Wyspa kormoranów i Jezioro Góreckie, czyli po co nam spokój.

Miniony weekend spędziłem na terenie Wielkopolskiego Parku Narodowego, w poszukiwaniu dobrych terenów wędrownych i ciszy. To co tam odnalazłem, przeszło moje najśmielsze oczekiwania, a nawet wyobrażenia na temat tego, jak być może.

Wyobrazcie sobie oto jezioro, w którym nie wolno się kąpać czy pływać, choć można by. Nie można też wędkować, ani pływać łodzią, tym bardziej motorową. Zapomnij o kajaku czy SUP. Jakaż różnica w porównaniu z jeziorem takim na przykład Kierskim, które też przecież otoczone pięknymi łęgami, a jednak poza okresem jesienno – zimowym, ciężko tam niekiedy odetchnąć duchem niejakiej swobody.

Teren jest dostępny tylko dla pieszych wędrowców. Obowiązuje nawet zakaz poruszania się rowerem, po ścieżkach wiodących nad same jeziora i w głębi parku. W pierwszym odruchu wydało mi się to nadgorliwością. Szybko jednak zmieniłem zdanie, gdy po ponad połowie obchodu jeziora, zdałem sobie sprawę, że na ścieżce nie muszę uskakiwać rozpędzonym rowerom, czy w ogóle mieć się na baczności, że coś mi znienacka nadjedzie. Nad wszystkim czuwa straż parku, która przechadzając się po szlakach dyskretnie, wlepia mandaty tym, którzy zdecydują się olać przepisy.

Obwarowanie zakazami choć może wydawać się drastyczne, wpływa na to, jak czuje się tutaj wędrowiec, i na pewno zwierzęta. Śpiące dziki czy jelenie można usłyszeć / zobaczyć czasem i ze szlaku. Niepłochliwe żaby wylegują się na glonach, a na dłoniach przysiadają kolorowe muchówki, lśniące jak kamienie szlachetne. Było to dla mnie totalnie nowe doświadczenie, błogością świadomości zanurzyć się w takim miejscu. Szybko schodziły napięcia, gdy uświadamiałem sobie po kolei że tutaj nie zdarzy się…

– Rozszalały, warczący quad

– Nie przestraszy trzaskanie amortyzacji pędzącego wyczynowo roweru

– Rozszczekany pies goniący zwierzęta

– Naburmuszony wędkarz awanturujący się o kawałek brzegu czy pomostek

– Ekipa pijanej młodzieży

– Sterta śmieci po wędkowaniu

– Oburzony myśliwy, że co ja niby robię w ‘’jego łowisku’’

Etc, itd. Ale jak to, tak w ogóle można? Tylko spokój, spokój…Tym głębszy, im większa pewność, że nie zburzy go żadne z ekspansywno / agresywnych zachowań, które znam na co dzień ze swoich lasów. Zamiast pomostów są pochyłe nad lustrem wody drzewa, gdzie można położyć się lub usiąść zwiesiwszy nogi. Dorodne płotki pływają gromadami tuż pod lustrem wody, a przy brzegach roi się od narybku. Rozkosz obserwacji 🙏

I po co to wszystko? Zda się pytać roszczeniowy turysta. Jak to, mnie nie wolno wejść, wjechać tu, tam?? Ale ja chcę wejść, to mi się należy, a może nie zastanawiam się nad niczym, tylko wewnętrzny chaos przenoszę na otoczenie przyrody.

Zwierząt żadnych nie ma, przecież nie widzę, więc puszczę psa. Roślin nie znam, zadeptam, przecież wszędzie rosną. Mchy, porosty, grzyby są wszędzie, zbiorę sobie trochę.

Wiecie po co to wszystko? Opowiem przykładem.

Kręte, pochyłe ścieżynki nad wodą, wiodą przez pagórki i wzniesienia. Na spokojnej tafli jeziora, wypoczywają leniwe, pocieszne ptaki. Z daleka nie przypominają niczego znanego, ot trochę jakby gawronom się pomyliło i zamiast na polu, wylądowały w wodzie. W lornetce rozpoznaję… kormorany! Całe kilkadziesiąt, a może setka sztuk. W życiu nie widziałem ich tak wiele. Dotychczas udawało się zaobserwować je pojedynczo. Ptaki kołyszą się bezwładnie, nieruchome, pogrążone w sielskim wypoczynku. Jestem oczarowany. Nagle jeden zrywa się do lotu. Za nim drugi i kolejne. Wnet cała gromada jak czarna chmura, przelatuje daleko na drugi kraniec, gdzie łagodnie osiada znów.

Widoku tych startujących gromadą kormoranów, oświetlonych rozbłyskami srebrzystych kropel w popołudniowym słońcu, nie zapomnę nigdy. Pamiętam, że bardzo się wzruszyłem, i płakałem odprowadzając je wzrokiem. Bo w końcu, to kormoran. Symbol trochę rywalizacji i niezrozumiałych wojen ludzko – ptasich. Walki o rybę. Ten pierwszy, doskonale przystosowany do swego zadania, znakomicie nurkuje i sprawnie chwyta ryby za pomocą dzioba. Dwunożny człowiek gołą ręką żadnej ryby w wodzie nie chwyci, ucieka się do urządzeń, podstępów, mechanizmów i sztuczek, by osiągnąć swój cel. Pływa też niezbyt poradnie, aby cokolwiek upolować. Nie jest przystosowany. Mimo to zwalczał on żywiące się rybami ptactwo przez wieki, niemal do zupełnego wytępienia. Wszystkiego mu mało.

Zaraz po wojnie liczebność kormoranów w Polsce była tak niska, że groziło im wyginięcie. Dziś możemy podziwiać ich całe kolonie. Gdzie, jak nie tutaj mogą mieć całe jeziora tylko dla siebie? Tajemnica obecności tylu kormoranów wyjaśni się, kiedy spojrzymy na wysepkę, z której wyłaniają się ruiny ceglanego zamku. To tam znajdują się martwe drzewa i bezpieczne habitaty lęgowe dla tych płochliwych ptaków. Historia tego miejsca osnuta jest zapomnieniem. ‘’Zamek był prezentem ślubnym Klaudyny Potockiej, siostry Tytusa Działyńskiego. Klaudyna Potocka z mężem Bernardem mieszkali na wyspie kilka lat, do wybuchu powstania listopadowego w 1830 roku. Po wyjeździe do Warszawy Potoccy na wyspę już nigdy nie wrócili. Zameczek został zniszczony w 1848 roku w czasie Wiosny Ludów ostrzałem artyleryjskim wojsk pruskich.’’ – wikipedia. Korci mnie, aby wrócić tutaj pózną jesienią, kiedy jego wieżyczka wyłaniać się będzie z nad porannych mgieł, w białawych prześwitach bladego słońca.

Więc po co to wszystko? Właśnie po to, byśmy w tym przepełnionym bodzcami świecie, mieli możliwość odnajdywania tej prawdziwej ciszy. W niej Dusza czuje się komfortowo. Przemawia. Może nie wszyscy chcą słyszeć. Zwierzęta czują się bezpieczne. W WPN dziki potrafią snuć się w ciągu dnia, i nie zwracać większej uwagi na człowieka. To mistyczne doznanie. Obserwowania rzadkich gatunków w ich naturalnym środowisku, często ostatnich ostojach w jakich mogą istnieć. Właśnie dla takich chwil. Ale niewielu już, umie dzisiaj cieszyć się ich bogactwem, ani je zauważać.

Głęboko w kniei odnaleźć można jeszcze zmurszałe krzyże, pamiątkowe głazy i mogiły. Zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Nie wszędzie można odczytać przytarte napisy… Wiele z nich głosi o przyrodnikach, orędownikach ochrony parku, czy strażnikach. Tak… Puszcza przechowuje pamięć swoich obrońców. Być może tego chcieli oni dla tych lasów? Ich duchy unoszą się ponad nimi we mgłach, wraz z cieniami polatujących cyranek, rybitw i kormoranów… Wśród nich, znajdują ukojenie wędrowcy.. Tego szukali od dawna.

PS. To opowieść z 2022 roku. Obecnie nasi Czytelnicy, którzy chcą czytać najnowsze opowiadania z krainy szeptów, gromadzą się w grupie na facebooku – PRZYJACIELE KNIEI. Już tylko wyłącznie tam publikuję najnowsze opowiadania, fotografie, opisuję swoje przygody i przesłania drzewne. Jeśli nie chcesz stracić do tego wszystkiego dostępu, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna i działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej e – prenumeraty bloga. Teksty z grupy w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy.

Wszystkiego leśnego!