Tego wieczoru, przestrzeń pracuje. Z kim bym nie rozmawiał, pisał, co bym nie czytał – sedno sprowadza się do obrzędu dziadów i rodu. Dla mnie trudny temat. Bo całe życie odrzucałem. Wstydziłem. Nie chciałem znać. Uważałem, że gro ludzi z tendencją do zatracania się w nałogach, ze szczyptą szaleńców, którzy marnowali wszystko co wpadło im w ręce nic do mojego rozwoju wnieść nie może. Ja jestem chyba pierwszym, co nie stosuje żadnych używek. Wolałem tedy trzymać się z dala od tych energii… Dodajmy do tego niełatwe relacje z tymi co żyją i, no któż by nie uciekał… Ale nocą zacząłem pisać. Dusza podniosła z łóżka. O rodzie właśnie. Ogromy płaczu. Coś się dzieje. Wiersz który przeczytacie poniżej pisany był ”pod mój ród”, nie każdemu mogą więc przypaść słowa, ale można nieco sobie zmienić. Wiem, że on popłynąć ma dalej, może komuś z Was pomoże jak mi. Ja już się przekonałem nie raz, jak te słowa rymowane działać potrafią w uzdrowieniu i tworzeniu. U mnie zdumienie i pojednanie, bo ostatnim czego bym się spodziewał dziś, to spisanie tych słów.. Siadam w pozycji medytacyjnej na miękkim fotelu i jakoś… się dzieje, samo. Oczy zamykam. Wyciągam dłonie na boki i wyobrażam. Jak trzymam za rękę, po lewej Matkę, po prawej Ojca. Ona trzyma babcię, On dziadka, kolejni następnych… Łańcuch postaci. Uwieńczony moją osobą. Wołam ich, wzywam tutaj… przepraszam. Chcę zobaczyć ich wszystkich. Dłonie szybko robią się zimne, ale pulsują i drętwieją. Z lewego łańcucha, od strony kobiet widzę, płynie zielona, malachitowa energia. Taki kolor. Uzdrowicielska. Taki dar, który przejawia się we mnie… Od Ojca, energia szkarłatna, purpura, z czerwienią. Daje chłodno – ciepławe wrażenie. Nieokiełznana taka, buńczuczna ‘’kogucia’’. Oj było po tamtej stronie ‘’szalonych’’ głów… dziś zastanawiam się dlaczego tacy byli, co mogło nimi kierować, nie oceniam, a pochylam i przyjmuję z czułą troską, bez żadnego osądu. A oni mnie chwytają, z dwóch stron. Oczy wytrzeszczają mi w zdumieniu. Oddycham ciężko, szybko, głęboko z pogłosem… Samo się dzieje… jakby mnie czymś pompowali. Wołam, wołam ich wszystkich którzy stoją w tym łańcuchu. Tych najdalszych i zapomnianych. Oddech – w życiu nie był tak rozwlekły i potężny. Z jękiem. Pokazują się postaci. Jest ułan w szarym mundurze, coś zawzięcie chce mi opowiedzieć. Wojskowych z różnych epok i więcej. Kobiety, znachorki, zielarki, Matki, niektóre brudne i dzikie. Nie boję się zjaw, duchów, istot. Nie po rozmowach z drzewami i tym wszystkim co doświadczam. Chodzcie, wszyscy do mnie, opowiedzcie swoje dzieje, od dziś będziecie mieć miejsce w moim sercu na wieki. Za niepamięć przepraszam. Honoruję i zawierzam Waszej mądrości. Jestem dumny z Waszych osiągnięć. To Wasz trud umieścił mnie aż tutaj. To Wasze zwycięstwo. A ja dam tych sukcesów świadectwo. Sumą jestem Waszych zmagań. A oni się cieszą. Mówią, że ładnie napisałem wiersz. Cieszą tym bardziej, że swobodnie mogę nawiązać z nimi kontakt i nie boję.
Gdy otwieram oczy, na miejscu mojego materacu tkwi ogromna, ludzka sylwetka. Chłop to, czy niedźwiedź? Ale ja wiem. Była taka gałąz ze strony Ojca, Mężczyzni wielcy i silni jak tury, o zdrowiu żelaznym. Które niszczyli używkami. Natychmiast zrywam się z fotela i podbiegam… go przytulić… długo łkam przy ścianie – to chyba jego radość. Wuju…
Siadam ponownie i wyciągam ręce znów. Zostają jakby ‘’unieruchomione’’ w powietrzu. Teraz jest inaczej. Już nie ma tego ziąbu, i skostnienia palców. Płynie błogie ciepło. Chwytają na przegubach, nadgarstkach, zaciskają duchowe dłonie, aż boli. Witają się. Płomień świecy zaczyna wariować, a ja widzę przebłyski kolejnych sylwetek. Podłoga trzeszczy. Przybyło wielu, gdy zaproszenie odczuli. Nie wiem na ile odczuwalnie zostaną, lub mogą. Dziś Dziady. Granice między wymiarami ruszone wspomnieniami milionów, cienkie i łatwe do przebycia się stają. W międzyczasie dopisuję strofy rodowego wiersza, które Oni podpowiadają. Mam wrażenie, że są mną jakoś zachwyceni. A ja tak uciekałem… Przechodząc przez pokój wyczuwam smugi ciepłych energii. Jestem wdzięczny Duszy. Że zainicjowała. Że sprawiła to, iż bez strachu mogę wkraczać w takie przestrzenie czując się bezpiecznie i swobodnie. W końcu, jestem wśród rodziny… Mówię do nich rymami, jak do Drzew. Tak się cieszą… Plecy, jakby dostały opokę w Mocy. Tam zagnieździło się nieznane mi dotąd bezpieczeństwo. Jakiś ciężar chwilę kołysze się na ramionach, po czym spada. Tyle mówią, wszyscy gwarem, nie rozumiem słów… Bo każdy ze swoja historią. Wzruszenie wystarcza za porozumienie. Serce piekło żywym ogniem przy pierwszym czytaniu wiersza, niechęć chyba przetrawiało… A Oni tyle ofiarowali. Dochodzę do wniosku, że nie są jednak tacy zli. Mieli swoje drogi, w mrokach nieświadomości, niełatwe. I jakoś dobrze mi z nimi. Gdy piszę, dotyki na ciele czuję. Chcą bym wrócił uwagą. Ciekawość rozbudzili. Wiem odtąd, że nie tylko wcielenia i jeszcze te wybrane są ważne… To symboliczny początek naszej drogi, razem. Scalenie. I ufny bardzo już jestem, jak też ich wsparcie i wieści przejawią się w życiu? Co podpowiedzą, kiedy wesprą? Co ja jeszcze, mogę dla nich zrobić, w podziękowaniu za swoje zaistnienie?
🌠 Wiersz – Modlitwa 🌠
Zacni moi Wy przodkowie,
Zwracam do Was się w tym słowie,
Wy, co trwacie tam w oddali
Byście ze mną obok stali
Mój szanowny, stary rodzie
Bądźmy odtąd z sobą w zgodzie
Oh koleje, sny, żywoty,
Szczęścia, troski i kłopoty,
Duma, chwała, traumy, rany,
Dziś je razem pożegnamy
W świetle Boskim odpuszczamy…
Wszystkie Wasze bliskie sprawy,
Wszelkie trudy i cierpienia
Niech zaznają ukojenia…
Wiem, że różnie Nam bywało,
Lecz po prostu już się stało
Za niepamięć Was przepraszam
Do przestrzeni swej zapraszam..
Jacy Wyście by nie byli…
Wołam Was w tej jednej chwili!
Dziady, Babcie, i Wujowie!
Wy, najdalsi mi przodkowie
Ja do siebie Was przyjmuję,
W sercu miejscem honoruję
Siądę w kręgu, z każdym witam,
Dłonie ścisnę, i zapytam
Jak minęły Wam żywoty,
Wzloty, szczęścia i kłopoty
Hej najdrożsi mi przodkowie,
O czym Dziadku mi opowiesz,
Babciu moja, ukochana,
Skąd Ci wzięła się ta rana,
Witaj i Pradziadku drogi,
Miło podjąć Cię w me progi
O, i Krewny, Ty z daleka
Ciebie również gotów czekam
Razem znów spleciemy ręce,
Osiągniemy jeszcze więcej,
Dziś przebaczam Wam na wieki
Proszę wszelkiej Was opieki
Te marzenia, sprawy, plany,
Uśmiech nam od Boga dany,
Bądźcie odtąd ze mną w zgodzie,
Siła bowiem drzemie w rodzie,
Z Matki, Z Ojca rodu strony
Niech wydadzą we mnie plony
Z krwi krew zdarzeń Drzewo płodzi
Aby znowu się narodzić
Waszą mądrość wielbię, wzywam
W życiu godnie jej używam
Trwajcie przy mnie w Waszej sile,
Byśmy mogli jeszcze tyle,
Stworzyć,
I na nowo pieśń ułożyć,
Za Wasz żywot i starania,
Wszelkie Wasze dokonania,
Dziękuję
Odtąd Wasze wsparcie czuję,
Tulę, ściskam, ukochuję,
Jesteście…
Połączyli się nareszcie,
Staję w Potędze swego rodu.
By wstydzić się Was,
Nie mam powodu
Głowę wznoszę pewnie, w dumie,
Sławię wszystkich tak jak umiem
Znowu zwracam się ku sobie,
W mojej łączą się osobie,
Waszej Wiedzy doświadczenia
Sploty zdarzeń, pokolenia,
Brzmią modlitwą uzdrowienia
Z prośbą zwracam się w pokorze,
Czy pobłogosławić może,
Hojny Ród potomka swego
Abym zaznał Mocy jego
Dary Wasze ja przyjmuję,
Ramionami obejmuję
Czerpię Siłę z pnia mądrości
Odtąd razem będziem gościć.
~ 1.11.2019 Noc Celebracji
Dziękuję za Twoją czytelniczą obecność i wizytę w krainie Szeptów. Po więcej opowieści, legend i przesłań zapraszam Cię do swojej książki, w której poniesie Cię ponad 650 stron leśne podróży. Zamówienia można składać całodobowo, a kurier dostarcza ją na terenie wszystkich krajów UE. Poniżej link do platformy zamówień:
https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/