Ostatnie dmuchawce jesieni. Puchaty cud listopada, który musisz zobaczyć.

Kiedy planuję dzisiejszą wyprawę, postanawiam, że ani trochę nie będę na niej pracować, robić zdjęć, nagrywać, pisać wierszy itd. Grubo z tydzień nie byłem w lesie, i dziś ciągnie mnie… naprawdę daleko. Gdzieś za Stawy Objezierza. Za oknem swego pokoju zdziwiony słyszę dzierlatkę – co ten ptaszek robi na osiedlu? Rzadko już bardzo je słychać. Myślę sobie jednak wtedy, że ptak oto potwierdza mi kierunek dzisiejszego wypadu, czyli łąki i pastwiska w rolniczej okolicy, swoją drogą naturalny habitat dzierlatek.

Ptaka słyszę jeszcze potem kolejne 3 razy – przy wjezdzie na Jesionowy Szlak, na przystanku pod Klonem Kosturem, i na wyjściu ze szlaku. Cały czas mnie prowadzi, a ja uśmiecham się, bo wiem, że coś tu się kroi. Dziś wzywa mnie daleki Jesion, który dał mi się poznać latem jako Drzewo Bardów, i miał dla mnie ogrom wszelakich znaków. Teraz znakiem jest świergot ptaka. Jak okruszki, pozostawiane na ścieżce w lesie… Ja zbieram uchem, i podążam…

Na szarym, lekko gasnącym horyzoncie szybko osiada słońce. Bezlistne drzewa październikowego ostatka, jakby próbowały nagimi gałęziami jeszcze pochwycić jego promienie. Na dłużej. Zdążyłem idealnie aby… Zrobić zdjęcia ^^ Szkoda przepuścić takie chwile. To dopiero moja druga wizyta tutaj. Z traw podnoszą się nagle trzy sarny i umykają lekko ku mgłom. Mgłom! Rozglądam się zdumiony – delikatne kożuszki pełzną nisko nad ziemią.A przecież od paru dni próbuję i wyczekuję nocy kiedy się zamgli, aby spotkać się z białym oparem na samotnej wędrówce… I od paru dni, nic. Od tej chwili wiem, że tą wyprawę prowadzi moja Dusza, i to wszystko co się dzieje, to jakby przygotowane specjalnie dla mnie. A częstuj się, człowieku. Ptak, sarna, drzewo, mgła? Czym tylko chcesz.

Mgły są żywe, baśniowe i nienasycone. Pełzają, podnoszą się, suną. Łąka oddycha. Życie żyje. Woda wędruje. Żywioł pracuje. Smugi, pasma, zasłony, firanki. Skrywają tajemnice. Szeptają chłodne baśnie. Bo właśnie taki rodzaj mgieł, jest tym z tych najzimniejszych. Maszerując przez ich królestwo, trzeba naprawdę dobrze się ubrać. Odkąd pamiętam, mogłem godzinami wpatrywać się jedynie w same mgły, spoglądać na ich pląsy, tańce i ruchy. Są hipnotyzujące. Nierzeczywiste. Jak nie z tego świata, a przecież jego esencją, wyrazem istnienia. I wtedy je zauważam… Ostatnie jesienne dmuchawce, które zdążyły jeszcze przyoblec się w puch. Bieleją na tle szarzejącej zieleni, jak śnieżynki. Eteryczne kuleczki. Za nimi dogasają ostatnie kolory wieczoru. Wystarczy się nachylić, położyć, aby całym istnieniem zanurzyć w czarodziejski spektakl przemian. Maleńkie ‘’bałwanki’’ wnet pokrywają się rosą, pochłaniając maksimum wilgoci mgielnej, do swych puchatych wnętrz. Wnet stają się zmierzwione, poszarpane i nasiąknięte. Dzielne zmarzluchy. Mgła sunie ponad nimi, równie biała i delikatna jak one. Może to dmuchawcowe sny? A może tak wyglądają właśnie, spełnione marzenia Wędrowców 🙂 Tam, gdzie zaprowadziły dzierlatki.

PS. To starsze opowiadanie z 2022 roku, które zamieszczam tu z poślizgiem. Obecnie wszystkie moje nowe teksty i drzewne przesłania  znajdziesz już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie  PRZYJACIELE KNIEI.  Publikuję tam najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i staram się najlepszą treścią uhonorować osoby mnie wspierające. Jeśli masz ochotę to czytać i przeżywać razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko w niej.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego puchatego!

Upały i burze, czyli jak uciekać rowerem przed nawałnicą.

Upał gasi burza… ⚡

Jest niespodziana i gwałtowna. Dojrzewała po cichu nad stawami, tam sycąc swój kałdun ogromnymi zasobami tutejszej wilgoci. Choć narastający wiatr, mógł być jej wieszczem. W którymś momencie pomarańczowe słońce jakby ostatkiem gorących sił, przebiło się przez ten gęstniejący tabun. Co za widowisko. Spogląda poniekąd złowrogo, jako oko przeklętego Saurona. Próbuję jeszcze sfotografować, mając nadzieję, że może przejdzie bokiem… Czaple i mewy nagle znikły gdzieś z łąk, ostatnie jaskółki przemykały z krzykiem… Ledwo zszedłem z ambony, już dopadły mnie w policzek, mocne ciepłe krople.

Powrót rowerem pod gromami, błyskami, ścigając się z sunącym, grzmiącym kolosem gniewu. Pędzę, zdobywając się na najwyższy kunszt umiejętności szybkiej jazdy terenowej, szlifowanej przez ostatnie 1,5 roku na elektrycznym składaku. Gdyby nie on… Niebo błyszczy jak stroboskop. Istny szał. Błyskawice są żywiołowe, ostre, nasycone – rażą w oczy. Rozlewają się ‘’pająkami’’, oplatając niebo siecią. Mało co patrzę, aby się nie strachać. Szybciej!

Na jesionowym szlaku panuje sielanka. Niemal wpadam na kozła sarny, który rozłożywszy się zawczasu pod krzakiem dzikiej róży aby przeczekać nawałnicę, nagle skacze mi przed koło. Patrzę na niego i myślę – skoro sarna tak podchodzi do burzy, czego ja się boję? A może po prostu w którymś tam wcieleniu, zginąłem od pioruna? Boję się odkąd pamiętam.

Siwe pasma deszczu uderzają nagle, wtedy zdaję sobie sprawę, że zawierucha rozdzieliła się na dwie części, a ta jedna szarżuje właśnie z boku. Jakby tego było mało, na drogę wychodzi mi łania jelenia, stanąwszy na samym środku. Mimo gęstniejącej ulewy, zatrzymuje się. Chwila rozkosznej obserwacji, oświetlona orgią bijącej nad wsią błyskawicy…

Lada chwila udaje się dotrzeć na przystanek autobusowy. Tam wyczekuję spokojnej chwili, przed ostatnim skokiem do domu.

I nici z tropikalnej nocki na polach… mokre nici 🙂

___________________________________
___________________________________

PS. To starsza opowieść z czerwca 2022 roku. Obecnie wszystkimi nowymi historiami, tekstami, przygodami i przesłaniami drzewnymi dzielę się wyłącznie w naszej grupie Przyjaciele Kniei na FB. Jeśli masz ochotę wciąż Szepty czytać, inspirować się, doświadczać, czerpać leśne chwile , wreszcie robić razem coś dobrego, to tam Cię Przyjacielu zapraszam. To wyjątkowa społeczność, jakiej jeszcze nie widział Facebook.

Miejsce spotkań, dla wrażliwych, leśnych Dusz. Tam znajdziecie najlepsze moje perły literackie, przesłania Drzew MOCY i ogromny ładunek zielonych emocji.

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa działa w duchu wymiany energetycznej, podziękowania za moją pisarską i wędrowną pracę. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego 🤗

Cicha praca drzew. Robią to cały czas.

Ilekroć klękam, aby zrobić takie zdjęcie zastanawiam się – jak jałowy byłby nasz krajobraz bez drzew? I dlaczego gdzieniegdzie już dopuściliśmy aby takim się stał?

Patrzę na ogromne topole rosnące na rowie, którym jakimś cudem udało się dobrnąć do wieku tak dojrzałego. Mogę się tylko domyślać, jak wiele kilogramów nadmiarowych nawozów i oprysków używanych w okolicy, przepuściły przez swoje pozornie nieruchome ciała, uwalniając do atmosfery czyste cząsteczki tlenu, a ile wbudowały w swoje tkanki drogą mocy przemiany. Jak wiele, rok po roku upraw ochroniły, rozpraszając na swoich pniach pędzące podmuchy lodowatego wiatru, czy też ile okruchów gleby zatrzymało się pośród pni, zamiast ulecieć gdzieś w dal. Wreszcie ile centymetrów bogatej, żyznej gleby zasiliło okoliczne pola, przez coroczny rozkład liści, gałązek i kory w ciągu ich życia?

Dla ilu ptaków są noclegownią, gniazdownią, stołówką i schronieniem…Dla jakiej ilości owadów, porostów, mchów, pajęczaków… Jak wielu wędrowców zatrzymało się tam maszerując drogą przez łąki, na kojący wypoczynek, w skwarny letni dzień… A może dawniej przychodzili tu ludzie, aby zrywać pączki czy liście na rozmaite syropy i smarowidła lecznicze?

Drzewa. Nie zdajemy sobie sprawy z wielkiej pracy, jaką wykonują dla nas na co dzień.

~ W pokłonie pożegnania słońca. Zachód nad groblami Objezierza.

__________________________

__________________________

Zapraszam również na wspólne wędrówki po malowniczej Wielkopolsce, zajęcia dendroterapii, warsz.taty przyrodnicze dla dzieci i dorosłych. Podczas których zanurzymy się w pierwotni lekkiego bycia, zasłuchamy w koncertach lata, zrelaksujemy na słonecznych polanach i łąkach. Wolne terminy oraz miejsca noclegowe. Kontakt w sprawie zgłoszeń:

☎️ czeremcha27@wp.pl

Do zobaczenia na Wędrówce ☀️

A jeśli z jakiegoś powodu nie możesz do nas dotrzeć, możesz zdalnie i wirtualnie zaangażować się w rozwój kniejowych projektów i pomóc utrzymać mi tego bloga w sieci, czujesz, że robię coś potrzebnego – daj mi o tym znać. Będę ogromnie wdzięczny.

JEDNORAZOWO:

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, raz na miesiąc:

https://patronite.pl/szeptykniei



Ostoja ptaków w Objezierzu. Magia pradawnych grobli

A grobla oddycha, wspomina i słucha
I z mgieł historie, wyplata do ucha

O czaplich czuwaniach, okrzykach i łupach
Czubatym perkozie, pisklęcych naukach

O piórach zgubionych, i chwilach ostatnich
Szczęśliwych rodzinach
I gnieździe dostatnim

Bezpiecznych szuwarach,
Sitowia gęstwinach
Biegusach i brodźcach
Pośpiechu przyczynach

O krzyżówkach, cyrankach i małych łyskach 
Nurogęsiach, berniklach, księżyca błyskach
 
Wodnikach, zielonkach, i batalionach
Czajkach, sieweczkach, i ślepowronach 

Wspomni żurawia, słonkę, kulika
Kokoszkę, kropiatkę, jednego szlamnika

Gościła trzcinniczka, wodniczkę, łozówkę
Brzęczkę, świerszczaka, jaskółkę brzegówkę

W gawędzie przywoła, i zimorodka
Co wodne zwierciadło, przecina od środka

O gęsich wędrówkach coś jeszcze opowie
Bielikach, sokołach, rybackim połowie

O szarych łodziach, co rankiem na stawy
Pływały w oparach, i ludzkie to sprawy

O karpiach i linach, szczupakach i płoci
Okoniach, uklejach, kropelkach wilgoci

O błotach, mieliznach, wędkarskich stanicach
Pomostach z kłód starych, zaświatów granicach

Mieszkają na grobli, i duchy zgubione
Strzygi, topielce, dusze stracone

Gdy mrok się skrada, i cień jest już blisko
Wychodzą na spacer, to ich uroczysko

Zatrzymaj się wtedy, gdy wzrok już zawodzi
Kiedy powietrze, nagle się schłodzi
Coś zaszeleści, poskrobie, wyszepta
I dreszcz na plecach, krok za nim drepta

Ręce wyciągnij, skłoń gospodarzom (!)
A może rozminiesz, z budzącą zjaw twarzą

Pochyla się wierzba, pamięta to wszystko…
Nad lustrem wody, przysiadła tak nisko

I w grobli
Szumiące modlitwy
pogrąża  

Ostatnio mnie ciągnie nad zbiorniki wodne, najlepiej duże i z wyspami. Małe też. Szukam na mapach ‘’z góry’’ i dojeżdżam rowerem. Może to i pora aby nadrobić własne zaległości w rozpoznawaniu niektórych ptaków wodno – błotnych? No i odkryłem, raj! Jakieś 15 km od mojego domu, wypatrzyłem wielkie, rozległe, tajemnicze, nieokreślone zbiorniki wodne. Oznaczone były jako stawy hodowlane Gospodarstwa Rybackiego. W pierwszej chwili odpuszczam ‘’bo za daleko’’, żeby tam co dzień jeździć i wracać, jak i gospodarstwo rybackie skojarzyło mi się z czymś starannie uporządkowanym, z małą dozą dzikości. Ale któregoś słonecznego dnia się wybrałem.

Jadąc od strony miejscowości Nieczajna, zjeżdża się z góry, a oczom okazuje się widok na wodną krainę aż po horyzonty. Coś wspaniałego. Poczułem się, jakbym nagle wylądował na Mazurach. I taka perła, tuż obok, przez tyle lat? Byłem tu już kiedyś, tylko nocą kiedy panowały gęste mgły. Pamiętam krzyki tysięcy gęsi które polatywały w tej szarości, a ich głosy nie cichły do brzasku. Teraz mogę podziwiać jak tu bajkowo. Wita mnie tablica informacyjna, że jest to ‘’rejon ornitologiczny i Ostoja Ptaków. Czytam i gęba się cieszy, i niedowierza. A piszą, że można tu zaobserwować prawie wszystkie gatunki polskich kaczek. Już dojrzałym latem zaczyna się ruch na jesienne przeloty – pojawiają się siewki, biegusy, czajki, brodzce, kuliki, kwokacze, sieweczki, rycyki, gęsi zbożowe i białoczelne. Nie do wiary! Ponoć regularnie poluje tu para bielików i zdarzają sokoły wędrowne. Zatrzymują stada łabędzi – czarnodziobych i krzykliwych! Kręci mi się w głowie. Ze szczęścia. Piszą dalej: ‘’Zalatują tu też kazarki rdzawe, drzemliki (ptaki drapieżne), a ornitologiczną atrakcją są bernikle obrożne i białolice, oraz białe gęsi – śnieżyce. O pospolitościach takich jak kokoszki wodne, łyski, bąki, zielonki, perkozy, czy kropiatki, tablica nawet nie wspomina. Uhhh, uff, oddech człowieku, to Twój szczęśliwy dzień. Masz lornetkę i orzechy w plecaku, i dwa termosy. Ajajaj, co za przygoda! Mają to być największe kompleksy stawowe w Wielkopolsce.



Okala je rzeka. Z dwóch stron. Wciąż ta sama – Samica. Jakby otulała sączącymi się ramionami, całe to ptasie i zwierzęce bogactwo. Myślę sobie – jak to możliwe, że właścicielem takich przyrodniczych dóbr jest tylko jeden człowiek? Dlaczego tak jest? Ale Matka Ziemia musi być mu wdzięczna, za to że umożliwia spokojny żywot milionom istnień. I nie wiem czy wejść. Tu tablica ‘’teren prywatny wstęp zabroniony’’ a obok, że to szlak turystyczny, rejon ptasi i kraina do zwiedzania, tak bym to odebrał. A co tam, wejdę…

Nad głową polatują mewy. Ich ciekawskie spojrzenia odwzajemniam w lornetce. Prowadzi dość przyjemna droga, trudna dla składaka, choć idealna na pieszo. Stawy można spokojnie obejść i podziwiać w punktach dostępu to co lata lub pływa. Wliczając postoje na obserwacje, może tu spłynąć jak struga, cały spełniony dzień… Zachwyt mój nie trwa długo. Z przeciwnej strony nadjeżdża samochód z przyczepką, w którego osobie okazuje się być sam właściciel obiektu. Rozmowa dość niemiło i niemrawo, co zrozumiałe, w końcu jestem intruzem na czyimś terenie. Mówię  że dopiero co przyjechałem, jestem tu po raz pierwszy i nie wiedziałem, bo tu tablica taka, obok inna. Pan mówi, że to gmina sobie postawiła i że należy zapytać w budynkach jak się chce tu wejść, o to głównie się rozchodzi. Generalnie wydaje się być zniesmaczony, powiada że ornitolodzy zostawiają mu śmieci, i z żoną wynosili po 2 worki, i dlatego teraz tak mniej chętnie tutaj kogokolwiek wpuszczają. Nie chce mi się w to wierzyć, ale to nie jest dobry moment do takiej polemiki. Więc ja dalej z uśmiechem że mam tylko lornetkę i żadnych śmieci nie będzie, ale i rezygnacją wypisaną na twarzy, bo jednak mnie stąd wyprasza. Smutna i rozczarowana gęba wędrowca musiała jednak coś zdziałać, bo na końcu powiada mi, że mogę pobuszować skoro już przyjechałem. Ja obiecuję pytać za każdym razem i bardzo dziękuję… To jednak dobry dzień!

W Polsce takie stawy hodowlane są znane ornitologom. Zator, Milicz, groble, legendy parującego świtem uroku i żywy skansen najrzadszych gatunków. Dlatego ogromnie cieszę się na to odkrycie, bo odtąd mogę zabierać Was na ‘’wypasione’’ obserwacje ptasich rzadkości, i nawet włócząc się po polach wokół tych zbiorników, można zobaczyć wiele. Usadzić na polu ze statywem i większą lornetką z widokiem na rozlewiska, obserwować żerujące kaczki niemal wszystkich gatunków występujących w Polsce :O Ja spotkałem też ślady obecności bobrów i śpiącego dzika tuż przy brzegu w szuwarach. Pomyśleć jak bezpiecznie czuło się tam zwierzę, jeśli na wypoczynek wybrało miejsce tuż obok bitej drogi, z otwartym dostępem. Miejscowość nazywa się Objezierze. Adekwatnie. Wioska wydaje się średnio zaludniona, mimo to na zbiornikach ani na polach tego pięknego dnia nie spotykam żywej duszy, nawet spacerowicza z psem. Dziwię się bardzo, jak to możliwe że nikt nie chce podziwiać takich skarbów, sycić duszy pięknem, cieszyć z ptasich chwil? Ludzie tu mieszkający widzą te stawy z okien niewysokich bloków, mogą obserwować przelatujące ptaki… Mieszkać w takim miejscu… Petarda.

Osobnym konstruktem okazują się być stare tamy, śluzy, i zastawki zarówno na rzece jak i w stawach. Fascynujące budowle. Jasnym stało się, dlaczego w Samicy obecnie prawie nie ma ryb, choć starzy mieszkańcy wspominali o takim bogactwie nawet w polnych rowach, a na samej rzeczce zastawiali ongiś sidła na węgorze. Urokiem zieją groble, przekopane i zryte przez dziki, z widokiem na ostoje tych zwierząt. Zdaję sobie sprawę, że w bardziej mokrych latach, to wszystko musi być zalane. Drzewa, głównie wierzby piękne i rozłożyste, nie napotykam widoków przycinek lub okaleczeń. Też mogą spokojnie tu trwać.



Podczas mojego krótkiego buszowania wypatrzyłem szmaragdowego zimorodka pędzącego nad lustrem rzeki, białe czaple, i jakieś kaczki z ciemnymi głowami, których nazwy nie udało mi się ustalić, odleciały za szybko. Dzień kończy się jak w marzeniu. Stoję na grobli pomiędzy zbiornikami i sączę gorącą ziołową herbatę, a nade mną krążą setki gęsi, które zapadają w toni na nocleg. Podobno potrafi ich przebywać nawet 10 tysięcy! Chłód chwyta tęgi i wstają zimne opary nad zwierciadłem, a przecież czeka tu jeszcze noc pełna plusków, chlapań, nieznanych zawołań, odgłosów…A maj, kiedy to wszystko zacznie śpiewać i przyleci ‘’drobnica’’ z zimowisk? Dawno nie wróciłem z wyprawy tak leśnie nasycony ❤

DRUGI DZIEŃ WĘDROWNY

Grobla. Tu ptaki nie milkną nigdy. Przed zachodem słońca, zaczyna się wieczorny ruch na stawach. Kołują, krążą, wołają, lądują, wypływają z szuwarów po całym dniu skrycia. Rozległa toń wzywa bogactwem darów. Ryby, glony, owady, przestrzeń – pokarm. Dziś topiel jest gładka, niewzruszona. Drobne fale wzniecają co i raz lądujące stada gągołów.
Pomyśleć, co będzie działo się tu w maju, kiedy wszystkie bąki, trzcinniczki, łozówki, wodniki, kropiatki, kaczki…

Miejsce to skarbnica piór ptasich. Darte kępy i oskuby co kawałek. Zupełnie jakby ktoś rozpruł poduszkę. To resztki po biesiadach większych ptaków drapieżnych i polujących ssakach. Na rozlewisku skrada się lis. Nieruchome spojrzenia siwych czapli okalają go ignorancją. Pomiędzy szczudłami ich nóg przewijają się pomniejsze kaczki. Zero reakcji na lisa. Niezwykłe obserwować taką koherencję i swojską znajomość, jakby ptaki dobrze wiedziały, kiedy trzeba reagować. W końcu czapla to też drapieżnik.

Szybki podrzut lornetki na nowych ‘’przelotników’’ wznieca dygot niedowierzania. Haczykowate zakończenie dzioba i smukła, torpedowata sylwetka. Lecą jakże inaczej, w kilka sztuk, szybko. To nurogęsi! O rety. Tutaj spełnię chyba wszystkie dawne ornitologiczne marzenia. Odkrywanie. Nie znam tu dróg, skrótów ani ścieżek. Do widocznej na łące czatowni trzeba przeskoczyć przez rów. Chwila wahania. Jeszcze tak niedawno moje kości… Od jakiegoś czasu są cicho. Rozpęd i hop! Nie wpadam. Jest. Trzeba będzie jeszcze tak samo wrócić, byle przed zapadnięciem ciemności. Dziki które pozostawiły moc śladów po swych harcach, w obliczu rowów i dołów wypełnionych szlamem wydają się być najmniejszym zmartwieniem. Grobla, jak stanica wspomnień i oblubienica zarazem. Niesie pamięć wylewów rzeki, bezgłos łódek szarych rybaków, krzykliwe zlotowiska, puch piór, opary złudzeń.

Białe czaple szybują lekko i dostojnie tuż ponad trzcinami, przypominają wielkie płatki dmuchawców. Ongiś, rzadki był to ptak…





Wracam kiedy jest już ciemno, choć horyzont pomalowany pastelową czerwienią. Ledwo co widać, składak podskakuje i hałasuje na wyboistej dróżce. I wtedy je dostrzegam. Czarne plamy, wkomponowane w szarość odleglej łąki. Jakieś zwierzęta. Zeskok na nogi z jazdy i… czekanie. Wataha kieruje się wprost na mnie. Odgradza nas wąski rów z wodą, ale co to dla dzika? Lornetka pokazuje silne, wyrośnięte osobniki. Jak tu ‘’cicho’’. Przypominają mi się czasy dzieciństwa, kiedy podobnie dzicze rodziny wylegały po zmierzchu na pobliskie pola, nieopodal domu. Obserwuję jak przemykają się skrajem rowu. Już nie trzeba lornetki. Nagle znalazły się tak blisko. Trzymam rękę poniżej twarzy zastygłą i nieruchomą. Zaczyna boleć i drętwieć. Nie chcę zepsuć momentu, bo dwa zwierzaki już zapuszczają węchem ryje w moim kierunku. Ruch dłoni w dół spowoduje szelest. Niechaj boli. Jeszcze troszkę…Gromadka oddala się tylko nieznacznie, ale na tyle bym pozostał już poza zasięgiem szmeru. Pożegnanie z braćmi. Tak. Dziki są najmniejszym problemem.

Słuchajcie, zapraszam Was tam na Ptasie dni Wędrowne kiedy tylko macie ochotę. Mam do dyspozycji świetne lornetki i bogate, ilustrowane, terenowe przewodniki o ptactwie wodnym – będziemy uzupełniać na żywo wiedzę i cieszyć pięknymi chwilami, obserwując! W miejscowości jest sklep czy dwa, zawsze można się cofnąć po prowiant. Zabierzemy worki na śmieci i będziemy też powoli na każdej wyprawie sobie zbierać, uprzątając gospodarzowi teren. W podziękowaniu za możliwość zwiedzania, i wychodząc naprzeciw ‘’uprzedzeniom’’. W zgodzie z Etyką Wędrowca. To wspaniała kraina w której warto być jeden raz w życiu. I choć u mnie Wyprawy na Ptaki są normalnie formą edukacyjnego warsztatu, to tym razem po prostu się spotkajmy. Pozostając w zachwycie nad samym zakątkiem chętnie podszkolę Was i siebie z ptasich osobliwości, będąc wdzięczny za samą możliwość podwózki. Gdybyście chcieli tam pobuszować ze mną, piszcie śmiało 🙂 Kontakt w sprawie zgłoszeń:

czeremcha27@wp.pl