DZIADY – CZĘŚĆ II. Leśny rytuał uwolnienia rodu.

Do końca sam jeszcze nie dowierzam co zrobiłem tego roku. Że poszedłem nocą do lasu, odprawić starodawne ‘’Dziady’’, i w ciemnościach samotnie popracować z duchami. Ale ja nadal w procesach rodowych. Od zeszłego roku i pewnego wiersza, który wszystko uruchomił. Cmentarze zamknięte przecież, a przodkowie i tak tam nie przebywają, to jedynie miejsce symbolicznie. Dla nich nie ma ograniczenia czas i przestrzeń. Przybędą kiedy zawezwiesz, i jeśliś gotów przyjąć. Podobno wraz z naszymi duszami niesiemy też przez życie spory bagaż rodowych doświadczeń jako zapisy energooinformacyjne, który nie zawsze lekkie, potrafią nawet i przyhamować w rozwoju jednostkę. Mamy też ponoć prawo świadomie wybrać, z czym chcemy się mierzyć, a przodkom oddać co nie jest nasze, aby cieszyć się wolnością i kreacją w życiu doczesnym. Temu właśnie zdecydowałem się zrobić rytuał, jeszcze raz świadomie spotykając z przodkami. I tym razem miało nie być opowieści ani wersów, do wczoraj byłem jeszcze głęboko przekonany o tym, że wszystko w ciszy, intymnie, i zostaje we mnie. Sporo bym pewnie stracił… Jednak przedwczoraj ktoś zapytał ‘’jak mi poszło na rytuale’’. Chciałem coś odpowiedzieć, szukając właściwych wyrazów i…wtedy popłynęło…Dopełnienie w słowach. Dzięki temu otrzymałem wiele wskazówek dla siebie a i konkretne porady co zrobić w kolejne święto. Wiersz jednym ciągiem szedł, i spisałem najpierw połowę. Myślałem że to całość. Coś mi jednak nie grało… Ani nie czułem w sobie, że to tak wszystko ot poszło.. Część bagażu tak. I wczoraj długo do 4 zasnąć nie mogłem czując ogromny przypływ energii, wtedy wiedziałem, że mam jeszcze dalej pisać…Teraz jest jak było. Nie oddaję tu wszystkiego, bo i wymieniałem nazwiska rodzinne, obserwowałem pojawiające się obrazy, płakałem i śmiałem na przemian, a przez godzinę śpiewałem rymem słowa które przychodziły…Obecność sów, które przecież w kulturze uchodzą jako zwierzęta śmierci, czy też wywołujące zjawy.. Puszczyk odezwał się dokładnie przed północą, gdy zdmuchiwałem świeczki ❤ Przodkowie przepływali przeze mnie uczuciami od spraw których znać z dawna nie mogę, chciałem to wszystko dla nich uwolnić… Żeby i oni zaznali już spokoju u Boga, a żebym ja mógł wolnym będąc od ich bagażu trudnych doświadczeń, podążać swoją drogą. Chodziłem wśród sosen również wypowiadając zdania i frazy kierowane do moich bliskich. Kiedy przekazałem już wszystko co chciałem, a krąg zapłonął miarowo, wówczas to usiadłem spokojny i pieśniami dziękowałem mym przodkom, za to że dzięki nim jestem…



Tej nocy już nie zdarzyły się sny rodowe, które trwały od miesięcy. Kolejnej – ród ze strony Mamy tym razem się pokazał. Co dalej? Wskazówki otrzymałem. Ma się dopełnić w przyszłym roku… Powiedzieli, że dotrwam. Nie zapomnę wtedy o Dziadach.

Zostawiam Was z wierszem i rymami, które prawie w 100 % oddają sedno tamtej wędrówki i wszystko co się na niej zadziało. Może pomogą komuś podobnie, jak ubiegłoroczny wiersz? (TUTAJ)

Idzie drogą, on z rowerem
Chęci niesie w sobie szczere,

Aby z rodem się pojednać
Dotrzeć głębiej, sięgnąć sedna 

Maszeruje skrajem pola,
Jednak w knieję coś go woła

Plecak pełen niespodzianek
I daleko jeszcze ranek

Się zapodział gdzieś w pomroku
Chłopak się rozgląda wokół

Dotarł…

Tam jelenie biegną polem
Niosą w pędzie wolną wolę  

Siwa ciemność wszędzie siadła
Bo szykować się do jadła

Pragnie,

Co też skryło się tam na dnie,
W tym tobole?


WĘDROWIEC: (wyciągając z plecaka)

Pięć jabłuszek, od korzeni,
Aby wzorce stare zmienić,

Prosto z sadu rodzinnego
Nietakt byłby aż z innego

Garść orzechów, z łupinami
W darze duchom, co przodkami,

Nazywani są przez żywych
Niechaj zaczną oto dziwy:

Krąg uczynię, ze świecami
Drzwi otworzę, z ramionami,

Aby gości mych powitać

I kartofli gotowanych
Tak jak są, nieobieranych

Składam na mchu w sosen kręgu
Świecę jasną trzymam w ręku,

I powiadam w niebo siwe:

Niech się złączy martwe z żywem!
Hej Wy drodzy, Ukochani
Dzisiaj razem się spotkamy
Czuję w dłoniach pływ, drętwienie
Strach przychodzi, osłupienie

Ręce w boki gdzieś wyciągam,
Gdy szeleści, to rozglądam

– Kto tam??


DUCHY:

Witaj dziecko, my przyszliśmy,
Aby przyszłość w Tobie wyśnić

I choć wołasz nas zza grobów
Widać, że masz swych powodów,
Krocie

I przychodzisz też w kłopocie

Nie pomyślał by z nas żaden,
Że przywołać dasz nas radę

Radość w wielu się odzywa
Ponoć czegoś chcesz pozbywać,

– Powiedz!

WĘDROWIEC: (kłaniając się)

”- Rody, starcy, i rodziny
Z których jestem tu przyczyny

Aby oddać Wam bagaże,
Co przerwały rzekę zdarzeń

Dziś Was z troską podejmuję
I każdego w sercu czuję,

Śpiewam, tańczę, pod sosnami
Wołam wszystkich imionami
By już było między nami

Dobrze

Niechaj ród obdarzy Szczodrze
I pamięta, że z nas każdy

Ku wolności sobą patrzy

Zatem przyjmą swoje sprawy,
Które inni to naprawić,

Mieli

Aby już się Ród nie dzielił

Traumą

Babciu, wuju, dziadku, siostro…
Niech Was wiedzie odtąd prosto

Wstęgi Światła widzę, wzywam
W blasku świętym się obmywam

Klękam i o wsparcie proszę,
Ręce swe ku niebu wznoszę,

To przykładam je do Ziemi
Chłodna wilgoć, mech w zieleni  

Bóg, co Miłość ma na imię
On pomoże w dobrym czynie

Jemu to oddajcie swoje,
Co dźwigałem też przez moje

Lata


Spojrzał Bóg na rody swoje,
Poczuł lęki, trudy, znoje

Z wiatrem przyszedł, mżawką kropiąc
Wnet uśmiechnął się szeroko

I rozpuszcza się w promieniach
Rzeka zdarzeń bieg swój zmienia

Rozpływają się blokady,
Sprawy, troski i zawady

Pokój, zdrowie, uśmiech, szczęście
Gości odtąd w Rodzie częściej


DUCHY:

Czekaj! Niech popłynie zdarzeń rzeka
Toczy koło się miarowo
Za nim Twoje twórcze słowo
Co uzdrawia, wspiera, zmienia
A my swoje doświadczenia
Niesiem
Dużo spraw się nazbierało,
I dlatego to za mało,
Aby dzisiaj wszystko skończyć
Trzeba znów się spotkać będzie
Gdy ponownie Ród przybędzie
Wówczas zabierzemy wszystko
Rozpal wtedy nam ognisko
A my tam się ogrzejemy,
Chleba z pieca trochę zjemy
Za stodołą, co pod wiekiem
Się rozpada deską, ćwiekiem
Tam w siedzibie pochodzenia
Ogień dotknie wtedy rdzenia
I oczyści przestrzeń z mocą
A gdy gwiazdy zamigocą
Wtedy to się pożegnamy,
Odprowadzisz nas do bramy

Synu

WĘDROWIEC:

Kłaniam Wam się, o przodkowie
I wspominam w dobrym słowie

Za dar życia, wdzięczny jestem
Czas pożegnać się już gestem

Niechaj będzie jak mówicie,
Bo Wy wiecie, należycie

Kiedy i jak czynić trzeba
Bochen Wam przyniosę chleba

I na stosie dam w płomienie
Wtedy będzie odkupienie

Niech tak będzie, czy wytrzymam?
Bo śmiech gasi ta przyczyna
I ból w ciele mnie dopada,

Jaka Wasza jest porada?

DUCHY:

Wytrzymasz. Już lepiej
Otwórz się na życia rzekę
Zrób co strach zasłonił cieniem
Za nim czeka uzdrowienie


Szumią sosny, wiatr się zrywa
W drzewach puszczyk się odzywa

Gasną świece, sowa woła
Księżyc świeci, świat w żywiołach

Zasnął

Krąg w ciemnościach się pogrążył
Jeszcze mogą duchy zdążyć

Wrócić tam gdzie miejsce czeka
A na Ziemi zdarzeń rzeka

Swą opowieść nuci, niesie 
Przeminęło tak jak jesień,

Bo przodkowie, wysłuchali
Skarg wędrowca i z oddali

Dumnie patrzą na potomka
Który tam się jeszcze błąka

Lecz wspierali odtąd będą
Wolność dając, choćby błędom

W zgodzie krocząc, cicho obok
By historia już z odnową
Biegnąć mogła przez wymiary
I zahukał puszczyk stary,
Przed północą – znak, miarowo

Niech się stanie, oto Słowo ❤


~ 11.11.2020 – Noc Uwolnienia

Oraz link do CZĘŚCI 1 z zeszłego roku (wprowadzenie), która zawiera modlitwę o uzdrowienie rodu oraz ma dar przywołania dawnych bliskich.





1 komentarz do “DZIADY – CZĘŚĆ II. Leśny rytuał uwolnienia rodu.

  1. Kiedy tak sobie czytałam, w momencie „Bóg, co Miłość ma na imię On pomoże w dobrym czynie” w moim domu objawił się jakiś motyl, zupełnie nie wiadomo skąd, jesienny z postrzępionymi skrzydłami, ale to chyba jakiś znak, żeby zatrzymać się właśnie w tym miejscu, na tym zdaniu.

    Swoją drogą co z takim motylem teraz zrobić, na dworze zginie, a w domu to chyba też nie pożyje…
    Pozdrawiam 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz