W warszawskiej szkole widziano Wędrowca. Opowiadał dzieciom historie o zwierzętach.

Ale się pięknie wydarza ❤❤ Dobre wiadomości. W zeszłym tygodniu zostałem zaproszony do Warszawy, do jednej ze szkół podstawowych, aby zorganizować dla dzieci przyrodnicze zajęcia, na których dowiedzą się więcej o mieszkańcach lasu, ich codziennym życiu, troskach, radościach, wyzwaniach. O faunie pól i zakamarków zapomnianych, gdzie docierają tylko kroki wytrwałego wędrowca… Była prezentacja multimedialna, odgłosy dzikich zwierząt, slajdy, znowu masa pytań, no i oczywiście – moje opowieści z leśnych przygód i wypraw. To już któryś z rzędu taki wypad, o innych można poczytać w dziale DLA NAJMŁODSZYCH.

Nie powiem, ucieszyłem się bardzo na to zaproszenie, i nie miałem ani trochę wątpliwości, że trzeba i warto tam jechać. Chociaż spadło na mnie ‘’nagle’’, bo przecież raptem tydzień temu byłem w Warszawie z prelekcją o Drzewach Mocy, w Rembertowie. Znów żegnać dojrzewające, spokojne pola, groble, stawy i lecieć w świat? W 2019 takie wypady pojawiały mi się często, potem pandemia ‘’zabroniła’’ wchodzić do szkół osobom z zewnątrz. Organizowałem wtedy warsztaty, zajęcia i pogadanki dla rodzin z dziećmi, u siebie w lesie. Do poczytania o tym TUTAJ.

Aby się tam wybrać, zarywam nockę. Mój doczesny rytm dobowy nie pozwoliłby mi zasnąć na te 2 godziny, ze świadomością, że o godzinie 4 nad ranem trzeba już wychodzić z domu, żeby na 10:30 stawić się w szkole. Podróż się układa. W drodze na remontowany dworzec podziwiam polne kwiaty i roślinność ruderalną, która zaledwie w jeden rok zdążyła opanować wykopy i zakwitnąć. Z okien pociągu podziwiam drzewa i wstający dzień. Okazuje się, że udało się zarezerwować miejsce w wagonie bez przedziału, i przy oknie, tak jak lubię. I to w obie strony 🙂 Pojawia się senność, którą spędzam zieloną herbatą. Pod dworcem czeka już gotowy transport, a na miejscu informatyk pomaga zainstalować się ze sprzętem. Cieszę się bardzo, bo technikalia, to trochę słabsza strona mojej osobowości.



Przywiozłem przyrodnicze czasopisma, terenowy kalendarzyk / notatnik i nasiona łąk kwietnych, podarowane mi przez panią Orsynia Wegrzyn, oraz GRUPA Ratujmy pszczoły. Pobudzam umysły do czujności, zapowiadając na koniec mały konkurs na zakończenie spotkania. Warto słuchać opowieści. Zadam kilka pytań, a ci którzy będą wiedzieć, otrzymają ode mnie nagrody. Jeden chłopak zawzięcie notuje wszystko ze slajdów i to co mówię. Bardzo chce wygrać notatnik… Odkrywam, jak łatwo jest mówić, kiedy wiesz po co przybywasz, a głowę masz pełną własnych przygód i historyjek, które można dopowiadać do slajdów. Przekazanych zostaje mnóstwo ciekawostek. Czym się różni podlot od nieporadnego pisklęcia, i kiedy trzeba ptaszkowi pomóc, a w jakich sytuacjach wszystko jest w porządku? Jak zrobić poidło dla pszczół, i dlaczego warto w ogrodach stworzyć domki dla owadów? No bo zobaczcie – wykupujemy jakiś teren, gdzie wcześniej była sobie łąka, pole czy ugór, gdzie żyły przeróżne gatunki owadów, ssaków i ptaków, równamy to wszystko z ziemią, budujemy swój dom, zakładamy zwykle trawnik, tuje i kamienie. A owady, których tak potrzebujemy, gdyż są podstawą piramidy w obiegu materii – gdzie mają wtedy żyć? Ale dzieci są świadome i wyrozumiałe dla życia. Owadzie domki i ich mieszkańcy tacy jak złotook, biedronka, czy skorek, zyskują aprobatę. Pokazuję zdjęcia bobrowej inżynierii, i opowiadam historię rolnika, który latami walczył z bobrami niszcząc im tamy i ogołacając z wierzb rów, a teraz jego pole stało piaskiem, na którym już nawet rośliny siane ‘’na poplon’’ dla wzmocnienia gleby nie chcą rosnąć. Pokazuję wymizerowaną kukurydzę, która wzrosła ledwie na wysokość kolan – efekt hydrologicznej suszy, walki człowieka z naturą / bobrami, odprowadzenia wody z terenu. A potem oglądamy przeróżne gatunki zwierząt, które osiedlają się przy rozlewiskach i korzystają na bobrowej działalności. Jest rzęsorek rzeczek, kaczka krzyżówka, zaskroniec, ropucha, wodopoje i kąpieliska. Młodzi mnie zaskakują. Pytani o to, czy słyszeli o Globalnym Ociepleniu, potwierdzają żywo. A przecież były głośne afery z wycofywaniem ze szkół tego zagadnienia. Cieszy mnie to ogromnie. Tylko skąd wiedzą? Mają przecież smartfony, informacje. Tego dnia panuje wielki upał i skwar. Podczas prelekcji wypijam kilka butelek wody, a pod koniec kręci mi się w głowie. Mi, 30 latkowi. Czy trzeba i naukowych potwierdzeń? Gdy wracam z tego spotkania, widzę na osiedlach inne dzieci. Wszystkie gromadzą się lub bawią, w cieniu, pod drzewami. Wielkie Drzewa są dla nich miejscem towarzyskich spotkań, placem zabaw. Oazami. Bezbłędnie się do nich kierują. Za parę lat staną się tajenkami pierwszych schadzek, może ich kora przyjmie pełne wyznań inicjały. Co ciekawe, tego dnia podczas powrotu nie spotykam pod Drzewami ludzi dorosłych. Ciekawe dlaczego?

Przyjaznym okiem zerkamy też na nietoperze, pogromców komarów. Mam wrażenie, że dzieci wszystko to wiedzą, jest dla nich oczywiste, wystarczy tylko troszkę przypomnieć i nakierować. Że te kreatywne, świeże, pełne pasji i ciekawości umysły stworzyłyby nam tutaj harmonijny raj, gdybyśmy tylko nie ukrywali przed nimi problemów świata i nie zamykali ich przedsiębiorczości w ławach kanonów uwarunkowań, na ścieżce rozwoju.

Dzieciaki mają mnóstwo cudacznych pytań i swoich własnych historii ze spotkań zwierząt. Stwierdzają, że muszę mieć 58 lat, skoro przeżyłem wszystkie te przygody 😅 Opowiadają mi o dzikach za płotami domów, i tu nawiązuje się okazja do świadomej dyskusji nad presją człowieka na środowisko, rozrastaniem się naszych miasteczek, wycinkami i polowaniami w lasach które wypłaszają zwierzęta z ich ostoi, czy wreszcie beztroskim pozostawianiem dostępnych resztek pokarmowych przez mieszkańców nowopowstających zwykle na dawnych terenach bytowania zwierząt, osiedli. Dziki zostają w pełni zrozumiane i rozgrzeszone. Opowiadam o ich życiu rodzinnym, więziach i osobistych spotkaniach z tymi zwierzakami, podczas nocnych wędrówek po polach. O tym jak to młody lis, wspiął się raz na słomiane baloty (dla nich żaden problem) i zaskoczył mnie przy zasiadce od tyłu, wąchając ciekawsko kapelusz czatownika… osadzony na jego głowie tamże 😉



Dzwonek dzwięczy niespodzianie i podrywa nasycone wigorem organizmy do ruchu. Ale, miał być konkurs! Wokół mnie gromadzi się tłumek, gotowych do odpowiedzi łapek. A ja robię psikus. Niemal nie pytam o to co było wypisane na slajdach, a o rzeczy, o których jedynie mówiłem. ‘’Ale jak to, tego nie było’’ 😃 Było, było – odpowiadają co uważniejsi. Jedna z dziewczynek jest szczególnie bystra, błyskawicznie odpowiada na pytania i to ‘’z głowy’’, wie wszystko o co pytam. Podziwiam tak chłonny umysł. Jakby zapamiętała całą prelekcję. To ona zdobywa ów kalendarzyk z obrazkami i wykazem przyrodniczych świąt. Wśród pozostałych rozdzielam nasiona kwiatów.

Inne jeszcze podchodzą i opowiadają historie swoich spotkań ze zwierzętami: ‘’Proszę pana, a ja raz siedziałam pod drzewem, i wiewiórka przyszła mi do ręki’’ – mówi jedna z dziewczynek. Nic to dziwnego, potwierdzam… Bo przecież zwierzęta nie są ‘’same z siebie’’ dzikie, krwiożercze, nieufne, bezmyślnie uciekające. Nie. One nas obserwują nawet kiedy o tym nie wiemy, wąchają ślad po naszych krokach, doskonale rozróżniają kogo w lesie trzeba się bać, a przed kim lepiej skryć swoje futro. Często mam wrażenie, że chciałyby żyć obok nas, gdybyśmy tylko zaakceptowali ich prawa, stonowali własne, uprzedzone stereotypami niekiedy reakcje, pozwolili im być obok, nie wtrącali się. Przecież wiele gatunków żyje blisko człowieka, i nie zwracamy na nie większej uwagi w codzienności. Wspominam jeszcze kilka podobnych historii z kuną, lisem, dzikiem, sarnami… Tak. W lesie czasem wystarczy po cichu być, obserwować i słuchać, aby on uznał nas za brata i odsłonił ze zdarzeniami, o jakich czytaliśmy dawniej tylko w baśniach. I o tym właśnie opowiadają moje wędrowne Szepty Kniei.

PS, a jeśli chcecie abym odwiedził i szkołę Waszych dzieci z taką prelekcją, to można śmiało od września zapraszać. Kocham to robić, i mam do przekazania cały wór własnych opowieści 🙂

Specjalne podziękowania należą się dla pani Sylwia Szlęzak za całą organizację spotkania i opiekę, oraz dla grupy fotograficznej Elizjum – Boch i Baranowski, za użyczenie w zeszłym roku paru cudnych zdjęć, które wciąż budzą zachwyty na kolejnych twarzach.

🐼 Dziękuję również za Wasze wsparcie i pomoc napływające do mnie drogą zrzutek. Ono pozwala mi działać szerzej, i odbywać właśnie takie podróże po Polsce, z krzewieniem leśnej świadomości. Dzieją się one, dzięki Wam. Cały czas można wspierać moją pracę na dwa proste sposoby:

✅
JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

✅
REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei


Zwłaszcza ten drugi sposób (patronite) pozwala mi działać bardziej regularnie i systemowo.

📚 Moją książkę z opowieściami o przyrodzie w wersji rozszerzonej i skróconej, można zamówić tutaj: https://ridero.eu/pl/books/pamietnik_wedrowca/

Jeszcze raz dziękuję serdecznie wszystkim osobom, przy pomocy których to wszystko mogło się wydarzy
ć 🙏