Wilk jest prawdziwym leśnikiem, czyli co dzieci myślą o mieszkańcach lasu.

Do takiego wniosku doszły ostatnio dzieci w jednej ze szkół podstawowych, po spotkaniu z Szeptami Kniei 🙂 Ojej, ale znów się pięknie podziało ❤ A początek jest taki, że cztery lata temu trafiłem do szkoły w Chełmnie, na swój pierwszy występ z gawęda przyrodniczą dla dzieci. Zapoczątkował on serię szkolnych zaproszeń, w którym to czasie jeździłem po Polsce, docierając do różnych szkół we wsiach, miasteczkach i wielkich miastach, aby tam podzielić się duchem leśnej wrażliwości, i otwierać ciekawość na spotkania z bogactwem lasu. No i po latach, zaprosili mnie tam znów! Ucieszony bardzo, spakowałem laptop z prezentacją, głośniczek, ilustrowane książki, przyrodnicze czasopisma do rozdania, i wnet byłem gotów.

O poranku małe zamieszanie. Na bilecie nie zgadza mi się przystanek końcowy przed przesiadką. Pamiętałem, że trzeba najpierw dojechać na Poznań Główny. Może jakiś błąd w systemie? Choć czasu niewiele do wyjścia na pociąg, jeszcze raz dokładnie wszystko sprawdzam. I słusznie! Okazuje się, że autokar odjeżdża z innego przystanku niż wtedy, i dlatego trzeba się przesiąść na stacji Poznań – Wola. Mam nadzieję, że trafię do tego przystanku… Rejon nieznany.

Autobus spóznia się. Trasa wiedzie przez piękne tereny. Dusza się cieszy. Choć wziąłem do czytania książkę, nie mogę oderwać wzroku od okien autokaru. Wszechobecne, dalekie połacie pól, rozległe horyzonty, małe kępy trzcinowisk z powalonymi drzewami, mokradełka, rowki, bajora, a daleko w tle za nimi – pełne tajemnic lasy. Oto esencja wielkopolskiego krajobrazu i tutejszej przyrody, ukształtowanych przez setki lat działalności ludzkiej, w zmaganiu z siłami natury. Wytworzyły one unikalne ekosystemy, pełne dalekich, stepowych, fascynujących gatunków zwierząt i roślin. Patrzę i się nasycam, choć od urodzenia jestem nimi nasiąknięty. Za chwilę opowiem o tym wszystkim w szkole, mając nadzieję, że zainspiruję kolejne młode dusze do wejścia na ścieżkę wędrowca.




Zielony pan pokazuje straszne stworki 🙂

W szkole panuje atmosfera dobra, niejako rodzinna – przypomina mi moją podstawówkę. Przyjazna energia, podsycana przez uśmiechnięte Dusze w ludziach / nauczycielach, którzy pracują tu z powołania. Po wejściu , od razu napotykam panią Ewę, dyrektorkę placówki. Zostaję zaproszony do gabinetu na poczęstunek. Płyną ciepłe rozmowy, pełne wspomnień.

Ciężko nam obojgu uwierzyć, że minęły aż 4 lata. I że tyle się zdarzyło. Minęła pandemia, wydałem książkę, wybuchła wojna… Dzieci bardzo wszystko przeżywają. Trzeba niemało taktu, dystansu, zrozumienia i opieki, by wychowywać je w takich czasach. A przecież i my dorośli, przeżywamy swój pakiet emocji. Mam nadzieję dzisiaj odskoczyć ze świadomością po kniejach, i rozproszyć nazbierane przez ten czas chmury. Pokazać, że dzika przyroda nadal jest wokół nas, i tylko ‘’czeka’’ na człowieka ze swoimi dobrodziejstwami. Zatem chodzmy do klas!


Gawędy o życiu jeleni i rykowisku.

Pierwsza grupa to przedszkole i zerówka, co zawsze jest niejakim wyzwaniem. Trudno tu utrzymać uwagę i skupienie maleństw. Pomagają panie przedszkolanki, ale prawdziwa ‘’cisza jak zasiał’’ przychodzi razem z panią Dyrektor 😉 Puszczam w obieg do oglądania moje ulubione ilustrowane książki z dzieciństwa, a na tablicy multimedialnej pokazuję zdjęcia naszych rodzimych zwierzaków, o każdym coś opowiadając. Potem nieco filmów.

🐺 BO WILK, jest leśnikiem! 🐺

Następna grupa, to klasy 1-4. Tu pokazuję prezentację z głosami zwierząt, i slajdy z wypisanymi ciekawostkami na ich temat. Wilki zawsze wzbudzają duże emocje i kontrowersje, nawet u dzieci. Fascynację i zainteresowanie. Pytam o to, jakie mają z tym zwierzęciem skojarzenia. A to straszny, zbój, srogi, silny… Prawie wszystkiemu zaprzeczam. Któreś z dzieci nagle woła:

– Bo Wilk jest leśnikiem!

Mocno się uśmiecham, bo sam bym chyba nie wpadł na takie hasło. I jakie trafne! A jakie mocne… Jakby sam Duch Lasu, odezwał się do nas z przesłaniem. Od razu płyną informacje. Tłumaczę, jak wilk dba o to, by w lesie zwierząt nie było za dużo, a tym samym jest sprzymierzeńcem całego ekosysystemu. Dzięki temu młode drzewa mogą rosnąć, gdy nie ma zbyt dużo saren i jeleni w puszczy. O tym jak precyzyjnie słyszy nawet delikatne trzaski w kościach uciekającego stada jeleni, na podstawie których to wybiera ofiarę, jaką wataha będzie ścigać. O tym, jak ważne są więzi rodzinne w życiu wilka.

Przy dziku podobnie. Trochę trzeba odczarować. To nieustanna praca. Przy slajdzie pytam o skojrzenia, i opowiadam wiersz o dobrym dziku który poświęca mnóstwo czasu dbając o dobrostan lasu, jak i boi się ludzi, oraz generalnie uwielbia swoją rodzinę. Wspominam swoje wspinaczki na drzewa i zasiadki na starych wierzbach, obserwacje przy pełni księżyca. Dzieciaki mają mnóstwo swoich obserwacji i przygód którymi chcą się podzielić, niejeden widział już kunę, inny borsuka, ktoś inny żurawie czy dudka. Zawsze mnie to cieszy, i też pokazuje, ile znaczy w życiu dziecka otoczenie. Bo takie wieści otrzymuję głównie po wizytach w szkołach ‘’wiejskich’’.

Dzieci dowiedziały się także dlaczego warto założyć hotelik dla owadów, jak zrobić proste poidło dla pszczół, co to są podloty, i czemu nie powinno się zabierać małych ptaszków do domu w odruchu ‘’ratowania’’, a kiedy można to zrobić. To sprawy bieżące, które zawsze poruszam na takich wiosennych spotkaniach. Za chwilę maj, maili poszukiwacze przygód mogą czasem niechcący odnaleźć młodą sarenkę czy zająca… Tłumaczę zwyczaje zwierząt i uczulam na fakty.

Na koniec robię mały przyrodniczy konkurs i rozdaję zwycięzcom inspirujące czasopisma, do czytania zarówno przez dorosłych jak i młodzież. Jest ‘’Przyroda Polska’’, ‘’Dzikie Życie’’ biuletyn ‘’Bociek’’. Inni otrzymują małe paczuszki z nasionami do założenia własnej łąki kwietnej dla owadów. Rozchodzą się resztki moich zapasów. Oprócz słów, do ziemi trafią nasiona, jako puenta naszej gawędy, pomoc i żywe podziękowanie dla Planety.

Dziękuję serdecznie za zaproszenie, i ten owocny / leśny czas. Za czujący wkład w rozwój i wrażliwość swoich podopiecznych.

🙏 PS. Pamiętajcie Kochani, że można mnie zaprosić w dowolne miejsce Polski, na taki występ, jeśli dojazd w miarę dobry. Przyjadę do szkoły Twojej pociechy, opowiem o zwierzętach, podzielę doświadczeniem tropiciela, przekażę ciekawostki, zrobię prezentację i pokaz. Albo też zabiorę na edukacyjną wędrówkę po Waszej leśnej okolicy. Kontakt:

➡️ czeremcha27@wp.pl

Dziękuję również z tego miejsca wszystkim osobom, które wspierają moją pracę, wyjazdy na PATRONITE i POMAGAM. To dzięki Wam udaje się zrobić tyle dobrego w świecie. To Wasz codzienny wkład i pomoc dla Szepty Kniei umożliwiają mi działanie. Linki znajdziecie zawsze tutaj:

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

https://patronite.pl/szeptykniei

Bądzmy w kontakcie. Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej, zadbać o swoje zdrowie i dzielić ze światem Mocą leśnego Dobra 💚

Marzenia lubią spełniać się niespodzianie. Drugie spotkanie z wilkiem.

Kiedy trafiłem po raz pierwszy do ‘’lasu Dęba Radosława’’, nie sądziłem że czeka mnie tutaj tyle przygód, procesów i odkryć. Mały fragment leśny, jakby wyrwa – wspomnienie potęg dawnych puszcz, osadzony w przestrzeniach pól. A w środku – bajecznie. Leciwe, rozłożyste dęby, wysokie, strzeliste, gromadzące się w kręgach. Pamiętam, że zachwyciłem się bardzo od początku. Powalone kłody przewrócone przez wiatr, murszejące i gnijące, pod którymi trzeba się czołgać lub przechodzić górą, przypominają dzikość Puszczy Białowieskiej. Do tego zdziczałe, wiekowe czereśnie i tajemnicze ruiny dawnych obiektów wojskowych. I można by poczuć się tu naprawdę dobrze, gdyby nie quadowcy i crossowcy, toczący swoje wściekłe szarże opętanego hałasu.

Tego dnia była niedziela. Dla wędrowca pora nienajlepsza, bo las wówczas pełen jest nie tylko ludzi, ale niepożądanych w nim zjawisk jak quady owe, czy psy biegające samopas i goniące z ujadaniem wszystko co wywęszą. Na ten jeden dzień w tygodniu, lasy potrafią przypominać niekiedy ‘’wesołe miasteczko’’ czy też przysłowiowy cyrk na kółkach.
Mimo to ruszyłem nie spodziewając się dziś za wiele. Ot, posiedzę w ulubionym kawałku świerkowego boru, posłucham ptaków i popatrzę na nie lornetką. Doświadczenie uczy, że nie warto się zniechęcać, a w kniei zawsze można przeżyć coś wspaniałego. Co ciekawe, nie miałem ani chwili wahania, że pojadę tego popołudnia właśnie tam. Jakby coś prowadziło.



W borze słońce już się pochyla, pozłacając bursztynem rozłożone chojary świerkowej braci. W obiektywie aparatu promienie układają się w ramiona… Jakby szykowały się do objęcia, zbliżającej się powoli, wieczornej ciszy. Mech zieleni się świeżością. Czuć chłód i rześkość. Ściółka nasącza wilgocią jak gąbka. Chwilowe przyklęknięcie dla zrobienia zdjęcia, powoduje przemoczenie spodni. Siadam tedy na ‘’ławczce’’ stworzonej z dwóch przecinających się w symetrycznym upadku, kłód. Ohh, jakże przyjemnie będzie tutaj w skwarny, upalny dzień…Nie mogę się doczekać. Pod wykrotem jakieś trzmiele mają norkę. Bujają się w powietrzu niczym brzęczące baloniki. Można zatracić się na obserwowaniu tylko nich samych. Przepatruję lornetką zarośla. Czasem warto. Wychwyci się to, czego nie dostrzega ‘’czyste’’ oko. Pamiętam, że rozmyślałem nieco ‘’zawiedziony’’ mniej więcej tak: ‘’No owszem pięknie tu, ale choćbym nie wiem ile siedział, z tych krzaków nie wyjdzie do mnie łoś, żubr, czy wilk choćby… Bo ich tu nie ma.
Znacie to? Człowiekowi często czegoś brak… Mamy trudność cieszyć się chwilą i dostrzegać jej doskonałość. Sam ciągle się tego uczę. Świerki trzeszczą i skrzypią. Opowiadają coś.. W borze śpiewają mieszkańcy: Pierwiosnek, drozd, świstunka, pełzacz, któraś z sikorek, ze skraju nawołuje kukułka. Życie nuci swą wiosenną pieśń, tak miłą dla uszu po miesiącach milczącej zimy…

Naraz słychać WRRRRRRRR!!! Błyska światło. Jedzie quad! Dzwięk ostry, dokuczliwy i przykry wdziera się w ten delikatny mech, zdziera korę z drzew, stroszy pióra ptaków…Powoduje popłoch wśród nich i chwilowe zamilknięcie. Kaleczy uszy. Tamten na pewno tego nie słyszy. Moment bezpowrotnie zepsuty, choćbym silił się na wyżyny dębowego spokoju. Ten nienaturalny w ostoi leśnej warkot usztywnia ciało, osadza się nieprzyjemnym dreszczem w plecach. Wzbudza gniew i niezgodę. Nie widzi mnie. Stoję cały ubrany w moro, z lornetką. Gdy tylko zaczyna jechać, nagrywam. Zdumienie przeradza się w litości pożałowania trwogę, kiedy dostrzegam, że pan na dokładkę wiezie uczepione z tyłu dziecko. Pewnie syna. Quad podskakuje na korzeniach. Oboje bez kasku. Stawiam Sadybę Wędrowca w zastaw, że z tego dziecka nie wyrośnie już miłośnik natury. Nie ingeruję nikomu w wychowanie, ale… Las jest pełen żywych mieszkańców! Dla których offroadowa mania to śmierć, przerażenie i chaos. Dla mnie wiąże się z to z poczuciem jakiejś minimalnej przyzwoitości. Kultury. Mijają mnie zdumieni, tak byłem wtopiony w tło. Niechaj widzą, że ich filmuję. Wszyscy powinniśmy to robić. Dla mnie to taka forma biernego buntu. Ale myślę, że warto. To trzeba rejestrować i publikować, jako dziwaczne, niesmaczne i powodliwe do wstydu zjawisko. Warto tym bardziej, że towarzystwo offroadowe ucieka zwykle żwawo przed Strażą Leśną, a wobec innych użytkowników lasu nie przejawia żadnego respektu. Jeśli nie będziemy reagować my, w kolejnych latach zamiast wypoczynkowych ostoi ukojenia, będziemy mieć ryczące tory przeszkód. Niektórzy mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce i w uzgodnieniu z nadleśnictwami budują na rozjeżdżanych dróżkach barykady z powalonych drzew i gałęzi. Chcą mieć spokój.

Kiedy słońce przestaje prześwietlać gąszcze, i ze snu budzą się pierwsze komary, ruszam na skraj lasu. W kniei widoczność powoli spada, a na skraju można jeszcze coś z powodzeniem obserwować jeszcze długo po zachodzie w takim, w maju. Mijam dwa wyloty jakichś nor, tuż przy drodze. Dziwi ich lokalizacja. Jakie zwierzę było tak nieroztropne? Jednak nie przyglądam się. Siedząc już w czatowni, zgaduję sobie co też za zwierz może tam mieszkać. Skraj lasu śpiewa już inaczej. Słychać trznadle, ortolany, potrzeszcze, skowronki. To już piosenki pól. I jednak to podziwiam. Choć wykarczowaliśmy tutaj dawne puszcze i stworzyliśmy pola, bogactwo życia kwitnie i tutaj. Przepiórka, kuropatwa, zając, a nawet jelenie, to przecież gatunki pochodzące ze stepów. Połacie uprawne przypominają im ojczyznę. Sęk w tym, że bardzo mało ludzi zdaje sobie sprawę z bioróżnorodności na polach czy jej znaczenia dla zachowania kondycji upraw i dobrego plonowania, naszej żywności. Niektórzy nawet z nią walczą.



Pierwszy wychodzi lis. Dostrzegam, gdy już jest na polu. Zwierzak przemierza kukurydziany zasiew, właśnie wyruszył na łów. I już wiem, kto też może mieszkać w norze kilka metrów dalej. Lisisko idzie coś niemrawo, często przystaje i drapie się. Robi to tak zawzięcie, że sam zaczynam czuć swędzenie. Biedak… Sika na mijane grudy ziemi. W którymś momencie dziwny, ’’drapiący’’ pogłos, sprawia że czujnie zaczynam kręcić głową. Co to za dzwięk? Przykładam lornetkę do oczu i widzę jak zwierzak charczy, ‘’kaszle’’ , ale znów w marszu, tak jakby nie mógł nad tym zapanować. Co mu jestst? Podąża w kierunku wsi… Mimo, że jest dość daleko, gdy jego sylwetka zrównuje się z amboną, przystaje wryty i spogląda w moim kierunku. Za chwilę ucieka żwawo w kierunku lasu. No co jest? Przecież nie ma wiatru… Nic nie czuć. Zwykle dane mi jest być dużo bliżej zwierząt, i nie robi to popłochu. Ale niekiedy, ciągnie dołem tak zwany ‘’odwiatr’’. Wyczuwalny jedynie na nawilżonym palcu. Wystarczający aby ponieść zapach człowieka. Niechaj Ci się, wiedzie, lisie…

A tymczasem z drugiej strony pola, podąża kolejny. I wiem, że to nie ten który umknął, a samka, jego towarzyszka. Wyruszyli razem, i aby zwiększyć sukces łowiecki podążyli w przeciwne strony. Cieszę się bardzo – z tej czatowni będę mógł obserwować młode liski, może przypadnie mi zaszczyt uchwycenia w duszy ich pierwszego wyjścia na świat. Bardzo chciałbym. Może faktycznie jest tutaj spokojnie, skoro lisy zdecydowały się założyć tu rodzinę?

Jest tuż po zachodzie słońca, jeszcze dość widno. Lisy znikają z widoku, a ja zamierzam wracać. Jazda po ciemnym lesie na składaku nie należy do najprzyjemniejszych, jeśli w porę nie widzisz korzeni i dołów. Delikatnie się pakuję. Jeszcze jeden rzut oka na pole. Tam coś idzie. Pewnie sarna. Średnie, szarobure, wpadające w brąz. Chociaż nie kroczy jak sarna. Bardziej przypomina… Przykładam szybko lornetkę i mrugam zdumiony, a przez głowę przelatują tysiące myśli. Czy aby nie doświadczam halucynacji. Ale nie – szkło pokazuje precyzyjnie – polem podąża…Wilk! Idzie ostrożnie, nie za szybko. Dokładnie po śladzie lisa, który co jakiś czas wącha. Trzeba wiedzieć, że one zabijają również lisy. I dla pożywienia, jak i eliminacji drapieżnej konkurencji. Patrzę na bożyszcze lasu, najbardziej sprawnego drapieżnika i jestem jednocześnie ‘’wygaszony’’ w środku. Trzyma zaskoczenie. A może, oczarowany po prostu. Umaszczenie wpada mu w bury brąz, ogon puszysty trzyma nisko i truchta z niezłomnością. Gdy już w horyzoncie zrównuje się z linią mojej czatowni, przystaje na moment. W tym samym miejscu co wcześniej lis. Spogląda w moim kierunku i węszy. W lornetce celestrona 8×40 widzę jego ‘’twarz’’ i żółte, wyzywająco – pytające oczy. Już wie o mojej obecności. Jego zmysły są przecież arcyczułe.  ‘’No to zobaczę jeszcze wilka w biegu’’ – myślę. W sensie, uciekającego. Ale on nie umyka. W przeciwieństwie do lisa, po chwili rusza przed siebie tym samym tempem. I nie jestem jakoś zdziwiony. Las jest przesiąknięty zapachami i głosami ludzkimi. Zwierzęta żeby nie zwariować, muszą to ignorować. Skrócić dystans ucieczki, przepracować wyrobione przez pokolenia standardy zachowań. To się zmienia nie tylko w przypadku wilków. Jeśli to np. młody osobnik, siłą natury będzie dość ciekawski. A dalej, dzieje się właśnie ciekawsko. Ze skraju lasu wynurza się kolejne zwierzę. W pierwszej chwili biorę je za drugiego wilka (o raju, chciałoby się!), lecz lornetka ukazuje sarnę. Skubie sobie trawkę. Plątanina myśli. Wilk polem bieży. Zbliża do skraju i on. Czyżby czekało mnie widowisko jak z opowieści? Usłyszał ją. Sarny są niesamowicie ciche, a on usłyszał. Pewnie zrywanie źdźbeł zębami. To jedyny pogłos jaki roztacza się wokół saren, jeśli nie uciekają przed czymś w popłochu. Spogląda w jej kierunku. Ruszy czy nie? Zaatakuje? Ale miałbym widowisko. Choć nie wiem, czy drapieżnik jest świadomy co tam słyszy. Po kilkunastu sekundach postoju rusza dalej. Troszkę jestem rozczarowany, ale i tak ogromnie wdzięczny. Taki dar, takie spotkanie! Ludzie na lokalnych forach pisali już o wilkach, które widywać mieli na polach, lecz nie dawałem dotąd temu wiary. Znam te lasy od dzieciństwa jak własną kieszeń, wywłóczę się w nich porządnie i spędzam ogrom czasu w terenie. Wilka do tej chwili nie spotkałem, choć miałem pewne podejrzenia po niektórych śladach. A ja polami wędruje po nocach! Teraz będę chyba bardziej uważny, nie ze strachu, lecz żeby nie przegapić pochodu burego Króla Kniei. 


Fragment boru.

Wiem, że ‘’szary’’ nie mógł tu przyjść teraz z odległego, większego lasu. Musiałby wędrować za dnia, a okolica jest na tyle ‘’tłoczna’’ że wyklucza taki manewr. On siedział gdzieś tutaj, mimo tego że las jest niewielki, a do słuchania miał głosy ludzkie i warkoty motoru. Oczywiście, to nic niewłaściwego. Gdzieś podziać się musi. My nie dajemy zwierzętom wyboru. Zawłaszczamy coraz więcej przestrzeni i brukamy swoim hałasem. Ktoś ostatnio pokazywał parę żurawi, gnieżdzącą się na stawku obok drogi i osiedla mieszkaniowego, wokół pełno spacerowiczy. Dawniej te ptaki uciekały przed człowiekiem z odległości około kilometra, o czym pisał nieżyjący już ornitolog i badacz ptaków, prof. Jan Sokołowski.

Przypomina mi się też pewna zagadkowa nora, nieco większa niż te które spotkałem w życiu, a umiejscowiona przy wojennych ruinach nieopodal sędziwych czereśni. Pamiętam, że przyciągnęła mnie swoim popisowym wręcz urokiem. Wyglądała na opuszczoną, a może ewentualne ślady były rozmyte przez deszcz. Nie mogę tego stwierdzić, nie pamiętam pogody sprzed. Teraz jednak przypominając ją sobie, wiem, że wilk mógłby się tam wczołgać. Nie kopią przecież tuneli tak wielkich, żeby biegać swobodnie pod ziemią. Może fotopułapki i kamery przyniosą kiedyś odpowiedzi, jeśli uda się ukończyć ZRZUTKĘ.


Zagadkowa jama. Czy pierwotnie była mniejsza, a po prostu osypała się ziemia z korzeni? Czy to jednak opuszczona wilcza nora? Interpretacje. Czytanie księgi lasu nie zawsze jest oczywiste, nawet gdy zna się alfabet.

Robi się mroczno, i najwyższa pora wracać, jeśli nie chcę połamać sobie zębów na korzeniach. Nie wziąłem dziś czołówki, nie planowałem zostać tak długo. Dokąd udał się wilk? Zniknął z widoku. Sarny w głębi lasu zaczynają ochryple szczekać, i teraz nie wiem – czy to na drapieżnika, czy obwieszczają jeszcze inne zagrożenie. Świadomość podczas powrotu jest już inna. Wilka się nie boję, ale z uwagą śledzę wszystkie ciemniejsze plamy w ścianie krzewów. Choć i tak bym go nie wypatrzył. Wędrówka stała się inna w jakości. Przyjemny dreszczyk ekscytacji. Po chwili uświadamiam sobie: Człowieku – właśnie spełniłeś jedno ze swoich największych leśnych marzeń! Tak. Zawsze chciałem zobaczyć Wilka w świetle dnia, z jakiegoś bliska. Planowałem nawet jechać gdzieś w Polskę, aby ten zamiar spełnić. Tymczasem dzikość sama zawitała do czeremchowego lasu. Jadąc rowerem już po szosie, co kawałek wybucham śmiechem. Nie co dzień przecież spełnia się życiowe marzenie! Przyszło tak nagle, że przypomniało mi i o innych bardzo dla mnie ważnych. Kiedy czekać, a kiedy działać aby się zdarzyło? Tego nie wiem. Wiem natomiast, że to niespodziane… Smakuje najlepiej.  Na skraju boru, zasadzę się jeszcze pewnie. Trzymajcie łapki za sukces 🙂

Zapraszam też do innej opowieści, obrazującej moje pierwsze spotkanie z wilkami, w Kampinosie:

NOCNE SPOTKANIE Z WILKAMI

Dziękuję za Twoją wizytę w Krainie Szeptów. Tutejsze opowieści powstają nie tylko dzięki mojej pracy, ale przede wszystkim przez pomoc zaangażowanych w ducha tego bloga, Czytelników. Możesz wesprzeć jego filar aby mógł on istnieć w formie jak dotąd (bez reklam), albo zwyczajnie mi podziękować, jeśli czujesz, że to co tworzę i piszę jest ważne / potrzebne. Dzięki Twojej pomocy, będę mógł zrealizować kluczowe pisarskie projekty. Ich listę oraz szczegółowy wgląd na co będą przeznaczone Twoje środki, znajdziesz klikając TUTAJ. Dary można przekazać na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

 Paypall: czeremcha27@wp.pl – jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na warsztaty.

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić leśnym słowem  ❤


Małe świerczki w podróży do słońca.


Trzy noce zimowej włóczęgi. Diamentowe żniwa czatowników.

Gdy wkraczam do lasu, już zmierzcha. W pośpiechu opuszczają go ostatni spacerowicze. Dobra pora. Jest pochmurno i mrozno. Wiatr wreszcie ucichł, wytracił złowieszczy impet przenikającej śmierci. Tęgi chłód. Teraz będziemy tu sami… Tylko ja, zmrok i przemierzające gąszcza wilki. A może?

Sarny już krzątają się na polach. Zaczyna wieczorny ruch. Idę drogą szeleszcząc ubraniem niemało, ale one pozostają zajęte swoimi sprawami. Zimą zmieniają się reguły. Zwierzęta chcąc oszczędzać cenną energię ciepła na mrozie, niechętnie podejmują ucieczkę, niepotrzebny wysiłek. Skracają dystans. Sarny wiedzą. Dopóki człowiek jest na swoim szlaku i nie wchodzi na pole, nie ma co się płoszyć. To też złoty czas dla obserwatorów i czatowników. Ci wyczekują godzinami w swoich szałasach, leżą z lornetkami na zmrożonym śniegu, wysiadują wysoko na drzewach. Jestem tu taki jedyny na okolicę, choć nie ostatni. Choć wciąż marzę, aby pewnego dnia spotkać kogoś takiego podczas wędrówki, i wymienić wieści jak z druhem. Ciekawe jak by to było?

– Witaj! Co słychać na czatowisku?

Dobry wieczór! Onegdaj przeszła tędy chmara jeleni. Orgia tropów. Chadzają szlakiem przez wodopój. Trzy byki i dziesięć łań. Wyobraża pan sobie, w tak wąskim przesmyku gąszczy tyle zwierząt? Chcę dziś zobaczyć jak piją na postoju. Jeszcze ponad dwie godziny! Oznaczyłem ostatnio porę ich wyjścia z ostoi siedząc tam ooo, na tamtym drzewie w oddali. Teraz czekam.


Wiem, że podobnymi ‘’maniakami’’ bywają fotografowie, polujący na własne zachwyty i wspaniałe ujęcia. Tych zdarza mi się spotkać. Dla mnie też są takimi czatownikami. Często bardziej wytrwałymi niż ja. Dla kogoś z boku, to wszystko mogą wydawać się dziwactwa. Ale potem człowiek lubi zachwycić się leśnym zdjęciem w mediach społecznościowych, czy kawałkiem dobrej opowieści. To wymaga właśnie takiej pracy.

Ostatnie szare pasma świateł zimowego dnia. Schodzę nad zamarzniętą rzekę. Połacie lodu, na który nie odważę się wejść. Zamarznięte jest tylko z wierzchu, a pod spodem woda wartko płynie, wyśpiewując pieśń ostrzeżenia. Lód w takich warunkach jest kruchy, nawet jeśli mróz utrzymuje się długo. I zwłaszcza kiedy majstrują bobry. Tu stoję długo, wsłuchany w szum kaskady. Jej pluskot zaburza czas. To jak cisza i hałas jednocześnie, ale ten szelest nurtu jest ciszą. Nie odezwie się żaden dzwięk. Woda pochłania go w swoje odmęty. Szarość wypełza, ściele się powłoką  gęstniejącej otuliny. Białe milczenie śniegu i tropy zagadek, ciągną się sznurami przez las. Tam już waham się wkroczyć. Nie ze strachu. Z szacunku. Widzę sarny przemykające ścieżką, te zatrzymują się na środku drogi. Pokazują mi w całości. Lornetka 8×42 sprawdza się jeszcze w zmierzchu. To był dobry wybór na dziś. Ich płoche sylwetki znikają wśród drzew. Dziękuję.



W czatowni jest dziś przyjemnie i ciepło. Bo ucichły północne wichry, potęgujące przenikanie mrozu. Staram się zawsze kombinować tak, aby do ambony iść dłuższy kawałek, żeby w środku zasiąść rozgrzanym. Ostatnio knieja sprzyja. Jakby się mną opiekowała i wspierała w zdrowieniu. Nie muszę wcale długo zasiadać, by działy się piękne rzeczy. Lisie misterium ucichło. Nie słyszę skoleń i poszczekiwań. Albo już wybrzmiało, albo zima zmusiła lisy aby jednak zająć się sprawami przetrwania. Okno ambony przypomina szeroki, plazmowy telewizor. Tak się właśnie tu czuję. Jak w kinie, i wolę siedzieć tutaj czekając co też przede mną samo się wyreżyseruje. Wracam pamięcią do wspomnień z różnych pór roku. Do jesiennych kwiczołów i kruków, do zajęcy bawiących się latem, szelestów po skoszonym zbożu, chaotycznych tańcach nietoperzy w czerwieni gasnącej zorzy, i lisa co w pysku niósł kilkudniowe kozlę sarny, które upuścił na mój widok. I wszystko tutaj. Nieustający, barwny, zmienny, jedyny żywy film przyrodniczy, którego jesteś uczestnikiem. Z nostalgii wyrywa mnie kotłowanina, chrobot i rechoty. Słyszę mimo czapki – uszatki i owinięcia głowy szalikiem. Z boku wynurzają się dziki! Wysypują ordynarnie pędzącą gromadą, toczą jak głazy przez morze bieli. Jest cała rodzina, osiem sztuk. Biegną dziarsko po śniegu, zderzając się i wyprzedzając. Po swojemu o czymś gaworzą. Ile to hałasu, wdarło się z nimi na pole! Ale jest on harmonią. Widok jak z baśni, i przywołuje tęsknoty. Budzi wzruszenia. Obserwuję lornetką, sycąc oczy niespodzianym prezentem. Lornetka szybko paruje i zatraca widzenie, trzeba umieć ją odpowiednio trzymać w takich warunkach. Zdumienie, bo przecież jest tak wcześnie. W pamięci, a w domu w notesie zapisuję godzinę o jakiej wyszły i miejsce obserwacji. 18:30. Zawsze to jakaś wskazówka, gdybym chciał zabrać kogoś z sobą na wyprawę. Choć same dziki bywają nieprzewidywalne jeśli chodzi o miejsce i porę pojawiania się. Gdy ich tęgie sylwetki grupują się w oddali na kukurydzisku, schodzę z czatowni. Puszczyk pohukuje z przestrogą. Albo zaproszeniem. Sowy zaczynają już gody. Dziś lepszego widoku nie napotkam – można wracać.

Drugi wieczór zasiadki

Idę przez pola, robiąc sobie skrót na przełaj. Słońce już zachodzi, choć w ostatnim momencie nadciągnęły chmury. Nie zobaczę więc sceny zachodu, na którą specjalnie się wybrałem. Ostatnio uwielbiam zachody słońca. Stać i patrzeć jak czerwona kula znika za horyzontem, i jak świat się przemienia. Jak pełzają wokół tajemnice. Nie było łatwo się tu dostać. Zaspy na polach i lód na drogach sprawiły, że poczułem się jak akrobata cyrkowy. Składak sprawdza się świetnie również taką porą. Na każdym innym rowerze zaliczyłbym już kilkanaście wywrotek, tu natychmiast zeskakuję z siodełka na obie nogi gdy tylko tracę równowagę, nawet jak rower jest już wpół przechylony. Wdzięczność za ten wybór duszy. Swoją drogą skąd one znają się na rowerach?

Po krótkim obchodzie ‘’na rozgrzewkę’’ zasadzam się w czatowni. Można o niej powiedzieć, że jest kolebką wielu moich opowieści. Dobrze tu o każdej porze roku, bo stanowisko wtopione jest w las olszynowy z widokiem na łąki, a za nimi pola. Pierwsze pojawiają się zające. Wybiegają na śnieg trzy, co zaraz powoduje w mojej głowie zgrzyt, bo przecież one zmagają się z zimą samotnie. Cóż to za uroczystość? Lornetka rozwiewa wątpliwości – to króliki. Krótsze uszy i inna sylwetka. Tak łatwo się pomylić – palnąć gafę w opowieści. Króliki muszą być w dobrym nastroju, bo poganiają się wzajemnie i trochę odpędzają. Teraz widzę w jaki sposób powstają te pomieszane plątaniny tropów, jakie oglądam w dzień. Rzeczywiście wyglądają potem tak, jakby królik był pijany, albo tańczył. I zastanawia się człowiek jak to możliwe, aby w ciągu jednej nocy tyle nakluczyć, tyle razy zmienić skoki swego baletu. Od królików odrywa mnie ciemna plama szybująca prędko wprost na moje okienko. Sowa! Musiała mnie usłyszeć. One zawsze sprawdzają. Szybko rozpoznaję puszczyka, który zatacza krąg i robi kolejny podlot. Gdy już myślę że wleci wprost do ambony, ptak wyhamowuje i opada z szelestem na darń. Zduszony pisk uderza subtelnie w ucho. Złapał mysz! Puszczyk po prostu poluje. Obserwuję teraz z zaciekawieniem, czy odważy się zaatakować króliki, bo warunki trudne, ale nic takiego się nie dzieje. Uszaki nie interesują sowy. Mogę obserwować jak bezgłośnie szybuje nad połoniną bieli. Wszędzie na horyzontach snują się sarny. Co za wieczór!



Kiedy wracam, zerkam lornetką na widoczne już gwiazdy. Co za wspaniałość. Lorneta pokazuje ich tyle, ile nigdy nie widziało się w życiu. Dziwne uczucie, kiedy masz świadomość, że widzisz je przez cały swój żywot, a one mogą już dawno nie istnieć. Czuję się jakbym zaglądał do wnętrza wszechświata, a to przecież nie jest nawet przedsionek. Zmarznięty śnieg skrzypi upiornie. Można zapomnieć o jakimkolwiek podchodzie.

Trzecia noc włóczęgi

Dziś króluje mróz. Niebo rozgwieździło się brylantami iskier. Uwielbiam takie noce. Właśnie zimą, przy największym mrozie, gwiazdy lśnią najmocniej… W planach dość krótki marsz z ewentualnie jeszcze krótszą zasiadką. Na jesionowym szlaku cisza z pustką się mości. Coś tam na mnie czeka. Ubieram się warstwami, ‘’bez żartów’’, odkąd ciało upomniało się o ciepło i opiekę. Aby je sobie zapewnić, wpadam na różne pomysły. A więc dół to 3 razy lekkie bawełniane kalesony. Na nie przychodzą szorty / krótkie spodenki, one ocieplą tyłek. Teraz pora na spodnie x4, dresowe, luzne, różnej faktury. Jednak taki ubiór niewiele da przy 18 stopniowym mrozie, przynajmniej dla mnie. Na 3x kaleson i 4x spodni, przychodzą grube, ocieplane, dawniej pewnie narciarskie. Ledwo je nakładam. ‘’Góra’’ to na przemian koszulki bawełniane, 3-4, w tym dwie z krótkim rękawem aby była dodatkowa warstwa dla ramion. To początek. Potem przychodzi gruby wełniany sweter, zapinana bluza, wreszcie polar, na końcu kurtka, na tyle szeroka aby takiego bałwana zapiąć. Śmiejcie się dalej: Pod spodnie na miejsce kolan wkładam puchate skarpety które pełnią rolę ocieplaczy podczas jazdy rowerem, a pod ‘’tył’’ miękkie czapki. Tak ubrany…  Zostawiam rower na polu i idę. Ślisko. To chyba pierwszy raz, kiedy oglądam Jesionowy Szlak zimą. Nie spotykam żadnych zwierząt. Jakby nie było tu niczego dla mnie… Po krótkim czasie odzywają się ramiona. No co jest?? Znowu wraca? Dieta zachowana i takie tam, oczyszczania ziołowe trwają co dzień. Kłuje. A to jednak, chłód. Skupiam się na tych ramionach i faktycznie – mimo ubioru, przebił się tam jakoś. Szybki ‘’skan ciała’’ wszędzie ciepło, tylko tam nie. Niech już będzie lato…Rozmawiam z ciałem i przepraszam. Że nie dopatrzyłem tego, nie przewidziałem. Mówię do siebie z troską: ‘’Ale zobacz, jak było zimno w kolana, od razu wdrożyłem sposób, zaopiekowałem się Tobą’’. Idziemy teraz na krótko, króciutko…To też dla zdrowia. Nie można cały czas siedzieć w domu przecież. Poniesiesz?

Ból ustaje, choć nie wiem czy to zasługa wcześniejszej butelki wody z kurkumą, kardamonem i imbirem, wypitej jeszcze w domu. Momentami przystaję i obserwuję gwiazdy. Na polach pusto. Szkła lornetki wnet zamarzają. Staje się bezużyteczna. Uległa siłom natury. Ciało woła by wracać. Nie pomaga mu szybki marsz na rozgrzewkę. Mróz jest zbyt wielki. Dziś notują największy spadek temperatur, o czym wtedy jeszcze nie wiem. Gdy oglądam się potem w domu, ja też cały ‘’lśnię’’ – na spodniach, rowerze, plecaku, widnieją smugi srebrzystego szronu. Może to gwiezdny pył? Przy kominku znika…

Dziękuję za Twoją wizytę na blogu! Mam nadzieję, że czas spędzony z tą historią, sprawił Ci trochę relaksu 🙂 Możesz podziękować mi za moją pracę, wspierając ogrom pisarskich projektów i włączyć do naszych wspólnych działań przez PATRONITE.  Może właśnie Twój gest zadecyduje o powstaniu kolejnych książek? W linku znajdziesz szczegółowe cele i wgląd na co przeznaczane będą Twoje środki. Pomoc możesz przekazać łatwo, szybko i prosto na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”Darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

ZZA GRANICY – PAYPALL – czeremcha27@wp.pl / jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne warsztaty i wędrówki.

Z serca dziękuję za każdy dar który pozwala mi zrobić więcej, tworzyć, docierać dalej, i dzielić się z Tobą leśnym słowem