Zmora polskich lasów. Psy puszczane luzem

Do lasu wybrałem się rankiem. Niedługo posiedzieć w czatowni, poobserwować zwierzęta lornetką, posłuchać ptasich oznak wiosny. Jest chłodno, szaro i rześko. Droga dość daleka – 8 km od domu. Ale szukam przede wszystkim spokoju. Zjeżdżając stromą polną dróżką mijam panią z psem, który na mój widok nieco się szarpie. Kobieta przytrzymuje go. Szybko o nich zapominam.

Pod samym lasem prowadzę rower idąc ostrożnie – nie chcę spłoszyć zwierząt możliwie przebywających w zagajnikach, po nocnym żerowaniu. Jeśli uda mi się niewykrytym przemknąć do ambony, mogę liczyć na pyszne obserwacje. W kniei śpiewa już wiosennie. Z pola słyszę skowronka, nadają sikory, potrzeszcz, kosy, migocąco nawołują kowaliki. Werblami bębnią dzięcioły, regularnie. Zaczęło się znaczenie rewirów. No i lerki. Takie skowronki borowe. Słyszałem je co kawałek podczas jazdy zdumiony będąc, bo w życiu nie odnotowałem ich tyle wczesną wiosną po głosie. Skąd ich się tu wzięło? I przecież wiem. Domyślam. Lerka to taki ptak, który jako jeden z niewielu korzysta ze spustoszenia jakie robi człowiek. Upodobała sobie świetliste polany, wyręby, łyse ugory przy lasach i połacie po wycinkach. Jednego i drugiego w ostatnich latach nie brak. Można powiedzieć, niektóre lasy w całości stały się zrębami. Tematyka na osobną opowieść. Okrzyki żurawi mieszają się z wędrującymi w powietrzu zawołaniami gęsi. Oh, jak dobrze…

Naraz ptasią sielankę zagłusza, wydziera, gromkie, HAU HAU AUUUU.
W lesie trzaski. Coś przedziera się z łoskotem. Ucieka. Tam jest pies! Goni za czymś. Jest podniecony, ujada aż kwili. Sarna! Wyskakuje z krzaków i sadzi przez pole niemal nie dotykając ziemi, jakby miała w zadku silnik odrzutowy. Jakby frunęła. Gdy znika za horyzontem, z lasu wynurza się pies. Jest duży, brązowy. Chyba wyżeł. Goni w pole i ani myśli odpuścić. Dlatego sarna uciekała tak szybko. Boją się one bardzo dużych psów, bo przypominają im wilki, oraz dlatego że nie mają kondycji do długodystansowych ucieczek. Pies tak. Jeśli właściciele nad nim nie panują, z pozoru niewinna zabawa domowego pupila kończy się zagonieniem do wyczerpania i zejściem na zawał lub oba. Naprawdę, to nie są rzadkie przypadki. Te sarny, które znajduje się gdzieś ‘’wkomponowane’’ jakby spały, bez żadnych widocznych ran, to zwykle ofiary psich pościgów. A sporo już takich napotkałem. Odnajdywano nawet pod 20 sztuk martwych na raz. Jeśli pies jest bardziej krewki, szarpie sobie ofiarę przed zgonem, powodując dodatkowe, niewyobrażalne cierpienia. Właściciele czworonogów nie wiedzą o tym. Myślą, że ot piesek coś chwilę pogonił. Nie chodzą za nim w krzaki, nie wiedzą co się dzieje. Wystarczy jednak 15-20 minut nieobecności aby doszło do dramatu. Można o takich historiach przeczytać tutaj:

https://dziennikpolski24.pl/padaja-z-wycienczenia/ar/3234460

https://bielskobiala.wyborcza.pl/bielskobiala/7,88025,24432318,pilnuj-psa-w-lesie-nie-badz-barbarzynca.html



Myślę sobie, no co za czerep. Co trzeba mieć w głowie żeby wtargnąć do lasu i zrobić taki raban? Choć towarzyszy na quadach i tak nic nie przebije. Słychać gwizdek, na który pies sobie…gwiżdże. Ujadanie psa, gwizdawka, nawoływania. No to wypocząłem. Ale jestem wściekły. Zwykle trzymam emocje na wodzy, zawijam się i idę szukać bezludnego zakątka, no ale to chyba o ten jeden raz za dużo. Poza tym, to jest obszar NATURA 2000, siedlisko zwierząt, las państwowy, tym samym celowe – umyślne płoszenie podlega karze grzywny. Czy jakoś tak. WTF, serio aby przekonać kogoś że w lesie pies nie powinien gonić zwierząt potrzeba jakichś kar? Jakby nie było oczywiste? Za moment miałem przekonać się, co mieszka w głowach ‘’puszczalskich’’, i dlaczego obecne kary to nawet za mało.

Nie wytrzymuję i schodzę z ambony. Wiem, że ta osoba wyjdzie mi na widok. Nie wiem jeszcze co zrobię ani co powiem. Ani jaka to sytuacja. Może pies po prostu się wyrwał przypadkiem? Wtedy OK. Wyłania się z zarośli. Kobieta w pościgu za psem. On szczeka, ona gwiżdże. Ja idę wprost na nich. Poznaję. Ta sama pani i ten psiak, których mijałem jadąc pod las. Patrzy się zdziwiona na człowieka w moro ubranego w lornetkę, i uśmiecha przepraszająco.

Ooo, to już wszystko wiem kto tak zwierzęta tu płoszy, a chciałem już służby wzywać, do odłowienia niebezpiecznego psa… Zagajam rozmowę i daję też od razu do zrozumienia jak rzecz widzę. I już wiem, że nici z ‘’opierdolu.’’ Ja bym chyba nawet tak nie potrafił. Próbuję ukazać piękno tej krainy, coś uzmysłowić. Mówię, że o tej porze można spotkać tu dziki wracające z łąk na bagno, że trafiają się jelenie, a sarny to lubią spać tu i tam. Że szedłem specjalnie cicho, aby je w spokoju obserwować…

‘’A bo wie pan, my mieszkamy w nowym domu, tu nie daleko’’.

Tak, wiem. ‘Nowe domy’’ i ich mieszkańcy. Tak umierając miejsca, gdzie jeszcze rok czy dwa wcześniej, można było w spokoju wypocząć, będąc pewnym jedynie zwierzęcej obecności. I naprawdę nic nie mam do ludzi w lesie, byle nie zachowywali się jak w wesołym miasteczku albo ulubionej galerii. I mówię, że no ok, spacer zrozumiałe, ale pamiętać wypada że w przyrodzie jesteśmy gośćmi, zwierzęta tu spokojnie sobie żyją bo to ich ostoja, i nie godzi się aby pies jednak za nimi ganiał. Że jakiś szacunek i choćby i wczucie się położenie tej gonionej sarny. Wie pani jak one po takim pościgu kończą? (opowiadam ze szczegółami)

-‘’ To niech pan wybuduje obiekt, gdzie można będzie wypuszczać te psy. On się musi gdzieś wybiegać, to taka rasa’’

W tym momencie wszystko mi się sypie, i widzę jaki bywam naiwny. Że ludzie tak serio. I na nic zdadzą się apele do wrażliwości (bo jej nie ma), do empatii (a co to takiego), do zrozumienia i jakiegoś poczucia pokory wobec tego co czynimy, no bo przecież rok w rok wbijamy się coraz gęściej w zwierzęce enklawy, i dokąd mamy te zwierzęta spychać i jak długo? Czy nie mają prawa mieć chociaż trochę spokoju w tym zagajniku z kawałkiem pola? Muszą przecież uważać na ruch samochodowy, opryski, myśliwych, a i drapieżnik jakiś się trafi. Myślę, że jedynym miejscem gdzie powinno się je puszczać jest własna działka, posesja, może jakieś boisko – tak odpowiadam. Żeby chociaż jakaś skrucha?

– Pan jest leśniczym?

Pada pytanie. Oho myślę, jakbym był leśniczym to już by miała 500 zł mandatu i wyproszenie z lasu. Na dalsze usprawiedliwienie słyszę jeszcze, że ‘’no ale przecież zaraz ciągniki wyjadą na pola, będą orki, roboty – to nie płoszy saren’’? – Pretensja i próba odwrócenia, ‘’proszę pani a Maciuś też przeklina’’. To nie tak… Roboty polowe, to można powiedzieć chleb powszedni życia saren. Tych, które zdecydowały się zamieszkać na polach. Znają one traktory i ich warkot, często pasą się beztrosko mimo pracującego, orzącego pługa. Przesuwają się tylko po kawałku. Pewnie dlatego, że mają możliwość otrzaskania się ze zjawiskiem, a sama maszyna ich nie goni, tylko powoli, równo sobie jedzie. W sezonie siewów czy orki, słychać je zewsząd. To nie pies który dopada ją śpiącą w zagajniku i podrywa przerażoną do biegu. A ja opowiadam o tym jak to wszystko widzę. Że no dobrze, pani tu sobie jedna teraz, ale co za parę lat kiedy domów pojawi się więcej i tym samym większa ilość psów – to gdzie te zwierzęta mają w spokoju się podziać? Uświadamiam jak to znika. Że tu gdzie stoimy dawniej był las, człowiek wyciął i zrobił pole, a to co widzimy wokół to ledwie skrawki tego co tu było. Ile tak można? Wystarczy jeszcze kilka domków i ludzi z takim podejściem, aby zwierzęta nie miały tu życia!

’ Wie pan, no ludzie budują domy’’ – mówi to z taką wyższością, jakby argument był niezbywalny i usprawiedliwiający. ‘’Zgadzam się z tym, że szacunek do przyrody, ale pies musi się wybiegać, jest młody i wszystko go interesuje’’.

Widzę, że więcej nie wskóram. Toczę luzną gawędę. I rozmyślam. Puszczanie psa luzem, o którym wiem że nie można nad nim zapanować, który goni, ujada i sieje zamęt na terenie gdzie żyją dzikie zwierzęta, to nie tylko objaw braku wrażliwości czy empatii. Jest to po prostu zwyczajne BURACTWO. Brak poszanowania wobec innych użytkowników lasu. Jest to też rodzaj swoistej agresji na naturze, choć wygląda niewinnie, ot piesek się bawi. To tak jakby ktoś w ciszy nad rzeką odpalił na cały głośnik muzykę z boomboxa, zagłuszając śpiew ptaków. Spierdział głośno przy stole obiadowym. To podobny kaliber co wywożenie śmieci do lasu, tylko tym śmieciem jest hałas. Okej – nie ma zrozumienia dla zwierząt, trudno. Ważne że kajtek się wybiega, nieważne ile saren skręci przez to nogę, zabije się, jakby mało jeszcze miały niebezpieczeństw na co dzień. Ja tu się sprowadziłam i mam psa na spacer, a ludzie budują domy, panie! Odnośnie zabudowy i braku przestrzeni w krótkiej perspektywie, słyszę, że ‘’to już są rozważania filozoficzne’’. Fakt. Ludzie naprawdę o tym nie myślą. Kto i po co by się nad tym zastanawiał, jak będą żyć przyszłe pokolenia? A już zwierzęta? Ha, ha..! Zresztą mam wrażenie, widząc jaki jest stopień interakcji z otoczeniem, że ludziom nie zależy na niczym. Coś tam czasem zaprotestują, gdy im chlewnię czy kurnik pod oknami budować, nieliczni przeciw wycinkom. Życie mija na styku trzech punktów / praca / dom / samochód – market. Przyroda jest okazyjnie lub wcale. Wobec tego nie są nikomu potrzebne polne kępy, zarośla, tlen, bioróżnorodność, czysta woda, ani żadne zwierzęta. Przyzwyczajony do hałasu i chaosu zewsząd, w lesie zachowuje się tak samo.



Obserwując świat i to co się w nim dzieje, mam poczucie, że takich postaw i poglądów jest przytłaczająca większość. Przyjęcie tego faktu pozwala mi być na co dzień spokojniejszym. Od dawna uważam i mocno czuję, że tutaj wszystko już stracone, a cień nadziei pozostaje w tym, że kataklizmy naturalne zdążą przemówić dosadnie zanim wytłuczemy, przeżremy i zabetonujemy wszystko. Obserwować i kronikować.  Może istnieje jakieś 5 % szansy. Być może burzę tutaj niektórym światopogląd, czy choćby swoją osobę. Pamiętam jak niedawno wybuchłem już śmiechem, gdy znajomy podesłał mi wiadomość o tym jak jednej pani ktoś wyciął drzewa na prywatnej posesji, bez jej wiedzy i zgody. Ten nadęty, pyszny styl bycia wobec wszelkiego życia, przejawia nie tylko w aroganckim traktowaniu natury, ale i przestrzeni wokół, gdziekolwiek jest coś zielonego. Ogłowione do cna drzewa, ścięte pniaki, sterty śmieci w rowach, quady na polach, psy przeczesujące zarośla i wypłaszające zeń wszystko, ku uciesze. Bywały i zdarzenia, kiedy nadziewano gałęzie drzew szpikulcami ‘’żeby ptaki nie siadały’’, a na miejskich balkonach jest to już ponoć standard. To tylko pokazuje, jak nisko upadliśmy. Jestem naprawdę ciekaw. Czy za te 30 lat naprawdę nikomu nie będzie przeszkadzał brak miejsca w którym rządzi prawdziwa cisza, gdzie nie słychać szumu z autostrady, głośnych biesiad, ‘’cywilizacji’’?

Te same osoby mówią potem ‘’zwierzęta tak jak najbardziej, ale w lesie, nie u mnie na działce’’ – powiada  ktoś, kto właśnie zakupił hektar łąki na której wybuduje dom, po której jeszcze do nie dawna chodziły dziki i gnieździły ptaki, mieszkały setki maleńkich istot. I co roku te hasełka wybrzmiewają nad mogiłami kolejnych zabranych przyrodzie ostoi.

Schemat zagłady od lat był podobny, ale teraz do całości spustoszenia doszedł jeszcze jeden element – spacerowicze z psami. I owszem, są psiaki posłuszne, karne, jak i takie które nie są zainteresowane zwierzyną, lub się jej boją. Takie, które z zasady idą przy nodze i można być ich pewnym. W przypadku z jakim idę właśnie obok, jest pełna świadomość czynu, brak przyjęcia do wiadomości faktów (śmierć zapędzanych zwierząt) i obrona ‘’swego stanowiska’’ z głębokim przekonaniem że mogę, bo ‘’pies musi’’. Nieliczni prowadzają je na otokach, a chyba promil jest świadomy zagrożeń jakie czyhają na psa buszującego samotnie nawet krótko po lesie. To nie tylko pasożyty i kleszcze, możliwa wścieklizna, wilki które takiego harcownika zabijają dla zasady. Rozjuszony dzik, czy rozzłoszczony myśliwy, którzy w takich przypadkach po prostu od razu do psów strzelają – takich historii można znaleźć w Internecie mnóstwo. Pamiętam jak razu pewnego pogratulowałem po prostu jednej pani, że szła z ‘’ciapkiem’’ na smyczy. Widok dla mnie tak rzadki, że ujęło. Miałem taki piękny rejon niespełna 2 kilometry od siebie, gdzie można było tylko błogo wypoczywać. Stare stawy i bagna, gdzie żyją jeszcze dziki, czaple, bażanty, jeleń, sarny, lisy, zające, żurawie. Zaczęło się od pojedynczych zdałoby się, ‘’incydentów.’’ Teraz każdy dzień od popołudnia to jedynie przestraszone okrzyki przelatujących bażantów, trzaski uciekających saren, radosne poszczekiwania i jedna wielka przykrość pewnego wędrowca, oraz zapomnienie o wszelkich obserwacjach. Coście zrobili z tym miejscem. Wystarczyło tylko kilka regularnie i głośno spacerujących – niewrażliwych osób, do klęski i rozwałki przyrodniczego życia w tym skrawku. Część już dawno się wyniosła. Gdy częstotliwość nieświadomego ruchu ludzkiego wzrasta, zawsze cierpią zwierzęta. Ale pieski muszą się wybiegać, prawda. Wiem też, że z perspektywy idącego, zamyślonego człowieka to aż tak zle nie wygląda. Oni po pierwsze nie wiedzą często, że jakieś zwierzęta tam żyją, a psiego ujadania chyba nie łączą z atakiem na zwierzę. Lub zwyczajnie, wiedzą i olewają to. O tym, że przypadki umyślnych postrzałów nie są wcale takie rzadkie i wydarzają się nagminnie, można zerknąć tutaj:

1.https://extraswiecie.pl/wiadomosc/wysiadl-z-samochodu-i-zastrzelil-psa-na-oczach-wlasciciela-wiemy-juz-kto-zrobil

2.https://www.dziennikwschodni.pl/biala-podlaska/mysliwy-zastrzelil-owczarka-pani-anny-adwokat-nie-mozna-spuszczac-psa-ze-smyczy,n,1000260693.html

3.https://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114871,19552139,mysliwy-z-samochodu-zastrzelil-psa-i-odjechal-labrador-byl.html


4.https://www.farmer.pl/fakty/polska/mysliwy-zastrzelil-psa-ktory-spacerowal-z-wlascicielka,85671.html

5.https://nowiny24.pl/mysliwy-na-oczach-wlasciciela-zastrzelil-psa-w-lesie-i-odjechal/ar/6068309

To jest realne ryzyko. Wpiszcie sobie w wyszukiwarkę ”zastrzelił psa i odjechał”. Będziecie w szoku! Tylko z ostatnich 2 lat, można poczytać o kilkunastu takich przypadkach (nagłośnionych). Często czworonogi gubią się, lub zapędzają dzikie zwierzęta w pułapki pod koła samochodów lub nabijają się w pędzie na płoty. Staram się uzmysłowić jeszcze przykładami i drastycznymi. A jakby się pani czuła, gdyby ktoś teraz podjechał tutaj quadem i zaczął z warkotem jeździć wokół tego psa, obsypując błotem? Na oburzenie odrzekłby beztrosko, że gdzie ma to robić, że sprzęt musi być na chodzie, etc. Albo ktoś podjechał autem i zaczął godzinę trąbić, bo generalnie lubi, ale na drodze za bardzo nie może. No to gdzie ma to robić? Wszedł o świcie w ubłoconych butach do sypialni i zaczął śpiewać na cały głos? Oprócz szacunku do samych mieszkańców kniei, chodzi też o elementarną przyzwoitość wobec innych użytkowników lasu. Dlaczego ja mam słuchać jakiegoś terroru gonitwy czyjegoś czworonoga? Przecież, halo! Do lasu ludzie zachodzą najpierw po ciszę i spokój, potem aby nacieszyć się bliskością różnych dzikich gatunków. To chyba oczywiste! A takie zachowania jak prezentuje, są karalnym wykroczeniem. Co roku ponawiane są apele do właścicieli psów. Bezskutecznie.

Propozycja rzucania psu kija zostaje zbyta półuśmiechem, że ‘’to nie wystarczy’’, a w sumie to miała nadzieję, że goni zająca, bo zając to nic takiego, bo szybki… Ehhh…

Mimo wszystko rozmowa toczyła się pogodnie i przyjaznie, aż doszło do takiej atmosfery, że pani puściła przy mnie psa ponownie, wyczuwając że nie jestem nikim groznym. Ot jaki ze mnie tolerant… Ale taki już jestem. Zawsze próbuję ‘’po dobroci’’ i wierzę / yłem dotąd, że zwykła rozmowa może coś zmienić. Niestety. I dlatego powstał ten wpis. Może dzięki niemu, choć jedna sarna nie zostanie poderwana w swoim domu ze snu, do ostatniego biegu w życiu.

Dziękuję za Twoją wizytę w Krainie Szeptów. Tutejsze opowieści powstają nie tylko dzięki mojej pracy, ale przede wszystkim przez pomoc zaangażowanych w ducha tego bloga, Czytelników. Możesz wesprzeć jego filar aby mógł on istnieć w formie jak dotąd (bez reklam), albo zwyczajnie w tej formie mi podziękować, jeśli czujesz że to co tworzę i piszę jest ważne i potrzebne. Dzięki Twojej pomocy, będę mógł zrealizować kluczowe pisarskie projekty. Ich listę oraz szczegółowy wgląd na co będą przeznaczone Twoje środki, znajdziesz kilkając TUTAJ. Dary można przekazać na kilka sposobów:

JEDNORAZOWO:
https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

REGULARNIE, co miesiąc:
https://patronite.pl/szeptykniei

BEZPOŚREDNIO:
PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709 z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” dla Sebastian

ZZA GRANICY: Paypall: czeremcha27@wp.pl – jest to też adres kontaktowy w sprawie zgłoszeń na wspólne wyprawy.

Z serca dziękuję za każdy dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej i dzielić leśnym słowem ❤

3 komentarze do “Zmora polskich lasów. Psy puszczane luzem

Dodaj komentarz