JESTEŚ DRZEWEM? MASZ PRZERĄBANE! Rozważania Wędrowca.

Jesteś drzewem lub krzewem? Masz przerąbane! Bardzo dosłownie. Sekatory i topory dojadą cię wszędzie, gdy już czujesz pod cienką korą delikatne słoneczne ciepło i trwasz z pączkami w gotowości aby wespół z całym życiem wystrzelić w zieleni. Miało być jak co roku. Rozwój i wzrost. Czekaj! Teraz powalczysz trochę o przetrwanie, bo ktoś nie wiedział co zrobić z nadmiarem energii.

Chciałem Wam pokazać jedno wspaniałe miejsce do którego dotarłem wczoraj. Gdy tylko wjechałem w dziką, zapuszczoną aleję, wybrukowaną starymi kamieniami, wnet zalały mnie poetyckie słowa i błogie uczucia. Jak tu cudownie! Dróżka ostra i kamienista, tak jak ściany dzikiej róży i tarniny rosnące na poboczu. Pasują do siebie. Zapowiada się na wiele kilometrów. Jakże wspaniale będzie wędrować tędy pod księżycem, lub zabrać kogoś i pokazać mu te polne bogactwa. Zachwyt mój nie trwał długo. Nie wierzyłem. I tutaj? Przyjechałem dosłownie o parę dni za późno.

Ja chyba kombinuję zle – szukam na mapach miejsc z dala od osad ludzkich, pustych i zapomnianych, aby na moment pogrążyć się tam, gdzie ‘’tego’’ nie zobaczę. Tu naprawdę – aleja w polach, mało przejezdna (błoto i kamienie) z tropami zwierząt, i chmarami ptaków. I tutaj komuś przeszkadza, i tutaj dociera nieubłagalny sekator z siostrą piłą. Droga, nieważne jak na ten moment odludna i dzika, będzie kiedyś asfaltową szosą lub trasą szybkiego ruchu. Od tego nie ma ucieczki. Nieważne, że teraz nie ma powodu. Będzie w przyszłości, gdy na którymś z pól powstanie kolejne osiedle, a mieszkańcy zażyczą sobie wygodnego dojazdu do posesji. Cieszmy się alejami. Ich los jest przypieczętowany w ciągu jednego pokolenia. Tak umiera świat. Jedyną winą tego jesionu, było chyba to, że ‘’ośmielił się’’ wyrosnąć sam. I przy polnej drodze. Przecież kiedyś to może być asfaltówka. Skatujmy więc, zanim stanie się duży i silny i będzie trudniej wyciąć lub zgodę uzyskać. Może taka prewencja.

Wiosna. Czas rozkwitu, wzrostu, życia i – ‘’pielęgnacji’’, na której brzmienie drżą już chyba wszystkie drzewa świata. Padają ofiarami ‘’porządku’’ i ludzkiego nieuporządkowania w głowie – manii prześladowczej. Mam wrażenie, że gdy tylko robi się trochę cieplej niektórzy jak opętani chwytają za sekatory i tną bez opamiętania co podejdzie. Pal licho i diabli, gdyby ci ludzie skupili się tylko na katowaniu swoich tui, okaleczaniu ‘’prowadzeniu!’’ owocowych karzełków i wymienianiu co 10 lat na nowe, gdy już padną wyczerpane corocznymi podcinkami. Nie. To się rozlało już wszędzie. Bezpieczne nie są miedze, nieużytki, ugory, skraje i obrzeża dróg, dzikie alejki, polne rowki, szpalery, nasypy, wszystko, gdziekolwiek, cokolwiek i kiedykolwiek wyrosło. Zawsze znajdzie się ktoś kto przyjedzie i zacznie ciąć. Bardzo często nawet nie zabierają tych gałęzi! Leży to na stertach i gnije. Skala dewastacji jest wobec tego niewyobrażalna. Za nią idą konkretne zmiany zubożenia środowiska w jakim żyjemy, bardziej strutego powietrza, zmiany stosunków wodnych, formowania lokalnych burz, zatrzymywania wilgoci, wpływ na rolnictwo i zachowania zwierząt (szkody w uprawach).  Zagrożenie jest ciche, nie krzyczy, choć panoszy wszędzie. Jego skutki wciągamy z każdym oddechem. Ja rozumiem i dopuszczam, że ktoś może np. potrzebować się ogrzać czy rozpalić pod posiłek. Zwykle nie zachodzi żaden z tych przypadków, a szpalery przydrożnych krzewów, miejsca lęgowe i gniazdowe ptaków są masakrowane gdzie się da ‘’bo wiosna i trzeba’’.

Większość tych zabiegów nawet i w ogrodach jest zwyczajnie niepotrzebna, dla drzew szkodliwa i trudna. Krzew czy drzewo rosnąc, żyjąc poznaje warunki w jakich przyszło mu istnieć. Tworzy ‘’plan na siebie’’, i najlepiej wie jak ma rosnąć.
Nie, ogrodowy Januszu, nie trzeba brzozom ucinać czubka, owocowych ‘’prowadzić’’, a tak zwane dzikie pędy nie osłabią twojego drzewka. Jeśli je wytwarza, to po coś. Potrzebuje więcej energii i zasobów, może na jakieś choroby z którymi toczy cichy bój.  
A ty przychodzisz, i upierdalasz mu wszystkie gałęzie ‘’bo tak, i hehe odbije’’.
Zapomniałbym. Tak przecież napisali w poradniku sadowniczym, a co napisane to świętość. I nikt nie zastanawia się dlaczego hodowane w przydomowych sadach drzewka owocowe żyją średnio 30 lat, podczas gdy nie tknięte ludzką ‘’opieką i prowadzeniem’’ okazy na miedzach, w alejach, nieużytkach, pod lasami spokojnie dociągają ponad setki. I owocują. I nie chorują, bez corocznego oprysku w dodatku!

Drzewo odbije. Raz, drugi i może dziesiąty. Drzewa to mocni gracze. Za którymś razem nie. I twoje wnuki mogłyby cieszyć się 100 letnią jabłonią, smakować jej owoce, wypoczywać w jej cieniu, podziwiać jak ptak buduje gniazdo. Nie będą, bo wolisz co 20-30 lat skatowane drzewko wymienić na nowe. Tak zwane ‘’odbijanie i odrastanie’’ które jest argumentem zwolenników podcinek jest niczym innym jak reakcją obronną na stresowy bodziec. Drzewo wypuszcza dodatkowe pędy (w kolejnym roku znów podcięte) aby rozwinąć z nich liście, którymi pobierze energię od słońca. Potrzebuje jej aby odżywić i utrzymać pień, ten przecież został cały, ale ‘’ucięli mi gałęzie, a to oznacza że nie będę mogła wyprodukować dostatecznej ilości energii aby utrzymać się w zdrowiu’’. Przerażenie. Drzewo o tym wie, więc ratuje się w jedyny sposób jaki zna. Poprzez ulistnione odrosty. Interpretujemy to błędnie! Gdybyż człowiekowi, wyciąć nerkę, będzie sobie przecież żył. Może wydajność ciała spadnie, ale z wygladu będzie normalnie. Potem wytniemy wyrostek, jeszcze sobie poradzi. Kawałek, jelita, woreczek, nogę, rękę. Teraz to już trochę zakrzyczy i szarpnie, ale my stwierdzimy że się ożywił i to mu pomogło. Mniej więcej tak robimy z drzewami.

Są sady ‘’hodowlano – przemysłowe’’ gdzie chcemy mieć jak największą wydajność plonów i może jakoś ‘’opłaca się’’ nasadzić drzew gęsto, męczyć podcinkami i wymieniać co naście lat każdą sztukę. To jakiś sposób na szeroką produkcję.
Tylko po co te metody przenosić na sielskie zacisze podwórka, gdzie ‘’sadem’’ nazywane jest kilka drzew za stodołą? Czy jest im to potrzebne? Nie dość że okaleczając je tracimy darmowe a cenne usługi ekosystemowe, to jeszcze marnotrawimy czas, zasoby, pieniądze.
Dojrzałe, i rosnące od maleńkości ‘’po swojemu’’ drzewo, jeśli tylko miało szansę rozwijać się normalnie, jest gwarantem swojej stabilności i z powodzeniem oprze się wszelkim przeciwnościom przez okres swojego rozkwitu. Da cień, schłodzi powietrze w upał, oczyści je, bogaty nawóz z liści i składniki do gleby, śpiew ptaków, osłoni przed skutkiem nawałnicy, przetrzyma nadmiar wody.



Wystarczy spojrzeć na wysokie, wspaniałe, dorodne, zdrowe i stare polne grusze, mirabele, jabłonie, śliwy. Ich szerokie korony pną się wysoko, dorównując nieraz wysokością gatunkom leśnym. Nikt ich nigdy nie podcinał, nie prowadził, nie pielęgnował, i o dziwo – owocują! I to tak obficie, że nazbiera krocie człowiek, a i zostanie dla okolicznych zwierząt.
Czasem robią sobie rok, dwa przerwy. Nie wydają wtedy owoców, regenerują się lub przeczekują trudny okres. To naturalny cykl życia drzewa. I spokojnie dożywają one ponad 100 lat, często dużo więcej. Drzewa owocowe nie są słabe i krótkowieczne! Ale jakież inne wnioski mogliśmy wysnuć, opierając się na widokach sadowniczych kalek? Mam wciąż radość odkrywać i spotykać takie sędziwe, rozłożyste osobniki. Sekretem ich wspaniałości jest brak ‘’troski’’ ludzkiej i samodzielny żywot z dala od wszelkie pielęgnacji.

Człowiek podcina niejako z wygody i lenistwa aby móc łatwo dostać się do owoców. Niskie, karykatury pochlastanych jabłonek, do których prosto jest przystawić drabinkę. Zapomina, że drzewo to całość, nie niska wygodna gałąz z jabłkiem. Niektórzy uważają nawet, że nie przycinane drzewo choruje i osłabia się, a podcinki ‘’pomagają utrzymać statykę i równowagę. Jaka ta matka natura głupia co? Miliony lat ewolucji, miliardy pokoleń drzew, zmagań z wiatrami, osunięciami ziemi, krzywizną w górach, pożarami, podtopieniami, powodziami. I nie udało się! Aż przyszedł człowiek i wymyślił sekator.

Wygoda i zachłanność. Nie zapomnę, jak raz po dekapitowaniu czubka czereśni, gospodarze powiedzieli mi powód: ‘’no bo kto tam będzie wchodził i to zrywał’’. No a kto ci każde tam wchodzić?? Oberwij sobie z dołu, a górę zostaw szpakom. Co za problem?

Takie przycinanie jak na zdjęciu, a w praktyce ogławianie nie ma nic wspólnego z żadną pielęgnacją, jest barbarzyństwem i skazywaniem drzewa na powolną i wcale nie lekką śmierć. Zwłaszcza drzewa katowane przy drogach, narażone jeszcze na bodzce stresowe, braki odpływającej przez meliorację wody, większą ilość zanieczyszczeń, upał bijący od rozgrzanego asfaltu i brak sprzyjających leśnych organizmów. Zamiast zrozumienia i pomocy otrzymują co najwyżej kolejny cios piłą ‘’bo konar zagraża’’ a kiedy osłabione wszystkimi czynnikami drzewo traci wreszcie statykę, wtedy dzieje się samospełniająca przepowiednia. Którejś wichury pada na jezdnię, często kilkadziesiąt czy kilkaset lat wcześniej niż mogłoby dożyć, lub trwać dalej z podporami. ‘’Powalone drzewa, zniszczone domy, strażacy walczą ze skutkami nawałnicy’’ – ile razy widzieliśmy takie nagłówki? Osoby które w ten sposób poczynają z drzewami, wszyscy ci ‘’pielęgnatorzy’’ – to oni swoim brakiem wrażliwości stwarzają zagrożenie jeśli już, i bywają współodpowiedzialni za śmierć ludzką.

W pomysłach na zabijanie drzew doszliśmy niemal do perfekcji. Potrafimy nie tylko zabijać latami na raty, ale też wyjątkowo perfidnie i podstępnie. Tak, istnieją ludzie którzy chodzą nocami i wylewają pod drzewami najgorsze chemikalia. Zwykle potem nie sposób ustalić ‘’dlaczego nagle uschło’’, no ale można spokojnie je wyciąć.

Nasza świadomość nie potrafi chyba patrzeć na istoty doskonałe, jakim jest silne, rozgałęzione, majestatyczne drzewo. Czujemy się może mniejsi, gorsi, słabsi, ‘’mało sprawczy’’, a już na pewno – zagrożeni. Bo właśnie owo mityczne ‘’zagrożenie’’ jest podawane jako główny powód tłumaczący 98% wszystkich bezsensownych wycinek. Odmień przez ‘’bezpieczeństwo’’, ‘’publiczne-powszechne’’, bardzo ważne. Płakać nie wolno, bo w zamian dostajemy ‘’nowe nasadzenia’’. Te, jeśli w ogóle się przyjmą i nie padną od suszy, będą się siłować parę lat, bo jako cienkie patyki nie stanowią jeszcze zagrożenia. Na razie. Początek koszmaru drzewnego życia, może dopaść je w każdej chwili.  Od dawna traktujemy drzewa bardzo przedmiotowo. A one były tu długo przed nami. Przygotowały nam dom i środowisko w jakim żyjemy, i bez wahania ofiarowały swoje życia byśmy mogli przetrwać ponure wieki ewolucji i adaptacji. Nawet dziś, kiedy nie potrzebujemy ich ciał do budowy domów, gałęzi do rozpalania ogniska w jaskini, a materiał konopny daje nam kilka razy więcej celulozy z biomasą co rok. I można też produkować z niego meble, podłogi. Dziś proporcje się zmieniły. Może wreszcie pomyślimy o wdzięczności? Przecież i dzisiaj, filtrują one powietrze obok bloków, spowalniają nagrzewanie ulic i degradację nawierzchni, trzymają skarpy i zbocza, tworzą glebę, nawożą pola okoliczne pola corocznym zrzutem liści. Prawdopodobnie zdążymy jeszcze zniszczyć resztki lasów tropikalnych i ocalałych puszcz w imię ‘’rozwoju gospodarczego’’, a potem załatwią nas zmiany klimatyczne. Tu drzewa pokazują się jako strategiczny zasób krytyczny ludzkości, które mogą albo nas uratować, lub chociaż ulżyć w agonii. Wybierzemy.



Boimy się drzew. Tego, że przewrócą się nam na dom, zabiją gałęzią, wyskoczą na jezdnię, wyssają wodę, uszkodzą coś tam, zaśmiecą liśćmi. Czego się nie boimy? Zatrutego powietrza, chorób dróg oddechowych, suszy, erozji gleb, pędu 120 km/h autostradą wśród innych pojazdów (to jest bezpieczne, ale drzewo cię może zabić, czego nie rozumiesz?) powodzi, podtopień, braku pszczół i zapylaczy, głodu. Tego, że lada rok nie będzie nigdzie cichego miejsca gdzie nie dotarłby szum z krajowej trasy szybkiego ruchu, poprowadzonej przez obszar Parku Narodowego. Nie przeszkadzają nam dymiące kominy, spaliny z rur wydechowych, wszechobecne śmieci, mikroplastik w żywności, beton i wyspy ciepła, promieniowanie elektromagnetyczne, hałas. Przeszkadza cicho szumiące drzewo ze swoim cieniem.

Domniemanych sprawców dostrzegam lornetką, ponad kilometr dalej. Granatowe samochody z ‘’pakami’’. O, ile tam weszłoby śmieci! Ale tych nikt nie zabiera. Nigdy. Ja nie widziałem. A fotografuję takie miejsca od lat.  Po ‘’pracach’’ często zostają nowe. Sprzątanie powinno leżeć w geście podziękowania i być priorytetem, mdłą rekompensatą wszelkich niszczycielskich zajęć nazywanych dla niepoznaki ‘’pielęgnacją’’. A oni – dalej sieją pogrom. I popłoch. Żurawie krzyczą, gęsi kołują zaniepokojone, sarny musiały uciec. Pracownicy zieleni? Służba miejska, gminna, a może zwykli, nadgorliwi, ‘’cześkowie’’ z pobliskiej wsi? Nie wiem. Oznakowań brak. Wycinają, uwaga najlepsze – krzew czarnego bzu, rosnący pod słupem wysokiego napięcia. Czterech chłopa z toporami, na jeden niewielki krzaczek. Bohaterowie, obrońcy ludzkości. Opór daremny. Tego też nie rozumiem. Przecież taki krzew dorasta do określonej wysokości max 5 metrów, nie jest w stanie zagrozić tak wielkiemu, metalowemu słupowi! Komu tam przeszkadza? No cóż drogie ptaki, nie pomożecie tutejszemu rolnikowi w ochronie upraw. Nie będzie was więcej, nie będziecie wyjadać ‘’szkodników’’ z jego pola. Człowiek woli zrobić oprysk. Krzewy wyciąć, wodę z rowów spuścić, bobry przegnać. Rozkładać ręce i dziwić się skąd susza, nieurodzaj, może zapłakać o jaką dopłatę.



Na tym się wiosna nie kończy. Jak zrobi się cieplej, zaczną wypalania łąk. A potem już rutynowe, ogołacanie rowów i poboczy, coweekendowe, hałaśliwe dręczenie trawników, smrodzenie kosiarkami, a potem obowiązkowo nawadnianie, aby wypalony z wszelkich chwastów trawniczek, podtrzymać przy życiu i cieszyć oko ‘’zielenią rąk własnych’’ w satysfakcji nad tą którą się poprzednio zabiło. Temat na osobny wpis. 

Bądźcie dobrej myśli. W końcu dokądś lecimy na kawałku błękitnej planety.

Mazurki i trznadle posiadują na zwałach powalonych krzewów. Świergoczą radośnie. W tej scenerii brzmi jakoś…upiornie. Trochę groteska. Pewnie nie wiedzą jeszcze co się stało. Że ich dom umarł i już się nie zazieleni.  

I tylko hałdy śmieci leżące stertami na poboczu, w rowach. Opona, resztki samochodu, kanistry – to nikomu nie przeszkadza. Mówią o porządku i pielęgnacji. Śmieci zostają zawsze, zawsze. Nikt ich nie zabiera, obojętnie czy wycinane jest w lesie, polnej kępie, odległej miedzy. Są jak wzgardliwe splunięcia Homo Sapiens, na Matkę Ziemię. Efektów rozkładu nieznanych substancji toksycznych, przedostania do gleby na polu, nikt się nie boi. Śmieci są znane, oswojone, ludzkie. Nie stanowią zagrożenia. Są martwe. Jak nasze wnętrza.




PS. Wszystkimi konarami i patykami podpisuję się pod trwającą obecnie akcją Moratorium DLA DRZEW której celem jest po prostu całkowity zakaz wycinek i ratunek nas wszystkich. Przyjaciele drzew. Wrażliwi i empaci, nauczyciele ludzkości. Nie jesteście sami. Działamy! Poniżej znajdziecie link do petycji. Zachęcam mocno do jej podpisania:

https://www.petycjeonline.com/moratorium_dla_drzew

Wpis powstał dzięki wsparciu PATRONÓW bloga. Zwykle nie podejmuję takich treści, ale jedną z formą nagród na naszym PATRONITE jest możliwość zgłoszenia mi swojego tematu do opisania, jeśli jeszcze się nie pojawił. Spełniam Wasze prośby. Możesz dołączyć do grona Patronów i pomóc mi działać szerzej oraz skuteczniej – również dla drzew z którymi kontakt jest moim życiem i pasją. Wsparcie dla mojej działalności pisarskiej i bloga, możesz przekazać na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”Darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

ZZA GRANICY – PAYPALL – czeremcha27@wp.pl / jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne warsztaty i wędrówki.

Z serca dziękuję za każdy dar który pozwala mi zrobić więcej, tworzyć, docierać dalej, i dzielić się z Tobą leśnym słowem