopytka, stukały na zmrożonych grudach nad wyraz donośnie. Jak bębny, kładące sedno ponad pluszczącą sonatą.

Nocą przeszły wichury. Potarmosiły korony drzew, wydarły z ich ciał kolejną daninę gałęzi i patyków. Wiele z nich poległo tego dnia w Puszczy. Wiatr niby gasł, to zrywał się w pędach do ostatnich szamotów. A potem, ponad konary wspiął się złoty księżyc. Zaprosił do wędrówki. Słowa przysiadły na miedzy. Dojrzewały jeszcze. Potem odeszły, jak podmuch w podróży wichrów.


Fotografia: Ewa Kaszubowska

Dlaczego drzewa czasami nie chcą kontaktu z ludźmi ? Rozważania Wędrowca

Drzewa wciąż nie przestają mnie zadziwiać i zdumiewać. Choć wszystko co się dzieje, traktować już powinienem jak normalne. Zdarzyło się Wam kiedyś, że Wasze ulubione Drzewo nie chciało kontaktu, nie przejawiało woli do przytulenia, a nawet w pobliżu waszej obecności? Między mną, a Krzesimirem takie zdarzenia bywały, a z kolei mam takie drzewa, które zawsze są gotowe i radosne do wspólnej chwili. A było tak…

Zbliżaliśmy się do lasu podchodem, była to jedna z wędrówek pod kierunkiem dendroterapii, na jakie zabieram co weekend. Pamiętam, że goście bardzo chcieli poznać Krzesimira, bo przecież to niemal główny bohater mej książki, wspaniały Patron i Mędrzec. Przyjechali aż z innego kraju. I zwykle tak bywa – niemal każdą wyprawę zaczynamy od przystanku pod dębem. Ale teraz… Jest jakoś inaczej. Odbieram, że Dąb nie ma dziś ochoty ani na mnie, ani nikogo obcego. Wręcz stanowczo prosi i nie pozwala żebyśmy się zbliżali. Ok myślę, pójdziemy najpierw do Topól się oczyścić, one zawsze chętne do pomocy i ‘’głodne’’ energii ludzkiej. Goście pytają, czy odwiedzimy Krzesia. Jestem w rozterce – ‘’Zobaczymy dokąd zawędrujemy i co się wydarzy’’, odpowiadam nie chcąc zgłębiać tematu, no bo co miałbym powiedzieć? Że ‘’sorki, ale mój Dąb nie ma ochoty Was poznać?’’ Jak do tego podejść i jak zostałoby odebrane… Zamiast tego prowadzę pod lasem i opowiadam o innych drzewach. A tych wskazań dębu staram się słuchać. Raz tylko jeden nie posłuchałem, i natrafiłem nocą na młodego dzika i dwie sarny, które pod drzewem załatwiały też swe sprawy. Zwierzęta uciekły spłoszone, a dla mnie to była mocna lekcja, w otwieraniu się na podszepty leśne. Od tamtej pory zawsze pytam, czy mogę podejść.

Wędrówka płynie swoim rytmem. Rozmawiamy, podziwiamy, obserwujemy lornetkami dalekie sarny, uczymy się, zaglądamy do tajenek. Nad bagnem znajduję martwą sarnę, która ułożyła się tak, jakby zasnęła. Żadnych widocznych oznak uszkodzenia, dorodna, wypasiona… Tajemnice. Chwile stoimy w hołdzie nad śmiercią. Za tydzień zostały już tylko dwa ogryzione kopytka.



‘’ Wywłóczeni ‘’ podejmujemy powrót, gdy już się ściemnia. Wokół szarówka. Pytam ponownie. I teraz zmiana. Po ponad dwóch godzinach, dąb wysyła sygnał że możemy podejść ‘’ale’’ . Ale nie na długo, a każdy ma się przytulać osobno. To dość częsta jego prośba. Wiem, że niektóre drzewa mają problem, aby ‘’pracować’’ z energiami kilku osób jednocześnie. A może nie problem, a zależy od kompatybilności energii tychże ludzie. Bo innym razem to prosi abym ja się zbliżył i w czymś pomógł, czego nawet nie rozumiem. Uff…Kochany Drzewiec, nie dał plamy! Bo zaiste nie wiem jakbym się tutaj wytłumaczył. A może ten temat warto podjąć osobno. Napisać szerzej. A więc Krzesimir przyjmuje nas z lekkim zadowoleniem, żeśmy usłuchali jego prośby. Mówię, że możemy być krótko. Dąb chyba nie do końca przewidział ‘’co to będzie’’, gdy ludzie zaczną chcieć poznawać jego i innych bohaterów książki. Choć z początku wydawał się być tym zainteresowany i podekscytowany. Teraz ‘’wybiera’’ i daje mi znać z kim chce się spotkać, a czasem wskazuje ‘’zastępstwo’’ lub sugestię dokąd powinniśmy się udać. Ktoś odpala papierosa. Teraz ja tulę. Stanowczy zryw korony, gdy szare kłęby dymu docierają do kory. Wiem, wiem. On bardzo tego nie lubi. Przez korę drzewa słyszą, oraz czują zapachy. Mówię jak do wielkiego Misia: ‘’Spokojnie, spokojnie, to jeszcze tylko chwilka’’. On też wie. Rozumie. Że ludzie są różni, a każdemu może coś ofiarować. Zgrywa się ze mnie. Starzec z humorem.

Wyjaśnienie mam takie. Drzewa jako istoty czujące dużo więcej niż my, odbierające świat na głębokim poziomie energetycznym, mogą mieć problem lub dyskomfort, aby poradzić sobie z tym, co przynosimy im jako ludzie w naszym wnętrzu. Nieświadomie. Choć są potężne i potrafią transformować, muszą też jakoś ‘’się z tym czuć’’, czego dotykają. I nie zawsze mieć na to ochotę. Bywa, że potrzebują czasu aby się zregenerować. Wiele razy było tak, że drzewa po skończonym procesie prosiły abyśmy się szybko oddalili. Wiedziałem to ja, i czuł mój gość, który rzekł ‘’chyba powinniśmy już stąd iść’’. Chodzi o to, aby pole drzewa mogło w spokoju pochłonąć to co z nas wywlekło, przetrawić, rozproszyć. Przyjęło się uważać, że możemy przychodzić i biegać do nich z każdą rozterką, problemem, zmartwieniem. Nie na tym jednak polega dendroterapia. To wzajemny rozwój i uczenie się siebie w przyjazni Drzewo / Człowiek. Musimy pamiętać o tym, że one też czują, mają swoje nastroje, lepsze i gorsze dni. Szanować ich potrzeby. Drzewa to doceniają i lubią być traktowane po partnersku. Miłym dla nich gestem jest, kiedy też zapytamy ”co u nich”, a nawet podrążymy bardziej temat drzewnego nastroju. Mogą nam wtedy pokazać ciekawe obrazy, zaszumieć, zanucić, przenieść świadomość do innej przestrzeni… Za uhonorowanie ich potrzeb i okazanie troski, zwykle odwdzięczą się hojnie, podczas innej wizyty.

A bywa też tak, że skupiają się na własnych sprawach, toczą odległe dialogi z innymi drzewami, ostrzegają zwierzęta, kontemplują coś, wytężają nad procesami w ciele. Wtedy trochę przeszkadzamy. Pamiętam, że Krzesimir kiedy ja potrzebowałem jego pomocy, potrafił ‘’zrobić wyjątek’’ i to jakoś połączyć. Uruchamiał wtedy jakby dwa kanały komunikacji jeden do mnie, ale wiedziałem że dzieje się jeszcze coś innego. Gdy to się powtarzało jednej wiosny, przestałem do niego zachodzić. I parę miesięcy trwało, aż ukończył swoją duchową wędrówkę po drzewnych krainach.

PROCESY, EZOTERYKA, i ‘’nasze dziwactwa’’

Wielu rzeczy często nie opisuję, bo ‘’zbyt odjechane’’, ale opowiem Wam coś takiego. Swego czasu trapiły mnie ”podczepy astralne”, lęki, dziwne podszepty itd, wiedziałem że coś jest nie tak w mojej przestrzeni. Wizyta u przyjacielskiego dębu. Czuję jak on mocno pracuje, sztorm w odbiorze. I słyszę: ‘’Że mam więcej nie przychodzić, że to ostatnie nasze spotkanie, że go czymś wkurzyłem itd.’’ Cooooo??? I cisza… Cisza. Za ileś minut słyszę już znajomy głos dębu” Przepraszam, byli bardzo silni. To nie ja mówiłem do Ciebie’’ . I pokazał mi… Rozświetlone wnętrze swojego pnia, jak pulsuje żółto -jasnym światłem, a tam w nim… Dwie ciemne ludzkie sylwetki, które wściekle młóciły ramionami, próbowały wydostać, krzyczały złowrogo, ale z każdą chwilą zanurzały się coraz bardziej w dębowym świetle…Potem się to zasklepiło. To były podczepy astralne. A dąb powiedział, że teraz musi ich ‘’strawić’’ i też poprosił abym już poszedł i nie zachodził przez parę dni’’. Był natomiast zadowolony, a ja miałem wrażenie, że to wszystko dla niego jakiś taki powód do dumy był, oraz ‘’smaczny kąsek’’ ❤ Czy powinienem napisać o tym w książce nad którą pracuję? 😅

🌎 Choć drzewa niekiedy ‘’robią co chcą’’ 😃 to zapraszam już na tegoroczne warsztaty dendroterapii / pracy z osobistymi Drzewami Mocy. Zajęcia podzielone na blok teoretyczny i terenowy. W trakcie wędrówki dowiesz się nie tylko przyrodniczych ciekawostek i nauczysz czytania znaków pozostawianych przez zwierzęta, ale przede wszystkim pogłębisz swoją sztukę komunikacji z drzewami, otworzysz na wskazówki płynące z natury, aby stosować je w życiu osobistym. Spotkania odbywają się co weekend, a także w tygodniu, po uzgodnieniu. Szczegóły znajdziesz tutaj:

Przytulanie Drzew – Podróż do Siebie

A jeśli jesteś ciekaw jak szczegółowo to wygląda, możesz poczytać wspominki uczestników naszych wędrówek tutaj:

Dendroterapia – wędrowne warsztaty w przyrodzie

Dziękuję za Twoją wizytę na blogu. To miejsce jednoczące ludzi świadomych i otwartych na pełnię natury istnieje nie tylko dzięki mojej pracy, ale przede wszystkim z pomocą zaangażowanych czytelników. Mam wiele pomysłów i projektów, aby docierać z tymi przesłaniami dalej. Możesz podziękować mi za moją pracę, lub wspomóc realizację tych celów na kilka sposobów. Zerknij zwłaszcza na PATRONITE lub DAR WDZIĘCZNOŚCI, gdzie znajdziesz krótką listę projektów, które wesprze Twoja pomoc. Dla każdego darczyńcy czekają też ciekawe, leśne nagrody. Szczegóły poniżej:

Jednorazowo:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

Regularnie:
https://patronite.pl/szeptykniei


Bezpośrednio, tytułem ”darowizna na rozwój bloga dla Sebastian (odbiorca)”:

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

Zza granicy, przez paypall:

czeremcha27@wp.pl jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wyprawy i warsztaty.

Z serca dziękuję za każdy dar, który pozwala mi robić więcej, tworzyć, pomagać i dzielić się leśnym słowem ❤


Diamentowa cisza mrozu

Ziemia przykryta czapami rozsnutych na polach zasp, drzemie skostniała w ciszy. Szemrzą tylko, krystalicznie – drobinki srebrzystego pyłu, poganiane przez wiatr. Słyszą je tylko lisy. Te oglądają się z niepokojem, czując na rudym futrze, srogi oddech Dziadka Mroza. Nadszedł niespodzianie, obejmując we władanie rozległe połacie zaśnieżonych pól. Dziad w darze niesie wieczny sen. Kto mu się podda, usłucha wołania i wstąpi do wspaniałej krainy lodu, ten przepadł na zawsze. Wiedzą o tym sarny, które połączyły się w gigantyczne grupy. Naliczam i po sto sztuk. Razem łatwiej. Prościej. Lepiej. Lżej dodrapać się do oziminy, rozkruszyć śniegową pokrywę. A i ogrzać się wzajemnie. Parę godzin wcześniej, szalała śnieżyca. Na polach wirowały w tańcu pyliste wiry zimowej furii. Zaskoczone zwierzęta położyły się na gołej ziemi, pozwoliły aby biały puch pokrył je całkowicie. Z daleka przypominały ledwie zaorane bruzdy. Sarna potrafi się zakamuflować.

Cyt, cyt…Trzeszczą kruszone lodem gałązki. Zawsze coś dzwięczy w takiej ciszy. Nagle huk! Wystrzał jak z armaty. Trzasnęło, załoskotało z mocą i głucho tąpnęło. Na dębowym szlaku znajduję olbrzymi konar jednego z jesionów. Zaskoczone drzewo, nie wytrzymało nagłej różnicy temperatur…

A teraz spokój. Słońce zaszło w czerwieni, a z ostatnim zgasłym promieniem zimno zgęstniało, nabrało sił. Cieniutki sierp księżyca srebrzy nieśmiało po nowiu, malując śnieżny świat iskierkami wiecznych błysków. Gwiazdy skrzą w migotach. Kryształki wspomnień z dalekich światów, co wspomnienia przeniosły przez czas. W diamentowej ciszy mrozu, jarzą się najmocniej, najpiękniej… Kto raz je ujrzał, ten wie. Ten pójdzie z wyzwaniem, na spotkanie Dziadka Mroza i stawi mu czoło. Jeśli zwycięży… Nagrodą będzie najczystsze lśnienie.



Zapraszam też do innych zimowych opowieści, gdzie po raz pierwszy użyłem właśnie określenia ”diamentowa cisza mrozu”. Zaczarowało mnie ono w swym brzmieniu i inspiruje po dziś dzień. Czytaj więcej o śniegu:

Zimowy pielgrzym. Starcie z żywiołem zamieci

Z pamiętnika zimowego podróżnika: Noc Wędrowna

Lodowa Oaza

Zimowa pieśń kniei. Lisie marzenia

Odpoczynek w lodowej oazie

Na szlaku dzików: Pułapki Żywiołów

🍁 WAŻNE WIEŚCI: To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Z serca dziękuję, że każdego dnia budujemy zaangażowaną społeczność wrażliwych, leśnych Dusz, co pozwala mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie, zaopiekować zwierzakami na wędrówkach i dzielić z Wami słowami tych opowieśc❤

Sowie Opowieści: Pójdźka

W zapomnianej śródpolnej alei, wieczór powoli dogasał. Murszały w czerwieni odchodzącego słońca stare, spracowane czereśnie. Z nimi osiadły na poboczu dróżki dostojne, zgarbione jabłonie. Jabłkowe Matki dźwigały na grubych konarach wiek lat. Ludzki Pra-Dziad posadził tutaj te drzewa – cień dawały, chłód w skwar letniego popołudnia i soczysty posiłek chłopom, w przerwie przy robocie na roli. Pamięć żywego dziedzictwa. Gdy wicher – psotnik gnał przez pola, owocowe pomniki szumiały opowieścią. Pamiętały czasy koni, wozów, bryczek, powozów dworskich, korowodów, śpiewów, świąt i tańców na pobliskich łąkach, w noc Letniego Przesilenia. Gwarzyły o ludziach, co to pod pniami wypoczywając dary w plonach przynosili, dziękując za ulgę w codziennym znoju. Gdzie podziali się teraz? Zapuszczona, porośnięta łanami kwiatów i ziół dróżka tkwiła zanurzona w poletkach zbóż, jak arteria życiodajna między łanami pustki. Ileż tu ptactwa, motyli krasnych i owadów brzęczących śpiewało słońcu na uciechę! Wieczorny chłodek osiadał powoli na pokrzywach, pełzał, płynął, i sunął zostawiając za sobą na roślinach krople rześkiej wilgoci. Na dalekim horyzoncie błyskała i pomrukiwała grozą, sroga, letnia burza. Gdy zmierzch ogarniał ciemnościami pogrążony zakątek, z dziupli wyglądał strach.

tapeta-pojdzka-na-jesiennych-galazkach-w-rozmyciu

Tutaj właśnie zamieszkała Ona. Spokój okolicy wypełniał pogodą ducha puchate wnętrze małej, samotnej pójdźki. Czuła się bezpiecznie. Ptak – zabobon, legenda. Posłanka Bogini, wieszcz odrodzenia i śmierci. Nie wiedziała o tym. Dziupla w pniu przepastną i wygodną była, pełna zmurszałych trocin, jeszcze po poprzednim, nieznanym właścicielu. Okap z kory się zrobił przyjemny, dawniej drzewo próbowało zabliźnić ten wyłom. Chronił od niepogody. Teraz troskliwa jabłoń rosła dalej, zamiast ludzi, opieką otaczając zwierzęcych biesiadników. Zaakceptowała dziuplę i jej zmieniających się mieszkańców. Sowa spała i słuchała. Niekiedy budziła się obrażona, kiedy jesienią po drzewami hałasowały niechlujne dziki. Sarny pożywiały się delikatnie, z gracją. Przybywali wszyscy pod konary, na jesienny wypoczynek w słońcu babiego lata, i pokarm. Sowa nie pilnowała godzin i pór jakiejś aktywności. Żyła swobodnie. Wylatywała przed świtem, za dnia i nocą. Zawsze przecież, mogła złowić coś pod pazur. Apetyt miała nienasycony.

Przy miedzy, lubiła przysiąść na dorodnej mirabelce. Stąd nasłuch był dobry w każdym kierunku. W sierpniu pachniało aksamitem żółtych owoców. Słomiane ścierniska szeleściły w nieustającej opowieści zdarzeń. Ona rejestrowała. Przed zachodem słońca łowiła sprawnie większe owady, w ciemnościach zaś nasłuchiwała sennych ruchów śpiących na polu ptaków. Skowronki, dzierlatki, śpiewaki – nic nie ukryło się przed zmysłem czujnej drapieżniczki. Waleczna, bojowa, odważna i dzika, kęsy zdobywała nieraz brawurą i furią wściekłego ataku. Z tą samą zajadłością broniła jaj i piskląt. Mała, dzielna wojowniczka z Alei.
Osiadła w niej na stałe. Mimo oschłej ostrości, przywiązanie i sentyment, mieszkało w poczciwej Pójdzce. Rozpadające się, próchniejące, choć żywe wciąż drzewa na sennych dróżkach i kępy śródpolnych zadrzewień, to był jej cały świat. Poprzedni zaginął. Pamiętała grozę i niezrozumienie, gdy przytoczyły się dziwne, kopcące i hałasujące stwory, niszcząc drzewa i krzewy, miejsca jej łowów i wypoczynku. Dzienne ptaki uciekły najpierw, ona skuliła się sycząc w dziupli. Drzewo zaczęło się trząść i trzeszczeć, przechylać, dom się załamał…wyfrunęła zeń w ostatniej chwili, lecąc naprzód, nie wiedząc co z sobą zrobić. I tak dotarła aż tutaj. Potem próbowała wrócić, tęsknota za domem była weń silniejsza od strachu. Szeleszczący piasek zastąpiło coś twardego. Nie było już drzew. W dole pędziły z hałasem jakieś świecące stworzenia. Nie poznała tamtego miejsca. Nie było go dla niej. Nie było już dokąd wrócić.

tapeta-sowa-pojdzka-na-kwitnacej-galazce-drzewa

Aleja zmieniała swoje oblicze, trwając w kalejdoskopie pogodowych zmian. Rzadko docierali tutaj wędrowcy. Oni woleli bardziej osłonięte i zaciszne miejsca. Bywały dni wilgotne i mgliste, sączące do napojenia zielone mchy, ociekające deszczem i smagane wiatrem, była duchota letnia w upały doskwierające. Zamyślone w ciszy październikowych szelestów opadających liści. Słoty ciągnące się lenistwem zastoju, i mrozy w śniegach tęgie, malujące krajobraz połaciami dalekosiężnej bieli. Wiosną piękniała aleja, gdy szpaler pokrywał się zabarwioną lekkim różem bielą owocowych kwiatów, pośród których uwijały się gromady pszczół i trzmieli, wesoło pobrzękując. Przetrwała to wszystko. Polowała i czekała. Na niego. Mogła przecież jeszcze mieć pisklęta. Niekiedy wołał z niej zew – skrzekliwy, piszczący, jękliwy, tak zmienny, a strachem spowijający czarne oczka ukrytych polnych gryzoni. Groza połączona z nadzieją, wiadomość której treść poznać mogły tylko opierzone wnęki sowich uszu. Może On gdzieś usłyszy?

Duchota skwaru przeciągała się aż do poranka. Zamrugały zielonkawe, zaspane oczy. Świt dziś się spóźniał. Czereśnie i jabłonie szumiały z trzaskiem narastających podmuchów. W ponurym pędzie burych kłębów, zasnuwających ciemną powłoką niebiosa, nadchodziła burza.

2ef0b1d2ec2cab22c4cde06d1f8703f5 (1)

Dziady – Wspomnienie Przodków. Modlitwa o uzdrowienie rodu.

Tego wieczoru, przestrzeń pracuje. Z kim bym nie rozmawiał, pisał, co bym nie czytał – sedno sprowadza się do obrzędu dziadów i rodu. Dla mnie trudny temat. Bo całe życie odrzucałem. Wstydziłem. Nie chciałem znać. Uważałem, że gro ludzi z tendencją do zatracania się w nałogach, ze szczyptą szaleńców, którzy marnowali wszystko co wpadło im w ręce nic do mojego rozwoju wnieść nie może. Ja jestem chyba pierwszym, co nie stosuje żadnych używek. Wolałem tedy trzymać się z dala od tych energii… Dodajmy do tego niełatwe relacje z tymi co żyją i, no któż by nie uciekał… Ale nocą zacząłem pisać. Dusza podniosła z łóżka. O rodzie właśnie. Ogromy płaczu. Coś się dzieje. Wiersz który przeczytacie poniżej pisany był ”pod mój ród”, nie każdemu mogą więc przypaść słowa, ale można nieco sobie zmienić. Wiem, że on popłynąć ma dalej, może komuś z Was pomoże jak mi. Ja już się przekonałem nie raz, jak te słowa rymowane działać potrafią w uzdrowieniu i tworzeniu. U mnie zdumienie i pojednanie, bo ostatnim czego bym się spodziewał dziś, to spisanie tych słów.. Siadam w pozycji medytacyjnej na miękkim fotelu i jakoś… się dzieje, samo. Oczy zamykam. Wyciągam dłonie na boki i wyobrażam. Jak trzymam za rękę, po lewej Matkę, po prawej Ojca. Ona trzyma babcię, On dziadka, kolejni następnych… Łańcuch postaci. Uwieńczony moją osobą. Wołam ich, wzywam tutaj… przepraszam. Chcę zobaczyć ich wszystkich. Dłonie szybko robią się zimne, ale pulsują i drętwieją. Z lewego łańcucha, od strony kobiet widzę, płynie zielona, malachitowa energia. Taki kolor. Uzdrowicielska. Taki dar, który przejawia się we mnie… Od Ojca, energia szkarłatna, purpura, z czerwienią. Daje chłodno – ciepławe wrażenie. Nieokiełznana taka, buńczuczna ‘’kogucia’’. Oj było po tamtej stronie ‘’szalonych’’ głów… dziś zastanawiam się dlaczego tacy byli, co mogło nimi kierować, nie oceniam, a pochylam i przyjmuję z czułą troską, bez żadnego osądu. A oni mnie chwytają, z dwóch stron. Oczy wytrzeszczają mi w zdumieniu. Oddycham ciężko, szybko, głęboko z pogłosem… Samo się dzieje… jakby mnie czymś pompowali. Wołam, wołam ich wszystkich którzy stoją w tym łańcuchu. Tych najdalszych i zapomnianych. Oddech – w życiu nie był tak rozwlekły i potężny. Z jękiem. Pokazują się postaci. Jest ułan w szarym mundurze, coś zawzięcie chce mi opowiedzieć. Wojskowych z różnych epok i więcej. Kobiety, znachorki, zielarki, Matki, niektóre brudne i dzikie. Nie boję się zjaw, duchów, istot. Nie po rozmowach z drzewami i tym wszystkim co doświadczam. Chodzcie, wszyscy do mnie, opowiedzcie swoje dzieje, od dziś będziecie mieć miejsce w moim sercu na wieki. Za niepamięć przepraszam. Honoruję i zawierzam Waszej mądrości. Jestem dumny z Waszych osiągnięć. To Wasz trud umieścił mnie aż tutaj. To Wasze zwycięstwo. A ja dam tych sukcesów świadectwo. Sumą jestem Waszych zmagań. A oni się cieszą. Mówią, że ładnie napisałem wiersz. Cieszą tym bardziej, że swobodnie mogę nawiązać z nimi kontakt i nie boję.

67376611_2579754875416833_4434948277405745152_n

Gdy otwieram oczy, na miejscu mojego materacu tkwi ogromna, ludzka sylwetka. Chłop to, czy niedźwiedź? Ale ja wiem. Była taka gałąz ze strony Ojca, Mężczyzni wielcy i silni jak tury, o zdrowiu żelaznym. Które niszczyli używkami. Natychmiast zrywam się z fotela i podbiegam… go przytulić… długo łkam przy ścianie – to chyba jego radość. Wuju…

Siadam ponownie i wyciągam ręce znów. Zostają jakby ‘’unieruchomione’’ w powietrzu. Teraz jest inaczej. Już nie ma tego ziąbu, i skostnienia palców. Płynie błogie ciepło. Chwytają na przegubach, nadgarstkach, zaciskają duchowe dłonie, aż boli. Witają się. Płomień świecy zaczyna wariować, a ja widzę przebłyski kolejnych sylwetek. Podłoga trzeszczy. Przybyło wielu, gdy zaproszenie odczuli. Nie wiem na ile odczuwalnie zostaną, lub mogą. Dziś Dziady. Granice między wymiarami ruszone wspomnieniami milionów, cienkie i łatwe do przebycia się stają. W międzyczasie dopisuję strofy rodowego wiersza, które Oni podpowiadają. Mam wrażenie, że są mną jakoś zachwyceni. A ja tak uciekałem… Przechodząc przez pokój wyczuwam smugi ciepłych energii. Jestem wdzięczny Duszy. Że zainicjowała. Że sprawiła to, iż bez strachu mogę wkraczać w takie przestrzenie czując się bezpiecznie i swobodnie. W końcu, jestem wśród rodziny… Mówię do nich rymami, jak do Drzew. Tak się cieszą… Plecy, jakby dostały opokę w Mocy. Tam zagnieździło się nieznane mi dotąd bezpieczeństwo. Jakiś ciężar chwilę kołysze się na ramionach, po czym spada. Tyle mówią, wszyscy gwarem, nie rozumiem słów… Bo każdy ze swoja historią. Wzruszenie wystarcza za porozumienie. Serce piekło żywym ogniem przy pierwszym czytaniu wiersza, niechęć chyba przetrawiało… A Oni tyle ofiarowali. Dochodzę do wniosku, że nie są jednak tacy zli. Mieli swoje drogi, w mrokach nieświadomości, niełatwe. I jakoś dobrze mi z nimi. Gdy piszę, dotyki na ciele czuję. Chcą bym wrócił uwagą. Ciekawość rozbudzili. Wiem odtąd, że nie tylko wcielenia i jeszcze te wybrane są ważne… To symboliczny początek naszej drogi, razem. Scalenie. I ufny bardzo już jestem, jak też ich wsparcie i wieści przejawią się w życiu? Co podpowiedzą, kiedy wesprą? Co ja jeszcze, mogę dla nich zrobić, w podziękowaniu za swoje zaistnienie?

🌠 Wiersz – Modlitwa 🌠

Zacni moi Wy przodkowie, 
Zwracam do Was się w tym słowie,

Wy, co trwacie tam w oddali 
Byście ze mną obok stali

Mój szanowny, stary rodzie 
Bądźmy odtąd z sobą w zgodzie

Oh koleje, sny, żywoty, 
Szczęścia, troski i kłopoty,

Duma, chwała, traumy, rany, 
Dziś je razem pożegnamy

W świetle Boskim odpuszczamy…

Wszystkie Wasze bliskie sprawy, 
Wszelkie trudy i cierpienia

Niech zaznają ukojenia…

Wiem, że różnie Nam bywało, 
Lecz po prostu już się stało

Za niepamięć Was przepraszam
Do przestrzeni swej zapraszam..

Jacy Wyście by nie byli…
Wołam Was w tej jednej chwili!

Dziady, Babcie, i Wujowie! 
Wy, najdalsi mi przodkowie

Ja do siebie Was przyjmuję, 
W sercu miejscem honoruję

Siądę w kręgu, z każdym witam, 
Dłonie ścisnę, i zapytam 
Jak minęły Wam żywoty,
Wzloty, szczęścia i kłopoty
Hej najdrożsi mi przodkowie,
O czym Dziadku mi opowiesz, 
Babciu moja, ukochana, 
Skąd Ci wzięła się ta rana, 
Witaj i Pradziadku drogi, 
Miło podjąć Cię w me progi 
O, i Krewny, Ty z daleka 
Ciebie również gotów czekam

Razem znów spleciemy ręce, 
Osiągniemy jeszcze więcej,

Dziś przebaczam Wam na wieki 
Proszę wszelkiej Was opieki

Te marzenia, sprawy, plany, 
Uśmiech nam od Boga dany,

Bądźcie odtąd ze mną w zgodzie, 
Siła bowiem drzemie w rodzie,

Z Matki, Z Ojca rodu strony
Niech wydadzą we mnie plony

Z krwi krew zdarzeń Drzewo płodzi
Aby znowu się narodzić

Waszą mądrość wielbię, wzywam 
W życiu godnie jej używam

Trwajcie przy mnie w Waszej sile, 
Byśmy mogli jeszcze tyle,

Stworzyć,

I na nowo pieśń ułożyć,

Za Wasz żywot i starania, 
Wszelkie Wasze dokonania,

Dziękuję

Odtąd Wasze wsparcie czuję, 
Tulę, ściskam, ukochuję, 
Jesteście…

Połączyli się nareszcie,

Staję w Potędze swego rodu. 
By wstydzić się Was, 
Nie mam powodu

Głowę wznoszę pewnie, w dumie, 
Sławię wszystkich tak jak umiem

Znowu zwracam się ku sobie, 
W mojej łączą się osobie,

Waszej Wiedzy doświadczenia

Sploty zdarzeń, pokolenia, 
Brzmią modlitwą uzdrowienia

Z prośbą zwracam się w pokorze,
Czy pobłogosławić może,

Hojny Ród potomka swego
Abym zaznał Mocy jego

Dary Wasze ja przyjmuję, 
Ramionami obejmuję

Czerpię Siłę z pnia mądrości 
Odtąd razem będziem gościć.

~ 1.11.2019 Noc Celebracji

26815063_129620211180528_7830049764887300653_n

Dziękuję za Twoją czytelniczą obecność i wizytę w krainie Szeptów. Po więcej opowieści, legend i przesłań zapraszam Cię do swojej książki, w której poniesie Cię ponad 650 stron leśne podróży. Zamówienia można składać całodobowo, a kurier dostarcza ją na terenie wszystkich krajów UE. Poniżej link do platformy zamówień:


https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/