Pełnia księżyca jeleni. Płowe święto Miłości

Noce nastały chłodne, gwiaździste, umalowane czerwienią wcześnie już gasnącej zorzy. Zimno dotyka ‘’sprawdzająco’’ skóry wędrowca, jakby zapytać chciało, czyś już gotów na jesień? W lesie widać zakończenie pewnej epoki. Wiewiórki są niespokojne, coś nad wyraz aktywne. Rozglądają się za miejscem na zimowe gniazdo. Myszy w szelestach podrygów skocznych spisują testament, puszczykom puchatym powierzając swoją ostatnią wolę. Ptasia młodzież barw nieokreślonych psikusy płata niewprawnym obserwatorom. Z kęp krzewów rozrzuconych tu i ówdzie czerwieni dostatek głogów, róży dzikiej i jarzębin. Opatula zapach jątrzącej zgnilizny, kiedy owoce porzuconych jabłonek pracują na rzecz zjednoczenia z macierzą, z której powstały. Nieśmiałe mgły próbują pląsy pierwszych baletów. Od początku września siedzę w chłodzie i nasłuchuję. Jestem niemal pewien. Tego księżyca, zaryczą! I kiedy jedni szykują się do zimowego przetrwania, u innych odwieczny zew daje sygnał płowego święta Miłości… Najpiękniejsze przyrodnicze misterium naszych lasów wybrzmiewa rykiem samczej mocy, gdy byki jelenia szlachetnego ogłaszają ciemności rozgwieżdżonej swoje na miesiąc panowanie. Rykowisko! W jakichż słowach Ciebie opisać, o Misterium Święte? Czar Twój opiewają z dawien wieszczowie. Spieszą na ten spektakl wszyscy z przyrodą ludzie związani, miłośnicy, odkrywcy, ornitolodzy, przyrodnicy, gawędziarze… Nieznana siła jak magnes przyciąga ku sobie rzesze obserwatorów i słuchaczy. Może to ciekawość zwykła ich gna, a może intuicyjne pragnienie zapisania w sercu najpiękniejszych leśnych wspomnień…

I Ciebie podróżniku – czytelniku, wędrowcze na to święto zapraszam. Raz jeden w roku. Usiądziemy w którejś z opuszczonych czatowni, albo skryci w łodygach dojrzałej kukurydzy. Zabierzemy koc, ciepłe ubrania, gorącą herbatę w termosie, szacunek i pokorę wobec naszej Natury – Matki. W podziękowaniu uczestniczyć będziemy, celebrując gromkie słuchowisko. Wokół nas, a może z dala rozbrzmieją prastare ryki, kipiących testosteronem mocarzy lasu. Wibracja srogiego dzwięku przenika tkanki w drganiu, na strunach serca grając, rzewności za tęsknotą cichą układając melodie. Nie sposób się oderwać, przestać zachwycać. Im chłodniej tym lepiej. Spadek temperatury zagrzewa byki do odzewu. Szatańsko kotłują się gąszcze w łoskotach donośnych, gdy samce napotykają się w pojedynku. W krysztale nocnej ciszy, masz wrażenie jakby to ziemia zatrzęsła się z hukiem pod racicami olbrzymów.

Wytrwaj tu do świtu, a kolejne cuda ujrzysz. Byk zmęczony, a powłóczący z wyczerpania walką, wracający do haremu łań, co we mgłach anteny czujnych głów na niego podnoszą. Stadnik, władca, zwycięzca, ten niepokonany co z dumą w koronie stado żeńskie zagania, niepodzielne prawo ogłaszając do swej na dzisiaj władzy. Korona rosochatego poroża pruje fale mgliste, odcinając się na tle złota pierwszych słonecznych promieni…

Czy jesteś gotów doświadczyć Misterium?

 Kiedy?

Jelenie ogłaszają swoje panowanie na dni od 14 września do 10 pazdziernika. W tych terminach od – do można zgłosić swoją wędrówkę.

🦌 Gdzie?

Rokietnica, k. Poznania w woj, Wielkopolskim. Stąd ruszamy autem lub rowerami pod las. Gościnna kwatera noclegowa podejmuje Wędrowców z daleka razem z wyżywieniem, do dyspozycji pokoje z łazienkami, miejsca parkingowe i wyposażone aneksy kuchenne.

🧰 Ekwipunek?

Zabierz plecak, ciepłe ubrania, komplet przeciwdeszczowy, latarkę, termos, pokorę i dziękczynienie w sercu wobec ducha przyrody. Garść cierpliwości w kieszeni 

Kontakt i zapisy: czeremcha27@wp.pl

40244711_669839700050849_5236044696987369472_n

Lisie Misterium – zimowe harce wśród pól i lasów.

Ośnieżone pola otulone białą kołderką delikatnego puchu szepczą swą chłodną pieśń echem dalekiej pustki. Mroźne połacie wabią ku sobie czarem lodowej przestrzeni zaklętej w biel. Wiatr hula, woła, wyje osypując śnieżne drobiny wśród bruzd. Oziębłe psoty dziadka mroza. Pani Zima lodowatą dłonią odkrywa swe tajemnice i urok tym, którym aura nie straszna. Jak pradawna wiedźma, stara niczym sam czas, snuje iskrzące baśnie roztaczając wśród gwiaździstej nocy swe bezlitosne ramiona. Drzewa skrzypią boleśnie smagane kąsającymi powiewami, jakby skarżyły się na porę roku, a oblodzone gałązki trzeszczą im do wtóru kołysząc się chwiejnym rytmem i siejąc wokół niewidoczne lodowe kruszyny. Wśród pól przyczaiły się jakieś głuche skomlenia…

126138695_1305253879824562_1192246615015707267_n

Na przełomie stycznia i lutego, tu i tam, wśród zaprószonych połaci niosą się stłumione poszczekiwania, skolenia, odległe wycia, stąpania, podchody. Lisi bal. To ich czas. Rudzielce harcują z sobą rywalizując, pośród zawziętych gonitw, a czasem i sprzeczek oddają swą energię lisiej miłości. Są wtedy bardzo zaabsorbowane i łatwo je podpatrzeć. Czatownicy i wędrowcy z tęsknotą oczekują na ten niezwykły czas, aby w tych sprzyjających okolicznościach obserwować i podsłuchiwać misterium zwierzęcego święta.

Czego możesz potrzebować?

Wygodnego, ciepłego, jeśli to możliwe nie szeleszczącego ubioru. Lekkiego koca. Nieprzemakalnych butów – polecam piankowe kalosze z ocieplaczem. Coś do zjedzenia, cierpliwość, pokora, szacunek i wdzięczność – tego właśnie nauczyła mnie natura. Przydać się może też aparat foto no i lornetka. Tych ostatnich użyczam w razie potrzeby.

Kiedy?

Lisie wyprawy realizujemy od końcówki stycznia przez luty, szczególnie podczas nocy księżycowych. Zapraszam najbardziej w dniach 23 – 28 stycznia, kiedy przypada czas księżycowego światła.

Gdzie?

Puszczykowo pod Poznaniem. Kraina sędziwych dębów rogalińskich w Dolinie Warty, i bliskości Wielkopolskiego Parku Narodowego. Na życzenie są jeszcze możliwe ostatnie wyprawy w Rokietnicy, u ”starych” Drzew Mocy.

JAKĄ KONKRETNĄ WIEDZĘ I umiejętności nabierzesz po tej Wędrówce?

– Będziesz potrafił samodzielnie rozmawiać z Drzewami, wyczuwać ich intencję, nastroje, przesłania, czytać wskazówki. Nauczysz się wybierać konkretne Drzewa, aby co dzień
wspomagać swoje Zdrowie i Samopoczucie, rozwiązywać emocjonalne problemy, nieść psychice ulgę. Twoje życie i codzienność zmieni się.

– Rozpoznawać ślady i tropy, gatunki zwierząt, drzew, krzewów, i mniejszych roślin niezależnie od stanu ulistnienia i pory roku.

– Nauczysz się rozróżniać mijane gatunki ptaków po odgłosach, wyglądzie, a nawet sposobie lotu. Fauna i flora lasów / pól nie będzie już stanowić większej tajemnicy.

– Poznasz swoje osobiste Drzewa Mocy, wspierające, wskazujące i opiekuńcze

– Będziesz potrafił pracować z energiami lasu, i zaznajomisz z jego potrzebami- Rozwiniesz swoją wrażliwość, poszerzysz świadomość, pogłębisz intuicję

– Współczesne zagrożenia dla natury (tematy wędrowne)

– Gawędy leśne i moc ciekawostek o zwierzu, borze, uważnym byciu w Przyrodzie.

 Darowizna / podziękowanie za moją pracę, czas i wiedzę 350zł / osoba. Przy większej grupie (od 5 osób) można negocjować zniżki. 

Naszego pobytu w terenie, nie będzie ograniczał czas.

UWAGA: Na życzenie istnieje możliwość poprowadzenia tej wyprawy w opcji skróconej dla kilku osób. Szacowany czas 2-3 godziny, koszt 150zł od osoby. 

Trasa jest zawsze dopasowana pod wiek, kondycję i możliwości uczestnika.
Nie przemarzamy, nie forsujemy się, wędrówki z Szeptami Kniei nie są męczące. Robimy postoje pod Drzewami Mocy i w pięknych miejscach. Donikąd nie spieszymy.
To dzień dla Twojego relaksu i odpoczynku.

Nocleg w kwaterze i wyżywienie dla gości z daleka, to oddzielny koszt.

Kontakt i zapisy: czeremcha27@wp.pl

Do zobaczenia w kniei!

Liseł

Śnieżny księżyc żywiołów. Noc w lesie podczas wichury.

Dzień kończy się zapowiedzią sztormu i zmian w pogodzie. Wzmaga wiatr. Pojawiają się ostrzeżenia o pędzącym orkanie, leczy my świadomą decyzją, ruszamy na wędrówkę. Wyznajemy zasadę, że każda pogoda wędrowna jest dobra. Tak to bywa. Czasem wiatr w oczy. Jakoś cieszymy się na ten wicher. Dawniej przychodziły regularnie jesienią i zimą, szalejąc nieraz przez tydzień. Teraz media podnoszą alarm, jak dwa dni powieje. Do głowy nawet nam nie przyjdzie, że możemy doznać jakiejś krzywdy. W lesie, pełnym rozkołysanych mocą drzew. Zanurzamy się w oceanie głębokiego szumu. Błogo brzmi. Wokół nas szara ciemność, stukoty, pęknięcia, trzaski, gwizdy i piski. Dziś drzewa emanują całą paletą możliwości swoich odgłosów. Mroczne słuchowisko. Być tutaj, właśnie w taki cień. Z ufnością dać otulić się ciemności i zatracić się całym sobą w tym słuchowisku. Misterium leśnej Mocy. Po kanapkach i herbacie wstajemy tuląc najbliższe sośniny. Tu dopiero i nawet ja mam zaskoczenie. Odczuwam kołysanie i ruch ziemi, – w pierwszej chwili zdaje mi się, że to wrażenie energetyczne, jednak ziemia pod moimi stopami naprawdę się rusza! Mech faluje, unoszony przepływem drgających korzeni. Gleba grzmi po swojemu. Ależ to fascynujące! Ruchomy dywan. Co za siła. A one się trzymają. Przyciskając ciało i ucho do pnia przychodzi jeszcze więcej. Gdy porywy targają, wnętrze drzewa trzeszczy, dudni, i stuka jakby chciała się stamtąd wydostać jakaś istota. Pracują naprężenia. Drgania i wibracje tych zmagań przechodzą, wnikają w moje ciało. Sosenki są dość cienkie, giętkie i młode, można je całkiem uścisnąć. Ależ one dzielne. Tyle siły, porywu, zaborczości, i te kruche trzeszczące istotki przetrwały już niejedną burzę. Podbiegam do kolejnych drzewek w zasięgu, okazuje się że każde z nich drga w środku i dudni na swój jedyny, unikalny sposób. Nie ma dwóch jednakich. Nieopodal wierzby ‘’wyją’’ już niżej, w zupełnie innym tonie. Oktawy leśnej harmonii. Każde niesie swoje przesłanie dalej. Po kilku minutach tulenia takiej drgającej drzewiny, czuję się jakby naładowano mnie prądem. Skok energii. Bo i przecież korona drzewa przechwytuje ją z powietrza, a przez pień odprowadza w głąb Macierzy. Rozmowa żywiołów. Rozmyślam nad sowami. W takie noce jak ta, nie polują, lub jest im bardzo ciężko. Nieustanny hałas i galopujące liście uniemożliwiają namierzenie ofiary. A co, gdy taka pogoda przedłuża się? Robią jakieś zapasy, czy przymierają? Korony sosen niekiedy poćwierkują. Podmuchy budzą co i raz, jakieś śpiące ptaszki. Odpowiadają lamentem dzwoniących pisków.

84711644_1028272450874237_8056447981085261824_o

Bór dyszy potęgą, mimo orgii dzięków ma się wrażenie, że dlań te zmagania to fraszka. Do nas nie docierają powiewy. Kurtyna pni pochłania i rozprasza wszystko, zanim doleci w głąb lasu. Jest ciepło, przytulnie, bezpiecznie. Zwierza nie sposób usłyszeć – wśród mnogości chrzęstów, pozostają niewykrywalne. Tętnimy wigorem oddechu mocy, w objęciach sosnowych tancerek spajamy z jednią sosnowego żywiołu.
Na polach dmie aż tamuje kroki, te zdobywamy z trudem, zapadając w sypkich piaskach.

A jeśli i Ty masz ochotę na swoją nocną przeprawę w Kniei, pisz, pytaj. Te wyprawy są po to, aby każdy mógł wiedzieć jak to jest, i stać się częścią własnej opowieści. Do zobaczenia na szlaku, 

Kontakt i zapisy:  czeremcha27@wp.pl

WAŻNE WIEŚCI! To spokojne miejsce może istnieć w takiej formie dzięki waszemu zaangażowanemu wsparciu, które pozwala mi realizować podjęte projekty oraz połączyć wędrowne życie z potrzebami w materii. Będę ogromnie wdzięczny, jeśli zdecydujesz się wesprzeć moje działania w formie finansowej jednorazowo, lub drogą stałego automatycznego przelewu drobną kwotą co miesiąc. Z serca dziękuję za każdy otrzymany dar, który pomaga mi zrobić więcej, docierać dalej, utrzymać bloga i zadbać o swoje zdrowie. Pomoc można przekazać klikając tutaj: 

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca  

Wsparcie regularne (te najbardziej potrzebne) jest możliwe po aktywacji comiesięcznej subskrypcji na naszym PATRONITE:

https://patronite.pl/szeptykniei

Jawor – leśny Mędrzęc. Dębowy krąg starców.

Przesłanie dla Basi:

Cały wszechświat śpiewa do Niej,
Kiedy bierze pędzel w dłonie,

Kolor, zachwyt, kunszt, zwierzęta,
O przesłaniach niech pamięta

Dusza wzrasta, i rozkwita,
Kiedy słowa od Niej czyta,

Ogień też w czerwieni płonie,
Gdy pracują leśne dłonie,

Pędzlem,

Proszą ją o coraz więcej,
Pora ludziom służyć częściej

Wspierać, dawać i pomagać,
Słowem od nich wciąż uzdrawiać,

A więc maluj, spisuj, działaj,
Przybądź do nas i się kłaniaj

Siły kłąb otrzymasz woli,
Kiedy staniesz przy Topoli,

Pragną Drzewa – Matki One,
Byście były Wy spełnione

Kobiety,

Kasztan tu z opieką szumi
Wspiera ciepłem tak jak umie

Olcha i za gawędą wita,
Co u Ciebie? – trzeszczy, spyta

Ona wielbi Cię ochroną,
Nie da w głębiach złych utonąć

Są i starzy też Dębowie,
Pieśnią wieszczą o odnowie

Mruczą z Mocą w tej naradzie,
O dla Ciebie swej poradzie

Bo potrzeba ogrom wiary,
Oto są dębowe dary

Zbliż policzek też przy korze,
Gdy się znajdziesz przy Jaworze

Łez i skarg Twoich wysłucha
Tak oddana Wierzba Krucha

Wiedzmę w Tobie las pamięta
I dlatego wciąż zwierzęta

Wszystko dobrze się powiedzie,
Czas Ci święto zapowiedzieć

Drzewa wesprą, poprowadzą,
Gdy się zjawisz, to doradzą.

Swą energią poczęstują,
Bardzo dobrze Ciebie czują,

Od dawna

Z wszystkim Basia jest nam jawna,
Bardzo Ciebie podziwiamy,
Tętnem naszych sił wspieramy,
W przytuleniu ukochamy…

Wiec Drzew Mocy

I zaskoczyły mnie Basiu Twoje Drzewa, i nie z jednej strony. Wierzba dawniej przewodziła w tym kręgu, teraz ustąpiła miejsca Topoli. Wespół z Olchą tworzy się trójca Drzew żywiołu Wody. Jest i ukazuje się tu także sporo zwierząt i ptaków, lecz nie ja mam dokonywać ich interpretacji, mówią  Zajęłoby to zresztą strony.
Mimo uśmiechu jaki widzę w zdjęciu i ogniu w oczach, jest tam jeszcze coś ciężkiego, trudnego, czego nie umiem nazwać i nie chce mi się pokazać. Może bardzo nie chce zostać zauważone. Może Ty masz to odkryć. Na pewno pomogą w tym Topole. Gdy będą działy się procesy, uważnie wsłuchaj się w to co wybrzmi, może w płaczu. Jakoś dla Ciebie ważne jest, aby zostało świadomie dostrzeżone. ‘’To ostatnia główna blokada na drodze do pełni’’, mówią. I jest to związane z jakimś strachem. Tylko przed czym?

36

 

Dębowy krąg Starców – Opieka Świata

Dębowie, to filary zdrowego, dostatniego lasu. Darzą życie żołędziami, dziuplami, osłaniają przed wichurami. Siłacze wiele przestoją i dźwigają na sobie ciężary innych. Są opoką puszczy. Chętnie tak robią. Przyjrzyj, czy i Ty tak nie postępujesz? Wspierasz, lecz bierzesz za dużo na swoje siły. Druga kwestia dębowa. Mówią oni, że potrzeba Ci aby budować swoją siłę, niezależność, bogactwo, samodzielność, i chyba tego trochę się boisz. Szumią o odpowiedzialności, i choć brzmi to może srogo mówią też, że wybrańcy i posłańcy jaką Ty jesteś, nie mają się czego obawiać, bo świat będzie się nimi opiekował, jeśli tylko odważą się w pełni podążyć za sobą. A Twój potencjał jest przeogromny. Ze swym darem wglądów, widzeniem i słuchaniem zwierząt mogłabyś pomagać potrzebującym w ich życiowej drodze, spisywać wskazówki od Zwierząt Mocy, przekazywać przesłania indywidualne. Dołączać je do obrazów. Twoje przesłania pomagają wielu.Czasem jest trudno, kiedy w głowie szumi ogrom informacji, a my tutaj musimy pranie i obiad zrobić, zająć się domem, ‘’ogarnąć rzeczywistość’’. A one się pokazują, i wołają by spisywać. Wiem coś o tym, i chyba nie ma tu złotego środka. Pytanie jak w tym płynąć? Dbać o swój stan, co też nie zawsze jest łatwe, jeśli wciąż dają nam w kość czynniki zewnętrzne. Ty trochę się odgradzasz, zamykasz w skorupie dla bezpieczeństwa, aby czegoś nie czuć, ale to nie jest droga. Objawiać się będzie chorobami, gdy zepchnięte energie tworzą swoje stany zapalne, aby wybrzmieć. Życie to wielowymiar. Trudny do przyswojenia, bo i męczy czasami nieustanne przyglądanie się, ‘’przerabianie’’ czy lekcje. Popadamy wtedy w marazm i tracimy czujność. Drzewo ma dobrze. Zawsze jest wszystkiego świadome i obecne w teraz. Mało u nich jako takiego planowania, rzadko zapętlają się w przeszłości, choć lubią ją wspominać. Brak, bardzo nie lubię tego słowa bo wszystko w sobie mamy, ale tak wychodzi, że na ten moment ‘’brak’’ trwałego osadzenia w pewności, co do działania i swojej drogi, co do jej rozwijania. Dębowie Cię w tym umocnią. Sam miałem podobnie, bardzo. Do dębów chodziłem i prosiłem, aż ofiarowały tyle, że teraz starcza na miesiące. Tej wiary, zaufania i pewności co do tego co się robi. Drzewa zresztą, choć w naszym odczuciu ‘’coś na ofiarują’’ i można mieć wrażenie, że to od nich, to tak naprawdę ‘’miksują’’ w energiach uzdrawiając przepływ i wydobywając nasze własne zasoby. Udrażniają przepływ i łączność z Energią Ziemi, w synergii z kosmicznymi. Dąb jest symbolem nieśmiertelności, co dziś wybrzmiewa u Ciebie w wielu Drzewach. Jest u Ciebie do przyjrzenia Czerwień i praca z czakrą podstawy. Jej swobodny wir wyraża odwagę, przebojowść, i niezależność materialną. Czasem trzeba… Iść za subtelnym zapachem pomimo wszystko, ryć za nim jak dzik i tratować z furią krzaki, aby dotrzeć do celu. Czasem.

Olcha Czarna – Ochrona AntyAstralna

Podziwiam zawsze, jak te drzewa się dobierają, przejawiają i uzupełniają w nas. Olsza to jedno z Drzew Szamanek, prowadzi przez wodę, czyli głębiny nieświadomości. Swojej lub innych. Jednocześnie kieruje tak bezpiecznie, aby nie dać się pochłonąć przez czyhające tam pułapki astralne. Z jej obecnością można zajrzeć w matrix naprawdę głęboko i wyjść bez szwanku, a jeszcze zaopiekuje się nami, nie dając dostępu. Z Olchą udać się można uwolnić porwaną Duszę, na niskie poziomy astralne. Olszyny w swym przekroju, są odwzorowaniem tego co tam jest. I bronią człowieka jak lwy, sprawnie odbijając lub pochłaniając wszystko co próbowałoby ‘’nieautoryzowanego’’ dostępu. To pradawne Drzewa Ochronne, z nich Słowianie sporządzali niepozorne tarcze, które wytrzymywały w swej miękkości ciosy żelaznych toporów. Olsze wzrastają w miejscach podmokłych, zalanych i wilgotnych, jako jedyne drzewa znosząc długotrwałe zalanie. Mistrzynie Przetrwania poradziły sobie z tym tworząc zwisające wypustki korzeniowe z pni ponad lustrem wody, dzięki czemu są w stanie czerpać azot z powietrza i nie ulegają ‘’uduszeniu. ‘’ Twoja olcha jest przy Tobie w ochronie właśnie, i jak wilczyca bronić Cię będzie i oczyszczać. Drzewa chcą byśmy pozostawali w dobrej kondycji energetycznej i fizycznej. Nie przerażą ich żadne nasze stany, gdy umysł i ego wyśpiewują z tryumfem pieśń zguby duszy, one nie odwrócą się od nas. Olchy ubogacają przestrzeń senną, właśnie poprzez ‘’odświeżenie’’ głębin podświadomości, a płynąc z nurtem życia sprzyjają realizacji marzeń. Ich intencję niosą wpływie, roznosząc jej brzmienie do coraz nowych odgałęzień rzek energii. A dotrzeć potrafią głęboko, zasiedlając cały pokrój wodnych środowisk. Warto powierzyć im swoje plany.

Kasztanowiec – Troskliwy Partner

Czułość, intymność, głębokie duchowe zbliżenie, zaufanie, opieka, wrażliwość, z tym odzywa się Kasztanowiec. Nie wiem, dlaczego, rozważ sobie  W odróżnieniu od dębów subtelny i delikatny, pokazuje jak bardzo jesteśmy inni. Że pewne rzeczy są jednak stałe i nie możemy ich zmienić. Że czasem trzeba wybrać. Spójrz, kruchy kasztanowiec nie stanie się wiotką brzozą i odwrotnie. Nie będzie srogim dębem, choć z czasem i on nabierze swojej krzepy. Ale w swym rdzeniu – pozostanie unikatowym sobą. I o to drzewom chodzi, aby tą ‘’unikatowość’’ jedyność i wyjątkowość w drugim człowieku dostrzec, pielęgnować, docenić i kochać. Nie żądać wszystkiego, nie oczekiwać cech z gruntu sprzecznych dla czyjejś natury. Pozwolić rozwijać się w zgodzie z jego rytmem, i wspierać ten zasób, który on najbardziej przejawia. Bo to jego skarb i sedno. Czy będzie to siła, wrażliwość, a może po prostu umysł, brawura, odwaga, spryt, a może cichość, dzikość, albo namiętność. Komplikacje cech człowieka mogą się przeplatać, dominować, kryć, wydobywać, jednak czasem przez jedno życie nie sposób przejawić ich wszystkich. A niektórzy pozostaną w charakterze zawsze jacy są, niezależnie od tego co przejawi się w życiu…

P1210090

 

Wierzba Krucha – Szept do Ucha

Ona jest z Tobą od dawna, prowadząc Cię w tej szamańskiej, wiedźmowej podróży. Swoje zrobiła – osadziła Cię w zadaniu. Drzewo o rozłożystej koronie, dumne, niekiedy grozne, ale zawsze pełne tajemnic i sekretów. Lancetowate liście dają opływać się wiatrom, iskrzą srebrno w świetle księżyca. Wierzba to opiekunka osób magicznych, w dawnych wcieleniach zgłębiających wiedzę, uważanych za parających się czarami. Ty i ja, tak byśmy byli ongiś postrzegani  Wierzby to kolejne Mistrzynie Życia, i Boginie Wieczności można powiedzieć. Zda się nie odchodzą nigdy, a ich przesłanie na wieki zostaje pogrążone w odmętach bagien, szeleszcząc w krainie szuwarów. Tak też jest z Tobą… Wszystko co tworzysz teraz, to niekończąca się mądrość, która w pamięci Dusz nie gaśnie nigdy. Doskonale spajają w jeden rytm przepływ dwóch sił działających w Przyrodzie – rozkładu i rozkwitu. Zda się stąd człowiek zaczerpnął trochę w pomyłce ideę rozdzielenia, nazywając dobro i zło. W wierzbie jest wszystko. Potrafi gnić i próchnieć do cna, żyjąc jednocześnie. Karmi istoty świata żywego i martwego. Oba te nurty w wierzbowych dziuplach znajdują swoje schronienie, i porozumienie… Tu mogą wytchnąć, nie zwalczając się wzajemnie. Zjednoczyć i żyć obok siebie, bo i nawet ścięta przez bobra wierzba będzie odrastać i wypuszczać młode pędy. I tej sztuki można od Wierzb się uczyć. Miękkie są i delikatne w drewnie, a jednak nie ma chyba drzewa, które przewyższałoby wierzbę żywotnością. Ona daje się wszystkiemu pochłonąć, nie opiera, a przez to, zawsze wychodzi na swoje, zielone.
Wierzba jest teraz z Tobą jako pocieszycielka. Bowiem mają one moc głębokiego ukojenia, uciszenia trosk i smutków. I nie chowają ich w cień – najpierw wydobywają i pozwalają przeżyć, a następnie topią w odmętach żywiołów. Inspirują też twórczo, ofiarując natchnienie. Babcine, czułe istoty, jednocześnie potężne, twórcze i gromkie, a zarazem łagodne. Można w nieskończoność je odkrywać. Wydaje mi się, że Tobie kontakt z wierzbami nie zależnie od gatunku, przyniesie dobre owoce inspiracji do swoich dzieł.

P1030857afads

Jawor – Leśny Mędrzec

Starzy Jaworowie, to zapomniane już Drzewa Błogosławieństw. W swej prostocie i dobroduszności, znajdują się bardzo blisko Boga, będąc jednym z innych jego przejawów. Ciepłych bardzo i łagodnych. A te błogosławieństwa nieustannie spływają na Ciebie, i o tym klon przypomina, by tak różne nawet niechciane na chwilę obecną zdarzenia, tak postrzegać. Zmiana postrzegania, a tym samym swojego nastawienia, stosunku do zdarzeń, potrafi już sprawić, że obejdą się one z nami bardziej łaskawie. A to zaczątek sprzyjającej kreacji. Jawor to Ojciec wszystkich klonów, darzony szacunkiem przez Drzewa. Mają wobec niego respekt, okazują mu cześć. Jest kimś wyjątkowym. W łupinach siwej, sędziwej, pomarszczonej kory skryły się przesłania. Ta kora jest unikatowa w swej formie. Żadne inne Drzew w Polsce, nie posiada takiej. Razem z dębami i jesionami, Jawor stanowi męski filar Drzew Żywiołu Ziemi. Jego natura jest wiecznie zadumana, kontemplująca.

Klon się zjawia niespodzianie,
Kładzie swe konary na Niej,

Opowiedzieć chce w tej porze,
Że odnajdziesz przy Jaworze,

Blask boskiego zjednoczenia,
Który sednem jest spełnienia,

Ciepły Jawor Błogosławi,
Pomóc pragnie i naprawić

Wieściom jego Ty zaufaj,
Przytul korę i posłuchaj

Już wiatr lekko, w górze wieje,
Z nim odchodzą dawne dzieje,

Drzewo szemrze, a w podróży,
Odprowadza co nie służy,

Teraz tylko podziękować,
Nowy świt uhonorować

Wzrastaj

Poprosił Jawor, bym te słowa przeczytał na głos do Ciebie, przy świecy. Przyszły nagle. Tak też zrobiłem. Coś dobrego właśnie się wydarzyło.

Topola Szara – Moc Podświadomości

Drzewo które zaskoczyło mnie tutaj najbardziej i Ciebie pewnie też. Topola bardzo napierała aby być Twoją główną wiodącą opiekunką. I aby opisać ją na końcu. Potężne drzewa – pionierki, które rozwijają się pod panowaniem żywiołu wiatru i wody. Drzewa Biorca. Bo tak naprawdę Topola swoim działaniem najlepiej oddaje o co chodzi w rozwoju siebie – nie zdobywanie kolejnej wiedzy i nauczanie następnych metod ‘’ulepszających nas’’, a zdjęcie kolejnej warstwy. Aby docierać do rdzenia siebie. I topole dużo przed nami odkrywają, zrywają te sztuczne, plastry i bandaże, rozdrapują jątrzące rany, pokazują… Są to niekiedy bardzo trudne dla ciała procesy, zwłaszcza dla kogoś, kto topolowej terapii jeszcze się nie poddawał. Główne przesłanie Topoli jako jej esencji to pełnia życia i kreacja marzeń, aby czynić to śmiało, każdego dnia, i po prostu próbować. Nie zapominać o nich, gdyż to właśnie marzenia, te szczere, do których dusza tańczy są manifestacją naszego spełnienia. Topola rośnie szybko, rozwija się prędko. Po prostu, gna przez życie. Staje się potężna. I mówi o tym, że niezależnie od tego jacy jesteśmy warto czasem spróbować różnej strategii na życie, jeśli dotychczasowa nie przyniosła spodziewanych efektów. Topole to wspaniałe Szamanki, które nawigują po bezdrożach nie odwiedzanych kątów podświadomości, wymiatając stamtąd wszelkie śmieci. Uzdrawiają inaczej niż np. brzozy. One sporo biorą na siebie, ale nie ‘’trzymają w sobie’’ lecz wartko odprowadzają w kosmos. Jednocześnie głęboko uziemiają. Muszę tu oddać hołd, że podczas wszystkich leśnych spotkań z ludzmi, to właśnie Topole okazały się tymi, które poradziły sobie z najtrudniejszymi sprawami. Wielka jest ich moc Oczyszczania, która udrażnia nasze kanały na swobodny przepływ manifestacji. Po takim procesie czuć, jakbyśmy dostali zastrzyk witalności w plecy. Topola szara odpowiada za świadomość, podświadomość, emocje, te nieuświadomione, nieprzepracowane, zapiekłe, zepchnięte. I to nic strasznego, te zawsze są w nas jako bagaż rodowy i wcieleń. Pytanie, czy dajemy im i pozwalamy blokować nasz potencjał, czy przyglądamy, wglądamy i dostrzegamy. Topole to wierne wyrozumiałe przyjaciółki, które dobywają z człowieka głębię szlachetnych uczuć. Uczą sztuki zawierzenia. Mówi Twoja Topola, że trochę otaczasz się kokonem bezpieczeństwa, który z jednej strony izoluje od nieprzyjemnych spraw, a z drugiej blokuje pełnię manifestacji Twojej ekspresji. Pełen przepływ czucia Basiu. Pokazuje mi się Topolowy pączek w łupince, tak właśnie na przedwiośniu, który mróz czuje i boi jeszcze rozwinąć.

🌳 Drzewo Mocy: Topola Szara
🍁 Opiekuńcze: Kasztanowiec, Klon Jawor
🌱 Wskazujące: Dąb
🍂 Wspierające / Ochronne: Olcha Czarna, Wierzba Krucha

Przesłanie to zostało spisane dla Basi Glombik (zgoda imienna), która prowadzi bloga o Zwierzętach Mocy i dokonuje czegoś ciut innego niż ja – zgłębienie energii zwierząt, ich wskazówek dla nas, sporządza odczyty duchowych informacji. Maluje też wspaniałe obrazy (również na zamówienie), których kilka znalazło się w tym tekście. Serdecznie polecam jej bardzo ciekawego bloga, dostępnego pod tym linkiem:

http://bafka.ovh/

A jeśli i Ty czujesz, że potrzeba Ci podobnych wieści ze świata natury, odezwij się do mnie na mail czeremcha27@wp.pl spróbuję podsłuchać dla Ciebie wieści i sporządzić Twoje osobiste przesłanie Drzew Mocy.

1bc

Sylwester pod Drzewami Mocy. Zjazd leśnego plemienia.

Gdy stary rok po miesiącach pędu, za przesileniem zimowym wreszcie spowalnia swoje kroki i spotyka się z nowym… Leśne plemię Księżycowych Wędrowców zjeżdża się spontanicznie. To już drugi raz. Choć w zupełnie innym gronie. Czarodziejska Aga z krainy kwiatów, Radosna Ola i Michał, po prostu Miś. Dla nas to czas podsumowań. Spojrzenia wstecz. Planów i podziękowań. Początków nowej kreacji, zatrzymania z wglądem. Świętować chcemy w ciszy i ciemnościach. I niestety, w ten dzień właśnie odnaleźć jej nie sposób w mrokach leśnych. Huczący świat niejako zmusza nas, do wysłuchiwania chaosu swojego zapomnienia.

Jeszcze ostatni przegląd plecaków, ‘’ekwipunku’’ w postaci dodatkowych warstw odzieży, i ubrani jak bałwany, ruszamy pod Knieję. Tu wita nas hulający wicher i pochmurna aura. Dudniące huki rozbrzmiewają sporadycznymi salwami. Jedyny dzień w roku, kiedy można do lasu nocą wybrać się większą grupą, bo zwierzęta są ‘’wymiecione’’.  Ale są drzewa. Te jak zawsze, trwają, donikąd nie wybierają. Przystajemy na skraju, gdy śpiące zdawałoby się parasolki sosnowych wierzchołków bujają się, skrzypiąc. Tak reagują na nasze nadejście. Zrywa się powiew wiatrowego sztormu. I uczymy postrzegać, słuchać, odbierać. Przystajemy w skupieniu, gdyż w lesie dzieje się ożywiony dialog. Sosny trochę płaczą. Jękliwe piski, zawodzenia, lamenty. W tym dzwiękach zawarte jest uczucie, a z nim informacja. Choć cieszą na nasze przyjście, to i boją się nieco. Z wiatrem przyszły o wieści o gigantycznych pożarach trawiących Australię. Drzewa zawsze wiedzą wcześniej. Wiedzą, co może się zdarzyć, nadejść. Są przecież ‘’w terenie’’. Nie odgrodzone betonem, odgłosami , nie zagłuszane chaosem informacji. Zanurzone istnieniem tutaj – odbierają. U nas mija trzeci suchy rok, ze średnią znacznie poniżej dotychczasowych sum opadów. Nie trzeba być strategiem…

Leśny, szumiąco – skrzypiący koncert zatrzymuje nas w oczarowaniu. Coś się zmieniło. W samych drzewach, albo strukturze świata. Dawniej podczas wichur ‘’odzywały’’ się pojedyncze drzewa, dziś ma się wrażenie, że robią to wszystkie. W miarę jak oddalają się nasze kroki, zawołania nasilają się i grzmią z ciemni puszczy – jakby chciały nas jeszcze zatrzymać. Za moment jesteśmy pod Krzesimirem. Ogrom wzruszenia moich gości, kiedy mogą poznać i przytulić mędrca. Każdy ma swoją chwilę, w której odbier dla siebie błogosławieństwo i wieści. Każdemu inne. Mi dąb – przyjaciel powiada:

– Możesz wybrać dla siebie co zechcesz. My przygotowaliśmy dla Ciebie wyjątkowe. Każde doświadczenie, droga, będą dobre. Nie istotne są aż tak szczegóły. Wybieraj świadomie, kształtuj, ale i płyń bez oporu z tym co przyjdzie. 

Niebo przeciera się nieśmiałymi błyskami gwiazd. Ola mówi, że wyraziła wcześniej taką intencję. I stało się. Niesamowicie. Prowadzę przez las – zmiana planów trasy, podyktowana warunkami. Jak się potem okazało, najlepsza. Tutaj nam nie wieje, mamy wrażenie, że otoczył nas opiekuńczy, bezpieczny tunel. Drzewa pochłaniają siłę żywiołu i przekazują przez pnie jego wibrację w głąb ziemi. Co ta energia dalej robi, gdzie pracuje? Zastanawiam się. Żadne z nas nie boi się oberwanej gałęzi czy lecącego konaru. Przeciwnie. Drzewa są silne, zdrowe. Obłamania zdarzają się rzadko. Potrzeba potężnych wichur. Mijamy tegoroczne pogorzelisko. Sosny tutaj zostały jedynie ‘’liznięte’’ przez ogień, mimo to wycięte. Ciszę i szum drzew przerywają raz po raz nawoływania przepłoszonych petardami gęsi – krążą w powietrzu nie dając o sobie zapomnieć. Mimo gęstej ściany zarośli dobiegają i tutaj pojedyncze okrzyki żurawi. Uśmiecham się gorzko. Od paru dni blog Szeptów przeżywał prawdziwie oblężenie, gdy opisałem sylwestra z perspektywy doświadczających ludzkiego ‘’świętowania’’ zwierząt – ktoś zarzucił, że się nie znam, bo gęsi i żurawie dawno odleciały. Od lat, to tak nie działa. Ciepłe, deszczowe ‘’zimy’’ a w zasadzie ich brak, powoduje, że wiele ptaków nie podejmuje wędrówki. Zostają, próbują przezimować. Dziś jest nas czwórka i słyszymy je wszyscy. Uwaga skierowana na zewnątrz, powoduje, że Aga wpada w błotnistą kałużę. Milimetry dzielą, aby woda wlała się do kalosza. Czujny Michał ratuje sytuację podtrzymaniem. Ja już ją znam… Wygląda niepozornie, lecz kąpiące się tu dziki bardzo pogłębiły niewidoczną pod wodą nieckę. Przenikają mnie fale ciepła i błogiej radości, płynące od moich wędrownych towarzyszy. Gdy wymieniamy te spostrzeżenia, Ola mówi, że jest przeszczęśliwa. Nawiązuje się miedzy nami pewien rodzaj synergii – w mig odbieramy swoje stany i nastroje. W ciemności wyostrza się intuicja. Rozmawiamy o przyszłości i troskach drzew, o tym co możemy dla nich zrobić, jak omijać duchowe pułapki różnych ideologii, które okrężną drogą próbują odwieść człowieka od tego co dla niego najlepsze, i pod płaszczykiem niszczyć. Wypływa skądinąd temat ‘’drewna księżycowego’’. Tłumaczę, że dziś nie musimy ścinać tylu drzew, a jeśli zabijamy żywe drzewo, które podczas pełni emanuje głębią uzdrawiającej energii, to jaki pożytek z tego? Jakiej energii służy? Czy jest możliwa zamiana? Zgadzamy się wszyscy co do alternatywy konopnej, przecież już dziś powstały technologie produkujące bale i deski z surowca konopnego, które w dodatku są 20 razy wytrzymalsze niż dębowe.

plakacikeee

Drugi przystanek robimy pod przyjazną ‘’Akacją’’. To Agnieszki Drzewo Opiekuńcze. Po kilku minutach wspólnego tulenia, Drzewo prosi mnie, abym odszedł i zostawił Agę samą.
Spływa na mnie kojące ciepło.

‘’Posłuchałeś…’’ – Mówi ucieszona Akacja, tym kojącym, aksamitnym głosem. To ta, która naucza zaufania intuicji i podążania za nią. Pamiętam jak razu pewnego poprosiła kogoś, by ta osoba poszła spontaniczne kilkanaście kroków w głąb lasu. Bardzo byłem wtedy zaskoczony, ale ona znalazła pióro. I mnie podobnie Robinia ‘’testowała’’ prosząc o robienie różnych takich rzeczy. Uczyła jak słuchać lasu. Agnieszka wraca podekscytowana i opowiada, co przekazało jej mądre drzewo.

– Mam zostać jasnowidzką. Mam odnajdywać, przewidywać. Ale nie dla ludzi. Mam ‘’jasnowidzieć’’ dla Drzew. O co tu chodzi? Nie rozumiem…

Uśmiecham się szeroko. Choć w pierwszej chwili też zaskoczony. Za moment wiem. Akacje, to przecież drzewa wspierające właśnie dar jasnowidzenia i naturalne umiejętności pozazmysłowego postrzegania człowieka.

– A może masz odnajdywać, przewidywać bezpieczne miejsca, które długo nie zaznają przekształceń i pozwolą drzewom sędziwie wzrosnąć i godnie odejść? Będziesz odnajdywać siedliska dla Drzew Mocy…

Wzruszamy się ogromnie. Za moment jesteśmy pod Dębem Radomirem, tym który z piorunami się bratał. Otaczamy go kręgiem, dziwując się Mocarzowi, co tyle klęsk przetrwał. Odłupane ramię pnia rozkłada się obok, będąc świadectwem krzepy olbrzyma. Przesyłamy mu pokłady uzdrawiającej energii. Łączymy się za ręce bez słów. Tak mnie to cieszy. Moje leśne plemię, które kocha, czuje i postrzega tak jak ja. Odnajdujemy się i jest nas coraz więcej. Na pajęczynach zawisły urzędujące pająki. Mimo przełomu stycznia i grudnia, owady pozostają wciąż aktywne. W tym kleszcze. Jakich czasów doczekaliśmy… Jesień i zima zawsze były dla mnie bezpiecznym okresem wędrówek, teraz trzeba uważać, choć w kilku warstwach ubrania ryzyko jest mniejsze. Pod Radomirem jakoś tak spontanicznie zalegamy na wypoczynek. Choć plan był inny. Płyną rozmowy, przerywane hukiem bliskich petard i błyskami. Chmury odbijają poblask. Jak na froncie. Większość narzuca mniejszości. Zwykle. Chcielibyśmy ciszy, tymczasem pewnie w całej Polsce trudno znaleźć miejsce, gdzie echa nie docierałyby. Godzinę ‘’zero’’ rozpoznajemy po wzmożonym hałasie. Gęsi nawołują rozpaczliwie. Nie mamy ochoty obserwować fajerwerków, choć taki był plan. Mówimy słowa, milczymy. W wyobrazni tworzymy obrazy szczęścia, w jakich chcielibyśmy widzieć siebie nawzajem i przesyłamy w myślach do siebie w przestrzeni. Michał leży na gołej ziemi pod jesionem, nieco pochrapuje. Szybko potrafi zasnąć. Kiedy się budzi po niedługim czasie jest uśmiechnięty i w nastroju, opowiada jak Ziemia pochłonęła jakieś jego troski. Do końca wyprawy pozostaje ożywiony. Ja oddalam się na kilka minut do innego jesionu. Potrzebuję pewne sprawy przemyśleć, podziękować bliskim, ułożyć w samotności. Nikomu to nie przeszkadza. Słyszę, że rozmowy dalej naturalnie się toczą. Żywioły odpowiadają salwami podmuchów, gdy wypowiadam swoje życzenia. Ręce w górę wyciągam dziękując, za wszystko co tutaj przydarzyło się mi i moim gościom. Wierzyć się nie chce, że ogrom tych zdarzeń zmieścił w tak maleńkim roku.

Radomir cieszy się z obecności gości. Rozmawia z Agnieszką. Czasem bardzo się dziwię, bo trochę tak jakby drzewa nasycone były dialogami ze mną, a pałają chęcią poznania nowych osób. Zimno dociera i tutaj. Michał medytuje i posyła nam cieplne fale, które o dziwo działają i otulają nas rozgrzewającym przepływem. Kanapki i termosy. Ciepła generuje się tyle, że za chwilę jesteśmy oblegani przez wszechobecne biedronki, które przyszły się ogrzać. Świecąc spostrzegamy że są wszędzie, na spodniach, plecakach, wokół i na dębie. Ostrożnie ‘’przesadzamy’’ je na korę drzewa, lecz one wcale nie chcą opuszczać ciepłych dłoni. Moje zwierzęta Mocy. Ukazały się licznie, z jakimś przesłaniem. Zbieramy się do marszu. Choć nikt tak naprawdę nie chce stąd ruszać. Aga mówi, że to najlepszy Sylwester w jej życiu. Dokładnie taki – dziki, inny. Przed nami jeszcze długa wędrówka…

Ciche, stłumione kroki szeleszczą w mrokach dębowego szlaku. Tutaj Dąb Gromiec z przepastną dziuplą, kawałek dalej dorodny Klon Ellion, najwspanialszy z tutejszych klonów. Pod nim odczytujemy kolejne przesłanie.

Pochwyciłem ją za dłonie,
Z całych sił wołałem do Niej

Ellion jestem, Imię moje
Dziś przytulę Troski Twoje,

Cieszę, że mnie usłyszałaś,
Kiedy tam nad bagnem stałaś,

Tyle chciałbym Ci powiedzieć,
Czego pragniesz się dowiedzieć,

Stary ród nasz, ten Klonowy,
Wiedzie ciało, do odnowy

Spójrz jak Drzewo dba o siebie,
To też przekaz jest dla Ciebie,

Co pochłania w siebie święcie,
Przed czym broni się zawzięcie,

Z czego czerpie swoją Siłę
I dlaczego, długo żyje

Co najprostsze, to najzdrowsze,
To surowe i zielone,

Cieszy ciało się spełnione,
Wiele dawnych zrzuca bóli
I nie trzeba, więcej tulić,

Bo duch raz już obudzony
Jest w poznaniu nasycony

Tęsknią klony do wspomnienia,
Choć się tyle w świecie zmienia,

Pamiętają pierwszych ludzi,
Gdy nie trzeba było budzić

Stróżowali przy naradzie,
Grach, zabawach, i biesiadzie

Potem przyszedł czas rozstania,
Ducha – ciała, załamania,

Kiedy podniósł człowiek rękę,
Na to dawne, życie święte

Pożegnały się wnet Klony,
I ruszyły, w świata strony,

Dziś odnajdziesz nas i wszędzie,
Kiedy spotkasz, dobrze będzie,

Ważne są dla Ciebie słowa,
Aby podjąć się od nowa,

Trud procesu oczyszczenia,
Choć bolesny, wiele zmienia,

Teraz.

Opowiadam baśń o wędrówce klonów – jak jawor obraził się na ludzi, a klon polny powierzył swoje istnienie żywiołom pustki. Jak sprytny klon jesionolistny znalazł sposób, aby wyprzedzać inne drzewa. Wspominamy i tęsknimy do czasów Pierwszych Ludzi, tych pradawnych mieszkańców Ziemi znających sekret istnienia w harmonii z naturą. Ci, którzy tworzyli rajskie ogrody i rozkwitali w błogosławieństwie życia. Świat zapomniał o Wedrussach. My w opowieściach wskrzeszamy ich przesłanie. Zrobiło się bardzo ciemno. Podążając, ledwo widzimy cokolwiek. Trzeba wytężać wzrok, mrok rozumy rozpanoszył się wszechwładem. Ostrożnie, w skupieniu. W kimś odzywa się strach. Jednak trzeba czasu, aby oswoić i polubić z ciemnościami kniei. Mi niekiedy pomagało wyobrażenie. To znaczy zawsze mam w pamięci jak wygląda tutaj za dnia, i mówię sobie, że to tak samo, tylko bez kolorów. Dalekie żurawie smętnym głosem komentują ludzką zabawę. Wkrótce stajemy nad rzeką. Wody nieco przybyło. W świetle latarek podziwiamy mozaikę glonów, resztki wodnej rzęsy i rozkład olchowych liści. Pospolite ślimaki, zatoczki rogowe, znaczą podwodny szlak powolnym spacerem. Im chyba jest wszystko jedno.
Wskazuję ręką i chcę pokazać gościom jeszcze jednego dorodnego wiąza, aby coś o nim opowiedzieć. Wtedy robi mi się niedobrze. Pod drzewem ktoś ‘’złożył w darze’’ wielki, stary telewizor… Jeszcze parę dni temu go tutaj nie było. Aż mi i wstyd. Jednak – tak się w lasach wyrabia. Ostatnio na wigilijnej wędrówce napotkaliśmy auto stojące w ciemności, po włączeniu latarki pojazd odpalił silnik i odjechał. Na miejscu zostały świeże niedopałki papierosów, puszka po napoju i papierowe ręczniki. Zabraliśmy to wszystko. Wigilia, druga w nocy… co ludzie mają , głowach? Jadąc przez jakąkolwiek wioskę mija się mnóstwo pojemników na śmieci, przy przystankach choćby. Można zostawić, śmieciarka zabierze. Gminy organizują zbiórki zużytego sprzętu elektronicznego i rzeczy wielkogabarytowych. Można oddać darmo lub niewielkim kosztem. A ludzie ryzykują i przywożą do lasu, wcale nie tanimi autami. Lodówki, tapczany, pralki, ubrania… Krąży ponury dowcip, jak to człowiek segreguje śmieci. Na te które do pieca, i te co do lasu… Nasza obecność płoszy takich szkodników. Niech wiedzą, że nie ma przyzwolenia i są obserwowani. Czujni czatownicy ukryci w zaroślach, zauważą i w środku nocy. Każda butelka czy puszka to śmierć dziesiątek owadów, które topią się w takiej pułapce.

Tulimy jeszcze kasztanowce. Przestrzeń zakotwiczyła się w otchłani bezczasu. Kiedy zleciało te pięć godzin? Pora na powrót, żegnany szumiącym trzaskiem parady drzewnych istot. Im dziękujemy w pokłonie. Daleko poza lasem włączamy barwne miecze świetlne. Z osiedli jesteśmy teraz pewnie widoczni. Księżycowi Wędrowcy pokazują, że bawić się można z kolorem i światłem, ale bez huku, dymu i przerażenia. Jednorazowy wydatek, a radości na cały rok. Miecze są łatwo naprawialne i wytrzymałe. Rozgrzać się można pojedynkiem, po długim czasie niemrawego bezwładu. Zakładamy śmieszne maski. Błyskają ostrza ze świstem powietrza, kolory pulsują energią, miecze mruczą przyjemnie wibracją sił kosmosu. W śmiechach pielęgnujemy więzi z wewnętrznym dzieckiem, czyli jak dla mnie, z duszą. Dla równowagi, trochę mniej powagi. I podziwiam, jak każdy pojedynek potrafi być inny. Aga unika kontaktu z ostrzem, manewruje tak, że trudno trafić w jej broń. Robi się taniec sztuczek światła, zasilany salwami migocącego śmiechu uradowanej kobiety. Michał nagrywa na pamiątkę.

20191231_233939

Podczas powrotu do kwatery, spotyka nas przeszkoda. Na jednym z osiedli zamknięto ruch. Pełno straży pożarnej, policji, pogotowia. Ola wycofuje autem. W ostatniej chwili zauważa inny pojazd stojący na poboczu, omal się nie zderzamy. Ale opatrzność leśna czuwa. Nie widział go nikt z nas, jakby coś przykryło. Okazuje się, że płonie gaz. Słup ognia pod niebo. Ktoś wrzucił petardę tam gdzie nie powinien. Ewakuują kilka okolicznych domów, gdyby to wybuchło zmiecie ze trzy domostwa. Jest trzecia w nocy. I myślimy tak sobie. Kolejnego dnia media społecznościowe zostają zalane zdjęciami martwych ptaków zbieranych pod drzewami, wykrwawionych psów nabitych na iglice płotów, które w panice próbowały wydostać się z posesji. W wydaniach wiadomości pojawią się relacje o poparzonych kończynach, urwanych palcach, rękach. Czy każdego roku, to wciąż za mało, jak możliwe że pozwalamy pijanym ludziom na używanie środków pirotechnicznych w atmosferze takiej beztroski?
Z daleka spoglądamy na słup ognia. Pan strażak mówi, że sytuacja opanowana, ale nie przepuszczą nas bo zagrożenie. Dla mnie to wszystko bardzo symboliczne. Od paru tygodni płonie Australia. Wcześniej żywioł strawił rozległe lasy tajgi i przetrzebił amazońską puszczę. Trudny rok dla przyrody. Ogień pożera i trawi świat jaki znamy. Miliony poparzonych, spalonych zwierząt, dziesiątki ofiar ludzkich, nieznana liczba gatunków, które możemy skreślić na zawsze. A tymczasem w Sydney, australijski rząd nie ugiął się pod presją społecznej krytyki, i wśród tych dymów, popiołów, pomarańczowej poświaty zorganizował pokaz fajerwerków… Orkiestra na Tytanicu gra do ostatka.

Pożegnaniom nie było końca. Choć przecież jeszcze w Nowy Rok widzimy się i ruszamy na dzienną wyprawę.
Zasypiam u siebie. Po około dwóch godzinach, budzi mnie łaskotanie na twarzy. Dotykam jakoś zupełnie spokojny – znajomy zapach. Biedronka! Zapalam światło i widzę jak wysypują się z plecaka. Jakimś cudem zdążyły wejść w zakamarki ubrań, a ciepło mieszkania zachęciło je do spaceru. Na dworze zimno, nie chcę teraz wypuszczać. Zamykam plecak, niech tam śpią. Śmieję się, bo moja pościel ma motyw biedronki siedzącej na dmuchawcu, dusza kiedyś zachwyciła się tym wzorem. Teraz budzi mnie nad ranem ‘’moim własnym’’ Zwierzęciem Mocy i coś pragnie przekazać.

Dziękuję wszystkim uczestnikom tego magicznego sylwestra. Druga edycja tradycji świętowania wędrówką zapisuje się pełnią osobistych procesów, wrażeń, wglądów, zachwytów, wzruszeń i przygód. Składam jeszcze raz najlepsze życzenia – niech Wam Knieja w sercach z opowieścią wiecznie szumi. Tym, którzy z różnych przyczyn być z nami nie mogli i nie dotarli – do zobaczenia może następnym razem 

20200101_024106

Księżycowe dary Drzew Mocy. Sedno leśnej pełni.

Szare, okryte siwą zasłoną pola majaczą się w pustce półzamglonych horyzontów. Bezmiar przestrzeni rozlega się echem dalekim. To przed naszymi oczami. Ukryta w mroku niewielka olszynka drzemie pod kocem szelestów. Za nią widnieje ledwo już dostrzegalna, czarna ściana lasu. W niej czekają jakieś przygody. Ekscytacja i ciekawość. Co też czai się dziś w borze? Zbliżamy się. Podążamy za nurtem polnej strugi, melioracyjnego rowku, arterii wędrownej bobrów. Na spiętrzonej tafli przysiadły z noclegiem kaczki krzyżówki. Te krzyczą ostrzegawczo. Bieleją kikuty ogryzionych wierzb. Prowadzi nas rześki plusk. Co jakiś czas przystaję, lustrując lornetką bezkresy połaci. Nie chcę abyśmy przegapili lub spłoszyli jakieś zwierzęta. Pogoda dopisuje. A może nie. Czas księżycowej pełni. A niebo zasnuło nam się burymi kłębami, z których plecie pierwszy, delikatny śnieżek. Wilgotno. Pola ”cukrują” lekko. Gość mój, z wielkiej Warszawy, matka czwórki dzieci, przybyła do świata Szeptów Kniei na dwie Noce Wędrowne, po szlaku Drzew Mocy. Chce czuć, słyszeć i samej już poznawać ich przesłania. Co znam, staram się najpełniej przekazać. A dziś to drzewa właśnie miały nam ofiarować swój niezwykły popis.

Kiedy patrzę pierwszy raz na Annę, a może jeszcze chwilę zanim przyjechała, wiem – jej Drzewo to Topola, ale potrzebuje głównie wsparcia Dębów. Do Topól, Sióstr – Szamanek wiodę najpierw. I znów się wydarza – szczerość. Widzimy się po raz pierwszy w życiu, a rozmawiamy o najtrudniejszych bolesnych sprawach naszych żywotów. W leśnej przestrzeni pogrążonej w ciemności, na wierzch wychodzą i najczarniejsze tajemnice. O których nie powiedziałbyś nikomu. Czasem to wszystko tak trudne, że nie wiem jak mógłbym pomóc. Wiem tylko, do których drzew trzeba iść. Tam zaś już się dzieje. Mijamy czarne wstęgi dziczych tropów wiodących przez kukurydziska. Biała, nieco przyprószona dróżka wiedzie krokami do baśni, przypomina mi Opowieści z Narni. Cieknące nosy wzniecają gawędy o zdrowiu. Zgadzamy i wiemy oboje – nic szkodliwego to, kto niezwyczajny boi się przeziębienia. Tymczasem wygrzany w cieple mieszkań organizm w ten sposób oczyszcza się z tzw nagromadzonych ‘’zimnych śluzów’’, i krzepą wraca do formy. Wiem po sobie. Regularne zimowo – jesienne wędrówki w najgorszym chłodzie, powodują że praktycznie nie choruję na pospolite przeziębienia czy grypy.

09c749f50ffa54dda86d2febcde5ae70

W ciemności nie widzę reakcji drzew. Zwykle ”Topolanki” nasilają swoje kołysanie, gdy podchodzą do nich Wędrowcy. One wołały mnie i gościa. Mimo zimy. Topole zresztą zdają się być częściej aktywne zimowo, niż inne liściaste drzewa. Przykładam dłoń w odległości 20-30 cm, zanurzając uczucie w znajomym, przyjaznym cieple. Tętnią nim. Polecam Annie na jakiś czas się przytulić, sam odpoczywam pod drugą z Topól. Tak potrzeba. Gdy zbliżam się ponownie, Ania z przejęciem opowiada mi kolejną swoją historię.

– Dar mam pewien. Przekleństwo. Dar języków. To ostatnie, co powinnam zostawić. Od dawna umiałam mówić niezrozumiałe wyrazy w językach których nikt nie zna. Podobno w innym życiu zgodziłam się robić okropne rzeczy, w zamian za taką możliwość. Te słowa… One nie są dobre. Miały za zadanie gasić każdą Miłość która przybędzie na Ziemię. Wiem, że to jest nieustanna furtka do mnie, aby wracało stare… Widzę. Przypomina ośmiornicę czarną na moim sercu. Chcę się tego pozbyć.

Milczę. Nie zaskoczyła mnie, ani nie dziwią najróżniejsze opowieści. Rozmawialiśmy o tym po drodze. W środku pojawia się znajome łaskotanie, obrazy i słowa. Topola prosi abym to zrobił. Nie wiem jak! Krzyczę do niej w myślach. Nie jestem tak silny, nie umiem… Dalej dzieje się intuicyjnie, spontanicznie. Podbiegam do drugiej z Topól, przytulam na kilka minut. Ona daje instrukcje, ofiaruje słowa. Jestem z powrotem przy Ance, która także w ciszy tuli swoje drzewo.

– Czy jesteś gotowa i chcesz to zostawić ?

Pytam. Bo już wiem, że mogę. Drzewa są z nami połączone w procesie. Anka płacze, a jedna ‘’Topolanka’’ zrzuca kawałek kory. One zawsze chcą pokazać w jakiś sposób, że są obecne i pomagają. Chwytamy się za dłonie, zbliżając głowy do pnia. Wypowiadam wers, ofiarowany mi kilka chwil wcześniej przez Topolę.

– Żegnam wszystko co nie służy,
Życzę dobrej im podróży,

Dar, przekleństwo, ten niechciany
Odtąd niech jest pogrzebany,

Za Twój udział dziękujemy,
Wszystko już o Tobie wiemy

Niech pochłoną go głębiny,
A uzdrowią się przyczyny

Ziemi – Matce powierzamy
Pakt ten, węzeł przywiązany

Składam w Niej i zakopuję
Lekkość w sobie odtąd czuję,

W sercu światło się otwiera
Niech najlepsze dzieje teraz

Drży zawsze przeze mnie w takim momencie wzruszenie. Ono wzmacnia moc przekazu w prawdzie, i po prostu czyni. Uśmiechamy się oboje.

– A teraz chodz szybko na pole, zakopiemy to!

Wołam. Biegniemy w podskokach i przypadamy na klęczkach ku ziemi. Staram się wykopać dołek. Gleba jest zmarznięta, twarda, boląco chłodna. Anka natomiast znajduje obok już gotowy wydrążony dołek. Tam wrzucamy ‘’dar – przekleństwo’’ i zasypujemy ziemią z kretowiska. Poznaję, że lej dołka został wydrążony dziczym ryjem. Dla mnie symbol Sił Ziemi. A Topole pokazały nam w myślach i obrazach czynność zakopywania. Nazwaliśmy, podziękowaliśmy, przyjrzeliśmy się, i pożegnaliśmy powierzając żywiołom. Drzewa ukazały, bezbłędnie odczytały prawdę i podały wskazówki. Czysty szamanizm…
W tym momencie między topolowymi bliźniaczkami przeciera się nieśmiały księżyc. Oświetlił nasze postacie. Drzewa w jej aurze wyglądają dostojnie, potężnie i dziko. Nie mogę się nadziwić. Czas zimowy, a one jakby nigdy nic w gotowości do wszelkiej pomocy. A może to właśnie, przyjazn?

Dębowe Ciepło

I znów rozmawiamy. Z jednej strony o ich mocy, a z drugiej o trudnym czasie dla Drzew. Opowiadam jak jesiony prosiły niegdyś rankiem bym został ‘’bo za chwilę się zacznie’’. Trzeszczały, pękały, i zrzucały gałązki, starając się za wszelką cenę zwrócić moją uwagę. ‘’Zostań z nami. Chcemy żebyś tu był, gdy będziemy odchodzić…’’ szumiały. Nie potrafiłem jednak z nimi z nimi zostać, połączyć się w tym bólu. Nie wiem, czy kiedykolwiek będę umiał. Uciekłem. Mąż Ani jest leśnikiem i kocha obserwować ptaki, lecz o rozmawiających drzewach zabrania jej mówić. Dlatego nasze spotkanie jest wyjątkowe. I trudne zarazem. Trudniejsze z każdym krokiem. Widzę, że zacięli ciąć też pas przy drodze, na razie tylko krzewy. Zostają na hałdach stert, nikt tego nie zabierze, nawet nie spali ani nie wykorzysta. Jaki sens, tutaj? Odległa leśna dróżka, prawie bez ruchu aut, tyle ptaków się tutaj gnieździ. Jakby amok powodował cięcie dla samej frajdy. Rozpęd żądzy niszczenia. Może nieuświadomionej. Duzi chłopcy lubią pobawić się piłami, pohałasować. Nie ma żadnego uzasadnienia. Te bzy niczemu nie przeszkadzały. Choć na pewno nazwą to ‘’pielęgnacją’’.

Krzesimir ogrzewa nas ciepłem. W bezruchu pod jego pniem spędzamy jakąś godzinę, mimo narastającego mrozu nikomu nie doskwiera. Anna nie może się nadziwić jak to możliwe. Po raz pierwszy odbiera tak fizycznie drzewną energię. Ja śmieję się, i opowiadam dlaczego nocami nie marznę na czuwaniach. Bo dębów tulę, a oni grzeją wędrowca, by jak najdłużej wysiedział i bogate opowieści spisał. Dopiero gdy wstajemy i wychodzimy z tego ciepłego, opiekuńczego kożucha, zaczynamy czuć ziąb. Dużo się zadziało przez tą godzinę, mimo że nie rzekliśmy ani słowa. Krzesimir potrafi wymieniać między ludzmi informacje z pola duszy i silnie połączyć. To są głębokie pokłady. To czego nie da przekazać się słowami, a dusza wie. Nauczył się trudnej sztuki. Taka wymiana jest możliwa, jedynie przy intymnym, miłosnym połączeniu. Tak mi się wydawało. Bo dąb jakoś potrafi to obejść. Przeprowadzić duchowo. Jednak uczucia pozostają nie do opisania. W nurcie pobliskiej rzeki księżyc maluje mozaikę błyskami srebrzystych refleksów. Woda chłodzi rześkością.

Olbrzymi świerk tuż przy drodze tkwi w bezwładzie ponurym, lecz i On woła. Anna podbiega spontanicznie przytulić. Choć powinno się prosić i pytać, sam często tak robię. Trudno się powstrzymać. Mi jednak świerk tulić nie pozwala. Dostaję ‘’kopa’’ przez stopy jakby prąd. A u Ani opowieści. O rodzicach, dość trudnym dzieciństwie, żalu, krzywdzie. Podziwiam jak bardzo drzewa wiedzą, co wydobyć. Kiedy i jak pomóc. Co ukazać. Świerki zwykle nie śpią zimą. Dziś pełnia księżyca. Emanują wtedy sednem swoich najbardziej uzdrawiających energii. Dla mnie to święto widzieć chyba po raz pierwszy jak działa na kimś innym niż ja.

Przez szemrzące szronem łąki i i chłodny las docieramy do kolejnego miejsca postoju. Olbrzymi dąb stróżujący samotnej polanie, potężny i wspaniały. Ramionami konarów jakby niebo trzymał. Inny jest jakże od Krzesimira, strzelisty, wspina się wzwyż. Pień prosty. I on grzeje. Dziś 12.12. Magiczna data. Anna zaczyna coś nucić… Płynie czysta, srebrzysta melodia, delikatna, łagodna, kojąca. Nie potrafię przestać płakać. Może dlatego, że przypomina mi moje dawne wcielenie Kobiety, która tak samo pieśnią uzdrawiała, więzi z naturą pielęgnując. Słowa skądś przychodzą, o miłości do świata, współczuciu, współpracy, więziach, ciszy i nowej epoce Wolnych Lasów. Dąb pomrukiem przesłania głosi. Odczytujemy dębową przemowę, którą niegdyś spisałem właśnie tutaj. Słowa dzieją się żywe. U drzew poruszenie się robi. Dewy wypływają do tańca. Widać zarysy we mgłach. Świerkowy młodzieniaszek naprzeciw kołysze się w takt, trzeszczy i z głębin pnia swoje odgłosy dobywa. Bardzo chce być dostrzeżony. Czujemy ich obecność, jak wśród dobrych, kochanych przyjaciół. Spoglądam w górę, gdzie rozpościerają się złociste sznury dębowych konarów. Jakby świetliste, energetyczne przedłużenia. Dusza widzi po swojemu, czasem dając wgląd do świata energii. Nigdy nie myślałem, że będę potrafił to zobaczyć w towarzystwie innej osoby.
Sosna: Trrr, Trrrr, skrzypi. Dzikość pradawna przysiadła obok. Klękamy i składamy w darze jabłka. Sarnim skrzatom na uciechę. Drzewa cieszą się z ludzmi i celebrują zimowe święto życia. Wdzięczne są, żeśmy przyszli. To dla nich ważne, wiedzieć, że są też inni i złączyć siły pragnień w dążeniu do wspólnej harmonii. Gdzieś w oddali, ledwo słyszalne jelenie, przeprawiają się przez rzekę. Ania mówi, że nigdy nie przeżyła tak intensywnego kontaktu z drzewnymi istotami. Cieszy się i śpiewa, a one wokół trzeszczą, skrzypią i jęczą. Wiec tańczy. Zatacza coraz szerszy krąg. Człowiek Czujący. Współ. Człowiek Błogosławiący, wspierający, czyniący dobro. Bliski Bogu. Cały świat odpowiada mu tym samym. W takich chwilach widać to szczególnie. Drzewa Mówią: Nie wypierajcie się swojej tożsamości. Swej prawdziwej natury. Nie odcinajcie się od korzeni. Nie niszczcie, siebie i nas. Pamięć przetrwa. Waszą pieśń przechowają wieki. Ciężko nam opuścić to święte miejsce. Podążamy nocą wśród młodych sosen jak pradawni elfowie, z pieśnią szczęścia ulatującą w dzwoniących nutach. Głaszczą księżycowe prześwity. Kiedy na powrót wynurzamy się z lasu, na polu biesiaduje chmara jeleni.

Druga Noc Wędrowna. Matka Topola i Księżycowe Łabędzie.

Pełnia zapowiada się pochmurno i deszczowo. Podążamy starym, nieczynnym torowiskiem, które już bierze na powrót we władanie przyroda. Trzeba uważać na kolczaste gałęzie dzikiej róży, schylać pod konarami jabłoni i omijać gęste tarniny. Mam wrażenie, że jeszcze tylko 20 lat, a roślinność pochłonie pamięć po kolejowej linii. Dziś nie podmarza. Schodzimy z nasypu i brniemy zapadając się w miękkiej, wilgotnej ziemi. Za olszynami, na oziminie pasie się grupa saren. Ich zielone oczy pobłyskują w świetle czołowej latarki. Okolica choć mniej odludna, nocą zachowuje polny klimat pustki. Dziś odwiedzamy nietypowe drzewa. Ogromna wierzba, która urosła na…starym wysypisku. Motyw uzdrawiającego działania sił przyrody, dziś pojawia się często. Pochłaniają wszystko. Podziw. Z zewnątrz prawie nie widać, że pod spodem jest metrowa warstwa odpadów… Roślinność przerasta i pochłania wszystko, co człowiek zbrukał. Wierzbie dziękujemy, za tą pracę. Ona mówi, że człowiek tutaj przyjdzie i wytnie znów… aby było miejsce na nowe śmieci. Mimo to… Drzewo ‘’zbadawszy’’ nas swoim wglądem przytula energią i prosi aby właśnie o tych śmieciach opowiedzieć. One i tak zarosną wszystko. Zawsze. Nagły hałas ogłasza wędrówkę dzika. Zwierz prycha i łamie gałązkę. Trwa to chwilę.

Siadamy nad stawem obok, gdzie bieleją sylwetki drzemiących łabędzi. Tafla jest prawie cała zamarznięta. Nie odleciały. Jakaś czujna kaczka zmyka w szuwary. Śnieżni książęta wody jednak nie śpią. Przyglądają się, czujni, zainteresowani. Po chwili zanurzają szyję w lodowatej wodzie, w poszukiwaniu pokarmu. Gęsta ławica chmur rozprasza się. Księżyc rozrzuca swe błyski po zimowym lustrze zapomnianego stawu. Koi poświatą. Ogromne ptaki w jej aurze zdają się być utkane ze snu, nierzeczywiste. A jednak tu są. Podobnie jak ziąb, który podnosi nas do dalszego marszu. Suniemy ścieżką pod lasem, z prawej strony mając porośnięte szuwarami bagnisko. Pozostaję czujny. Tutaj mogą być dziki. Nagły szelest osadza w miejscu. Nasłuchujemy. Kto też czai się w trzcinach? Sekundy. Odgłos powtórzy się?
Znajome skrobanie wieści obecność bobra. Szczęśliwi – słuchamy pracy wodnego inżyniera.
I gdy podążamy potykając się na stożkach buchtowisk, drogę zagradza dość szeroka struga. Nie da się przeskoczyć. Dawno tędy nie szedłem. Ciężko było przewidzieć, jakie będą warunki. Prowadzę wzdłuż strumienia. Doświadczenie uczy, że zawsze natrafi się na jakieś przejście. A to kłoda powalona, węższy przesmyk, albo…bobrowa tama! Jest. Zapora miękka i luzna, jakby nie kontynuowana, ale da się po niej przejść. W kaloszach rzecz jasna. Ja forsuję śmiało, Anna kombinuje i próbuje, aby się nie zanurzyć. Wreszcie oboje na drugim brzegu. Taka przeprawa w ciemności nawet przez mały rowek nie jest oczywista. Czasem mimo płytkiej wody, muł potrafi pochłaniać ponad kolana. I wtedy po wyprawie…
Po wyjściu na przestrzeń, wokół wszędzie domy. Wspominam opowieścią jak to miejsce niegdyś było polem, po którym hasały swobodnie dziki. A wcześniej pewnie lasem. Dziś potomkowie ludzi, którzy wykarczowali, obsiali i uprawiali, Ci którzy teraz mieszkają tutaj. Chcieli blisko lasu. Ale przeszkadzają im dziki pod płotami a i nawet dziwi obecność zwierząt w miejscu gdzie występowały wcześniej. Mnie ani trochę. Nam miejsca do życia ciągle przybywa, a ich świat się kurczy z każdym rokiem. A przecież tylko chcą przetrwać. Rozmyślam. Kolejne dzicze pokolenia które się rodzą, nie pamiętają już tej dzikości, zmuszone są żyć w naszym hałasie, dostosować się. Gdyby tutaj przetrwał jakiś stary dzik, pamiętający ciszę tych okolic, musiałoby mu być bardzo przykro.

Mijamy szpaler młodych, gęstych osik. Stworzyły jakby tunel. Nasz cel – kolejny staw i dębowa oaza w Rodowym Kręgu, gdzie szlachetni dębowie wspierają ciepłem z głębi swych leśnych serc. Pod nimi przysiadamy w wypoczynkiem. Księżyc zawisł nad konarami. To rodzaj takiego piękna, które trzyma w nieustannym zachwycie. Można gapić się w nieskończoność. Czuję dębowe ciepło warstwami, na policzku. Srebrzyste cienie młodych drzewek sterczą tajemniczo. Brzozy lśnią białą aurą. Zewsząd budzi się chłód, ale dęby grzeją, jak to one. Ma się wrażenie, że trzymają barierę temperatury.

– Huuu, huuuu puuuhuuuu!

Puszczyk Dobrodziej nawołuje. Budzi duchy Kniei. Gdy na łów ruszają sowy, jest już rzeczywiście późno. Bobry nieśmiało hałasują w stawie, pilno im do swoich robót. Pod dębami spędziliśmy jakąś godzinę, po prostu wypoczywając. Tym razem każdy pod ‘’swoim.’’ Dobrze pozostać samemu z ciemnością, jednocześnie wiedzą, że ktoś jest obok choć go nie widzimy. Ostatni etap naszej podróży, a w zasadzie powrót – polna, piaszczysta droga, już coraz rzadziej porosła wielkimi topolami. Mijamy ścięte olbrzymy pniaków. A potem kolejne. Ja opowiadam. Jak tańczyć nocą lubiły i gałązki zrzucały na powitanie. O przesłaniach, które dane mi było pod nimi spisać. I kiedy stajemy pod jedną z nich, Ania spontanicznie podbiega aby się przytulić. Długo tak tkwią. W pniu drzewa dostrzegam fioletową kulę, znane mi już ‘’topolowe serce’’, która przesuwa się po linii góra – dół. ‘’Oho, coś mocnego się dzieje’’ – Myślę. Odbieram, że drzewo sporo zabiera. Głęboki pływ. Po kilku minutach zbliżam się i ja… słychać płacz.
Błyskają światła – jakieś auto mija nas zdumione, wraz z pasażerami których dostrzegam oniemiałych kątem oka. Tak. Dwójka wędrowców tuli nocą przy drodze jakieś drzewo. To musi być dla nich dziwne. A u nas po prostu dzieje się… proces.

– Ona pokazuje mi Matkę… Czuję jakby tuliła mnie mama. Taka Miłość.. Jak ona to potrafi? Ale ona prawie mnie nie tuliła w dzieciństwie. Nie była wobec mnie czuła. Nie potrafiła. Nie otrzymałam… Ale ta Topola… Ona to robi jakby Matka. – opowiada Anna.

Słucham, i wiem, że nie takie rzeczy drzewa potrafią. Wiem, że dzieje się coś ważnego. Uzdrowienie w relacji na poziomie – Nieukochane, a łaknące Dziecko – Rodzic. Drzewa wszystko potrafią poruszyć. Wydobyć, ukazać. Myślę i gorzko. Wycinają je po kolei. A one tyle dają, ot tak z siebie. Przechodziliśmy tędy tylko. Nie planowałem tutaj się zatrzymywać. Ale komu dziś jest potrzebny wgląd w swój ból? Konfrontacja z nim? Uzdrawianie, pójście dalej? Kogo obchodzi własne wnętrze? Ważniejsze to drewno, którym napali się w piecu albo sprzeda. Resztę przykryją inne rozpraszacze. A bolesny człowiek pójdzie dalej zadawać swój innym ból, przekładać go na kolejny istoty, rozpraszać w działaniu toporem, piłą… Zaklęty krąg wyparcia.

– Więc teraz otrzymałaś. Abyś poczuła, jak to jest. Jak przytula i Kocha Mama. Drzewa chcą abyśmy byli szczęśliwi. Każdą ludzką energią, uczuciem, emocją, potrafią operować. Ponieważ są nam bliskie. Niemal takie jak my. Starsi bracia w istnieniu. Od zawsze nasi terapeuci i przewodnicy. Chętnie pomogą, gdzie tylko potrafią. One wiedzą. Spełniony, uzdrowiony człowiek, to harmonia wokół. Ten który doświadczy ich Mocy, stanie się Opoką. Będzie chronił i błogosławił Życie. Teraz to Twoje poczucie krzywdy, braku opieki, zawodu, już pochłonęła ona. I przytuli Cię tak samo znów, gdy tylko będziesz potrzebować.

Odpowiadam, wyjaśniam pracę drzewa. Pamiętam gdy zobaczyłem mojego gościa po raz pierwszy, wiedziałem – jej Drzewem Mocy jest Topola, a opiekują się Dęby. I jesteśmy tutaj ‘’przypadkiem’’. Wczoraj przy powrocie zepsuł się jeden z rowerów, poszliśmy więc pieszo w inny rejon, choć mieliśmy zamiar odwiedzić Jesionowy Szlak. Chociaż usterka była prosta, jakoś nie wziąłem się za jej naprawę. Wszystko wydarza się idealnie – tak jak ma być. Zda się leśne skrzaty psocą, a finalnie pomagają w drodze po ukochanie kolejnych aspektów siebie. Bo z tym rowerem ciekawa historia. Dojechaliśmy, zostawiliśmy pod lasem, a po powrocie łańcuch jednego był zupełnie zablokowany. Spędziliśmy z pół godziny próbując go nałożyć, przeszkadzała osłona. W domu z narzędziami naprawa to pstryk, w ciemniej kniei z palcami i samym scyzorykiem, trudniejsze. Ostatecznie wziąłem Anię na hol, przy pomocy… zapasowych spodni z plecaka  I tak jechaliśmy powolutku.
Gdy wkraczamy w świat oświetlonych osiedli, długo jeszcze rozbrzmiewają rozmowy; spoglądamy na telewizory w oknach, świąteczne dekoracje i światła samochodów. Po kilku godzinach w głuszy to wszystko wydaje się takie nierealne, nie nasze, odległe, jak huczny, brzęczący rozhoworem ułudy sen.

P91212-212625

A jeśli i Ty masz ochotę przemaszerować podobną Noc Wędrowną i zatopić się w świadomym odczuwaniu energii lasu, pytaj o swój termin. Wyprawy są możliwe w ciągu całego roku, nie tylko podczas pełni księżyca. Kontakt w sprawie zgłoszeń:

czeremcha27@wp.pl

WAŻNE WIEŚCI: Dziękuję za Twój czas spędzony z czytaniem i pobyt w Krainie Szeptów. Moja strona może istnieć nie tylko dzięki mojej pracy, ale przede wszystkim pomocy zaangażowanych czytelników. Razem tworzymy to miejsce. Będzie dla mnie ogromnym wsparciem oraz miłym podziękowaniem, jeśli zechcesz poświęcić chwilę i przekazać podarunek na rozwój tego miejsca i realizację podjętych projektów. Można to zrobić drogą zbiórki klikając TUTAJ:

https://pomagam.pl/pomocdlawedrowca

Lub bezpośrednio na konto bankowe, z dopiskiem ”darowizna na rozwój bloga” :

PKO Bank Polski 72 1020 4027 0000 1602 1428 4709

Dziękuję serdecznie za każdą pomoc ❤

Sylwester słuchany w lesie. Jakiej traumy doświadczają przerażone zwierzęta?

Raz jeden to zrobiłem. A potem – drugi. Chciałem się przekonać. Jak ludzkie świętowanie przeżywają dzikie zwierzęta? Co dzieje się w ich świecie? Tym razem nie umówiłem się ze znajomymi, nie poszedłem na bal. Zamiast tego przywdziałem ‘’kostium’’ wędrowca i ruszyłem do lasu. Co może się wówczas dziać, znałem dotychczas jedynie ze smutnych opisów i domniemań. Ten impuls wystarczył, abym zapragnął znaleźć się nad strumieniem w bobrowym królestwie, nieopodal dziczego bagna.

Już wkraczając na pola, znać było, że tu nie jest jak zawsze. Żadnych większych ani mniejszych zwierząt, nie napotkałem sarny, dzika, lisa, zająca. Wszystko gdzieś przywarowało – wyparowało, wyniosło się. Na rozlewisku siedział tylko jeden kaczor, choć normalnie nocuje ich tam kilkanaście. Siadam na kamienisku i słucham huków….jest 22:30.

Najgorzej chyba znoszą to ptaki…Z zamyślenia wyrywa mnie powtarzający się okrzyk bażanta. Nocujący na drzewie kogut odpowiada z przestrachem na każdą salwę. W końcu słyszę jak spłoszony odlatuje…ten charakterystyczny trzepot skrzydeł. W międzyczasie cały czas, z przerwami skrzeczą sroki. W ich głosach znać poirytowanie. Te przynajmniej nie odlatują. Czasem na huk odpowiadają kaczki, ale ich dziś mało. Bobrów nie słychać, choć normalnie majstrują stale przy swojej tamie. Chyba zaległy w norkach. Pluszcze woda. Słyszę jakieś nieznane, nieokreślone kwilenie. Też chyba jakiś ptak. Dobiega z grupy niskich krzewów. W pewnym momencie, mimo pojedynczych wystrzałów okrążą mnie ciekawski Puszczyk. Chyba on jeden tu nie zwariował. Panika. Zewsząd dobiegają alarmujące, przeraźliwe głosy żurawi. Mimo, że do godziny zero zostało jeszcze sporo, wybuchy wstrząsają co kilka minut. Żurawie krążą nad lasem po ciemku – są zbyt przerażone by wylądować. Powinny teraz w spokoju spać nad bagnem. Wtórują im gęsi, też kręcące się w powietrzu. Ptaki latają bezładnie, chaotycznie, ich odgłosy zbliżają się i oddalają. Wiem, że dla gęsi to dużo większy stres, ponieważ zostały przez człowieka mianowane ‘’gatunkiem łownym’’. Im palba i huki kojarzy się z tym co najgorsze. Mam wrażenie, że będą tak krążyć do wyczerpania… Ale to nie jedyny ptasi horror. Bo z perspektywy lecącego ptaka wygląda to dużo gorzej. Oprócz słyszalnego huku, widzi kolorowe rozbłyski na horyzoncie, gdziekolwiek się dziobem nie zwróci. Chciałby uciekać – nie ma dokąd. Wszędzie błyski, odbijane dodatkowo przez chmury. A przecież nie wiedzą, że to tylko człowiek, tak to radośnie ‘’wita nowy rok’’. Ptactwo krąży więc nad obszarem, gdzie jest względnie ciemno, zderzając się w chaosie i nawołując rozpaczliwie. Wiele z nich nie przetrwa tej nocy. Ale nie tylko gęsi i żurawie – z lasu dobiegają nas piski i ćwierknięcia mniejszych ptaków, będące trwożliwą odpowiedzią na kanonadę. I nie sposób odróżnić gatunku. Jak długo obserwuję i słucham ptactwa, tak tu się gubię. Muszą wydawać takie odgłosy tylko w największym przerażeniu… Wszyscy myślą, że gęsi i żurawie odlatują na zimę, i to są dane mocno nieaktualne. Ogromna część z nich, zostaje i zimuje. Tu gdzie mieszkam, żurawie widuje się i słyszy cały rok. Gęsi natomiast koczują na polach uprawnych, mając zresztą w pobliżu największe w Wielkopolsce stawy hodowlane, gdzie śpią i żerują na okolicznych polach. Bywają ich tam tysiące. Zbliża się TA godzina. Kanonada przybiera na sile. Podziwiam fajerwerki rozbłyskujące tuż nad linią lasu, mam doskonały widok z każdej strony. Wyrażam wdzięczność wobec wszystkich bliskich osób, za ten udany rok. Wypowiadam życzenia na kolejny. Przepraszam zwierzęta…Huki przycichają nieco. Słyszę piskliwe nawoływanie gęsi. Leci jedna. Wiem co się stało. Za chwilę podlatują kolejne, po dwie, po trzy, ale nie więcej. Krążą nawołując rozpaczliwie, oddalają się i zbliżają. Gdzieś się rozproszyły, ale ich okrzyki nie cichną. Przecież teraz powinny latać kluczem…Ten nadlatuje za kilka chwil. Jest całkiem liczny. Wszystkie gęsi wrzeszczą i krążą, próbując zebrać rozproszonych członków stada. Obierają jakiś kierunek, a tu salwa…Ludzie nadal strzelają. Zawracają i znów… gdzie się nie zwrócą, tam rozpryskują iskry. Widzę, że każdy huk powoduje drgnięcie ptaków i zmianę kierunku. Klucz znów miesza się, kotłuje. Krążą nie mając dokąd odlecieć. Skąd mają wiedzieć, że najbardziej powalony gatunek na ziemi robi COŚ? Mimo, że jestem daleko od domów, czuję opary prochu. Skoro czuję ja, to co dopiero zwierzęta?

Około godziny pierwszej wszystko przycicha. Choć co chwilę powtarzają się pojedyncze strzały. Ruszam w drogę powrotną. Po drodze mijam zagajnik, zawsze kryje się w nim mnóstwo saren. Tak się zastanawiałem, bo przecież kozły saren reagują ochrypłym szczekaniem na wszystko co nietypowe. Tym razem się nie odzywały, ale po prostu ich nie było… Jednak, słyszę jak jeden chrypi. Ale to takie nietypowe. Głos mu się łamie, przerywa, a on nie przestaje. Jest w tym zawarta jakaś przerażająca rozpacz i bezsilność. Tak jakby, ‘’chcę uciec, nie chcę tego słyszeć, ale nie ma dokąd’’. Zdaję sobie sprawę, że musiał tak poszczekiwać od początku, ale z uwagi na odległość i hałas nie mogłem tego słyszeć. Jeden został. Głos mu się trzęsie, przerywa, gaśnie, a on dalej chrypi…w życiu czegoś takiego nie słyszałem.

A przecież to raptem kilka gatunków zwierząt. Gdzie kuny, śpiące borsuki, króliki, zające, jelenie, dziki, łasice, bobry, wiewiórki, nietoperze i cała reszta? Nie trzeba chyba nikogo uświadamiać, że dla nietoperza który doskonale słyszy, a hibernuje, nagły lot w mrozną ciemność może być zarazem ostatnim. One tam są. Zastygły w chłodzie przerażenia. W swoich norach, jamach, żeremiach, gniazdach, wykrotach. W napięciu przeżywają każdą sekundę huku. U ilu z nich serce nie wytrzyma, ile nie widzimy… Pozostają martwe w zakamarkach, dziuplach, krzakach. 

hand-lighting-red-rocketfireworks-fuse-cmannphoto

Petardy to nie tylko utrapienie dla zwierząt, wiele osób starszych, dzieci autystycznych, czy chorych na inne jednostki, również bardzo trudno to znosi. Ci ludzie żyją wokół nas. Kiedy zaczniemy z pełną odpowiedzialnością, szacunkiem i uwagą traktować inne zamieszkujące z nami świat istoty, wtedy może zasłużmy na dumne miano ”człowieka”.  Koniec roku. Czas podsumowań. Planów i podziękowań. Początków nowej kreacji, zatrzymania. Ja naprawdę nie rozumiem. Do tego potrzebna jest cisza, jeśli chce się w życiu swym dalej cokolwiek zmieniać. Taniec, muzyka, rozumiem. Petard nigdy.

Z pamiętnika Wędrowca: Oczyszczenie

Żywioły rozpętały się do noworocznego tańca. Mam wrażenie, że próbują spłukać wszystko to, co człowiek wczoraj zbrukał, a szumem furii drzew, tą kojącą muzyką uspokoić ptasich i zwierzęcych mieszkańców. Chmury pędzą w amoku po niebie, chłosta zimy wiatr, a co kilka minut ziemię omywają potoki strug lodowatego deszczu, który zdaje się być razem z wichurą jednym biczem bożym. Chwilami pokazuje się słońce, po to tylko, by za moment schować się za groznym granatem pędzących cumulusów.

~ Powyższy tekst jest fragmentem moich książek ”Szepty Kniei” oraz ”Pamiętnik Wędrowca”. Obie książki dostępne są tutaj: 

https://ridero.eu/pl/books/szepty_kniei/

Możesz też wesprzeć moje ciche kniejowanie, dorzucając coś na rowerową zrzutkę:

https://pomagam.pl/rowerdladobralasu

A jeśli masz ochotę na więcej szeptowych tekstów i przyrodniczych opowiadań, zapraszam do naszej grupy PRZYJACIELE KNIEI,  gdzie obecnie zamieszczam 90% swojej twórczości spoza bloga.  

Grupa działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty w niej publikowane, w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko tam. Obecność w niej daje Ci bardzo konkretne zniżki na nasze kniejowe wyprawy i wszystkie warsztaty.

https://patronite.pl/szeptykniei 

Wszystkiego leśnego 

56263ca0064b4b5bb3c52c5a9df8f8f6

Drzewa przydrożne. Wspomnienie wspaniałych topoli.

Odchodzą cicho jakby. Choć wyobrażam sobie trzask pękającego pnia i głuchy duden upadającego cielska, co przez epokę przypatrywało się pędzącym w dole ludziom. Dziwiło, słuchało, i swoje dla świata robiło, nie wnikając zbytnio. Pochłaniało zanieczyszczenia ludzkie, a dla istot wszelakich domem i przystanią, a nawet całym światem było. Drzewa przy polnych dróżkach. Chyba najbardziej zapomniane ze wszystkich. Tu nikt nie ocenia, nie sprawdza, a nuż się uda, i nikt nie zwróci uwagi. I nie zwracają. Biegają, w słuchawkach na uszach. Przejeżdżają w galopie, mijają. Ja się zatrzymałem, bo to jedna z tych Topól, która zimowe przesłanie opowiedziała. Była tak wielka… Jeszcze kawał czasu przed sobą miała. Przekrój pnia zdrów, jedynie w środku trochę czerni, a to zaczątek był. Drzewa innych gatunków z czymś takim idą przez wieki, zanim je powali. Pamiętam jej kojącą, rześką energię, jak szumiała zawsze z gromką radością, gdy przechodziłem nocą polem. Zatrzymywała w marszu na długo. Gdy już było bardzo późno śpiewała tym jedynym, mocnym, prawdziwie melodyjnym topolowym głosem. Dołączały się inne do wtóru, szpaler żyw się robił, i tańczyliśmy nawet niekiedy. Choć nie są tak skoczne jak brzozy. Wiersze opowiadała. Tak po godzinie bycia razem, odkrywały się przed człowiekiem zupełnie, wirując fioletową energią, która spływała z pni kaskadami. Jemioł trochę zdążyła uzbierać, jak pomponów zielonych.

Takie filary tutejszej pustki, jak królowe dostojne przystanią są dla ptactwa co przemierza pustkowia odległe i zatrzymuje do wypoczynku. Widywałem kwiczoły, szpaki, kosy. Nasz przodek sadził drzewa przy alejach aby cień dawały podróżnym, chroniły nawiew zasp, hamowały porywy wiatru i szlak znaczyły zimą aby nie zboczyć. By pnie wielgachne podpory plecom użyczyły strudzonym wędrowcom. W tamtych czasach było to bardzo ważne dla komfortu konnych i pieszych podróżnych. A i gałęzi susz do czegoś się nadał. Dawniej maści i driakwie z pożytecznych topoli robiono. Dziś przychodzi człowiek i ‘’zagrożenie’’ tylko widzi. ‘’Przeszkodę’’. Droga pozostała piaszczysta, ruch wzrósł, może asfalt będą robić, taki wiecie fajny co praży się w słońcu i kruszeje. Po którym można będzie jezdzić jeszcze szybciej i zwierzę potrącić, albo blizniego. Ale najważniejsze, że nie ma już drzewa, które przeszkadzało w pędzie i stanowiło zagrożenie. Kilkanaście metrów dalej na tym samym poboczu hałda opon leży. Człowiek przychodzi i wie, że trzeba zabierać, tylko nie co swoje… Pień aby został. I pustka. Nie tylko krajobrazowa…

Już wolałem to spokojne, senne zapomnienie.

P91204-114941

Pełnia śpiących kwiczołów. Czas huczki.

Po kilku dniach dżdżu i delikatnych słot, wreszcie niebo zaczęło się przecierać. Księżycowy Czarodziej, co to dopiero wynurzył się zza kotary chmur, zerknął z niebios na błotniste kałużyska. Srebrzystym promieniem omiótł połacie i przemianę postanowił uczynić. Wezwał na pomoc ziąb, chłody i zimnicę. Odwieczna kompania, braterstwo śmierci… Po polach spaceruje powoli Dziad Mróz, księżycowy pomocnik. Bruzdzi, ścina, utrwala i grudzi. Bo i grudzień w kalendarzu nastał.

Idę powoli, starając się nie szeleścić. Nie jest to łatwe, gdy wszędzie walają się sterty wypłowiałych liści. Ziemia kołdrą się otula od mrozu. Wokół mnie pustki i przestrzenie rozległych pól. Srebrzyste blaski prześwitują ponad jesionową aleją mamiąc wzrok czarami psot. Wyobraznia harcuje. Swoje widzi. Nastroje. Podziwiam jak zmieniają się moje. Od dziwnego zablokowania w splocie, po smutek głęboki nad zdarzeniami świata. I gdy tak siłuję się z przemyśleniami, na baczność podrywa mnie niespodziany łopot.

– Trt Tritt, ttt, kuiiiit!

Poderwało się kilka ptasząt z krzaków obok. Ojej, kwiczoły! Śpią tutaj? Przepraszam! Gdybym wiedział, że tu jesteście… Wybrałbym inną drogę. Kolejne kroki przynoszą następne alarmy. To nie było kilka ptaków. Kwiczoły siedzą wszędzie wokół i podrywają się stadami ze szczebiotem gdy mijam kolejne krzewy. Ulatują w srebrzystą przestrzeń. Część zostaje i terkota. Widowisko oniemienia. To jest jakaś olbrzymia grupa wędrowna. Setki ich podrywają się w powietrze, zataczają krąg i osiadają. Głupio mi, że tak im przerwałem, lecz chodzę tędy tyle razy i nigdy nie było. Pocieszam się, że wszędzie tutaj są owocowe krzewy, ptaki rankiem będą miały pod dziobem stołówkę dla uzupełnienia energii. A dla mnie to lekcja. Dla nas wszystkich. Opowiadam często o tych zakrzaczeniach – ileż ptactwa tam się gnieździ wiosną. Jak pięknie hamują wiatr czyniąc wędrówkę przyjemną. Myślimy – ‘’jakieś krzaki, nic tam nie ma’’. Wycinamy. A tymczasem służą one opieką nawet ciemną zimową nocą, ptasim podróżnikom z daleka. Mówię półcicho, aby się nie bały. Z kolejnych gromad startują już tylko pojedyncze sztuki.Dociera do mnie, że ten niezrozumiały niepokój który cały czas czułem, pochodził od śledzących mnie w napięciu ptaków. Gdy mijam miejsce ich noclegowiska, całkowicie znika. Za szpalerem tarniny prześwitują jakieś ciemne sylwetki. Oho, chyba sarny. Tak. Sprawdzam w nocnej lornetce. Gapią się zdumione. Idę natychmiast dalej, bo wiem że w ich mniemaniu podążający człowiek ich wtedy nie widzi. Są spokojniejsze, niż gdyby stać i obserwować lekko szeleszcząc, zwłaszcza gdy nas wykryły. Sarnie siostry spoglądają ciekawie, odprowadzając rzucanymi z ukosa spojrzeniami. Jedzą jakąś rzepę, której łan porasta to poletko.

Chcę dziś odwiedzić Klona Kostura, tego Bożego Wesołka, co z wszystkiego się śmieje, kocha ludzi i pomysłami obdarza. Wołało to miejsce już od paru dni. Ciągnie mnie do ciszy Jesionowego Szlaku… Akustyka jest tu taka, że nie docierają zwykle odgłosy z wiosek. Można całkowicie zanurzyć się w sobie, pieśni duszy posłuchać, odkrywać… To ważne, i dla siebie posłuchać odpowiedzi. Mimo zimy Klon nie śpi. A przynajmniej odbieram jego narastającą radość już kilkudziesięciu kroków. Szpaler nagich drzew stroszy się i szeleści czym jeszcze może, jakby witał moje przejście fanfarą. Kłaniam się gołym śpiochom. Będąc w naturze mam często poczucie synergii z istotami, żywiołami, energiami które tutaj pracują. Przejawiają się w zdarzeniach , ‘’idealnych ‘’ ruchach wiatru, szelestach, zwierzętach. Mróz gęstnieje i zaczepki szuka. Klona wyczuwam jeszcze zanim podejdę. Tak, cieszy się, że przyszedłem. Jest szczęśliwy, że ostatnimi czasy decyduję odkrywać przyrodnicze bogactwo właśnie wokół niego. Pamiętam, raz gdy mnie wezwał, a na miejscu w którym zawsze pod nim siedzę wylegiwał się zaskroniec. Niespodzianka – potwierdzenie. Dziś chcę tylko z nim pobyć. Choć proszę o swoje sprawy, pozostawiam mu pełną swobodę. Niechaj robi co chce. Ja zasiadam pod pniem i przepatruję lornetką horyzonty. Metoda bardzo mi się sprawdza. Zawczasu, z dużej odległości wykrywam zwierzęta i mogę je ominąć. Nie wpadam nagle, i nie przeszkadzam. Choć na polach mają dostatek żeru, staram się swoją obecność zawsze uczynić jak najmniej widoczną i kłopotliwą. Kochany Klonie. Ty przytulasz tak mocno i ciepło mimo mroznej pustki wokół. Naładowałeś się słońcem przez lato. Teraz mi ofiarujesz. Długo dziś nie zostanę. Ziąb daje w kość. Spróbuję swoich sił z dodatkowym ubraniem w czatowni, tam mniej wieje.

Negocjuję sobie z panią Zimnicą, wzdrygając na plecach kolejne dreszcze, gdy delikatne ‘’szurr’’ otwiera mi wzrok szerzej. Liściastą drogą podąża puchaty piesek. Burza myśli, kto to? Zaszemrał pazurem po jednym liściu – tak subtelnie, ledwo słyszalnie. Zamieram w kamień, zauroczony. Po ciemniej masce na pyszczku poznaję – to jenot! O rety, pewnie zaraz mnie wyczuje i czmychnie. Kroczek za krokiem, jest tuż. Ja siedzę tu może jakieś 7 minut, ślad zostawiłem świeży. A on idzie tędy i wącha. Uspokajam się. Zwierzak mija mnie powoli, jakbym dlań nie istniał. Wiem, że to prezent od Kochanego Klona. Drzewa okazują Miłość w zdarzeniach. Gdy ‘’puchaty’’ szeleści jeszcze w tyle, przychodzi mi obraz. Nasze świadomości jakby na sekundy złączyły się w jeden przepływ – widzę pod katem z jego perspektywy. Jak on postrzega. Widzę siebie. Ale nie jak wyglądam. Biaława sylwetka ulana jakby z mgły, chwieje się i rozwiewa niosąc swoją esencję w pola. Nic dziwnego, że dlań nie istnieję… Bo i z jednej strony przyzwyczajam się do takich zdarzeń, z drugiej wciąż nie rozumiem i zachwycam. Czyli, jestem mu duchem. Po prostu. A jenot dziwi. Przecież podobno zapadają w jakiś rodzaj zimowego snu, tymczasem to już któryś, którego oglądam w środku zimy przy mrozie. Chociaż, gdybym był taki puchaty, też bym więcej wędrował. Szelesty malucha gdzieś gasną. W pamięci zacierają się zjawy. I nie wiesz po chwili takiej magii, czy wydarzyło się naprawdę, a może zdarzył się sen.

– Fuch – buhhh! Rozbrzmiewa gromko gdy maszeruję. Dziki ostrzegają się przed człowiekiem. Nie widzę ich. Wokół kukurydziska, więc gdzieś są. Czatownia znajduje się w polu. Widok rozległy i wspaniałe miejsce do zasiadki pełnej wrażeń. Z każdej strony doskonale będzie widać, a tędy migrują zwierzęta pomiędzy lasami. Z jednym tylko ale… Na przestrzeni, chłód dokucza bardziej. Czatowanie, to nieustanny sprawdzian siebie. Ale ja się dziś przygotowałem. Są dwa termosy, chlebak, plecak pełen ubrania i puszyste mięciusie skarpety ‘’świąteczne’’. Te do siedzenia sprawdzają się lepiej zamiast butów. Na sobie mam trzy koszulki w tym dwie ocieplane, kurtkę z wypełnieniem co nie przepuszcza wiatru, i na to dwie bluzy. Grube rękawiczki, oraz i równie uzbrojony dół wyposażony w podwójne i znów ocieplane kalesony, oraz trzy razy spodnie. W oddali przemykają i gasną światła aut. Dokądś pędzą. Tu zaś nieustraszona sowa pójdzka zawodzi śmiertelnym zawołaniem – Dziadka Mroza na pojedynek wzywa. Czernieją stożkami stare kretowiska. Zasiadka wcale się nie dłuży. Nade mną gwiazdy i sowie jęki, a w rowie nieopodal gramolą się z fuknięciami ukryte dziki. Jak pomyślę, że one teraz taplają się w wodzie… Ale stąd bierze się krzepa. Można potem wędrować gołym polem, mając naprzeciw żywiołów jedynie grubiznę czarnego futra.

62b185738752c39b83e094eed5863e14

Gdy ciało zaczyna tańczyć w podrygach starając się zachować resztki ciepła decyduję ruszyć dalej. Stąd, polami mam już blisko do krainy łąk i podmokłego olsu. Wiatr lekko wieje, jest bardzo przejrzyście. Darń skrzy się kryształami srebrnych migotów. Mróz pochwycił wszystko. Siłuje się z życiem. Podczas wędrówki ogarnia mnie…błogość… Ciepło wnet rozlewa się w środku. Oddech głęboki, spokojny, zdrowy. Tu nie przeszkadza żaden kurz, który w mieszkaniu tak dokucza już po paru dniach od sprzątania. Twarde, kuliste grudy czuję stopami przez kalosze – te są dla mnie jak masaż. Z każdym krokiem szerokie połacie otwierają się z gościną zmagań.. Docieram do szosy, gdzie ‘’coś’’ przemyka mi bezgłośnie przed nosem, pogrążają swój cień w polu. Dwa zające przeniknęły jeden za drugim, a teraz siedzą nasłuchując czujnie. Nie trwonią cennej energii na ucieczkę. Choć jak na zimę jest dość znośnie, i tak mi ich szkoda. Podziw. Tyle różnych stworzeń pląta się nocą, starając po prostu przeżyć. Polami, zwłaszcza zamrożonymi wędruje się wygodnie. Nie zauważasz nawet jak pochłaniasz kilometry. Długa noc pozwala na daleki obchód i tak po prostu kocham – bez zmęczenia, ogrzewany własnym ruchem i zawsze mogę przysiąść gdziekolwiek, popatrzeć na innych zwierzęcych podróżników. Wszyscy dokądś zmierzamy…
Nie sądziłem, że dziś tutaj się znajdę. Blisko 10 kilometrów od domu, przewędrowane pieszo. Ten las też wołał. Odbieram fale przenikającej radości. Czasem zastanawiam się dlaczego? Czy aż tak jestem tu potrzebny? Co wnoszę? Przechadzam się tylko…
Lornetka pokazuje ciemne sylwetki saren, które jedna za drugą maszerują w kierunku rzepaku. Przeczekuję ich przemarsz pod ogromną Topolą. Cienie zapomnienia. Wykrzyknik hałasu. Jakiś oburzony dzik przedziera się przez podszyt z łoskotem. I to są chwile… Nie wiem gdzie jest, a on gna. Nie wiesz gdzie dokładnie wyskoczy. Nie chcę problemów ani wzajemnych pretensji. Szuram lekko nogami w miejscu, aby usłyszał. Olbrzym zmienia gdzieś kierunek i wymija mnie bokiem. Podążaj bezpiecznie bracie. Nie wychodz na otwartą przestrzeń. Posyłam mu myśl.
Kiedy sarnie duchy przemijają udaje mi się bezgłośnie wdrapać na ambonę. Stąd mam widok na całą ich chmarę. Lornetka paruje na zewnątrz, od ciepła moich oczu i śmieję się wtedy. Można kupić i taką za kilkanaście tysięcy, a efekt będzie ten sam. Cierpko rozmyślam. Obcowanie z naturą. Ja, a one. Podziwiam. Ja izoluję się kolejnymi warstwami odzieży, zapijam gorącym z termosu, a one leżą na mokrym szronie, wprost w gołej ziemi. I obojętnie jakie warunki przyjdą, radzić sobie tu będą. Nie będzie ciepłego łóżka, skarpet, koca. To się nazywa przystosowanie + wola przetrwania.

– Kui, kuiii, kuiiii!

Mroczny, jękliwy zew lecący z ciemnego lasu, zapowiada łowy samicy puszczyka. Wieści, że i w gęstwinach runa gryzonie nie są bezpieczne. Ze ściany boru wychodzą jakieś ogromne sylwetki. Przypominają niedzwiedzie. Tak. W kniei nocą, niczego nie można być pewnym ‘’na oko’’. Lornetka i sposób poruszania ukazują jelenie. Te nie są tak swobodne jak sarny. Trzymają się zwartą grupą. Co chwila ‘’omiatają’’ przestrzeń wokół czujnymi głowami, i pasą się dość ostrożnie. I teraz dzieje się ciekawie. Wraz z wyjściem jeleni, część saren podnosi się, i chyłkiem uchodzi do lasu. Stada mijają się. Jakby jedne ustępowały drugim miejsca. Płowi pielgrzymi nocy. Jakaż to znajomość swego otoczenia, tak zmienionego przez człowieka i jakie przystosowanie, aby z tych przekształceń korzystać. Pamiętać wszystko muszą. Tu zaraz pod lasem rzepak, dalej oziminy, gdzie indziej rzepa czy kukurydzisko. Niekończące się stoiska biesiadne. I zawsze wybiorą świeżość, zamiast zatęchłego siana w paśniku. Tu mogą sobie nie przeszkadzać. Paśnik jest mały, trzeba się przepychać lub ustępować. Zwierzęta nie lubią zagęszczenia wielogatunkowego. To nienaturalne. Przy wodopojach, tak samo zmieniają się, korzystając o różnych potach aby sobie nie wchodzić w paradę. Z rozmyślań wyrywa mnie przeraźliwe rzężenie połączone z warkotem okraszone ‘’kotłowaniem’’ pobliskich zarośli. Jakby dwa wielkie psy walczyły ze sobą. Jakiś szczęk, kłapanie… Są straszne, okropne. Wdarły się klinem zaskoczenia w srebrną ciszę. Głowa galopuje w analizach i nagle wiem – toż to huczka dzicza! Słyszałem już niegdyś. Zimowe misterium przyrody, nie tak gromkie i dosadne jak rykowisko, choć jak słychać nieco upiorne. I nie tak łatwe do podsłuchania. Niestrudzone odyńce wytrwale tropią ponętne lochy kilometrami bezdroży, a największe z nich zwierają się w potyczkach z rywalami, tocząc bitki o prawo do świńskiej damy. I do tego dzik używa swego orężą, zakrzywionego kła, w gwarze łowieckiej ludu zwanego fają. Potrafią niezle się wtedy poharatać, pogryzć. To dlatego dziś podczas marszu, słyszałem te nieokreślone, przytłumione z daleka ‘’huknięcia’’. Stąd wzięła się nazwa. Czas huczki. I mawiało, że ‘’dziki się hukają’. Cokolwiek im to oznacza. O huczce nie pamięta się jak o rykowisku. Nie wspomina, brakuje jakichś poetyckich gawęd i opisów. Zapomniane leśne święto czarnego zwierza. Na ten czas, wielkie odyńce – stare samotniki żyjące dotąd osobno starają przyłączyć się do watach i przeganiają młodsze samce. Władać im się zachciewa, panować. Cały rok pielęgnowały samotność, kształcąc się w doświadczeniu i obyciu leśnym. Unikać zasadzek ludzkich, a ukazywać swoją potęgę jedynie wytrwałym czatownikom. Odgłosy mącą jak z głębin piekła. Tu, w ciszy i chłodnej pustce iskrzącej mrozem samotności, knieja odtwarza wciąż spektakl wiecznego cyklu. Gdy wszystko wokół się pasie, ja też zjadam kanapki, dopijam termos i ruszam jakiś czas po tym, jak dziki cichną. Nie mam jakoś ochoty wpaść na nabuzowanego hormonami odyńca. Mróz pieści cierpko odsłonięte fragmenty twarzy. Pielęgnuje wytrwałość. Ależ się odzwyczaiłem. Przecież to ledwo minus trzy. Księżyc góruje w poświacie swej mocy, a noc jeszcze młoda, tymczasem czuję się nasycony. Tyle się wydarzyło. Jenot, klon, sowy, zające, sarny, jelenie, huczka, odyńce. Czas zimowy, a puszcza tętni nieprzerwanie bijącym śpiewem życia. Skute lodem pola otwierają mrozne wrota do pozornej pustki pełnej zmagań. Tu dzieją się opowieści. Leniwie snują niekończące przygody. Wreszcie tutaj, trwa po kres istnienie.

b2a8c70f019c4020a2519aa1ab2cbbf3

___________________________________
___________________________________

Hej Czytelniku! To starsze opowiadanie z 2019 roku. Obecnie wszystkie najnowsze teksty zamieszczam już WYŁĄCZNIE w naszej facebookowej grupie PRZYJACIELE KNIEI. Trafiają tam opowiadania, ciekawostki, filmy, drzewne przesłania i wiele innych. Jeśli masz ochotę przeżywać te wpisy, mieć do nich dostęp razem z innymi Czytelnikami, serdecznie Cię tam zapraszam:

https://www.facebook.com/groups/1023689752281733

Grupa jest płatna – działa w duchu wzajemnej współpracy, czyli podziękowania za moją pisarską i wędrowną działalność, którą muszę jakoś finansować. Aby do niej dołączyć, potrzeba zaangażować się najpierw w PATRONAT dla szeptów, w zakresie 10/15/20/27zł miesięcznego wsparcia przez rok. Po aktywacji PATRONITE Twoja prośba będzie akceptowana. Grupa jest formą wirtualnej prenumeraty bloga. Teksty w niej publikowane, w ogromnej większości nie pojawiają się na blogu i są dostępne tylko tam. Obecność w niej daje Ci bardzo konkretne zniżki na nasze kniejowe wyprawy i wszystkie warsztaty.
https://patronite.pl/szeptykniei

Jeśli z jakiegoś powodu nie możesz korzystać z PATRONITE, napisz do mnie wiadomość, a znajdziemy jakieś rozwiązanie żebyś mógł cieszyć się treściami z grupy. Im dłużej zwlekasz z decyzją, tym większe robią się zaległości w czytaniu 🙂

Wszystkiego leśnego!

🌎 Wspólne Wędrówki do których można dołączyć i ubogacić swoją wrażliwość w świadomym postrzeganiu lasu, pogłębić przyrodniczą wiedzę o otaczającym świecie, aktualne są cały rok. Ruszamy sami lub w 2-3 osoby. Gościnna kwatera noclegowa podejmuje podróżnych z daleka Zapraszam po Twoją leśną przygodę!

Kontakt i zapisy:

czeremcha27@wp.pl

PełniaiDzik

Bóbr – pożyteczny przyjaciel ludzi i zwierząt.

Jedyny przypadek, kiedy cieszą mnie widok ściętych drzew, wygląda jak na zdjęciu poniżej. Wiem wtedy, że cel był szczytny, pożyteczny, a i nic się nie zmarnuje. W pierwszej chwili zdziwienie – po co tną nad stawem, skoro tamy tu nie zrobią? Osiki. Przysmak bobra, żubra i łosia. Nie próbowałem jak smakuje, ale dobre być musi, skoro zwierzęta tak dla nich wariują. Korę pogryzły, gałęzie odcięły i do swoich spiżarni zawlokły pewnie. Będą zapasy na mróz.

P91204-144248

Człowiek to szczególny gatunek. Sam przekształca środowisko i zwykle niszczy przestrzeń życiową innych istot, wylewa asfalt, beton, kostkę, morze hałasu i spalin, a bobrowi zalewać życiodajną wodą nie pozwala, ‘’bo szkodnik’’. Z bobrem odwrotnie. Choć coś zabiera, tworzy bogactwo siedlisk. Tak sobie myślę. Co one komu zaszkodzą w tych polnych rowkach? Na tą suszę z jaką borykają się tutejsze rejony, są wybawieniem. Nie zrobią przecież z tego rzeki, nie zaleją osiedli, bo zwyczajnie nie ma tyle wody. I nie będzie. Jedynie coś zatrzymają, a mały rozlew latem nasączy ziemię, co pochłoną spragnione rośliny. Tak było dotąd. Po zniszczeniu im tamy koparką, tego roku kukurydza wzrosła na wysokość powyżej kolan. Za sucho było i dla niej. Nawet wierzby im na złość wycięli, żeby nie miały z czego budować. Rozumiecie, ogołocony rów, to dla bobra spora przeszkoda, by transportować gałęzie z daleka. Tak w zawiści działa człowiek.
Więc przeniosły się do niżej położonego bagna. Tu wegetują, bo żadnych cieków spiętrzać nie mogą, choć woda jest. Może czekają na siły deszczu… Wtedy znów popłyną w pola, działać. Trudny i smutny okres w bobrowym życiu, gdy nie można budować i tworzyć. Bóbr chce dla wszystkich dobrze. Choć może nie zdaje sobie sprawy do końca jakie dobro czyni, zbadali to naukowcy i przyrodnicy. Tam gdzie grubasek sobie gospodaruje, rozkwita bujnie życie, we wszystkich żywiołach. Na stawach powstałych z bobrowych zapór osiedlają się co rzadsze ptaki, a głębiny zasiedlają ryby, mające teraz rozszerzone możliwości migracji i dotarcia do nowych miejsc. Rozkwita nietypowa roślinność terenów podmokłych. Bobrowe tamy sprawiaja jeszcze jedną ważną rzecz – działają jak naturalny filtr, wobec mechanicznych i biologicznych zanieczyszczeń. W gnijących stosach na przepływie, glinie czy porowatych kamieniach osiedlają się kolonie nieustannie pracujących bakterii nitryfikacyjnych. Jakość wody się poprawia. Tworzą się mokradła, które nawet lepiej magazynują CO2 niż lasy. Większa wilgoć, to też mniejsze zagrożenie pożarowe. Podnosi się poziom wód gruntowych, na czym korzystamy wszyscy. I mimo tego ‘’rozlewania’’ wody, zostaje ona zachowana, a tamy minimalizują ryzyko powodzi. Teren dziczeje, staje się trudniej dostępny, co sprzyja obecności zwierząt, które korzystają z kąpielisk i wodopojów. Przywraca bóbr naturze spokój, bogactwo i dzikość. Oddaje jej, co zawłaszczył człowiek. Może dlatego, tak jest przez wielu nielubiany? On dopiero prowadzi prawdziwą RENATURALIZACJĘ. Człowiek ostatnimi czasy specjalizował się w osuszaniu, meliorowaniu i zasypywaniu ‘’przeszkadzających’’ stawików i oczek wodnych. Opłakane przyniosło to skutki. Natura działa i poprawia – bobrowymi łapkami, uszczelniając prześwity w tamach, mieszanką zasychającego błota.

I tak sobie bober tworzy – swój podmokły, leniwie płynący rajski ogród. Każdy znajdzie u niego swoje miejsce. Łoś na bagnisku, gęś przelotna, czy cyranka, sum z czeluści mulistych lub zimorodek na czatowisku, albo czapla dostojna. A i Wędrowiec szczęśliwy, oczarowany przemianą dziejącą się za sprawą futrzastego budowniczego. On widzi cud.

Poczciwy zwierzak robi to, co człowiek ze swym intelektem powinien doskonale rozumieć. Bóbr nie musi. Choć głupiutki i uparty się wydaje, on wie, co jest ‘’bobre’’ dla wszystkich. I będzie to robił. Nie na złość przecież…

A i jeszcze jaka to jest atrakcja turystyczna – dla obserwatorów i czatowników, podziwiać grubaska przy robocie, jak snuje się człapiąc w te i we tę, majsterkując. Przepływa dołem cieku, mijając się ze światłem księżyca, a Ty siedzisz 2 metry nad nim, niewidoczny, dlań nieobecny. Emocje sięgają zenitu i rozkwitają, równie ciesząc co przemarsz dzików. Podnosi atut przyrodniczy regionu, bo zwykle widzimy efekty jego działalności, a samego zwierza dostrzec, to już po prostu szczęście. A zawsze nieziemskie słuchowisko drapań, skrobań, różnych łoskotów i chrobotów. Nocą tworzy dziki nastrój. Przenosi w podmokłą krainę rozlewisk, gdzie rządzi tylko nieokiełznany żywioł…

P91204-144546

P91204-144605

P91204-145235

Dla gatunkowego porównania efektów działalności, oto co znajduje się po drugiej stronie obiektywu. Hałdy żwiru i ziemi, z odpadami budowlanymi. Być może, ”walczący władca przyrody” zasypie i ten staw…

P91204-144706